Kaylee...
Zdenerwowana, chodziłam w kółko po moim pokoju, nerwowo gryząc wargę i wykręcając sobie dłonie. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Tym razem smutek i strach, zastąpiła wściekłość. Wściekłość z powodu oszukania. Z obrzydzenia i poniżenia - choć tak naprawdę to Gemma najwięcej na tym ucierpiała, i to ona była upokorzona - to ja też odczuwałam coś w rodzaju upokorzenia. Nie zrobił to dosłownie, ale...
Och, chwila, chwila. Zastopuj. Jest mnóstwo Martinów na świecie, pomyślałam, zatrzymując się i zaczynając skubać paznokieć. Ale...
Pamiętam, to. Pamiętam, jak namawiał mnie do jakichś tabletek, mówiąc, że to fajna sprawa. On sam nigdy ich nie zażywał, ale chciał zrobić to razem ze mną. Nie zgodziłam się, więc on też nie. Potem wypytywałam go skąd je ma - bo przecież nie mógł tak, jak zwyczajny człowiek, pójść do klubu i kupić sobie narkotyki. Nie on. Nie Martin. Każdy jego ruch był obserwowany, a takie potknięcie w postaci dragów... Albo on sam by się zabił albo jego ojciec. Musiał je od kogoś zdobyć. Wtedy imię 'David' jeszcze nic mi nie mówiło. Wtedy...
Teraz aż za dobrze wiedziałam o kogo chodzi. To było za bardzo ze sobą powiązane, aż zbyt oczywiste - wszystko pasowało. No, oprócz tego, że Martin podobno nigdy tu nie był. I w sumie po co?
Zmrużyłam oczy ze złości.
A podobno brzydzi się kłamstwa, pomyślałam ze złością. A tymczasem kłamał cały czas. Non stop. Boże, a ja jestem taka naiwna! We wszystko mu wierzyłam... Byłam głupia. Ale teraz już nie dam się tak łatwo zmanipulować. O nie.
Usiadłam na łóżku, podnosząc jedną z poduszek i przyciskając ją sobie do twarzy, a następnie wrzeszcząc w nią ze złości. Opadłam na pościel, wciąż krzycząc do poduszki. Zawsze tak robiłam, gdy byłam naprawdę wściekła. To mi pomagało. Musiałam się jakoś wyładować, a właśnie taki krzyk pozwalał mi to zrobić.
Bo ja naprawdę kochałam Martina. Byłam w nim zakochana i... I przez chwilę wydawało mi się, że on we mnie też jest. Byliśmy parą już 2 lata, gdy zaczęliśmy chodzić miałam zaledwie trzynaście lat - byłam bardzo młoda i chłopcy nawet mnie nie interesowali. Śmiać mi się chce, gdy przypominam sobie, jak na początku reagowałam na Martina, który wtedy posiadał już piętnaście lat. Brzydziłam się go, nie pozwalałam się choćby dotknąć. Co innego przy reporterach - przy nich kazano mi być szczęśliwie zakochaną. Nie chciałam tego, czułam się strasznie niekomfortowo, kiedy mnie obejmował czy całował w policzek. Starałam się tu ukryć, bo wiedziałam, że tak zadowolę ojca, ale było mi trudno. Prosiłam, błagałam by dał mi z tym skończyć - w tym wieku bardziej interesowały mnie zwierzęta czy taniec, a chłopcy... Denerwowali. Zwłaszcza on. Był bardziej dojrzały i miał już kilka dziewczyn. Na początku wierzył, że nie będzie tak źle, - pomijając, że byłam 'bachorem' jak dla niego - że jakoś poudaje. Ale gdy zaczęłam robić problemy... Cóż, w oczach mediów - słodka parka, sam na sam - wyzywanie i nienawiść.
A potem coś się zmieniło. Od czasu naszej wspólnej wycieczki do Wesołego Miasteczka. Namówił mnie wtedy na peruki... Dzięki czemu zyskaliśmy prywatność. Nikt za nami nie chodził, nie robił zdjęć, niczego nie oczekiwał. Było... Było normalnie. I chyba za to go pokochałam. Za ten jeden dzień normalności. Widziałam, że jemu tot eż dużo pomogło i również stał się bardziej przychylny co do mnie.
