Kaylee...
Wyrwałam mu komórkę, przyciskając ją do piersi i jednocześnie cofając się parę kroków. Nawet nie zauważyłam, że jej nie ma, że ktoś ją ukradł! Cóż, pomyślałam ze złością, do spostrzegawczych to ja nie należę. Skąd on ją w ogóle zdobył?! Nie przypominam sobie, żebym komukolwiek oddawała swoje rzeczy - a już na pewno nie jemu. Chyba, że ukradł, co właściwie byłoby całkiem prawdopodobnie. Ukradł na dragi, ale przez wyrzuty sumienia zwrócił. Albo przyszedł tu, by w zamian za komórkę - przedmiot, w którym zachowane były wszystkie moje prywatne rozmowy i sekrety - dała mu coś drogocenniejszego. No bo kto by uwierzył jakiemuś ćpunowi, że trzyma w ręce komórkę Kaylee Wihton, która nagle zniknęła nie wiadomo gdzie? Właśnie. Nikt.
- Ej - rzekł naburmuszonym tonem Aron. - Miała być wymiana. Oddaj jabłko.
Sapnęłam ze złości, po czym z całej siły rzuciłam owocem w chłopaka, który cofnął się jakby zaskoczony. Jabłko upadło, po czym zleciało z tarasu. Aron przez chwilę patrzył się za nim w zdziwieniu by po chwili mruknąć:
- Ej - rzekł naburmuszonym tonem Aron. - Miała być wymiana. Oddaj jabłko.
Sapnęłam ze złości, po czym z całej siły rzuciłam owocem w chłopaka, który cofnął się jakby zaskoczony. Jabłko upadło, po czym zleciało z tarasu. Aron przez chwilę patrzył się za nim w zdziwieniu by po chwili mruknąć:
- Odkupujesz.
Jeszcze bardziej się wściekłam. Nabijał się! Dla niego cała ta sytuacja była żartem. Miałam ochotę dać mu w pysk. Racja, oszukałam go. Ale przeprosiłam. Więc jakim prawem grzebał w mojej komórce?! Ba, skąd w ogóle miał moją komórkę?! Zawsze nosiłam ją blisko siebie, w ręce lub torebce... Nigdy nigdzie nie zostawiałam - w moim świecie, gdyby ktoś ją zdobył, już dawno bym nie żyła. Dosłownie.
- Serio? - zaczęłam ze złością. - Naprawdę w tym wszystkim najważniejsze jest to, że nie zjadłeś jabłka?
Aron westchnął teatralnie, po czym położył rękę na balustradzie, a brodę oparł na dłoni.
- No dobrze. Porozmawiajmy o tobie - Nagle na jego twarz pojawił się uśmiech, a on sam zaczął piszczeć podekscytowany, wysokim głosikiem. - Och, porozmawiajmy o twoich nowych, doczepianych włosach! Albo nie: o tipsach! Och, och, to będzie takie fascynujące! A wiesz, że Paris Hilton ma nowego pieska? Zapchlony kundel, nienawidzę zwierząt, ale i tak powiem, że jest słodki, bo przecież nie mogę źle wyjść w oczach mediów!
Zmrużyłam wojowniczo oczy. Kpił sobie ze mnie. Tak jak wtedy, w zaułku. Naśladował jedną z moich koleżanek - co oznacza, że czytał moje smsy. Tego było już za wiele, o wiele za wiele. Ze złością uderzyłam w jego rękę, opierającą się na balustradzie, tak, że w efekcie twarzą przypieprzył w metalową barierkę. Chłopak jęknął, z trudem prostując się i masując policzek, na którym jeszcze widać było ślad po uderzeniu.
- Bez agresji - wyjęczał. - Nie tak powinno się dziękować komuś, kto praktycznie uratował ci życie...
- Skąd masz moją komórkę i jak w ogóle śmiałeś w niej grzebać?! To jest czyjaś prywatność, nie powinieneś jej ruszać! Jej, ani żadnej innej, czy ty masz chociaż... - zaczęłam na niego wrzeszczeć. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego późniejsze słowa. - Jak to: uratował życie? Niby kiedy?
