środa, 28 listopada 2012

[10] - Nie tak powinno się dziękować komuś, kto praktycznie uratował ci życie...

Kaylee...
    Wyrwałam mu komórkę, przyciskając ją do piersi i jednocześnie cofając się parę kroków. Nawet nie zauważyłam, że jej nie ma, że ktoś ją ukradł! Cóż, pomyślałam ze złością, do spostrzegawczych to ja nie należę. Skąd on ją w ogóle zdobył?! Nie przypominam sobie, żebym komukolwiek oddawała swoje rzeczy - a już na pewno nie jemu. Chyba, że ukradł, co właściwie byłoby całkiem prawdopodobnie. Ukradł na dragi, ale przez wyrzuty sumienia zwrócił. Albo przyszedł tu, by w zamian za komórkę - przedmiot, w którym zachowane były wszystkie moje prywatne rozmowy i sekrety - dała mu coś drogocenniejszego. No bo kto by uwierzył jakiemuś ćpunowi, że trzyma w ręce komórkę Kaylee Wihton, która nagle zniknęła nie wiadomo gdzie? Właśnie. Nikt.
    - Ej - rzekł naburmuszonym tonem Aron. - Miała być wymiana. Oddaj jabłko.
     Sapnęłam ze złości, po czym z całej siły rzuciłam owocem w chłopaka, który cofnął się jakby zaskoczony. Jabłko upadło, po czym zleciało z tarasu. Aron przez chwilę patrzył się za nim w zdziwieniu by po chwili mruknąć:
     - Odkupujesz.
     Jeszcze bardziej się wściekłam. Nabijał się! Dla niego cała ta sytuacja była żartem. Miałam ochotę dać mu w pysk. Racja, oszukałam go. Ale przeprosiłam. Więc jakim prawem grzebał w mojej komórce?! Ba, skąd w ogóle miał moją komórkę?! Zawsze nosiłam ją blisko siebie, w ręce lub torebce... Nigdy nigdzie nie zostawiałam - w moim świecie, gdyby ktoś ją zdobył, już dawno bym nie żyła. Dosłownie.
    - Serio? - zaczęłam ze złością. - Naprawdę w tym wszystkim najważniejsze jest to,  że nie zjadłeś jabłka?
    Aron westchnął teatralnie, po czym położył rękę na balustradzie, a brodę oparł na dłoni.
    - No dobrze. Porozmawiajmy o tobie - Nagle na jego twarz pojawił się uśmiech, a on sam zaczął piszczeć podekscytowany, wysokim głosikiem. - Och, porozmawiajmy o twoich nowych, doczepianych włosach! Albo nie: o tipsach! Och, och, to będzie takie fascynujące! A wiesz, że Paris Hilton ma nowego pieska? Zapchlony kundel, nienawidzę  zwierząt, ale i tak powiem, że jest słodki, bo przecież nie mogę źle wyjść w oczach mediów!
     Zmrużyłam wojowniczo oczy. Kpił sobie ze mnie. Tak jak wtedy, w zaułku. Naśladował jedną z moich koleżanek - co oznacza, że czytał moje smsy. Tego było już za wiele, o wiele za wiele. Ze złością uderzyłam w jego rękę, opierającą się na balustradzie, tak, że w efekcie twarzą przypieprzył w metalową barierkę. Chłopak jęknął, z trudem prostując się i masując policzek, na którym jeszcze widać było ślad po uderzeniu.
    - Bez agresji - wyjęczał. - Nie tak powinno się dziękować komuś, kto praktycznie uratował ci życie...
   - Skąd masz moją komórkę i jak w ogóle śmiałeś w niej grzebać?! To jest czyjaś prywatność, nie powinieneś jej ruszać! Jej, ani żadnej innej, czy ty masz chociaż...  - zaczęłam na niego wrzeszczeć. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego późniejsze słowa. - Jak to: uratował życie? Niby kiedy?
     Aron opadł na balustradę, opierając się o nią tyłem do ogrodu, po czym wolną dłonią złapał między palce końcówkę warkocza.
     - A myślisz, że to skąd wzięło się na twojej głowie? - Zaczął się nim bawić, jednocześnie spoglądając na mnie jakby ze złością czy nawet pogardą. - Chyba, że byłaś zbyt pijana, by to zapamiętać.
     Niemal zachłysnęłam się powietrzem. To on! To on nałożył mi perukę w tym klubie, to był Aron... To właśnie on - chłopak, po którym najmniej się tego spodziewałam - ocalił mi życie. I wcale nie dramatyzuje. Gdyby Zayn mnie rozpoznał... I tak z trudem przyszło mu polubienie mnie... I gdyby się dowiedział, ze jestem Kaylee... Na pewno by to jakoś wykorzystał. Na pewno. Powiedział by chłopcom, któryś mógłby to niechcący wygadać. Albo w ogóle ktoś, jakaś osoba z tego klubu by mnie rozpoznała...
     Ale właściwie wreszcie skończyłby się mój wizerunek grzecznej dziewczynki. Ta sex taśma - już ona sama wcale nie była taka zła. Zależy z której strony się na to patrzyło. Od lat byłam tą miłą, posłuszną i dobrą dziewczynką tatusia. Rzygać się tym chciało. Nic nie mogłam zrobić, dosłownie nic, wszystko było mi zabronione. I podczas, gdy inny chodzili do klubów, na imprezy, albo gdziekolwiek chcieli - ja grzecznie odrabiałam zadanie domowe w swoim domku, pod którym paparazzi przez okna robili mi zdjęcia. I nawet zasłony nie pomagały. Zawsze był szum, hałas, dyskomfort, że wszystko co zrobię będzie źle odbierane.
    Biodrem również oparłam się o barierkę, opuszczając dłoń z telefonem. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio, dawna złość gdzieś zniknęła. Spojrzałam przepraszająco na Arona.
   - Wybacz. Nie wiedziałam, nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy... - powiedziałam ze smutkiem. - Nie pamiętałam. Strasznie się przepraszam. Gdybym wiedziała, na pewno inaczej bym się zachowała. Wybacz.
     Aron pokiwał w zamyśleniu głową, by po chwili rzecz.
   - Na pewno inaczej. Wiedziałaś w ogóle gdzie idziecie? Że daje ci alkohol?
    Zagryzłam wargę. Wiedziałam, pewnie, że tak. Nie sadziłam jednak, że piwo tak na mnie zacznie działać - po jednym straciłam opory.
    Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili ciche skrzypienie. Aron zareagował błyskawicznie - już po kilku sekundach stał pod balkonem, na ziemi. Zdezorientowana, okręciłam się na pięcie, szukając wzrokiem szatyna. Niestety, było za ciemno - panowały okropne ciemności i nawet światło z mojego pokoju nie poprawiało widoczności.
   - Kaytlin? - usłyszałam głos Zayna.
   Odwróciłam się do niego, poprawiając perukę. Spojrzałam pytająco na chłopaka.
   - Jest zwołana narada. Chodź szybko - Po czym otworzył szerzej drzwi, ruchem głowy nakazując mi ruszać dupę.
***
    Gdy weszłam do salonu, wszyscy już byli. Liam i Lou leżeli na kanapie, sprawiając wrażenie zdezorientowanych, Niall zasypiał na fotelu, na którym oparciu siedział Harry co chwila go dźgając i tym samym rozbudzając. Wuj Paul chodził w tę i z powrotem, a jego twarz wykrzywiała wściekłość. Na środku salonu stała Gemma - pokornie i cicho, pierwszy raz tak spokojnie. Spojrzałam na nią zdziwiona, lecz od razu Zayn lekko pchnął mnie na drugi fotel, wręcz zmuszając do siadnięcia, a sam tak jak Harry, oparł się o jego oparcie. 