I wtedy zrozumiałam, że to nie jego nienawidzę, a mediów. Bo to przez nich musiałam 'być' jego dziewczyną, to oni czaili się na każdym kroku... I zabierali mi dzieciństwo. To przez nich musiałam szybko dojrzeć. A Martin tylko mi pomagał.
Od tego czasu stał mi się bliższy niż ktokolwiek inny. Wiedział co czuję, sam miał tak samo. Coraz lepiej się nam dogadywało. I... Naprawdę myślałam, że on też mnie kocha. Że nie robi tego na pokaz. Myliłam się. Nawet on, nawet Martin mnie oszukał. I ... Zgwałcił kogoś...Boże... Zgwałcił Gemme!
Moje rozmyślania przerwało czyjeś pukanie. Natychmiast wyprostowałam się, odrzucając poduszkę i poprawiając perukę. Do pokoju wsunął się Harry, natychmiast zamykając drzwi i opierając się o nie, spoglądając przy tym w ziemię.
Przez chwilę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Loczek. Podniósł głowę, niepewnie na mnie spoglądając. Podniosłam pytająco brew, a ten ciężko westchnął.
- Wiesz... Doszedłem do wniosku... Że trochę za ostro cię potraktowałem - zaczął. Od razu pokręciłam głową, lecz nie dał mi sobie przerwać. - Nawet nie zaprzeczaj.. Wiem, że może ci być trudno i... I... Że na pewno sama tam do niego nie poszłaś, prawda? - Niepewnie kiwnęłam głową. - Właśnie... I dlatego właśnie... Chciałem cię przeprosić. Za bardzo się uniosłem, ale po prostu...
Tu się zawahał. Zagryzł wargę, niepewny czy ma mi to powiedzieć czy nie. Nie naciskałam, jedynie słuchałam i czekałam, aż powie mi wszystko co chcę powiedzieć. Zresztą, czułam, że i tak nie ma racji, a mi się to wszystko należało - od łyknięcia tabletki do opieprzenia przez Harry`ego. Głupio się zachowałam, a on i tak miał za dużo problemów. W ogóle nie powinnam... Być Kaytlin. I zamiast tego wszystkiego, grzecznie siedzieć w domu wuja, nie ich.
- Po prostu bałem się, że coś ci się stało.. - odezwał się, spoglądając na mnie, jakby z przestrachem. - Że coś ci się stało przeze mnie i Gemmę... Dlatego, że cię tu zatrudniliśmy. Dlatego, że nas poznałaś i my cię wkopaliśmy w takie gówno. Przepraszam.
Lekko się uśmiechnęłam, kręcąc głową.
- Wszystko to mi się należało - odparłam. - Gdybym nie była tak głupia i nie poszłabym tam z nim.. I nie łyknęła tej tabletki... - Tym razem Harry chciał mi przerwać, lecz nie pozwoliła mu, podnosząc delikatnie głos. - To moja wina i wszystko to mi się należało. Znalazłam się tam nie przez was, tylko przez swoją głupotę i naprawdę nie masz za co przepraszać. - Wstałam, podchodząc do niego. - To ja powinnam cię przeprosić, bo kosztowałam cię mnóstwo stresu. - Złapałam za klamkę, próbując ją nacisnąć, co było trudne, zważywszy na to, że chłopak opierał się o nią ciałem. Harry spojrzał na mnie zdziwiony.
- Próbujesz mnie wyrzucić? - zapytał.
Gwałtownie pokręciłam głową, znów próbując nacisnąć klamkę - na marne, chłopak jedynie mocniej przycisnął się do niej ciałem, ty samym 'zamykając' mi rękę w potrzasku. Spróbowałam ją oswobodzić, lecz nic to nie dało.
- Nie, oczywiście, że nie... Tylko właśnie miałam wykonać bardzo ważny telefon - odparłam. I nie kłamałam. Musiałam sprawdzić czy Martin naprawdę był zdolny do gwałtu.
Harry spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Do kogo? - zapytał.
