środa, 31 października 2012

[3]Wystarczy poszukać.


Gemma...

    Okryłam się kocem po samą szyję i płytko oddychając starałam się powstrzymać emocje. Nie chciałam wybuchać tego dnia po raz kolejny.W pierwszy odruchu chciałam wstać i powiedzieć mojemu kochanemu braciszkowi kim on dla mnie jest i jak bardzo cenię sobie jego zdanie. Przybrałam maskę, która miała świadczyć o tym, że nie rusza mnie to co do mnie mówi, czyli po prostu uśmiechałam się lekceważąco. Po chwili w salonie byli wszyscy. Ja, Harry, Liam, Louis, Niall, Zayn i ich menadżer Paul. Ten ostatni był chyba najbardziej zdenerwowany całą sytuacją, ale szczerze... Nie interesowało mnie co o mnie myśli.
   - Jak ona w ogóle znalazła się tam? To był zamknięty występ przecież.- zrzuciwszy z siebie koc zaczęłam szukać po kieszeniach gumy. Szybko ją odnalazłam bo w końcu nic więcej nie miałam, ale nie dane mi było rozkoszować się jej pysznym, miętowym posmakiem. Paul wyrwał mi opakowanie z gumą po czym rzucił ją Liamowi. - Słuchaj mnie smarkulo, bo więcej razy tego nie powtórzę... Napracowałem się razem z chłopcami żeby wybić ich i nie pozwolę, rozumiesz? Nie pozwolę! Byś wszystko spieprzyła swoją obecnością! Jeszcze jeden taki numer, a wylądujesz na bruku!- uśmiechnęłam się pod nosem po czym powoli wstałam.
   -A teraz ty posłuchaj mnie. Możesz mi naskoczyć! Nie będzie mną kierował jakiś niewydarzony menadżer! Nie jesteś moim ojcem żeby mówić mi co mam robić, a co nie! Pieprz się! Nie chce mi się z tobą gadać...- powiedziałam po czym znów usiadłam na sofie. Nagle jakby wszystkim odebrało głos. Nikt się nie odzywał i mogłam nawet przepuszczać, że nikt nie oddychał. Wiedziałam co teraz robi Harry. Zapewne głowi się jak tu przeprosić za moje zachowanie, ale musiałam go wyprzedzić.- Braciszku. Nie przepraszaj go za mnie bo tylko pogorszysz swoją sytuację.- powiedziałam po czym wyszłam machając w ich stronę.
   Miałam ich wszystkich serdecznie dość. Nie wiedzieli co to życie, a zwłaszcza ten ich menadżer. Zapewne od małego był rozpieszczany i chyba nikt nie miał wątpliwości, że będę dla niego miła.
   Ja jestem tylko miła dla osób które na to zasłużą, które są takie jak ja. Inne,  postrzegane przez świat jako chore psychicznie i które mają coś czego nie mają inni. Odwagę by powiedzieć to co myślą.