Aron opadł na balustradę, opierając się o nią tyłem do ogrodu, po czym wolną dłonią złapał między palce końcówkę warkocza.
- A myślisz, że to skąd wzięło się na twojej głowie? - Zaczął się nim bawić, jednocześnie spoglądając na mnie jakby ze złością czy nawet pogardą. - Chyba, że byłaś zbyt pijana, by to zapamiętać.
Niemal zachłysnęłam się powietrzem. To on! To on nałożył mi perukę w tym klubie, to był Aron... To właśnie on - chłopak, po którym najmniej się tego spodziewałam - ocalił mi życie. I wcale nie dramatyzuje. Gdyby Zayn mnie rozpoznał... I tak z trudem przyszło mu polubienie mnie... I gdyby się dowiedział, ze jestem Kaylee... Na pewno by to jakoś wykorzystał. Na pewno. Powiedział by chłopcom, któryś mógłby to niechcący wygadać. Albo w ogóle ktoś, jakaś osoba z tego klubu by mnie rozpoznała...
Ale właściwie wreszcie skończyłby się mój wizerunek grzecznej dziewczynki. Ta sex taśma - już ona sama wcale nie była taka zła. Zależy z której strony się na to patrzyło. Od lat byłam tą miłą, posłuszną i dobrą dziewczynką tatusia. Rzygać się tym chciało. Nic nie mogłam zrobić, dosłownie nic, wszystko było mi zabronione. I podczas, gdy inny chodzili do klubów, na imprezy, albo gdziekolwiek chcieli - ja grzecznie odrabiałam zadanie domowe w swoim domku, pod którym paparazzi przez okna robili mi zdjęcia. I nawet zasłony nie pomagały. Zawsze był szum, hałas, dyskomfort, że wszystko co zrobię będzie źle odbierane.
Biodrem również oparłam się o barierkę, opuszczając dłoń z telefonem. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio, dawna złość gdzieś zniknęła. Spojrzałam przepraszająco na Arona.
- Wybacz. Nie wiedziałam, nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy... - powiedziałam ze smutkiem. - Nie pamiętałam. Strasznie się przepraszam. Gdybym wiedziała, na pewno inaczej bym się zachowała. Wybacz.
Aron pokiwał w zamyśleniu głową, by po chwili rzecz.
- Na pewno inaczej. Wiedziałaś w ogóle gdzie idziecie? Że daje ci alkohol?
Zagryzłam wargę. Wiedziałam, pewnie, że tak. Nie sadziłam jednak, że piwo tak na mnie zacznie działać - po jednym straciłam opory.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili ciche skrzypienie. Aron zareagował błyskawicznie - już po kilku sekundach stał pod balkonem, na ziemi. Zdezorientowana, okręciłam się na pięcie, szukając wzrokiem szatyna. Niestety, było za ciemno - panowały okropne ciemności i nawet światło z mojego pokoju nie poprawiało widoczności.
- Kaytlin? - usłyszałam głos Zayna.
Odwróciłam się do niego, poprawiając perukę. Spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Jest zwołana narada. Chodź szybko - Po czym otworzył szerzej drzwi, ruchem głowy nakazując mi ruszać dupę.
Jeszcze bardziej się wściekłam. Nabijał się! Dla niego cała ta sytuacja była żartem. Miałam ochotę dać mu w pysk. Racja, oszukałam go. Ale przeprosiłam. Więc jakim prawem grzebał w mojej komórce?! Ba, skąd w ogóle miał moją komórkę?! Zawsze nosiłam ją blisko siebie, w ręce lub torebce... Nigdy nigdzie nie zostawiałam - w moim świecie, gdyby ktoś ją zdobył, już dawno bym nie żyła. Dosłownie.
- Serio? - zaczęłam ze złością. - Naprawdę w tym wszystkim najważniejsze jest to, że nie zjadłeś jabłka?
Aron westchnął teatralnie, po czym położył rękę na balustradzie, a brodę oparł na dłoni.