     - Więc - zaczął wuj - Chcesz mi powiedzieć, że pod moim domem, domem chłopców są jacyś... Dilerzy, domagający się pieniędzy? 
     Gemma jakby nieco zbladła, lecz pokiwała głową, zagryzając wargę. Po chwili odpowiedziała. 
     - Tak. Nie wiem ilu ich jest... Ale na pewno więcej niż dwóch...
     - Nie rozumiem - przerwał jej Liam. -  Mamy ochroniarzy. Nie poradzą sobie z nimi? Chyba od tego są. 
    Zayn wzruszył ramionami. 
      - I myślisz, że oni ich zauważą? Prędzej tamci ich wystrzelają, niż ochroniarze chociażby zrozumieją, że ktoś tu siedzi. A jak im powiemy - Podniósł głos, nie dając sobie przerwać i tym samym ubiegając pytanie Liama. - to możemy ich narazić. 
      - Mamy chronić ochroniarzy? - zapytałam, podnosząc brew do góry. - Nie powinno być na odwrót? 
   Nie za bardzo rozumiałam co się dzieję, lecz jedno wiedziałam na pewno - Gemma kogoś tu sprowadziła i ten ktoś nas nie lubił. I najchętniej by nas zabił. Nieważne, ze to Gemma coś zrobiła. My ją znaliśmy, co było bardzo, bardzo złe. 
     Zayn po raz kolejny wzruszył ramionami.
      - Jeśli tak bardzo chcesz mieć na sumieniu paru ludzi, nie ma sprawy - odrzekł z przekąsem.
     Spuściłam wzrok, trochę ze wstydu. Wsadziłam dłonie pod uda, zastanawiając się co zrobić. Ciszę, przerwał Lou. 
     - Czyli jesteśmy oblężeni? - zapytał. 
    Po raz kolejny wszyscy spojrzeliśmy na niego ostro. Nawet teraz potrafił żartować! On w ogóle nie posiadał w sobie powagi. I nie miał wyczucia - próbował nas chyba rozśmieszyć, jednak teraz nikomu nie było do śmiechu. Spojrzałam spod rzęs na Gemme. 
     - A tak w ogóle... Co oni tu robią? - spytałam, dobrze znając odpowiedź. 
    Dziewczyna również spuściła wzrok, zawstydzona. Po chwili otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. I tak kilka razy - otwierała, zamykała. Widać było, że bardzo chce nam coś powiedzieć, lecz coś ją blokuje. Pierwszy raz widziałam u niej coś takiego - wstyd i ból. Znałyśmy się stosunkowo krótko, lecz nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, by ktoś taki jak ona mógł być do tego zdolny. 
     Wreszcie zaczęła mówić, choć z trudem.
    - Ja... Bo chodzi o to... To jest tak, że ja... Ja... Przepraszam was, naprawdę... Ja tylko... - westchnęła, po kolei patrząc nam w oczy, by następnie to z siebie wydusić, zatrzymując wzrok na Zaynie. - Jestem ćpunką. Tak, przyznaje się. Ćpie, pije i palę. Wszystko na raz.Wiem, że... Że pewnie i to wiecie, wiedzieliście... Ale musiałam to powiedzieć. Musiałam się wam przyznać.
    Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, po czym wreszcie Paul klasnął w ręce, odzywając się.
    - Super. Wspaniale. I co w związku z tym?
    Zayn przeniósł wzrok z dziewczyny na wuja.
    - Wszystko. - Następnie spojrzał prosto na Harry`ego. - Zaczyna się polepszać. Walczy.
    Loczek ledwo widocznie kiwnął głową, zagryzając wargę.
    Paul westchnął ciężko, wreszcie się zatrzymując. Zimnym wzrokiem zmierzył stojącą przed nim Gemme, po czym odrzekł.
    - W czym to ma pomóc? Nam, nie jej?
    Zayn wstał, oblizując wargi i wsadzając dłonie w kieszenie.Podszedł do blondynki, stając przed nią, dosłownie kilka centymetrów dalej. Przez chwilę spoglądali sobie w oczy, by po chwili Zayn zaczął:
    - Jak zdobywałaś narkotyki? Co robiłaś by je mieć, skąd brałaś pieniądze? - Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała, podniósł głos. - Jak kupowałaś dragi, nie wliczając licznych kradzieży? Co sprawiało, że na nie miałaś?
    Po kilku sekundach, Gemma pokręciła delikatnie głową.
   - Nie miałam na nie - odpowiedziała słabym głosem. - Dlatego właśnie oni tam są. Narobiłam sobie długów, a potem... Potem by je spłacić... Ukradłam naszyjnik Kaytlin. Bardzo drogi, ale nie wystarczająco.
     Odruchowo podniosłam dłoń dotykając obojczyka, jakbym liczyła, że jakimś cudem znajdzie się tam naszyjnik.. Mój naszyjnik. Poczułam jak trzęsie mi się broda, lecz natychmiast zagryzłam wargę, powstrzymując to. Nie mogłam się teraz rozpłakać, to by było żałosne. W takiej chwili... ! Tylko się nie rozbecz... Nie rozbecz... No szlag. Płacze. Kur**.
    Widziałam, jak Harry i Niall patrzą na mnie zmartwieni. Spuściłam głowę, zakrywając twarz włosami.
   - Ile był wart? - zapytał Zayn i wiedziałam, że pytanie było skierowane do mnie.
   Pokręciłam głową.
   - 10 tysięcy... Tak około...
   Któryś cicho gwizdnął. Pewnie Lou, pomyślałam.
   - Miałaś 10 tysięcy i się tu zatrudniłaś? - usłyszałam Nialla.
   Podniosłam gwałtownie głowę. Wszyscy się na mnie gapili - wszyscy z wyjątkiem Zayna, wciąż wpatrującego się w Gemme. Dziewczyna zdziwiona obserwowała mnie. Najprawdopodobniej nie wiedziała od kogo był ten naszyjnik. Bo skąd?
    - On.. - przełknęłąm głośno ślinę. - On był od mojej mamy... Zmarłej... Umarła, gdy miałam 8 lat i zostawiła mi tylko to. To jedyna pamiątka po niej. Dała mi ją kilka minut przed śmiercią. To najcenniejsza rzecz jaką posiadałam. Czy ty, choćbyś nie wiem jak głodował...Sprzedałbyś to?
   Niall najpierw delikatnie pokręcił głową oszołomiony, po czym gwałtownie, blednąc.
   - Nie, na pewno nie.
   Pokiwałam głową, ocierając łzy. Byłam na siebie wściekłą za ten wybuch. Czy ja zawsze muszę beczeć, pomyślałam ze złością. Zawsze! Boże... Jestem taka beznadziejna...
    Przez chwilę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Zayn.
   - No to już wszystko jasne... Idziemy. Już - Popchnął, wcale nie delikatnie, Gemme w stronę drzwi, po drodze chwytając mnie za nadgarstek i zmuszając od wstania. - Ty też.
   Spojrzałam an niego zszokowana. Spróbowałam się wyrwać, lecz na marne.
   - Po co ja? - zdążyłam tylko zapytać.
   ___________________________
Od Boddie:   Masakryczne długi :D Jestem padnięta,ale i szczęśliwa :D Bardzo mi się podoba, choć miałam do niego dwa podejścia :D Mam nadzieję, ze Wam też się podoba, a czytanie nie zmęczyło was ;D I choć trochę zaciekawiło :)