***

       Mgła spowijała cała  okolicę i nawet mój bystry wzrok nie był w stanie dostrzec czy jestem tu gdzie powinnam. Starałam się za wszelką cenę znaleźć ten ogromny, obdrapany budynek gdzie przeważnie przesiadywał David. Musiałam go jak najszybciej znaleźć, bo inaczej chyba wypaliło by mi gałki oczne, a ręce nie były by w ogóle pod moim władaniem. Strasznie paliło mnie w gardle, wręcz usychałam  z bólu. 
   Rozejrzałam się w koło. Wszędzie ciemność, żadnej żywej duszy, jedynie po drugiej stronie ulicy w jakimś barze paliły się światła i słychać było głośne śpiewy. W pierwszym momencie chciałam tam iść, napić się i odstresować, ale w końcu nie miałam pieniędzy, nie miałam nic. Wiedziałam, że jeśli poproszę Harry'ego to mi odmówi. Mogłam jedynie liczyć na dobrą wolę mojego dilera.
   - Gemma... Znowu ty? Myślałem, że już się nie zjawisz.- moich uszu dobiegł zachrypnięty głos dobrze zbudowanego dwudziestolatka. 
   Dopiero teraz go spostrzegłam. Stał oparty o ścianę i cały czas mi się przyglądał, jakby śledził dobry film, w którym niedługo ktoś zginie.
   -David. Potrzebuję jeszcze.- powiedziałam zbliżając się w jego kierunku. Usłyszałam cichy chichot, a po chwili zobaczyłam jak ktoś wychodzi z baru. Dwaj mężczyźni szli w naszą stronę i nie wyglądało to za dobrze.
   - Pewnie. Tylko pierw oddaj to co jesteś dłużna. My nie jesteśmy fundacją charytatywną. Płacisz i bierzesz, albo nie płacisz i dostajesz kulkę w łeb. Ja też pod kogoś podlegam i choćbym chciał ci pomóc to nie mogę. - zagryzałam dolną wargę kiedy poczułam jak coś zostaje mi przyłożone do pleców. Oddech nagle mi przyspieszył, a przed oczami pociemniało.
   -Oddam wszystko... Co do grosza, ale na razie nie mogę. Mieszkam z bratem, da mi na wszystko, ale ja na prawdę potrzebuję.- David pstryknął w palce po czym poczułam jak lufa pistoletu oddala się.
   -Masz tydzień na skołowanie tych dwudziestu tysięcy. Jeśli się spóźnisz to lepiej uciekaj, bo my nie czekamy dłużej, a to...- dokończył patrząc gdzieś za mnie z uśmiechem. Kiedy tylko kiwnął głową poczułam jak coś ostrego przejeżdża po moim ramieniu. Piekło niemiłosiernie, ale starałąm się nie wybuchnąć krzykiem. Spuściłam głowę trzymając się jedną ręką za ranę, którą mi zadali.- ... na pamiątkę. Następnym razem nie będzie tak fajnie.- powiedział po czym gestem ręki pogonił swoich ludzi. Złapał za mój podbródek każąc spojrzeć sobie w twarz po czym złożył na moim czole delikatny pocałunek. Brzydziłam się nim, ale wiedziałam, że jeśli coś mu zrobię to długo nie pożyję.
  -Ale co...- nie pozwolił mi dokończyć.
  - Amfetamina. Mówi ci coś ta nazwa? Na pewno twój brat ma coś takiego w domu. Wystarczy poszukać.- wyszeptał mi do ucha po czym odszedł.

***

        Pierwsze co zrobiłam gdy byłam w domu to pobiegłam do łazienki. Nie spojrzałam nawet na to czy ktoś mnie widzi. Zakluczyłam drzwi po czym zdjęłam bluzkę i przyjrzałam się bliżej ranie. Była głęboka, a ja nie potrafiłam jej w żaden sposób zatuszować. Właściwie to powinna być zszyta.
    Przepłukałam ją wodą po czym zaczęłam szukać jakichś bandaży. Były w szafce nad umywalką. Nie byłam za dobra w bawienie się w lekarza. Przeważnie jak byłam małą to Harry mnie opatrywał, a teraz musiałam radzić sobie sama.
   Osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach. Brakowało mi dawnego Loczka, jego niewymuszonego uśmiechu i tego, że zawsze był po mojej stronie. Od kiedy zamieszkał z chłopakami widziałam go może cztery razy i to tylko w najważniejsze święta. Nie odzywał się do mnie nawet kiedy miałam urodziny. Po prostu nic. Nie miałam z nim kontaktu.    Chciałam go przytulić, chciałam żeby powiedział mi, że mi pomoże, że jest ze mną i mogę powiedzieć mu wszystko, ale to było zbyt nierealne.
   -Gemma? Jesteś tam?- to Zayn starał się dostać do łazienki, a ja mu ją blokowałam.Szybko rozebrałam się do naga po czym owinęłam ręcznikiem. Włosy spięłam w niedbałego koka, tak bym wyglądała jakbym brała prysznic. Ochlapałam sobie twarz wodą, a na ramiona zarzuciałam szlafrok by zakryć ranę. Uchyliłam delikatnie drzwi i zobaczyłam zaskoczone spojrzenie Zayna. Coś podejrzewał. Domyślał się, że coś jest nie tak. Posłałam mu ciepły uśmiech kiedy spojrzał mi głęboko w oczy. Chciałam go zdzielić po tym pustym łbie, ale nie potrafiłam. Wiedziała, że muszę udawać miłą, bo może kiedyś mi się przyda.
   - Coś nie tak?- spytałam patrząc za plecy. Na wannie stała apteczka. Zapewne właśnie to go zaskoczyło. Jak mogłam o tym zapomnieć?
   -Wszystko gra? - spytał tylko szybko odwracając wzrok od wanny.
   -Jasne. Czemu miało by być inaczej?- chłopak uniósł jedną brew patrząc na mnie znacząco.- A! To... Byłam w barze i stłukłam przez przypadek szklankę, jak zbierałam okruchy to trochę się pokaleczyłam. Nic wielkiego uwierz.
   Nie wierzył mi. Widziałam to w jego oczach. Jednak kiedy przytaknął i odszedł pomyślałam, że może jednak jestem dobrą aktorką? Kiedy tylko znikł za drzwiami zaczęłam szukać po szafkach amfetaminy. David miał rację. Była. Dobrze ukryta, ale jednak była. Połknęłam dwie tabletki na raz, ale nie poczułam żadnej zmiany. Połknęłam kolejne dwie i nic. Dopiero po pół godziny zaczęło działam. Czułam się tak jak dawniej. Zadowolona i szczęśliwa z tego co mam, czyli z niczego.