- No dobrze. Porozmawiajmy o tobie - Nagle na jego twarz pojawił się uśmiech, a on sam zaczął piszczeć podekscytowany, wysokim głosikiem. - Och, porozmawiajmy o twoich nowych, doczepianych włosach! Albo nie: o tipsach! Och, och, to będzie takie fascynujące! A wiesz, że Paris Hilton ma nowego pieska? Zapchlony kundel, nienawidzę zwierząt, ale i tak powiem, że jest słodki, bo przecież nie mogę źle wyjść w oczach mediów!
Zmrużyłam wojowniczo oczy. Kpił sobie ze mnie. Tak jak wtedy, w zaułku. Naśladował jedną z moich koleżanek - co oznacza, że czytał moje smsy. Tego było już za wiele, o wiele za wiele. Ze złością uderzyłam w jego rękę, opierającą się na balustradzie, tak, że w efekcie twarzą przypieprzył w metalową barierkę. Chłopak jęknął, z trudem prostując się i masując policzek, na którym jeszcze widać było ślad po uderzeniu.
- Bez agresji - wyjęczał. - Nie tak powinno się dziękować komuś, kto praktycznie uratował ci życie...
- Skąd masz moją komórkę i jak w ogóle śmiałeś w niej grzebać?! To jest czyjaś prywatność, nie powinieneś jej ruszać! Jej, ani żadnej innej, czy ty masz chociaż... - zaczęłam na niego wrzeszczeć. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego późniejsze słowa. - Jak to: uratował życie? Niby kiedy?
Aron opadł na balustradę, opierając się o nią tyłem do ogrodu, po czym wolną dłonią złapał między palce końcówkę warkocza.
- A myślisz, że to skąd wzięło się na twojej głowie? - Zaczął się nim bawić, jednocześnie spoglądając na mnie jakby ze złością czy nawet pogardą. - Chyba, że byłaś zbyt pijana, by to zapamiętać.
Niemal zachłysnęłam się powietrzem. To on! To on nałożył mi perukę w tym klubie, to był Aron... To właśnie on - chłopak, po którym najmniej się tego spodziewałam - ocalił mi życie. I wcale nie dramatyzuje. Gdyby Zayn mnie rozpoznał... I tak z trudem przyszło mu polubienie mnie... I gdyby się dowiedział, ze jestem Kaylee... Na pewno by to jakoś wykorzystał. Na pewno. Powiedział by chłopcom, któryś mógłby to niechcący wygadać. Albo w ogóle ktoś, jakaś osoba z tego klubu by mnie rozpoznała...
Ale właściwie wreszcie skończyłby się mój wizerunek grzecznej dziewczynki. Ta sex taśma - już ona sama wcale nie była taka zła. Zależy z której strony się na to patrzyło. Od lat byłam tą miłą, posłuszną i dobrą dziewczynką tatusia. Rzygać się tym chciało. Nic nie mogłam zrobić, dosłownie nic, wszystko było mi zabronione. I podczas, gdy inny chodzili do klubów, na imprezy, albo gdziekolwiek chcieli - ja grzecznie odrabiałam zadanie domowe w swoim domku, pod którym paparazzi przez okna robili mi zdjęcia. I nawet zasłony nie pomagały. Zawsze był szum, hałas, dyskomfort, że wszystko co zrobię będzie źle odbierane.
Biodrem również oparłam się o barierkę, opuszczając dłoń z telefonem. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio, dawna złość gdzieś zniknęła. Spojrzałam przepraszająco na Arona.
- Wybacz. Nie wiedziałam, nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy... - powiedziałam ze smutkiem. - Nie pamiętałam. Strasznie się przepraszam. Gdybym wiedziała, na pewno inaczej bym się zachowała. Wybacz.
Aron pokiwał w zamyśleniu głową, by po chwili rzecz.
- Na pewno inaczej. Wiedziałaś w ogóle gdzie idziecie? Że daje ci alkohol?
Zagryzłam wargę. Wiedziałam, pewnie, że tak. Nie sadziłam jednak, że piwo tak na mnie zacznie działać - po jednym straciłam opory.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili ciche skrzypienie. Aron zareagował błyskawicznie - już po kilku sekundach stał pod balkonem, na ziemi. Zdezorientowana, okręciłam się na pięcie, szukając wzrokiem szatyna. Niestety, było za ciemno - panowały okropne ciemności i nawet światło z mojego pokoju nie poprawiało widoczności.