I wtedy zrozumiałam po co tu przyszedł. Wcale nie chciał mnie przeprosić, tylko sprawdzić. Chciał zobaczyć czy wciąż nie kontaktuje się z Davidem. A przy tym nie bał się o mnie, lecz o Gemmę. Ze złością uświadomiłam sobie, że uważa, iż mogę być dla niej potencjalnym zagrożeniem - wiedział, że nie przepadamy za sobą i myślał, że chętnie bym się jej pozbyła. Co oczywiście nie było prawdą. Polubiłam ją... Nigdy nie miałam takiej koleżanki. I nie chodzi mi tu o to, że ćpa. Wszystkie moje 'przyjaźnie' były oparte na kasie i mediach. Tu mogłam być sobą, a ona i tak mnie akceptowała. I sama pragnęła akceptacji. Nie wydałabym jej tak łatwo Davidowi.
Mocno szarpnęłam dłoń, prawie ją wyrywając. Prawie.
- Nie twój interes - wysyczałam, przez zaciśnięte zęby. - I puść mnie.
Chłopak zmrużył oczy, zaraz jednak się opanował.
- A co teraz robisz? - spytał, niby obojętnie.
- Coś ty taki ciekawski? - odpowiedziałam, przekrzywiając głowę w prawo.
Loczek wzruszył ramionami, a drzwi nagle zaczęły się z trudem otwierać. W szparze, która się zrobiła, pojawiła się głowa Liama. Spojrzał na nas pytająco, a Harry z westchnieniem wyprostował się, wypuszczając moją dłoń i pozwalając szerzej otworzyć drzwi Liamowi.
- Przeszkodziłem w czymś? - zapytał brunet, patrząc na mnie uważnie. Oboje natychmiast pokręciliśmy głowami.
- Nie... Pewnie, że nie - warknął Harry, jednocześnie przeciskając się na hol. Liam jeszcze raz spojrzał na mnie podejrzliwie, zamykając drzwi.
Wzięłam głęboki oddech, pocierając twarz i rozmasowując dłoń. Odgarnęłam warkocz na plecy, sięgając po komórkę i wybierając numer Martina. Następnie usiadłam pod drzwiami, myśląc, że muszę poprosić wuja o kluczyk do pokoju.
Nie musiałam długo czekać na odebranie połączenia. Zaledwie po kilku sekundach, w komórce usłyszałam szczęśliwy głos chłopaka.
- Kaylee?! Boże.. Wreszcie! Zaczynałem się już o ciebie martwić, tak nagle zniknęłaś... Nie dawałaś mi znaku życia, nie odbierałaś telefonów nic..
Lekko uśmiechnęłam się, słysząc chłopaka. Tak bardzo za nim tęskniłam. Pragnęłam go przytulić, pocałować, cokolwiek... Chociaż zobaczyć. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak długo osobno, uświadomiłam sobie. Od tych dwóch lat byliśmy niemal nierozłączni. Zawsze razem.
- I cały ten czas spędziłeś na myśleniu o mnie... Jasne... - wyszeptałam, po czym odkaszlnęłam, mówiąc głośniej. - Przepraszam. Miałam.. Strasznie dużo spraw, strasznie. Tęskniłam. I dalej tęsknie. Moglibyśmy się spotkać? Bardzo mi na tym zależy.
Cisza. Uśmiechnęłam się do siebie z przekąsem. No chyba, że jesteś zbyt zajęty gwałceniem, jakiejś dziewczyny, pomyślałam ze złością. Dopiero po dłuższej chwili odpowiedział:
- Pewnie... Ale nie wiem czy dam radę teraz, bo...
- Jeśli jesteś z kolegami, to nie ma problemu - przerwałam mu natychmiast. - Chętnie ich poznam. I wiesz... Powiem ci coś. Pamiętasz, jak proponowałeś mi te tabletki? Jakiś miesiąc temu? A ja ci stanowczo odmówiłam? Pamiętasz? - zaczęłam. Chłopak niechętnie przyznał, że pamięta. - Właśnie. Teraz chce ich spróbować.
Zawahał się.
- Nie jestem pewny, czy to jest dobry pomysł...
- Ale ja chcę. Chcę ich spróbować, Martin - Wstałam, zaczynając chodzić w kółko. - To gdzie jesteś i kiedy możemy się spotkać?
Usiadłam na łóżku, podnosząc jedną z poduszek i przyciskając ją sobie do twarzy, a następnie wrzeszcząc w nią ze złości. Opadłam na pościel, wciąż krzycząc do poduszki. Zawsze tak robiłam, gdy byłam naprawdę wściekła. To mi pomagało. Musiałam się jakoś wyładować, a właśnie taki krzyk pozwalał mi to zrobić.