_____
Od Akwamaryn:  Podoba mi się mniej niż pierwszy, ale mimo to myślę, że nie jest zły. I się okazało, że Gemma ma uczucia co? Hah... Muszę pokazać też jej ludzkie oblicze;)
  

czwartek, 25 października 2012

[2] - To nie jest takie łatwe, nie wystarczy sobie pomyśleć " To nic. Idź dalej. Nie patrz w tył", bo czasami ten tył mnie przegania.

Kaylee...

     Willa, w której ubikacje zbudowane są ze złota. Garaż, w którym mieszczi się jakieś dziesięć aut. W tym cztery moje. Basen dwa razy większy niż ten publiczny. Pełno służby, gotowej spełnić każdy twój rozkaz. Dostawać śniadanie do łóżka. Budzić się w Londynie, a po godzinie być na zakupach w Paryżu. Mieć wstęp na wszelakie gale, gdzie jesteś traktowany jak król. Pełno fanów, uwielbiających każdy twój gest, ruch, czczących cię jak Boga. Codzienne sesje zdjęciowe. Makijażystki, stylistki, fryzjerki chodzące za tobą krok w krok. Chłopcy na pstryknięcie palca. Świat śledzący każdy twój ruch, posunięcie i decyzję. Bycie w centrum uwagi. Twoja twarz na nagłówkach, reklamy z twoją podobizną. Sieć ubrań z twoim nazwiskiem! Bogactwo, pałac, sława, uroda i ty. 
    Idealnie? Do czasu. 
   ***
   Wściekła rzuciłam magazyn na nieduży stolik, tuż obok kubka kawy. Zacisnęłam dłonie w pięści, i po raz kolejny lekko podskoczyłam na wyboistych drogach Londynu. Jechaliśmy jakaś uliczką, ciasną i trudną w przedostaniu się dla ogromnej, długiej limuzyny. Nie mieliśmy jednak wyboru. Musieliśmy zgubić jadących za nami paparazzi, a przy okazji ominąć korek. Wuj byłby rozjuszony, gdybym spóźniła się na samolot. Trzeci raz. Ale ja wcale nie chciałam tam jechać. Do niego. Do jego pracy, do jego świata, do jego życia. Miałam własne. Ale ojciec uważał, że tak będzie dla mnie lepiej. Że odetchnę trochę od show biznesu. Że taki "urlop" to fajna sprawa, a przy tym bardzo pożądana. 
   A tak naprawdę się mnie wstydził.  Wstydził się tej afery, tego skandalu. Tej całej "sex taśmy", która "wyciekła" z  "mojego" laptopa. Którego "zostawiłam" w sklepie w LA. 
   Jeszcze raz z odrazą spojrzałam na nagłówek magazynu. " Kaylee Wihton zdradziła Martina?! Jej sex taśma wyciekła do internetu!" 
   Tyle, że to nie byłam ja. Ten wieczór, kiedy owa kaseta miała być nagrywana, ja spędzałam z Martinem na oglądaniu horrorów. A laptop miałam przy sobie - dobrze to pamiętam, bo przez niego, na skypie gadaliśmy z babcią Martina, a później z Aschley i Jane. 
    Zresztą, kobieta na tym filmie ma ciemniejszy odcień włosów ode mnie i większe piersi. Oraz tyłek. Szkoda, że to jakoś umyka, jakże czujnemu wzrokowi mediów. W końcu taka okazja dwa razy się nie zdarza - córka jednego z najbogatszych milionerów, zdradziła swojego chłopaka, przy okazji nagrywając ponętny pornos. Ależ to się sprzeda! 
     Martin oczywiście wie, że to nie prawda. I wspiera mnie, jak tylko potrafi. Bo wie, że to dla mnie trudne. Cały świat uważa mnie za dziwkę. Nawet ojciec. Nie potrafi zrozumieć, że to nie ja. Widzę to w jego oczach. Nie wierzy mi. 