- Kaytlin? - usłyszałam głos Zayna.
Odwróciłam się do niego, poprawiając perukę. Spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Jest zwołana narada. Chodź szybko - Po czym otworzył szerzej drzwi, ruchem głowy nakazując mi ruszać dupę.
***
Gdy weszłam do salonu, wszyscy już byli. Liam i Lou leżeli na kanapie, sprawiając wrażenie zdezorientowanych, Niall zasypiał na fotelu, na którym oparciu siedział Harry co chwila go dźgając i tym samym rozbudzając. Wuj Paul chodził w tę i z powrotem, a jego twarz wykrzywiała wściekłość. Na środku salonu stała Gemma - pokornie i cicho, pierwszy raz tak spokojnie. Spojrzałam na nią zdziwiona, lecz od razu Zayn lekko pchnął mnie na drugi fotel, wręcz zmuszając do siadnięcia, a sam tak jak Harry, oparł się o jego oparcie.
- Więc - zaczął wuj - Chcesz mi powiedzieć, że pod moim domem, domem chłopców są jacyś... Dilerzy, domagający się pieniędzy?
Gemma jakby nieco zbladła, lecz pokiwała głową, zagryzając wargę. Po chwili odpowiedziała.
- Tak. Nie wiem ilu ich jest... Ale na pewno więcej niż dwóch...
- Nie rozumiem - przerwał jej Liam. - Mamy ochroniarzy. Nie poradzą sobie z nimi? Chyba od tego są.
Zayn wzruszył ramionami.
- I myślisz, że oni ich zauważą? Prędzej tamci ich wystrzelają, niż ochroniarze chociażby zrozumieją, że ktoś tu siedzi. A jak im powiemy - Podniósł głos, nie dając sobie przerwać i tym samym ubiegając pytanie Liama. - to możemy ich narazić.
- Mamy chronić ochroniarzy? - zapytałam, podnosząc brew do góry. - Nie powinno być na odwrót?
Nie za bardzo rozumiałam co się dzieję, lecz jedno wiedziałam na pewno - Gemma kogoś tu sprowadziła i ten ktoś nas nie lubił. I najchętniej by nas zabił. Nieważne, ze to Gemma coś zrobiła. My ją znaliśmy, co było bardzo, bardzo złe.
Zayn po raz kolejny wzruszył ramionami.
- Jeśli tak bardzo chcesz mieć na sumieniu paru ludzi, nie ma sprawy - odrzekł z przekąsem.
Spuściłam wzrok, trochę ze wstydu. Wsadziłam dłonie pod uda, zastanawiając się co zrobić. Ciszę, przerwał Lou.
- Czyli jesteśmy oblężeni? - zapytał.
Po raz kolejny wszyscy spojrzeliśmy na niego ostro. Nawet teraz potrafił żartować! On w ogóle nie posiadał w sobie powagi. I nie miał wyczucia - próbował nas chyba rozśmieszyć, jednak teraz nikomu nie było do śmiechu. Spojrzałam spod rzęs na Gemme.
- A tak w ogóle... Co oni tu robią? - spytałam, dobrze znając odpowiedź.
Dziewczyna również spuściła wzrok, zawstydzona. Po chwili otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. I tak kilka razy - otwierała, zamykała. Widać było, że bardzo chce nam coś powiedzieć, lecz coś ją blokuje. Pierwszy raz widziałam u niej coś takiego - wstyd i ból. Znałyśmy się stosunkowo krótko, lecz nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, by ktoś taki jak ona mógł być do tego zdolny.
Wreszcie zaczęła mówić, choć z trudem.
- Ja... Bo chodzi o to... To jest tak, że ja... Ja... Przepraszam was, naprawdę... Ja tylko... - westchnęła, po kolei patrząc nam w oczy, by następnie to z siebie wydusić, zatrzymując wzrok na Zaynie. - Jestem ćpunką. Tak, przyznaje się. Ćpie, pije i palę. Wszystko na raz.Wiem, że... Że pewnie i to wiecie, wiedzieliście... Ale musiałam to powiedzieć. Musiałam się wam przyznać.
Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, po czym wreszcie Paul klasnął w ręce, odzywając się.