sobota, 24 listopada 2012

[9] ,, Zabiję się dziwko. Już nigdy nie zaznasz spokoju. Widzę cię, widzę go... Od kiedy to gustujesz w muzułmaninach?''


Gemma...

         Padał deszcz. Żadna nowość w końcu jesteśmy w Anglii. Deszczowej i szarej Wielkiej Brytanii. Właśnie tak wyobrażałam sobie sceny z filmów lub książek. Zakapturzona blondynka przemierza w deszczu kolejne uliczki w poszukiwaniu spokoju. Po jej policzkach ciekną gorzkie łzy, ale krople deszczu zakrywają je. Jedynie ciche szlochanie może ją zdradzić. 
   Od zawsze uważałam, że płacz jest oznaką słabości, ale teraz nie potrafiłam inaczej. Dotarło do mnie co takiego zrobiłam i co zrobiły ze mną narkotyki.
  Gdybym mogła cofnąć czas...
  Gdybym mogła jeszcze raz stanąć przed Harrym, Zaynem i resztą chłopców i powiedzieć im jaka jest prawda. Nie mogłam tego zrobić. Dopiero teraz zrozumiałam jaka jestem słaba.Dopiero słowa Zayna uświadomiły mi, że w końcu i tak się stoczę o ile już tego nie zrobiłam. 
   Westchnęłam zła na siebie i swoje zachowanie po czym wyjęłam z kieszeni pieniądze, które otrzymałam za naszyjnik, który ukradłam Kaylee.Schowałam je z powrotem po czym wyjęłam telefon i wybrałam numer Arona. Zrobiłam to wręcz odruchowo, bo wiedziałam że tylko on mnie wysłucha. Odebrał od razu.
  -Gemma nie mogę teraz...- wychrypiał do słuchawki.
  -Potrzebuję cię... Aron potrzebuję ciebie, a nie twoich pieniędzy. Chcę znów poczuć twoje ciepło...- powiedziałam przez łzy. Nie dało się ukryć moich załamań w głosie. Przez krótką chwilę panowała cisza, a ja usłyszałam czyjś głos w tle. Głos Kay. Był u niej i to ona była ważniejsza teraz ode mnie.- Nie ważne. Zajmij się Kaylą.- dodałam po czym rozłączyłam się i usiadłam na jednej z ławek w parku. Zapragnęłam krzyknąć tak głośno jak to tylko możliwe i komuś przywalić. Byle komu. Nagle w mojej głowie rozbrzmiały słowa Zayna.
  ,, Jesteś nic nie wartą dziwką. Egoistką i suką. Każdego musisz wykorzystać. Tylko po to by mieć na te swoje zasrane narkotyki.  Mam nadzieję, że szybko cię zniszczą, bo już nie chcę oglądać twojej tłustej dupy.''
  Właśnie to mnie bolało, to kuło. Myślałam, ze właśnie on mnie zrozumie. Sam kiedyś siedział w tym bagnie, sam topił się w swoim gównie tak jak teraz ja.Otarłam policzki po czym biegiem ruszyłam w kierunku domu.
  
***

     Pakowałam swoje rzeczy do walizki tak szybko na ile było to możliwe. Nie chciałam by ktokolwiek mnie zobaczył, a już zwłaszcza Paul, który miał by niezły ubaw, że wymiękam. Szczerze, to teraz miałam go w głębokim poważaniu. Zamknęłam torbę po tym opadłam na łóżko. Nigdy nie spałam na tak miękkim i wygodnym jak to. Podkuliłam nogi pod brodę i utkwiłam wzrok w oknie. Deszcz powoli ustępowałam słońcu, ale nadal mżyło. 
   Nagle wszystkie wspomnienia, które chciałam wyprzeć z mojej głowy, wróciły.
  -Zamknij się wreszcie! Idiotko! Niszczysz tę rodzinę! Niszczysz mnie! Gdybym mógł...Ah... Mam nadzieję, że więcej cię nie zobaczę! Że nie będę musiał cię oglądać! Ojciec miał rację! Jesteś nic nie warta! Jesteś taka sama jak każda inna!- słowa Harry'ego w tamtym momencie sprawiały mi nei tylko psychiczny, ale i fizyczny ból. 
  On żył w przekonaniu, że każda kobieta jest wartościowa, ale kiedy został sławny poznał zdanie ojca, który uważał, że nadajemy się tylko do jednego. Od kiedy nie bywał w domu... Wszystko się zmieniło. Każdy szczegół.
   Chmury przykrywały całą okolicę, śnieg padał. To były nasze pierwsze święta bez niego. Postanowił spędzić je z chłopakami w trasie koncertowej. Bolało mnie to... Bolało jak cholera, ale ukrywałam. Nie przełamałam się z nim opłatkiem, z nikim. Nikt nie przeczytał Biblii, nikt... Wtedy wszystko się zaczęło. Wybiegłam z domu, pognałam do klubu, zażyłam pierwszą dawkę, a potem wszystko przybrało szybsze tempo. Straciłam zaufanie rodziców, straciłam przyjaciół... Zostałam sama...
    Cicho stęknęłam na wspomnienie tego wydarzenia. Nadal miałam przed oczyma tę nieudekorowaną choinkę, stół bez jednego nakrycia i brak śpiewanych kolęd przez niego.
  -Gemma?- odezwał się ktoś za moimi plecami. Przekręciłam lekko głowę i zobaczyłam Harry'ego. Stał przy krawędzi łóżka i patrzył na mnie jakby nie wierzył, że taż mam uczucia.
   -Harry...- wyszeptałam wstając i rzucając mu się na szyję. Od razu odwzajemnił uścisk, usiadł na łóżku biorąc mnie sobie na kolana i mocno przycisnął do klatki piersiowej.
   -Już dobrze.. Jestem tu, jestem przy tobie.- potrzebowałam go. Kochałam go. Był dla mnie oparciem przez te wszystkie lata, a kiedy go straciłam na rzecz fanek i sławy...
   -Pomóż mi. Proszę. Wyciągnij mnie z tego. Nie umiem sama oddychać, nie umiem sama żyć. Pomóż mi...- wyszeptałam mu do ucha. Oczy coraz bardziej mi się kleiły, ale nie zważałam na to.
   -Pomogę. Jestem twoim bratem. Kocham cię.- powiedział ocierając moje łzy. Zapewne gdyby teraz ktoś nas zobaczył pomyślał by, że ja zwariowałam, a Harry jest idiotą skoro wierzy w moją poprawę.
   Został tylko jeszcze jeden problem... Naszyjnik. Jeśli teraz się dowie, że go sprzedałam nigdy nie będę mieć jego zaufania, nie mógł się dowiedzieć o tym. Nie teraz. Sapnęłam cicho oplatając swoje ręce na wysokości jego torsu.

***

        Obudziły mnie głośne krzyki z pokoju obok. W pierwszym odruchu pomyślałam, że może Louis i Niall kłócą się o to kto będzie pierwszy grał na konsoli, ale po chwili zorientowałam się, ze głosy nie dochodzą zza ściany, a z mojego pokoju. To Zayn i Harry o czymś dyskutowali, albo raczej kłócili się. Chodziło o mnie.
  -Narkomani zrobią wszystko dla jeszcze jednej dawki! Wiem o o tym! Wiesz jak trudno jest się z tego wydostać?! Nie starczy twoje dobre serce! Ona z tego nie wyjdzie! Jest za słaba! Nie mamy nawet pewności czy chce twojej pomocy czy może pieniędzy!- przez chwilę panowała cisza.
  -Znam ją doskonale. To moja siostra i nie mam zamiaru patrzeć jak stacza się na samo dno! Chcę tylko byś mi pomógł. Nie jej, a mi. Jeśli coś jej się stanie to nie wybaczę sobie tego! Rozumiesz?! Ona jest najważniejsza, zawsze była i zawsze będzie!Pomóż jej.- powiedział już nieco ciszej, po czym się poprawił.- Pomóż mi.
   -Dobra... Ale po pierwsze ona mus przed wszystkimi wyznać, że ją to niszczy i że chce poprawy. Po drugie, musi iść do dilera. Pójdę tam z nią. Wiem jak to załatwić. Po trzecie... Kiedy tylko przestanie ćpać zniknie z naszego życia i nigdy nie wróci. Rozumiesz?- zacisnęłam zęby, by nie popłakać się. Było to jednak za trudne. Łzy po prostu pociekły po moich policzkach. Czekałam na odpowiedź Harry'ego.
    -Zgoda.- zagryzłam dolną wargę, a palce u rąk i nóg ścisnęłam ze sobą, by złagodzić ból.
   -A teraz zostaw mnie z nią. Nie martw się. Nic jej nie zrobię, ale muszę przeszukać jej pokój.- usłyszałam tylko ciche zamykanie drzwi i odgłos otwieranych szafek. On naruszał moją prywatność. Otworzyłam oczy i przyglądałam się poczynaniom chłopaka. Przeszukiwał mnie skrupulatnie, podnosił dywan, pukał w ściany, patrzył nawet w bieliźnie.
   -Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?- zapytałam ocierając łzy i siadając na łóżku. Zayn spojrzał na mnie zaskoczony i oparł się o ścianę.
   -Narkomani mogą schować narkotyki wszędzie.- powiedział oschle i wrócił do swoich zajęć.
   -Ty o tym coś wiesz, prawda?- nagle znieruchomiał. Nie spojrzał w moim kierunku tylko wyprostował się jak struna i czekał an dalsze słowa.- Chłopcy wiedzą, że brałeś? Znam wielu narkomanów... Nawet jeśli pozbędziesz się nałogu, to to zawsze w tobie pozostanie. Szukasz jak prawdziwy pies policyjny, wiesz gdzie szukać... Masz warunek bym poszła do dilera, bo wiesz, że tylko tak można udowodnić chęć zmiany. Gdybyś nie był kiedyś taki jak ja nigdy byś mi nie pomógł, bo nie wiedział byś jak.
    - Nie pomagam tobie, pomagam Harry'emu. Jest moim przyjacielem, a ja chcę się tylko ciebie pozbyć spod naszego dachu. Niszczysz to co zbudowaliśmy przez ten cały czas. Jeśli naprawdę chcesz zmiany to...- słowa szatyna przerwał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. David. -... to nie odbierzesz.- dokończył z uśmiechem na twarzy i znów zaczął grzebać po szafkach.  Oblizałam wargi i zamknęłam oczy. Kiedy tylko sygnał ustał przyszedł sms. Odczytałam go po czym przerażona upuściłam telefon na deski w pokoju. Mój oddech przyspieszył, serce zaczęło bić szybciej. Zayn spojrzał na mnie po czym na telefon, podszedł, podniósł go i przeczytał wiadomość.
   ,, Zabiję się dziwko. Już nigdy nie zaznasz spokoju. Widzę cię, widzę go... Od kiedy to gustujesz w muzułmanach?''
   Wstałam wystraszona i podbiegłam do okna.
   -Kto to?- spytał tylko szatyn.
   -David... Mój diler. - chłopak wciął mi się w zdanie.
   -Nie rozumiem. Czemu przejmuje się...- tym razem to ja nie dałam mu dokończyć zdania. Na początku dla mnie to też było nie jasne, ale teraz rozumiałam.
   - Bo jestem mu winna jeszcze dziesięć tysięcy...- przecież naszyjnik był wyceniony na jedyne dziesięć. Kolejne miałam wpłacić do końca miesiąca.- On... Kiedyś byliśmy parą, a on nie umie się pogodzić, że go zostawiłam.- dodałam patrząc prosto w ciemne oczy chłopaka. 
   -Zwołujemy zebranie. Powiesz im, że chcesz się zmienić. Tu i teraz.