Bo ja naprawdę kochałam Martina. Byłam w nim zakochana i... I przez chwilę wydawało mi się, że on we mnie też jest. Byliśmy parą już 2 lata, gdy zaczęliśmy chodzić miałam zaledwie trzynaście lat - byłam bardzo młoda i chłopcy nawet mnie nie interesowali. Śmiać mi się chce, gdy przypominam sobie, jak na początku reagowałam na Martina, który wtedy posiadał już piętnaście lat. Brzydziłam się go, nie pozwalałam się choćby dotknąć. Co innego przy reporterach - przy nich kazano mi być szczęśliwie zakochaną. Nie chciałam tego, czułam się strasznie niekomfortowo, kiedy mnie obejmował czy całował w policzek. Starałam się tu ukryć, bo wiedziałam, że tak zadowolę ojca, ale było mi trudno. Prosiłam, błagałam by dał mi z tym skończyć - w tym wieku bardziej interesowały mnie zwierzęta czy taniec, a chłopcy... Denerwowali. Zwłaszcza on. Był bardziej dojrzały i miał już kilka dziewczyn. Na początku wierzył, że nie będzie tak źle, - pomijając, że byłam 'bachorem' jak dla niego - że jakoś poudaje. Ale gdy zaczęłam robić problemy... Cóż, w oczach mediów - słodka parka, sam na sam - wyzywanie i nienawiść.
A potem coś się zmieniło. Od czasu naszej wspólnej wycieczki do Wesołego Miasteczka. Namówił mnie wtedy na peruki... Dzięki czemu zyskaliśmy prywatność. Nikt za nami nie chodził, nie robił zdjęć, niczego nie oczekiwał. Było... Było normalnie. I chyba za to go pokochałam. Za ten jeden dzień normalności. Widziałam, że jemu tot eż dużo pomogło i również stał się bardziej przychylny co do mnie.
I wtedy zrozumiałam, że to nie jego nienawidzę, a mediów. Bo to przez nich musiałam 'być' jego dziewczyną, to oni czaili się na każdym kroku... I zabierali mi dzieciństwo. To przez nich musiałam szybko dojrzeć. A Martin tylko mi pomagał.
Od tego czasu stał mi się bliższy niż ktokolwiek inny. Wiedział co czuję, sam miał tak samo. Coraz lepiej się nam dogadywało. I... Naprawdę myślałam, że on też mnie kocha. Że nie robi tego na pokaz. Myliłam się. Nawet on, nawet Martin mnie oszukał. I ... Zgwałcił kogoś...Boże... Zgwałcił Gemme!
Moje rozmyślania przerwało czyjeś pukanie. Natychmiast wyprostowałam się, odrzucając poduszkę i poprawiając perukę. Do pokoju wsunął się Harry, natychmiast zamykając drzwi i opierając się o nie, spoglądając przy tym w ziemię.
Przez chwilę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Loczek. Podniósł głowę, niepewnie na mnie spoglądając. Podniosłam pytająco brew, a ten ciężko westchnął.
- Wiesz... Doszedłem do wniosku... Że trochę za ostro cię potraktowałem - zaczął. Od razu pokręciłam głową, lecz nie dał mi sobie przerwać. - Nawet nie zaprzeczaj.. Wiem, że może ci być trudno i... I... Że na pewno sama tam do niego nie poszłaś, prawda? - Niepewnie kiwnęłam głową. - Właśnie... I dlatego właśnie... Chciałem cię przeprosić. Za bardzo się uniosłem, ale po prostu...
Tu się zawahał. Zagryzł wargę, niepewny czy ma mi to powiedzieć czy nie. Nie naciskałam, jedynie słuchałam i czekałam, aż powie mi wszystko co chcę powiedzieć. Zresztą, czułam, że i tak nie ma racji, a mi się to wszystko należało - od łyknięcia tabletki do opieprzenia przez Harry`ego. Głupio się zachowałam, a on i tak miał za dużo problemów. W ogóle nie powinnam... Być Kaytlin. I zamiast tego wszystkiego, grzecznie siedzieć w domu wuja, nie ich.