  - Kay, spokojnie - usłyszałam kojący głos mojej opiekunki, Lucy. - To minie. Oni tylko szukają rozgłosu. A taka piękna, mądra i bardzo bogata dziewczyna potrafi go dać. Kochanie, miliony oczu śledzi twoje poczynania. Nie usuniesz z ich pamięci tej plotki. Ale możesz pokazać, jak głęboko masz ich zdanie i ile masz w sobie siły, by to przezwyciężyć. Że nie przejmujesz się ich oceną, bo nie znają prawdy. Zapomną. Zapomną, ale teraz niech widzą, że cię to nie rusza. Nie tylko muszą słyszeć, że to nie ty. Muszę to również widzieć. 
   Westchnęłam. Wiedziałam, że ma rację. Nie mogę pokazać swoje słabości. To jest jak gra z poziomami. Jeśli przejdziesz jeden - zaraz znajdzie się następny, o wiele trudniejszy. Ale teraz chyba zaliczałam finał. 
   - Rozumiem - odparłam, opadając na fotel. - Jednak czasem to mnie przerasta. Nie umiem dać sobie z tym rady, to zbyt trudne. Cały świat myśli, że jestem dziwką. To nie jest takie łatwe, nie wystarczy sobie pomyśleć " To nic. Idź dalej. Nie patrz w tył", bo czasami ten tył mnie przegania.
   - Kotku, oni tylko chcą byś tak myślała. Tak naprawdę to ty wygrywasz tę bitwę. Możesz chylić się ku upadkowi, ale nie upadniesz. Nie przez nich.
   Lucy wyciągnęła w moim kierunku rękę, po czym ścisnęła moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niej słabo, biorąc głęboki wdech. Zapomną, ale teraz niech widzą, że cię to nie rusza, pomyślałam, cytując słowa Lucy.
   ***
   Opadłam na fotel w limuzynie wuja, włosami zasłaniając twarz przed wścibskimi oczami paparazzi. Starałam się ich  ignorować i jakoś ukryć drżenie dłoni. Gdziekolwiek spojrzałam tam oślepiał mnie blask fleszy, a zewsząd dobiegały bolesne pytania, choćby np. " Z kim zdradziłaś Martina?". Bolało, bardzo. 
   Po chwili do limuzyny wgramolił się wuj, następnie Lucy. Drzwi zostały zamknięte, a ja zdjęłam z oczu przeciwsłoneczne okulary i wyprostowałam się na siedzeniu. Przymknęłam oczy, licząc do dziesięciu i starając się opanować emocje. Czasami po prostu coś we mnie pękało. Rzucały mną sprzeczne uczucia, ja sama nie wiedziałam co zrobić, co myśleć... Komu mogę zaufać, komu nie. Co mogę zrobić, a co będzie wzięte za skandal. Miałam tego dość, wykańczało mnie to.
   Usłyszałam ciężkie westchnienie wuja i lekko uchyliłam powieki. 
  - Wkopałaś się, Kaylee - zaczął. - Tym razem to przesada.
   Cicho prychnęłam.
   - Nie moja wina, że ojciec mnie spłodził. A potem wychowywał na skandalach, tak, że ludzie przyzwyczaili się, że zawsze wokół mnie jest szum. A skoro go nie ma, to sami sobie stworzą chaos. Ja przez najbliższy miesiąc byłam grzeczna.
    - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że uprawiałaś sex z tym chłopakiem, lunatykując? - przerwał mi gniewnie wuj.
    Pokręciłam głową, mrużąc oczy.
    - Chcę powiedzieć, że to nie byłam ja. Ale przecież posiadacie większe zaufanie do prasy. A jeśli tak bardzo chcecie wiedzieć, to wciąż jestem dziewicą.