_________
Od Akwamaryn: Chyba mój pierwszy aż tak długi. Pisałam na jednym wydechu, po prostu jak zaczęłam to w mojej głowie rodziło się tysiąc pomysłów. Mam nadzieję, że wam się podoba równie co mi.
  

wtorek, 20 listopada 2012

[8] - Czy już dawno sprzedałaś mózg za narkotyki?! Jesteś nic nie warta, jesteś śmieciem! To, że zmarnowałaś życie sobie, nie znaczy, że musisz marnować je nam!

Kaylee
   Jęknęłam, przekręcając się na czymś miękkim. Podniosłam rękę, dotykając głowy przez co od razu poczułam piekący ból w ramieniu. Natychmiast opuściłam dłoń, biorąc głęboki wdech. Wszystko mnie bolało. Dosłownie wszystko. W gardle czułam piekący ból, jakbym zjadła papryczkę. Nawet śliny nie posiadałam. Wargi miałam okropnie suche, potrzebowałam czegoś do picia. Czegoś orzeźwiającego. W głowie tylko mi szumiało. Na niczym nie umiałam się skupić, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Spróbowałam coś sobie przypomnieć, coś z wczorajszej nocy. Niestety, w głowie miałam pustkę. Jedyne co pamiętałam to... Gemme, która gdzieś mnie ciągła... Arona, wrzeszczącego na mnie za coś... Harry`ego, jego zdziwione i zatroskane spojrzenie.. I Nialla, uśmiechającego się do mnie wesoło. 
    Znów jęknęłam próbując otworzyć oczy. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Mimo usilnych starań nic, dosłownie nic nie pamiętałam. To było takie denerwujące. Nie znałam tego uczucia, było mi obce... Nagle poczułam czyjąś dłoń na policzku. Lodowatą. Zamruczałam zadowolna przytulając się do owej ręki. Cała płonęłam, potrzebowałam czegoś tak zimnego. Niestety, palce od razu zniknęły, a ja nie miałam sił by ją przytrzymać. 
   Zmarszczyłam brwi, mrugając. Na początku oślepiło mnie jaskrawe światło. Odruchowo zasłoniłam oczy ramieniem, co od razu spotkało sie z głośnym jękiem bólu. Po chwili znów spróbowałam. Tym razem światło coś przysłoniło.. Jakiś kształt.. Chwilę trwało nim wreszcie dostrzegałam jakieś zarysy, a jeszcze dłużej nim rozpoznałam w tym 'szkicu' Harry`ego. 
   Natychmiast podniosłąm się, rozglądajac się dookołą. 
   Leżałam w jakimś wszechstronnym pomieszczeniu. Ściany miały odcień karmelu, a puchowy dywan posiadał kolor biały. Naprzeciwko mnie stała komoda z ciemnego drewna, a nad nią lustro. Ogromne, ze złotą ramą. W dodatku podświetlane. Tak, że widziałam się nawet bardziej niż dokładnie. 
    Wyglądałam okropnie. Oczy miałam czerwone i spuchnięte... Cała byłam czerwona i spuchnięta. W dodatku na szyi miałam... O Boże, nie. Na szyi miałam... malinkę?  Jeknęłam, przesuwając palcami po 'znamieniu'.  Posiadałam oprócz tego duże wory pod oczami, wargi były całkowicie suche i jakby pogryzione. Śmierdziało ode mnie alkoholem. 
      Chwila. Jak to... Alkoholem? Zamarłam. Ja przecież nie pije, pomyślałam bardziej zdenerowana niż wystarszona. Nie piłam, nie pije i nie będę. Nie, to nie prawda. I... Boże... I jeszcze papierosy. Nigdy nie wzięłąm ani jednego papierosa do ust. Nigdy, to niemożliwe...
     Przesunęłam dłonią po moich czarnych włosach. Wtedy sobie przypomniałam. Przynajmniej część. 
     Przyjechałam tu do wuja. Po tym.. Skandalu z sex taśmą. Tu miałam od tego odpocząc. Wuj zamknął mnie w jakiejś garderobie, chyba na czas trwania koncertu chłopców. Ja stamtąd uciekłam, przebierając się za jakaś ' Kaytlin". Spotkałam Arona, który jednak dowiedział się o mojej prawdziwej tożsamości. Potem odnalazł mnie wuj zabrał do domu... Gdzie znów musiałam skłamać przed Zaynem, Niallem, Liamem, Lou i Harrym, że jestem Kaytlin. I jestem ich pokojówką. A potem... Potem.. Gemma... Gdzieś mnie zabrała, chcąc pokazać mi co to się nazywa 'prawdziwe życie'. 
   I wtedy napłynęły do mnie obrazy. Wspomnienia, chatotyczne urywki z mojego 'wypadu' do klubu. Gemma dajaca mi kieliszek i mówiąca, że to jest dobre... Uczenie się palenia... I znów wypijanie duszkiem któregoś już kieliszka. Gemma idąca na parkiet z jakimś facetem... Dwaj inni i mój 'erotyczny' taniec z nimi... Ich pocałunki... 
    Pokręciłam głową, ciężko oddychając. 
    I ich ręce na moim dekolcie, pupie... Ktoś odpychajac mnie od nich.... Kolejny ktoś ciągnacy mnie gdzieś... 
    Podniosłam wzrok na przyglądajacego mi się, zatroskanego Harry`ego, po czym wyszeptałam ze łzami w oczach: 
   - Co ja wczoraj robiłam? 
   ***
    Opierałam się o blad kuchenny, usilnie próbując przypomnieć sobie, co wczoraj robiłam. Koło mnie stał Harry, obejmujący mnie i słuchajac uważnie Zayna. Niall stał nieco dalej, ale i tak cały czas mnie pocieszał i przytulał. Liam opierał się o stół, przy którym siedzieli Zayn i Lou. Wuj znajdował się przy framudze drzwi. Brakowało tylko Gemmy, której i tak nie miałam ochoty oglądać. 
   Tak łatwo dałam się wykorzystać! I zmanipulować. Nie pamiętam po co mnie tam zabrała i czego chciała... Ale nie sądziłam, że naprawdę pragnęła być po prostu dla mnie 'miła'.
   Słuchałam opowieści Zayna, jednocześnie próbując ułożyć kawałki układanki. 
  - ... Więc przywaliłem kolesowi w twarz, wrzeszcząc na Gemme, a potem... - Zmarszczył brwi, milknąc na chwilę, by po kilku sekundach dokończyć.. - Po prostu wyciągnąłem je z tego klubu, wsadziłem do samochodu i pojechałem. 
   - I naprawdę sama na ciebie wpadłam? - zapytałam po raz kolejny. 
   Chłopak pokiwał głową. Dawną złosć i pogardę do mnie, zastąpiło współczucie i... Jakby litość. Nienawidziłam jak ktoś się nade mną litował, ale chyba wolałam to niż wściekłość i obwinianie mnie o coś czego nigdy nie zrobiłam.
   - Tak. Jakiś dwóch typków jeszcze za tobą szło, ale widząc cię ze mną szybko się wycofali...  - odparł.
  Otuliłam się szczelniej szlafrokiem, zagryzając wargę. Nie mogłam zapomnieć o malince ciągle zdobiącej moją szyje, którą teraz zasłaniał gruby warkocz, spleciony z powrotem przez Lucy.
    - Widzisz, Zayn? - usłyszałam Lou. - Budzisz respekt.
   Wszyscy jednocześnie spojrzeliśmy na niego ostro, na co chłopak natychmiast umilkł, nieco zmieszany. Przez chwilę panowała cisza, nawet czyiś oddech jej nie zakłócał. Każdy patrzył na każdego wymieniając się smutnymi spojrzeniami. Harry mocniej mnie objął, a Niall uśmiechnął smutno.
    - I na pewno nic ci nie zginęło? - upewnił się jeszcze raz Liam.
     Pewnie, że zginęło, pomyślałam. Mnóstwo kasy, którą wydałam na drinki. Ale tego ci przecież nie powiem. Nie mam przy sobie ani grosza, prawda? Znów przypomniałam sobie o ciągnącym się kłamstwie. Miało się ono skończyć dzisiaj rano - ustaliliśmy z wujem, ze cicho wymknę się koło piątej. Niestety, nic z tego nie wyszło
   Było mi potwornie wstyd tego, co zrobiłam. Nie powinnam jej słuchać, tylko grzecznie iść spać. W ogóle nie powinnam jej zaufać, nabrać się na to. Mogłam się domyślić, zwłaszcza po jej zachowaniu wobec wuja i chłopców, że czegoś ode mnie chce. Tylko czego?
   Nagle trzasnęły drzwi wejściowe, a w holu rozległo się ciche chichotanie. Zayn razem z wujem wstali wgapiając się w  pojawiając się powoli postać.
    Chichocząc, Gemma weszła do kuchni, na stół rzucając swoje ubłocone glany. Oparła się o framugę, filuternie patrząc na Paula, a potem Zayna. Miała, tak jak ja, spuchnięte i czerwone oczy, jednak wydawało się, że to ona lepiej przeżyła wczorajszy wieczór. Na pewno miała wystarczająco dużo sił by się gdzieś przejść, zauważyłam ze złością.