- Po prostu bałem się, że coś ci się stało.. - odezwał się, spoglądając na mnie, jakby z przestrachem. - Że coś ci się stało przeze mnie i Gemmę... Dlatego, że cię tu zatrudniliśmy. Dlatego, że nas poznałaś i my cię wkopaliśmy w takie gówno. Przepraszam.
Lekko się uśmiechnęłam, kręcąc głową.
- Wszystko to mi się należało - odparłam. - Gdybym nie była tak głupia i nie poszłabym tam z nim.. I nie łyknęła tej tabletki... - Tym razem Harry chciał mi przerwać, lecz nie pozwoliła mu, podnosząc delikatnie głos. - To moja wina i wszystko to mi się należało. Znalazłam się tam nie przez was, tylko przez swoją głupotę i naprawdę nie masz za co przepraszać. - Wstałam, podchodząc do niego. - To ja powinnam cię przeprosić, bo kosztowałam cię mnóstwo stresu. - Złapałam za klamkę, próbując ją nacisnąć, co było trudne, zważywszy na to, że chłopak opierał się o nią ciałem. Harry spojrzał na mnie zdziwiony.
- Próbujesz mnie wyrzucić? - zapytał.
Gwałtownie pokręciłam głową, znów próbując nacisnąć klamkę - na marne, chłopak jedynie mocniej przycisnął się do niej ciałem, ty samym 'zamykając' mi rękę w potrzasku. Spróbowałam ją oswobodzić, lecz nic to nie dało.
- Nie, oczywiście, że nie... Tylko właśnie miałam wykonać bardzo ważny telefon - odparłam. I nie kłamałam. Musiałam sprawdzić czy Martin naprawdę był zdolny do gwałtu.
Harry spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Do kogo? - zapytał.
I wtedy zrozumiałam po co tu przyszedł. Wcale nie chciał mnie przeprosić, tylko sprawdzić. Chciał zobaczyć czy wciąż nie kontaktuje się z Davidem. A przy tym nie bał się o mnie, lecz o Gemmę. Ze złością uświadomiłam sobie, że uważa, iż mogę być dla niej potencjalnym zagrożeniem - wiedział, że nie przepadamy za sobą i myślał, że chętnie bym się jej pozbyła. Co oczywiście nie było prawdą. Polubiłam ją... Nigdy nie miałam takiej koleżanki. I nie chodzi mi tu o to, że ćpa. Wszystkie moje 'przyjaźnie' były oparte na kasie i mediach. Tu mogłam być sobą, a ona i tak mnie akceptowała. I sama pragnęła akceptacji. Nie wydałabym jej tak łatwo Davidowi.
Mocno szarpnęłam dłoń, prawie ją wyrywając. Prawie.
- Nie twój interes - wysyczałam, przez zaciśnięte zęby. - I puść mnie.
Chłopak zmrużył oczy, zaraz jednak się opanował.
- A co teraz robisz? - spytał, niby obojętnie.
- Coś ty taki ciekawski? - odpowiedziałam, przekrzywiając głowę w prawo.
Loczek wzruszył ramionami, a drzwi nagle zaczęły się z trudem otwierać. W szparze, która się zrobiła, pojawiła się głowa Liama. Spojrzał na nas pytająco, a Harry z westchnieniem wyprostował się, wypuszczając moją dłoń i pozwalając szerzej otworzyć drzwi Liamowi.
- Przeszkodziłem w czymś? - zapytał brunet, patrząc na mnie uważnie. Oboje natychmiast pokręciliśmy głowami.
- Nie... Pewnie, że nie - warknął Harry, jednocześnie przeciskając się na hol. Liam jeszcze raz spojrzał na mnie podejrzliwie, zamykając drzwi.
Wzięłam głęboki oddech, pocierając twarz i rozmasowując dłoń. Odgarnęłam warkocz na plecy, sięgając po komórkę i wybierając numer Martina. Następnie usiadłam pod drzwiami, myśląc, że muszę poprosić wuja o kluczyk do pokoju.
Nie musiałam długo czekać na odebranie połączenia. Zaledwie po kilku sekundach, w komórce usłyszałam szczęśliwy głos chłopaka.
- Kaylee?! Boże.. Wreszcie! Zaczynałem się już o ciebie martwić, tak nagle zniknęłaś... Nie dawałaś mi znaku życia, nie odbierałaś telefonów nic..