    Przez chwilę mierzyliśmy się z wujem spojrzeniem, które ostatecznie przerwała Lucy.
    - Paul, już dobrze. Daj jej odpocząć. Oboje musicie zresztą odpocząć i się zrelaksować.
   Widziałam, jak wujek zaciska zęby, jednak po chwili ulega i przenosi wzrok na szybę, przez która i tak nie mógł nic zobaczyć. Były przyciemniane.
   Dalsza podróż minęła w ciszy. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Od czasu od czasu Lucy uśmiechała się do mnie pocieszająco, lub robiła głupie miny wskazując na Paula. Próbowała mnie rozśmieszyć i nawet jej to wychodziło. Czasami wręcz z trudem panowałam nad tym, by nie wybuchnąć śmiechem.
   Po trzech godzinach byliśmy na miejscu. Lekko uchyliłam szybę, spoglądając na ogromny budynek, pod którym tłoczyło się sporo ludzi. Podniosłam brew, patrząc na Paula.
   - Mają koncert? - zapytałam, zamykając szybę.
  No tak. Zupełnie zapomniałam, że wuj jest menadżerem tego boys bandu. O, przepraszam. TEGO boys bandu. One Direction. Super sławni, super utalentowani i super komercyjni. Tworzą jakieś tandetne piosenki o tym, jaka to dziewczyna jest piękna, albo o tym, jak to się nieszczęśliwie zakochali. A mimo wszystko i tak się sprzedali. Ciekawa byłam czy to dzięki "talentowi" czy ślicznym buźkom.
   - Owszem - Po twarzy wuja przebiegł cień wahania, po czym spojrzał mi w oczy i rzekł. - Ustalmy coś, Kaylee. Nie chce by chłopcy mieli z tobą coś wspólnego. Nie chcę byście kiedykolwiek zamienili choć słowa, jasne?
   Prychnęłam.
   - Nie jestem dostatecznie dobra dla nich? - zapytałam ze złością. - Czy za bardzo niegrzeczna?
   - Po prostu nie chcę by pojawiły się plotki. Ludzie nawet nie wiedzą, że jesteśmy spokrewnieni. I niech tak zostanie - odpowiedział z równą złością. - Będziesz mieszkać z moją żoną, ale od razu informuje cię, że nie zamierzam pozwalać ci zatrudniać jej na posadzie służącej. - Wręcz zachłystałam się powietrzem słysząc to. Czy ten gburowaty, chamski facet miał mnie za rozwydrzonego bachora i sądził, że wszystkich traktuje jak poddanych? Nie dał mi jednak sobie przerwać. - Póki co będziesz tu, na hali koncertowej. Jednak z dala od chłopaków, jasne? Będziesz grzecznie siedzieć w garderobie, a po koncercie pojedziemy do domu, gdzie cię zostawię, zrozumiano?
    Zacisnęłam zęby, ze złością mierząc się z nim spojrzeniem. Dopiero dłoń Lucy, zaciskająca się na moim ramieniu, uspokoiła mnie nieco. Kiwnęłam niechętne głową, myślach " Głupszym się ustępuje", po czym otworzyłam drzwi, mrucząc jeszcze:
  - Na wszelki wypadek zabierz mi kamerę, bo mogę nagrać w garderobie sex taśmę z manekinem...
________________
Od Boddie:  Chyba trochę zanudzałam... Ale to pierwszy mój rozdział, obiecuje, że się poprawię :D Mi się nawet podoba... Mam nadzieję, ze Wam też :D I też się strasznie cieszę, że zaczęłyśmy pisać tego bloga, choć Akwamaryn musiała mnie trochę przekonywać do jego założenia :P Jednak nie żałuje, że go założyłyśmy :D