- Super. Wspaniale. I co w związku z tym?
Zayn przeniósł wzrok z dziewczyny na wuja.
- Wszystko. - Następnie spojrzał prosto na Harry`ego. - Zaczyna się polepszać. Walczy.
Loczek ledwo widocznie kiwnął głową, zagryzając wargę.
Paul westchnął ciężko, wreszcie się zatrzymując. Zimnym wzrokiem zmierzył stojącą przed nim Gemme, po czym odrzekł.
- W czym to ma pomóc? Nam, nie jej?
Zayn wstał, oblizując wargi i wsadzając dłonie w kieszenie.Podszedł do blondynki, stając przed nią, dosłownie kilka centymetrów dalej. Przez chwilę spoglądali sobie w oczy, by po chwili Zayn zaczął:
- Jak zdobywałaś narkotyki? Co robiłaś by je mieć, skąd brałaś pieniądze? - Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała, podniósł głos. - Jak kupowałaś dragi, nie wliczając licznych kradzieży? Co sprawiało, że na nie miałaś?
Po kilku sekundach, Gemma pokręciła delikatnie głową.
- Nie miałam na nie - odpowiedziała słabym głosem. - Dlatego właśnie oni tam są. Narobiłam sobie długów, a potem... Potem by je spłacić... Ukradłam naszyjnik Kaytlin. Bardzo drogi, ale nie wystarczająco.
Odruchowo podniosłam dłoń dotykając obojczyka, jakbym liczyła, że jakimś cudem znajdzie się tam naszyjnik.. Mój naszyjnik. Poczułam jak trzęsie mi się broda, lecz natychmiast zagryzłam wargę, powstrzymując to. Nie mogłam się teraz rozpłakać, to by było żałosne. W takiej chwili... ! Tylko się nie rozbecz... Nie rozbecz... No szlag. Płacze. Kur**.
Widziałam, jak Harry i Niall patrzą na mnie zmartwieni. Spuściłam głowę, zakrywając twarz włosami.
- Ile był wart? - zapytał Zayn i wiedziałam, że pytanie było skierowane do mnie.
Pokręciłam głową.
- 10 tysięcy... Tak około...
Któryś cicho gwizdnął. Pewnie Lou, pomyślałam.
- Miałaś 10 tysięcy i się tu zatrudniłaś? - usłyszałam Nialla.
Podniosłam gwałtownie głowę. Wszyscy się na mnie gapili - wszyscy z wyjątkiem Zayna, wciąż wpatrującego się w Gemme. Dziewczyna zdziwiona obserwowała mnie. Najprawdopodobniej nie wiedziała od kogo był ten naszyjnik. Bo skąd?
- On.. - przełknęłąm głośno ślinę. - On był od mojej mamy... Zmarłej... Umarła, gdy miałam 8 lat i zostawiła mi tylko to. To jedyna pamiątka po niej. Dała mi ją kilka minut przed śmiercią. To najcenniejsza rzecz jaką posiadałam. Czy ty, choćbyś nie wiem jak głodował...Sprzedałbyś to?
Niall najpierw delikatnie pokręcił głową oszołomiony, po czym gwałtownie, blednąc.
- Nie, na pewno nie.
Pokiwałam głową, ocierając łzy. Byłam na siebie wściekłą za ten wybuch. Czy ja zawsze muszę beczeć, pomyślałam ze złością. Zawsze! Boże... Jestem taka beznadziejna...
Przez chwilę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Zayn.
- No to już wszystko jasne... Idziemy. Już - Popchnął, wcale nie delikatnie, Gemme w stronę drzwi, po drodze chwytając mnie za nadgarstek i zmuszając od wstania. - Ty też.
Spojrzałam an niego zszokowana. Spróbowałam się wyrwać, lecz na marne.
- Po co ja? - zdążyłam tylko zapytać.
___________________________
Od Boddie: Masakryczne długi :D Jestem padnięta,ale i szczęśliwa :D Bardzo mi się podoba, choć miałam do niego dwa podejścia :D Mam nadzieję, ze Wam też się podoba, a czytanie nie zmęczyło was ;D I choć trochę zaciekawiło :)
Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, po czym wreszcie Paul klasnął w ręce, odzywając się.