    Nim jednak doskoczyłam do niej wypominając jej wszystko, uprzedził mnie Zayn, który nie dość, że niemal rzucił w nią butami, to w dodatku lekko popchnął. Gemma, nie zrażona, zaczęła chichotać bardziej, dłonią wodząc po torsie chłopaka.
    - Cholera, Gemma! - wrzasnął Zayn, łapiąc ją rękę i odpychając.  - Gdzieś ty była?!
   Dziewczyna jeszcze bardziej zbliżyła się do szatyna, tak, że dzieliło ich kilka centymetrów. Przez chwilę patrzyła się mu w oczy, po czym rzekła, dość poważnym tonem:
    - Uprawiałam dziki sex w krzakach.
    A następnie, widząc minę Zayna, po raz kolejny wybuchła śmiechem, cofając się aż pod ścianę. Chwiała się, ledwo mogła utrzymać równowagę. Szatyn wyglądał, jakby zaraz miał jej przywalić. Zresztą nie dziwie się mu - sama miałam ochotę to zrobić. Zauważyłam jak Zaynowi drżą mięśnie pod białą koszulką, jak zaciska dłonie w pięści, mruży oczy ze złości i bierze głęboki oddech... Uprzedził go jednak Paul, który wręcz rzucił się na Gemme, chwytając za ramiona i potrząsają nią gwałtownie.
   - Czy ty w ogóle masz coś w tym swoim pustym łbie?! - wrzasnął, opluwając śliną siebie i dziewczynę. - Czy już dawno sprzedałaś mózg za narkotyki?! Jesteś nic nie warta, jesteś śmieciem! To, że zmarnowałaś życie sobie, nie znaczy, że musisz marnować je nam! Nie nasza wina, że nawet cholera rodzice cię nie chcą i musimy się tobą zajmować! Nie twoja dupa jest tu najważniejsza i nie zamierzamy za tobą biegać, podcierając ci ją co krok! Najchętniej wyrzuciłbym cię na zbity pysk, ale, niestety, mamy w zespole twojego brata, który się uparł byś została! Zależy mu na tobie, chce się tobą zaopiekować! I jak mu się odwdzięczasz?! Dajesz dupy na prawo i lewo!
   Przez cała tę wypowiedź wuj ani na chwilę nią nie przestał potrząsać, co tylko pogorszyło sytuacje... Gemma pozieleniałą, by po chwili zwymiotować prosto na Paula. Ten tylko zawył ze złości i odepchnął ją od siebie - zatoczyła się i upadła na podłogę, coś mrucząc. Tymczasem wuj zrobił się cały czerwony ze złości, a następnie wolno odwrócił się do Harry`ego, sycząc:
   - Wyrzuć tę swoją siostrzyczkę albo to się naprawdę bardzo źle skończy - Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
   Zapadła cisza, przerywana jedynie jakimiś bełkotami Gemmy. Patrzyliśmy na nią w milczeniu, dusząc w sobie emocje. Najgorzej zniósł to chyba Harry - wyglądał jakby miał się rozpłakać. Spoglądał na nią ze wstrętem, złością, niemal warcząc.
    Wreszcie, po chyba kilku minutach, Gemma oparła się na łokciach wodząc po ans wzrokiem.
   - Ale się facet wkurzył, nie? - wybełkotała wreszcie, próbując powstrzymać swoja głowę przed chybotaniem się.
    Tego już było za wiele. Przynajmniej dla Zayna. Chłopak sapnął ze złości, po czym wolno do niej podszedł.
   - Jesteś nic nie wartą dziwką. Egoistką i suką. Każdego musisz wykorzystać. Tylko po to by mieć na te swoje zasrane narkotyki. Ale to nawet dobrze. Mam nadzieję, że szybko cię zniszczą, bo już nie chcę oglądać twojej tłustej dupy.
    Następnie wyszedł z holu, a po chwili można było dosłyszeć trzask drzwi.
    Chyba dopiero to dotarło do Gemmy, bo spuściła wzrok, chwiejnie wstała i bez słowa skierowała się do drzwi, bo drodze biorąc swoje glany. Nie odezwała się ani nie spojrzała na nas ani razu, lecz wiedziałam, że słowa Zayna dały jej do myślenia i swoim zachowaniem osobliwie przeprasza. 
***
    Siedziałam na ogromnym łożu, w tym samym pokoju w którym się obudziłam i wpatrywałam się w swoje odbicie. Czarny, gruby warkocz, opadający na moje prawe ramię i tym samym zakrywający malinkę, jeszcze ciągnął się za mną po łóżku. Gdzieś w grzywce zaplątał się blond kosmyk, moich prawdziwych włosów, który na nieszczęście zauważył Niall - chłopak uznał jednak, że bardzo lubię styl Zayna i jego pojedyncze pasemko. A ja je zostawiłam, bo przypominało mi moją prawdziwą tożsamość - to kim jestem. I kłamstwo, za które szczerze się nienawidziłam. Chłopcy, nawet Zayn, byli dla mnie szalenie mili, wspierali i pomagali we wszystkim co zrobili. Ba, Niall, chcąc mnie trochę 'ulżyć' umył swoją łazienkę za nim do niej doszłam. Chłopcy od razu nazwali go lizusem,  lecz Liam i Harry po chwili zrobili to samo. Lou nie odstępował mnie an krok, próbując rozśmieszyć, a Zayn uśmiechał pocieszająco i od czasu do czasu zagadywał. Plus umył naczynia. 
     Wiedziałam, że kierowała nimi głównie litość niż czysta sympatia, lecz i tak byłam na siebie strasznie zła. Chciałam zniknąć ich z życia. I ja i Kaytlin. Nie powinnam ich okłamywać, a wuj w dodatku starał się mi wmówić, że to jest odpowiednie. Że teraz, po tym co się stało, nie mogę tak po prostu odejść. Ja sama już nie wiedziałam co robić - kłamstwo było złe, ale opuszczenie ich bez słowa po tym co dla mnie robią, też nie najlepsze. 
     Nagle coś uderzyło w okno, a ja podskoczyłam wystraszona. Zamarłam, nasłuchując, a już po chwili po raz kolejny coś walnęło w szybę. Powoli wstałam, właściwie szykując się na paparazzi. Niepewnie wyjrzałam na zewnątrz, po czym odetchnęłam z ulgą.
     Choć nie. Natychmiast znów zamarłam.
     Aron.
     Siedział na gałęzi, pod moim oknem i rzucał w nie małymi kamyczkami. Widząc mnie, uśmiechnął się i pomachał.  Chwilę wahałam się co zrobić, jednak uznałam, ze byłoby głupio teraz się schować. Otworzyłam drzwi i wyszłam na balkon. 
    - Witaj, Kaylee... A może raczej Kaytlin? - zapytał, przekrzywiając głowę i spoglądając na warkocz. 
    Oparłam się o barierkę, przy tym rozglądając dookoła bojaźliwie.
    - Spokojnie. Teren czysty, nikogo tu nie ma, kto by mógł nas podsłuchać, Kay - uspokoił mnie Aron, podgryzając jabłko. 
    Westchnęłam, patrząc na niego chłodno. 
    - Po co tu przyszedłeś? - zapytałam, poprawiając warkocz - nie chciałam, żeby nawet on zobaczył malinkę. Ten jednak wzruszył ramionami, stając na gałęzi.
    - Odsuń się. Wskoczę tam.
    Słysząc to, wręcz zachłysnęłam się powietrzem, gwałtownie kręcąc głową.
     - Nie! - warknęłam. - Nie rób tego!
    Za późno. Aron najpierw rzucił mi jabłko, które złapałam zdezorientowana, a  potem zręcznie skoczył w moją stronę, łapiąc się barierki i podciągając na niej. Już po kilku sekundach stał obok mnie, uśmiechając się delikatnie. Spojrzałam na niego ostro, cofając się  kilka kroków, jakbym bala się, ze zaraz wyrzuci mnie zza barierki. Pokręciłam głową z rezygnacją, opierając dłoń z jabłkiem o balkon. Tymczasem Aron wyciągnął coś z tylnej kieszeni spodni, machając mi tym przed oczami. Ze zdziwieniem i wręcz przerażeniem rozpoznałam w  tym mój telefon. 
    - Wymiana? - zapytał chłopak, wskazując na podgryzione jabłko.
________________________
Od Boddie:  Wiem, wiem. Mega długi :D Mam nadzieję, że przynajmniej nie nudny ;p Na początku wgl mi się nie podobał i nawet przestałam go pisać na jakiś tydzień.. Potem czytając nowe komentarze coś mnie wzięło i dokończyłam go :D Więc was kocham i wam dziękuje, bo właściwie to dzięki wam go dopisałam ^^ :*