Lekko uśmiechnęłam się, słysząc chłopaka. Tak bardzo za nim tęskniłam. Pragnęłam go przytulić, pocałować, cokolwiek... Chociaż zobaczyć. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak długo osobno, uświadomiłam sobie. Od tych dwóch lat byliśmy niemal nierozłączni. Zawsze razem.
- I cały ten czas spędziłeś na myśleniu o mnie... Jasne... - wyszeptałam, po czym odkaszlnęłam, mówiąc głośniej. - Przepraszam. Miałam.. Strasznie dużo spraw, strasznie. Tęskniłam. I dalej tęsknie. Moglibyśmy się spotkać? Bardzo mi na tym zależy.
Cisza. Uśmiechnęłam się do siebie z przekąsem. No chyba, że jesteś zbyt zajęty gwałceniem, jakiejś dziewczyny, pomyślałam ze złością. Dopiero po dłuższej chwili odpowiedział:
- Pewnie... Ale nie wiem czy dam radę teraz, bo...
- Jeśli jesteś z kolegami, to nie ma problemu - przerwałam mu natychmiast. - Chętnie ich poznam. I wiesz... Powiem ci coś. Pamiętasz, jak proponowałeś mi te tabletki? Jakiś miesiąc temu? A ja ci stanowczo odmówiłam? Pamiętasz? - zaczęłam. Chłopak niechętnie przyznał, że pamięta. - Właśnie. Teraz chce ich spróbować.
Zawahał się.
- Nie jestem pewny, czy to jest dobry pomysł...
- Ale ja chcę. Chcę ich spróbować, Martin - Wstałam, zaczynając chodzić w kółko. - To gdzie jesteś i kiedy możemy się spotkać?
***
Nie miałam na sobie peruki, a włosy chowałam pod kapturem. Na nos włożyłam okulary przeciwsłoneczne i choć nikt nie zwracał na mnie jakiejkolwiek uwagi, ja wciąż bałam się, że robią mi zdjęcia, chodzą za mną lub nagrywają. Ciągle panicznie rozglądałam się dookoła, i choć było mało ludzi, ja wciąż miałam wrażenie, że każdy z przechodniów to fotoreporter. I chociaż nikt nawet na mnie nie spoglądał, miałam wrażenie, że potem od razu się odwraca, robiąc mi zdjęcia. Bez peruki nie miałam już tej pewności siebie. Chyba... Chyba wolałam być Kaytlin niż Kaylee...
Umówiłam się z nim na ósmą wieczór pod... Pod Samanthą. Tak, właśnie. Pod tym klubem. Powiem szczerze - bałam się. Wiedziałam, że Martin mnie nie skrzywdzi, ani nie da mnie skrzywdzić... Ale bałam się. W pamięci wciąż miałam tamten wieczór, kiedy David wykorzystywał mnie dla kasy.
David...
Mimowolnie przeszły mnie dreszcze. On też tam będzie. Na pewno. Martin nie powiedział mi tego wprost, ale sam klub mówi za siebie. A Martin... Powiedzmy sobie szczerz e- to spora liga. Milioner. I David miałby przegapić taką okazję? Dobre sobie. Na nim mógł zarobić dość sporo, choć wątpiłam, by Martin był na tyle głupi, by łyknąć ową tabletkę lub dać mu się zmanipulować.
Usłyszałam 'Samanthę' nim ją zobaczyłam. Z trudem przełknęłam ślinę, chowając okulary i rozglądając się dookoła.
Coś ukuło mnie w serce, kiedy spostrzegłam Martina. Stał wśród nich, wśród nich wszystkich i palił. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko, gestem nakazując mi do nich podejść. Cała wcześniejsza odwaga mnie opuściła, kiedy tylko spojrzałam na lubieżny uśmiech Davida i pozostałych. Martin wydawał się tego nie widzieć, lub dobrze tu ukrywał. Rozłożył ramiona, podchodząc parę kroków i podając papierosa jednemu z nich.
Wzięłam głęboki oddech, starając się uśmiechnąć. Przecież nic mi się tu nie stanie, uspokajałam się. Wszystko będzie dobrze. Gemma przeżyła i ty przeżyjesz.