- Super. Wspaniale. I co w związku z tym?
Zayn przeniósł wzrok z dziewczyny na wuja.
- Wszystko. - Następnie spojrzał prosto na Harry`ego. - Zaczyna się polepszać. Walczy.
Loczek ledwo widocznie kiwnął głową, zagryzając wargę.
Paul westchnął ciężko, wreszcie się zatrzymując. Zimnym wzrokiem zmierzył stojącą przed nim Gemme, po czym odrzekł.
- W czym to ma pomóc? Nam, nie jej?
Zayn wstał, oblizując wargi i wsadzając dłonie w kieszenie.Podszedł do blondynki, stając przed nią, dosłownie kilka centymetrów dalej. Przez chwilę spoglądali sobie w oczy, by po chwili Zayn zaczął:
- Jak zdobywałaś narkotyki? Co robiłaś by je mieć, skąd brałaś pieniądze? - Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała, podniósł głos. - Jak kupowałaś dragi, nie wliczając licznych kradzieży? Co sprawiało, że na nie miałaś?
Po kilku sekundach, Gemma pokręciła delikatnie głową.
- Nie miałam na nie - odpowiedziała słabym głosem. - Dlatego właśnie oni tam są. Narobiłam sobie długów, a potem... Potem by je spłacić... Ukradłam naszyjnik Kaytlin. Bardzo drogi, ale nie wystarczająco.
Odruchowo podniosłam dłoń dotykając obojczyka, jakbym liczyła, że jakimś cudem znajdzie się tam naszyjnik.. Mój naszyjnik. Poczułam jak trzęsie mi się broda, lecz natychmiast zagryzłam wargę, powstrzymując to. Nie mogłam się teraz rozpłakać, to by było żałosne. W takiej chwili... ! Tylko się nie rozbecz... Nie rozbecz... No szlag. Płacze. Kur**.
Widziałam, jak Harry i Niall patrzą na mnie zmartwieni. Spuściłam głowę, zakrywając twarz włosami.
- Ile był wart? - zapytał Zayn i wiedziałam, że pytanie było skierowane do mnie.
Pokręciłam głową.
- 10 tysięcy... Tak około...
Któryś cicho gwizdnął. Pewnie Lou, pomyślałam.
- Miałaś 10 tysięcy i się tu zatrudniłaś? - usłyszałam Nialla.
Podniosłam gwałtownie głowę. Wszyscy się na mnie gapili - wszyscy z wyjątkiem Zayna, wciąż wpatrującego się w Gemme. Dziewczyna zdziwiona obserwowała mnie. Najprawdopodobniej nie wiedziała od kogo był ten naszyjnik. Bo skąd?
- On.. - przełknęłąm głośno ślinę. - On był od mojej mamy... Zmarłej... Umarła, gdy miałam 8 lat i zostawiła mi tylko to. To jedyna pamiątka po niej. Dała mi ją kilka minut przed śmiercią. To najcenniejsza rzecz jaką posiadałam. Czy ty, choćbyś nie wiem jak głodował...Sprzedałbyś to?
Niall najpierw delikatnie pokręcił głową oszołomiony, po czym gwałtownie, blednąc.
- Nie, na pewno nie.
Pokiwałam głową, ocierając łzy. Byłam na siebie wściekłą za ten wybuch. Czy ja zawsze muszę beczeć, pomyślałam ze złością. Zawsze! Boże... Jestem taka beznadziejna...
Przez chwilę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Zayn.
- No to już wszystko jasne... Idziemy. Już - Popchnął, wcale nie delikatnie, Gemme w stronę drzwi, po drodze chwytając mnie za nadgarstek i zmuszając od wstania. - Ty też.
Spojrzałam an niego zszokowana. Spróbowałam się wyrwać, lecz na marne.
- Po co ja? - zdążyłam tylko zapytać.
___________________________
Od Boddie: Masakryczne długi :D Jestem padnięta,ale i szczęśliwa :D Bardzo mi się podoba, choć miałam do niego dwa podejścia :D Mam nadzieję, ze Wam też się podoba, a czytanie nie zmęczyło was ;D I choć trochę zaciekawiło :)