piątek, 16 listopada 2012

[7]Na pewno nie będę twoim pieskiem, którego możesz wytresować!


Gemma...

    Z snu wybudziło mnie czyjeś walenie w drzwi. przez chwilę myślałam, że mi się zdaje, ale kiedy to się nasiliło to byłam już pewna, że ktoś chce mnie na prawdę wyprowadzić z równowagi. Wściekła otworzyłam szeroko oczy, ale nie podniosłam się. Biały sufit był dla mnie udręką, przypominał mi tylko o jednym.
  Wariowałam...
 - Dajcie mi spokój!- wrzasnęłam kiedy ktoś, kto wcześniej dobijał się pięściami zaczął walić nogą. Niechętnie podniosłam się i nawet nie patrząc co mam na sobie otworzyłam drzwi. Oparłam się o framugę całym ciałem po czym spojrzałam na Paula, mając przy tym jedno oko zamknięte. Myślałam, że mu przywalę, bo zapewne chciał się nade mną poznęcać swoim jakże męskim głosem.
  Nie zdążyłam nawet zareagować kiedy ten zaczął ciągnąć mnie za rękę w stronę salonu, w którym już znajdowała się cała piątka chłopców, plus jakaś dziewczyna. Przyjrzałam jej się uważnie. Te oczy... Te rysy twarzy... ta sylwetka... Gdzieś ją już widziałam, tylko...
   -Kay...-zaczęłam, ale szybko ugryzłam si,ę w język. Miała przecież perukę, a to znaczyło, że nikt o niczym nie wie. Nasza tajemnica mogła dać mi dużo, bardzo dużo..- Kaytlin...- dokończyłam widząc jej proszące spojrzenie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, a na twarzy Paula zawitało zaskoczone spojrzenie.
   -Znacie się?- zapytał zaskoczony Harry. Oblizałam spierzchnięte wargi po czym wyrwałam się z uścisku w jakim trzymał mnie menadżer chłopców. Już nie znosiłam tego człowieka, nie znosiłam prawie każdego w tym pomieszczeniu. Rozwydrzone gwiazdki, które mają wszystko, a Harry... Był najgorszy z nich wszystkich, choć z drugiej strony Zayn nie był lepszy.
   -Tak, wczoraj miałam zaszczyt ją poznać. Mogę wiedzieć po co wyciągnęliście mnie z łóżka o godzinie...- spojrzałam na zegar naścienny.- Dziesiątej? Chyba mam prawo pospać? Zwłaszcza, ze wczoraj miałam męczący dzień i musiałam użerać się z tymi tu...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć. Paul bezczelnie mi przerwał, wręcz rzucając mnie na kanapę.
   -Licz się ze słowami, bo możesz ich żałować, ale tak, możesz wiedzieć. To jest Kaytlin, nowa pokojówka i proszę cię byś zwracała się do niej z szacunkiem. Dodatkowo mamy do pogadania jeśli chodzi o wczorajszy wieczór. Teraz jesteś pod opieką Harry'ego, a właściwie moją, bo to ja zajmuję się nim. Jesteś częścią reklamy i w jakiś tam sposób częścią zespołu, więc...
  -Jaka to dla mnie nagroda...- wymamrotałam pod nosem i kładąc przy tym nogi na stół. Najwidoczniej mężczyzna nie usłyszał moich słów, bo ciągnął dalej. Udało mi się tylko dostrzec zaskoczone spojrzenie Kay. Czyżby była zaskoczona, że sprzeciwiam się temu oto... wielkiemu i zamożnemu mężczyźnie?
   -... więc masz się zachowywać i robić to co si karzę.- wszyscy milczeli.
  -No jasne! Na pewno nie będę twoim pieskiem, którego możesz wytresować! Ci idioci ci się dali, ale ja nie jestem głupia i umiem myśleć sama!- wykrzyknęłam wskazując dłonią na chłopców. Mina Nialla i Louisa nagle zrzedła, Harry nadal stał nie wzruszony przypatrując mi się, Liam myślał nad czymś intensywnie przyglądając się nowej ''pokojówce'', a Zayn wyglądał jakby ktoś dał mu w twarz. Był mną rozczarowany. Jak taki dobry tatuś.
   - Jeśli nie podziałają moje słowa to posunę się do radykalniejszych metod więc uważaj. Zebranie uznaję za zamknięte. Możecie się rozejść do swoich zajęć.- dokończył facet po czym odszedł bez pożegnania.
   - Super... Mamy przez ciebie przerąbane, chyba nie myślisz, ze ci teraz pogratulujemy wyczynu? Udało ci się wykończyć nerwowo Paula. - cicho prychnęłam łapiąc za pilota.  Nawet nie spojrzałam w stronę Nialla, który starał się mną jakoś wstrząsnąć. Rozeszli się bez słowa pozostawiając mnie samą z Kaylee. Poklepałam miejsce obok siebie, kiedy ta chciała już odchodzić. Usiadła posłusznie, najwidoczniej przestrasozna.
   -Chyba się mnie nie boisz co? Nic do ciebie nie ma.- powiedziałam uśmiechając się do niej przyjaźnie. Blondynka starałam się wydukać coś, ale kiepsko jej to szło, więc ciągnęłam dalej.- Nie wydam cię przed chłopakami, ale coś za coś. Ty będziesz mnie kryła przed Paulem i chłopakami, a zwłaszcza Harrym kiedy ja będę załatwiała swoje sprawy. Okey?- kiedy nie uzyskałam odpowiedzi uznałam to za zgodę.
   - Co ty tu robisz?- spytała nagle.
   -Ja? Mieszkam. Od wczoraj co prawda, ale mieszkam. Rodzice pojechali sobie na takie jakby wakacje, a mnie przysłali do mojego braciszka, który jest tak odpowiedzialny... I to ja powinnam się ciebie o to pytać. Dzwoniłam dziś do Arona by dał mi twój numer, ale powiedział, że nie ma.- ugryzłam się w język rozumiejąc, że powiedziałam za dużo. Dziewczyna jednak nie zorientowała się, bo nie pytała o nic.- A teraz choć ze mną. Coś ci pokarze.