sobota, 20 października 2012

[1]Twoi kochani rodzice.xxx


Gemma...

     Zaciągnęłam się kolejny raz i głośno roześmiałam widząc przerażoną minę Arona. Wyglądał jakby zobaczył ducha i chyba nawet tak było. Czułam się jakbym już nie żyła, jakby wszystkie troski gdzieś odpłynęły i dały mi spokój którego tak dawno nie zaznałam.
   Cicho westchnęłam opierając się o kanapę na której siedziała trójka nastolatków. Wszyscy byli ode mnie starsi. Ba! Wszyscy byli pełnoletni. Dorośli. 
   To słowo wywoływało we mnie odruch wymiotny, kojarzyło z rodzicami i tym jak szybko zapomnieli, że mają córkę. Tylko ich synek był teraz ważny, bo to on zaszedł na sam szczyt, a ja byłam zerem. Jak wiele razy słyszałam od nich, że mają mnie dość, że jestem nikim i powinnam smażyć się w piekle.
   Jednak ci ludzie byli inni. Akceptowali mnie taką jaką byłam, nie pytali czy znam One Direction i czy jestem tą Gemmą. Było im to obojętne i to w nich ceniłam. Nie wiedziałam nawet czy znają moje imię. 
   -Gemmy starczy.- powiedział stanowczo Aron, podnosząc się przy tym. Uniosłam wzrok i tylko się roześmiałam. Narkotyk przestawał działać, a ja potrzebowałam kolejnej dawki, potrzebowałam uciec od tej rzeczywistości. Nie odezwałam się kiedy podniósł mnie z ziemi siłą i wyciągnął na korytarz. Nadal słyszałam śmiechy ludzi w salonie i kłótnie o to kto dopije piwo, ale już mnie wyraźnie. -Ubieraj się. Odwiozę cię do domu.- zacisnęłam mocniej zęby po czym dałam mu w twarz. Szatyn uchylił się lekko pod mocą ciosu po czym przymknął oczy.
   Chciałam go przeprosić, chciałam usłyszeć jak mówi, że jestem niewydarzoną suką, tak bardzo chciałam... Ale nic nie usłyszałam prócz:
  -Ubieraj się.- był spokojny i opanowany. Jakby wymierzony mu policzek był za słaby. Widziałam jak drżą mu ręce, które po chwili zacisnął w pięści. Odkaszlnął cicho jak to miał w zwyczaju i przeniósł z powrotem na mnie wzrok. Czekał aż ubiorę buty. Zrobiłam to posłusznie, czując że nie wypada mu po raz kolejny odmówić, że może tego nie wytrzymać nerwowo. Wszystko we mnie jednak się sprzeciwiało. Kazało tu zostać i dokończyć, w końcu wydałam całe oszczędności.
   Wcisnęłam na swoje stopy trampki i poczułam jak chłopak pomaga mi wdziać na siebie skórzaną kurtkę. Zapewne zapomniała bym o niej gdyby nie on. Ile już rzeczy bym zapomniała? Chyba całą szafę i to taką ogromną.
   Wyszliśmy bez pożegnania, ale to nie była nowość. Oni zapewne nawet nie zauważyli, że nas nie ma. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg po plecach przeszedł mnie dreszcz. Delikatnie kropiło, gwiazdy świeciły, a na zewnątrz panowało przyjemne zimno. Mieliśmy godzinę około jedenastej w nocy, a ja nawet nie odczuwałam tak szybko, upływającego czasu. Aron wręcz wrzucił mnie na tylne siedzenie auta, a potem z niego wysadził dość brutalnie. Wiedziałam, że w środku cały aż wrze i tylko czeka aż zniknę w domu by mógł kopnąć w któryś z śmietników i zacząć wyklinać. Przekręciłam klucz w drzwiach najciszej jak umiałam po czym weszłam do środka. Spodziewałam się, że zastanę tam rodziców siedzących w fotelach i dyskutujących na mój temat, ale tak nie było. Światło było zgaszone wszędzie, kiedy zapaliłam jedno, moim oczom ukazał się idealny porządek. Tą olśniewającą czystość naruszał jedynie skrawek papieru na środku stołu. Nie zdejmując nawet butów przeszłam po błyszczącej podłodze i złapałam za karteczkę.
    ,, Kochanie wyjechaliśmy. Musimy odpocząć od tego wszystkiego. Nie radzimy sobie z tobą. Przez ten czas, który jest nieokreślony zamieszkasz z Harrym. On się tobą dobrze zaopiekuje. Tu masz adres. Pieniędzy nie zostawiamy bo jeszcze mogła byś do niego nie pójść.
                                                                                                        Twoi kochani rodzice.xxx''
   Zgniotłam kartkę po czym rzuciłam ją na ziemię. Mogłam się tego po nich spodziewać. Idealna rodzinka, a ja ją niszczyłam. Pobiegłam do pokoju, szybko się spakowałam po czym wyszłam z domu z torbą podróżną w ręce. Byłam wściekła. Nie dość że dowiedziałam się o tym w ostatniej chwili, to jeszcze  musiałam szukać teraz tego jego adresu.