Przywołałam na twarz uśmiech, podchodząc od grupki. Gdy byłam już kilka metrów od nich, ściągnęłam kaptur, nawet nie rozglądając się na boki - wiedziałam, że akurat tu na pewno nie będzie reporterów. Włosy kaskadą wypłynęły mi spod kaptura, a wokół rozległy się ciche gwizdy, które zignorowałam.
Przytuliłam się do Martina. Tak bardzo mi tego brakowało. Chłopak podniósł moją twarz, całując. Skrzywiłam się lekko, czując odór papierosów, zaraz jednak oddałam. Przecież jestem taka sama, pomyślałam, przypominając sobie moje dwie 'imprezy'.
Nie wiem co chciałam udowodnić i komu, ale gdy tylko Martin kończył mnie całować, wyjęłam Davidowi z dłoni papieros, wdychając dym. Chłopak podniósł brew, uśmiechając się przy tym szerzej. Po chwili pokręcił głową, przyglądając mi się z uwagą. Oblizał wargi, nie przestając się na mnie patrzeć.
Pierwszy raz udało mi się nie zakrztusić dymem papierosowym. I... I poczułam z tego powodu dumę, co natychmiast spotkało się z obrzydzeniem do samej siebie.
________________
Od Boddie: W sumie to mi się nie podoba. Chyba mój najgorszy... Jakiś taki nieciekawy i w ogóle... Nie pisałam na siłę, ani nic takiego... Nie brakowało mi weny czy pomysłów, ale chyba źle to wszystko opisałam i dlatego mi się nie podoba...
Hm, w sumie zacznę od szablonu, który został zmieniony ;c Szkoda, że tak zdecydowałyście, tamten był o wiele, wiele lepszy, przynajmniej dla mnie. Ten, powiem wprost, nie pasuje do opowiadania, które piszecie. Jasny kolor dla ciemnego życia, narkotyków, alkoholu? Taki szablon może zadziałać w drugą stronę, może zniechęcić do siebie czytelników. Cóż, ja również na początku myślałam, iż pomyliłam adresy. Ale w końcu nie ocenia się książki po okładce, nieprawdaż? Ale okładka musi też zachęcić, nie zniechęcić...
OdpowiedzUsuń***
Cały rozdział Ky, bosko. Odprężę się po hukach petard, wystrzelonych o ciut wcześniej. Mówiąc to chodzi mi o jakieś 12,5 h w przód.
"[...] nerwowo gryząc wargę [...] - to zdanie brzmi jakoś sadystycznie, nie sądzisz? :) "[...] nerwowo od czasu do czasu przygryzając spierzchniętą wargę [..]"; zdanie przedstawione dla przykładu nie jest także jedną dziesiątą cudów świata, ale doszedł opis "jaką wargę?" i "kiedy?". Takie tam rozwinięcie zdania xD
jako, że przybyłam już w połowie opowiadania, jestem trochę... eee... w każdym razie, Martin nie żyje? :O XD
"A tymczasem kłamał cały czas. Non stop." - nie da rady tego połączyć w jedno zdanie?
Nie jestem dobra w ortografii imion angielskich/amerykańskich, ale czy do angielskiego imienia/amerykańskie nie można dodać "ę"? "Gemmę", chyba tak.
I znowu! Na miłość Boską, Boddie! Mogłabyś pamiętać o tym marnym szczególe. Gdzie w takiej akcji "Loczek"? Rozumiem, spokój, bez narkotyków, prostytucji, alkoholu, ale z tym nie da rady z przezwiskiem "Loczek". Dodaje do ciekawości i tajemnicy tylko i wyłącznie irytacje.
Ale Ky ♥ powinna w twarz napluć David'owi i może Martinowi, ale znając ją, nie zrobi. Chociaż trzymam kciuki ;D
***
To by było na tyle. A i mam pytanie; gdzie jest to coś, aby dodała się do waszych obserwatorów? ;P
Ja tylko co do szablonu.
OdpowiedzUsuńJest on w przeróbce, ponieważ wcześniejszy okazał się budzić trochę sprzeciwów z strony szabloniarnii z jakiej ją zamówiłyśmy i pobrałyśmy. Postaram się coś wymyślić jak najszybciej;)
A co do obserwatorów to już dodaję tę opcję;)