***

     Wcisnęłam na siebie obcisłą, czarną sukienkę, a Kay rzuciłam inną, którą znalazłam u niej w szafie. Dziewczyna była skołowana kiedy kazałam jej się przebierać. Przez chwilę myślała, że nie potrafi tego zrobić sama, ale skarciłam się w myślach. Była normalna, trochę bogatsza, ale nadal normalna. Musiałam się do niej zbliżyć jeśli chciałam dostawać na narkotyki. jeśli będziemy ,,przyjaciółkami'' to bez oporów będzie dawała, nie pytając się nawet na co mi to. 
  Okazało się jednak, że się wstydzi. 
  -Daj spokój. Przecież jesteśmy takie same co? Pomijając ilość zer na końcu kwoty na koncie to jesteśmy takie same.- poprawiłam się nakładając na usta szminkę w kolorze krwistym, a włosy spinając w wysokiego kucyka. Już po kilku minutach byłyśmy gotowe. - A teraz taka atrakcja. Wychodzimy przez okno.- powiedziałam cicho się śmiejąc pod nosem.
   -Jak to przez okno?  Żartujesz sobie? Zabijemy się! Jesteśmy na drugim piętrze.!- kiedy zaczęła unosić głos posłałam jej wymowne spojrzenie. 
   -Dla chcącego nic trudnego. Znasz takie przysłowie? To ja mogę nogi rozstawić na jedyne pół metra, a nie ty. - wzięłam szpilki w dłoń po czym wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście było wysoko, ale nie z takich wysokości się schodziło. Zabrałam Kaylee buty i obie pary zrzuciłam na ziemię po czym przegramoliłam się przez okno. W głowie miałam już plan.
  Pierw po balustradzie na pokój z balkonem, następnie wspiąć się na gałąź , która prowadziła do drzewa, a na końcu zeskok lub w wypadku mojej towarzyszki powolne i mozolne schodzenie. Na ziemi byłam pierwsza i z rozbawieniem na twarzy patrzyłam jak Kay próbuje zeskoczyć z drzewa w równie dobrym stylu co ja. Kieyd tylko znalazłyśmy się obie na trawniku przed domem złapałyśmy na buty i biegiem, głośno się przy tym śmiejąc ruszyłyśmy w kierunku przystanku autobusowego.

***

        Usiadłam przy barze i zamówiłam kolejnego już dzisiaj drinka. Zastanawiałam się czy Kaylee będzie pamiętała to co zaszło dzisiaj w tym klubie, a zwłaszcza to, że mimo iż nie miała peruki nikt jej nie poznał. To był urok tego klubu. Ciemność i zero kompromitacji nawet jeśli zwymiotujesz na parkiet. 
   Wypiłam duszkiem po czym spojrzałam na dziewczynę obok mnie. Trochę się chwiała choć wypiła mniej niż ja. Zapewne był to jej pierwszy wypad. Byłyśmy tu już cztery godziny, ale nie zważałyśmy na czas. Nagle moje oczy dostrzegły naszyjnik spoczywający na szyi Kay. Nie myśląc długo spytałam.
 -Piękny... Mogła bym przymierzyć?- dziewczyna tylko zachichotała po czym nieudolnie go zdjęła i mi go wręczyła. Założyłam go na szyję po czym niby to zapomniałam go jej oddać. Całą noc świetnie się bawiłyśmy, wygłupiałyśmy i nawet udało mi się namówić blondynkę by zapaliła. Nie chciałam na razie dawać jej narkotyków, wiedziałam że to ją zniszczy tak jak mnie i nie da żyć. 
   Kiedy tańczyłam akurat wolny kawałek z jakimś nieznajomym, co szczerze mnie nie obchodziło, nagle ktoś złapał mnie w pasie i odepchnął. Zaskoczona zobaczyłam jeszcze tylko jak Zayn przywala facetowi, a ten słania się na ziemi.
   -Zwariowałaś doszczętnie?! On chciał cię wykorzystać!- uśmiechnęłam się pod nosem i nawet nie kontrolując siebie wbiłam się w usta szatyna. Ten odepchnął mnie i siłą odprowadził wraz z Kay, która jakimś cudem miała na głowie swoją perukę, do swojego auta. Wsadził na tylne siedzenia, a już po chwili byliśmy w naszym znanym już salonie.

_______

Od Akwamaryn: Mi się osobiście podoba. Dopadła mnie wena, ale pod koniec już trochę się śpieszyłam i nie przykładałam uwagi do tego co pisze. Mam nadzieję, ze jesteście zadowoleni i zaciekawieni co dalej;D



poniedziałek, 12 listopada 2012

[6] - Jeśli chcę przetrwać, to muszę mieć to w dupie, inaczej mnie zniszczą.