   Nagle przypomniałam sobie, że przecież on i jego zespół grają dziś niedaleko w jakiejś auli koncert, a właściwie mają występ dla wapniaków. Starzy ludzie z kieszeniami pełnymi gotówki siedzą sobie zapewne wygodnie w czerwonych fotelach i zachwycają się ich muzyką, która jest tylko zlepkiem słów i melodii, która nic nie przekazuje. Wsiadłam w pierwszy autobus który napotkałam i już po chwili byłam przed wielką, a właściwie ogromną operą. Pierwszą osobą, która zaszła mi drogę był ochroniarz. Umięśniony, a właściwie otyły czarno skóry mężczyzna. Patrzył na mnie z jedną brwią uniesioną delikatnie ku górze, a w ręce trzymał jakieś papiery.
   -Gemma Styles. Ja do brata. Potrzebuję kluczy od domu.- powiedziałam i skrzyżowałam dłonie na piersi. Czekałam aż mężczyzna skonsultuje tę informację z menadżerem chłopców po czym zostałam wpuszczona. Chociaż to było fajne w byciu siostrą Hazzy... Chociaż to.
   Nagle odezwał się mój głód narkotykowy, przyszedł tak szybko że nim się zorientowałam całą drżałam. Moje ręce były w strasznym stanie, czułam jak blednę i jak oczy stają się czerwone i łzawią, czułam to całą sobą. Nie zwracając uwagi na kamery i kolejnych ochroniarzy wręcz przedarłam się do sceny. Kiedy byłam już w zasięgu wzroku Harry'ego ten nagle przestał śpiewać. Zamilkł całkowicie, mimo że była jego solówka, oczy powiększyły mu się kiedy zobaczył mnie, a ja mimo to wdrapałam się na scenę i zabrałam mu mikrofon.
   -Przykro mi, ale musimy zrobić przerwę. Sprawy techniczne. Harry zapomniał wysiusiać się przed występem.- ludzie na sali nawet się nie zaśmiali, byli to jacyś kompletni kretyni w garniturach. Umięśniony mężczyzna który zapewne był obstawą chłopców już biegł w moim kierunku, ale Harry nakazał mu wracać na miejsce. Spojrzałam na niego z wyższością i pokazałam środkowy palec po czym głośno się roześmiałam.
   -Przepraszamy, ale...- zaczął mój kochany braciszek.
   -Nie przepraszaj tych sztywniaków nie warto. Nie mam...- tym razem to on przerwał mi pchając tym samy  w kierunku kulis. Wyrwałam mikrofon jednemu z jego kolegów po czym wykrzyczałam do mnie. -Niech Bóg będzie z wami i przeciwko wam!- po czym rzuciłam blondynowi sprzęt i cicho się zaśmiałam.
   -Ty myślisz, że to jest zabawne?! Zniszczyłaś nam koncert smarkulo! Boże... Co ja im teraz powiem? - Harry chodził w tę i z powrotem.
   -Że masz nie zrównoważoną siostrę. Przecież to prawda co nie?- spytałam szukając po kieszeniach czegoś co zaspokoiło by moje drgawki. Nie chciałam by brunet je dostrzegł, jeszcze by się czegoś domyślił. Wiedział, że mam problemy, że czasem wypiję, ale uważał to za normalkę w wieku dorastania. Tak, bo on taki był. Od zawsze był grzeczny i poukładany.
   -Daj spokój co? Co ty tu w ogóle robisz?- spytał nagle jakby przypominając sobie, że ja jego fanką nie jestem.
  - Rodzice mnie przysłali, bo mają mnie w dupie. Pojechali sobie na wczasy, a mnie odesłali do ciebie. Dasz mi klucz od domu? I od auta też najlepiej. - chłopak zaśmiał się pod nosem po czym głośniej, prosto w moją twarz.
   - Żebyś pozabijała ludzi? Przecież ty jesteś pijana, a zresztą... I bez tego bym ci nie dał. Zostaniesz tu.- przerwał na chwilę.- Sophie! Zajmij się nią i pilnuj żeby nigdzie nie uciekła. Jak cie ugryzie to od razu do lekarza, bo jeszcze może mieć wściekliznę.- uśmiechnęłam się do niego ironicznie po czym usiadłam na kanapie i zarzuciłam nogi na stolik.

_____
    Od Akwamaryn: Nie wiem jak wy, ale ja cieszę się jak głupia z tego bloga! Znów wracamy do 1D i jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa;D Musiałam trochę na błagać Boddie by się zgodziła, ale wyszło;D Hah;) Dziękuję;D Co do samego rozdziału to mi się podoba i mam nadzieję, że wam też. Od razu an początku daję wam sporo informacji o mojej bohaterce, ale myślę, że nie raz was zaskoczę.  Miłego czytanie;)