Kaylee...
  Staliśmy w milczeniu. Ja obracałam w rękach perukę, niezdolna do spojrzenia Aronowi w twarz. Ten najprawdopodobniej patrzył na mnie ze złością i zranionym ego. Cały czas go okłamywałam, kiedy ten starał się mi pomóc. Było mi tak strasznie wstyd. Żal ściskał mi gardło, tak, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Aron pewnie czekał, aż wreszcie wyduszę z siebie te cholerne przeprosiny, ale ja nie potrafiłam. I choć wiedziałam, jak wstrętnie się w tym momencie zachowuje, nie umiałam tego zmienić. W myślach wręcz znienawidziłam ową Gemmę - zaraz jednak poprawiłam się i znienawidziłam siebie. To nie Gemmy wina, że udawałam kogoś kim nie jestem. 
     Podłoga zaskrzypiała i po chwili można było usłyszeć jak Aron siada na swoim krześle, znów wyciągając papierosy. Po chwili się odezwał. 
   - Mieszkam w Kanadzie, co? Nazywam się Kaytlin i pracuje jako kelnerka. Moi rodzice umarli dawno temu, a ja zamieszkałam u wuja, bardzo bogatego. Ale i tak muszę zapracować na swoje. Przyjechałam tu na wakacje. Kiedyś byłam bardzo biedna. - Tu  prychnął, po czym podniósł głos. - Ty zdziro! - wrzasnął, a ja skuliłam się w sobie. - Nie dość, że chce ci pomóc, staram się ciebie jakoś ochronić... To ty mi jeszcze łżesz?! Nie wiesz co to jest być dzieckiem ulicy, co? Zresztą skąd byś to miała wiedzieć... Codziennie śniadanko na złotej tacy... Potem obiadek w najdroższej restauracji. Nigdy nie zaznałaś głodu, co? Podczas, gdy my tu walczymy u skórkę chleba, o przeżycie, ty suko, kłamiesz, że kiedyś nie miałaś co do ust włożyć?! 
   Jeszcze niżej spuściłam głowę, po czym wyszeptałam. 
  - Aron, ja... ja naprawdę cię przepraszam.. Ja, po prostu...
  - Tak, tak, wiem. - przerwał mi chłopak. - Jak bardzo musi być ciężkie twoje życie... Ciągła sława i bogactwo.. To musi być okropne. Służba na pstryknięcie palca. Najdroższe ciuchy, kabriolety. Kilka willy. Tak ci współczuje. 
   Ścisnęłam mocniej perukę, podnosząc natychmiast głowę. W oczach miałam łzy.
   - Chętnie bym to oddała za choć godzinę prywatności! Nie mogę nawet iść wyrzucić śmieci, bo od razu jestem oblężoną przez paparazzi! - wykrzyknęłam. - Nic nie mogę zrobić sama! Każdy mój błąd, każdy najmniejszy jest krytykowany przez cały świat, a ja jestem wyśmiewana! Cały świat mnie obserwuje tylko czekając aż upadnę! Aż coś mi się nie uda, coś z czego mogli by się pośmiać! Może i  mam dużo fanów, ale dwa razy więcej ludzi mnie nienawidzi! Myślisz, że ja nie walczę o życie? Już dwa razy napadli mnie jacyś psychofani, w dodatku jeden był pewny, że jestem jego żoną i mam z nim dwójkę dzieci! Dostali zakaz zbliżania się, ale nigdy nie mogę być pewna czy go nie złamią! Albo czy nie trafi się ich więcej! - Poczułam jak trzęsie mi się broda, lecz ciągałam dalej, jeszcze głośniej. - Przepraszam, że cię okłamałam, naprawdę bardzo żałuję! Ale pragnęłam choć na chwilę zobaczyć jak to jest być zwykła dziewczyniną, zwykłą Kaytlin! Chciałam, żebyś nie traktował mnie jak Kaylee, tej Kaylee, która ma kilka milionów na koncie i której dochodzi jeszcze kilka rocznie! Chciałam, żebyś zobaczył we mnie zwykłego człowieka! I tak traktował! - Po moich policzkach popłynęły łzy. - I prawdę mówiąc mam w dupie to co o mnie teraz myślisz. Jeśli chcę przetrwa, to muszę mieć to w dupie, inaczej mnie zniszczą. Wybacz, że tak cię zraniłam. Nie chciałam cię okłamać, ale musiałam.Jeszcze raz przepraszam. 
   Po czym nie czekając na jego reakcje wyszłam, trzaskając drzwiami. Tu rozpłakałam się na dobre. Wiedziałam, że zachowywałam się głupio, - przecież to jeszcze nie powód do płaczu - ale musiałam sobie ulżyć. Nałożyłam na siebie marynarkę i wycierając spływające łzy, zaczęłam iść przed siebie. Ściągnęłam ze zbolałych nóg obcasy i zaczęłam wskakiwać w kałuże. Naciągnęłam na głowę perukę, jeszcze bardziej szlochając. Nie miałam nawet ku temu dobrego powodu - musiałam po prosto odreagować. Całości dopełnił najpierw grzmoty, a następnie deszcz. Zaśmiałam się lekko, przypominając sobie czasy, w których żyła mama, gdy miałam 6 lat.. Zawsze podczas deszczu wychodziłyśmy na podwórku i 'tańczyłyśmy' podwodny taniec. Tak by nie widzieli paparazzi. Oczywiście. Byłam od nich zależna całe życie. Z bólem serca, przypomniałam sobie twarz matki. Jestem do niej strasznie podoba - tak mówią wszyscy. Umarła na raka, kiedy miałam 8 lat. Bardzo to przeżywałam, pamiętam. Nie chciałam jeść ani pić... Leżałam i płakałam. A najgorszy był pogrzeb. Tyle ludzi... Najbardziej jednak złościli mnie paparazzi. Nawet teraz nie mogą dać nam spokoju. Nam i jej. - myślałam rozzłoszczona.
    Zamyślona, nagle uderzyłam w coś. Oszołomiona podniosłam gwałtownie wzrok i zamówiłam. Pokręciłam głową, a potem lekko się zaśmiałam. Nie. Nie, na serio, nie. To już jest przesada. 
   - Nic ci nie jest? - zapytał Harry, patrząc na mnie zmartwiony. 
   Zaśmiałam się głośniej. 
   - Bo się to interesuje - odparłam z przekąsem i omijając go, szturchnęłam Loczka w ramię.
   - A to co było? - usłyszałam za sobą. 
  Wzruszyłam ramionami, odwracając się, lecz nie zatrzymując. 
   - Mam zły dzień, wybacz - powiedziałam, uśmiechając się z przekąsem.
  Znów zaczęłam iść przodem, lecz nie uszłam paru kroków, gdy Harry chwycił mnie za nadgarstek, zatrzymując. Westchnęłam, znów odwracając się w jego stronę. 
   - Coś jeszcze? - zapytałam słodkim tonem, zmuszając się do uśmiechu. 
   Na twarzy Harry`ego dostrzegałam wahanie. Zagryzł wargę, a ja zniecierpliwiona wykręciłam oczami. Nie powinnam go w ogóle spotkać. Powinnam grzecznie siedzieć w garderobie tak jak kazał mi wuj. Teraz dopiero zrozumiałam swój błąd i zaczęłam go żałować. Wszystko było nie tak. 
   - Nie musisz się mną przejmować. Naprawdę nic mi nie jest - powiedziałam. 
   Harry niepewnie przebiegł mnie wzrokiem. Wiedziałam co widzi: zapłakaną dziewczynę, z rozmazanym makijażem, całą ochlapaną błotem, z włosami poprzyklejanymi do twarzy. Ale prawdę mówiąc miałam to gdzieś. Chciałam tylko znów znaleźć się w domu, przy wuju, z kubkiem kakao w ręce... Z dala od tego wszystkiego. 
   - Może chcesz bym cię gdzieś odprowadził? - zapytał Loczek. 
  Pokręciłam głową, wyrywając rękę z uścisku. 
   - Nie. Chcę, żebyś dał mi spokój - odpowiedziałam ostro, po czym szybko zaczęłam iść przed siebie. 
  Skręciłam w uliczkę i niechętnie zauważyłam, że świeci tylko jedna latarnia. Byłą chyba trzecia w nocy, panowały egipskie ciemności. Peruka zaczęła mi ciążyć, więc zdjęłam ją  głowy, dając wolność blond lokom. I wtedy właśnie, tuż pod tą jedną latarnią zatrzymało się czarne BMW. I zanim w ogóle je zauważyłam, ktoś wciągnął mnie do środka. 
   Zszokowana i przerażona nawet się nie zaczęłam wyrywać, a samochód już jechał dalej. Z trudem przełknęłam ślinę. Bałam się nie tyle tego, że jestem 'porwana', a tego, że ten ktoś właśnie mnie rozpoznał. 
   Więc możecie wyobrazić sobie moją ulgę, gdy ktoś chwycił mnie za podbródek zmuszając do spojrzenia na siebie, a przed moimi oczami stanęła twarz wuja. Wściekła, całą czerwona, ale wuja. Odetchnęłam z ulgą, opadając na fotel. Zachciało mi się śmiać. Praktycznie nie słyszałam kazań wuja. Coś tam wrzeszczał, lecz nie docierało to do mnie. W pewnym momencie, kierowana jakimś dziwnym odruchem nawet go przytuliłam. Przytuliłam! Nawet wuj zaniemówił i niepewnie mnie objął. Zapomniałam zupełnie, że niedawno siedziałam w domu palacza, a przed momentem spotkałam Harry`ego Stylesa. Harry`ego! To chyba jeszcze do mnie nie dotarło. 
   - Kocham cię - wyszeptałam w tors wuja. 
  Potrzebowałam tego. Wuj chyba się trochę zmniejszał, bo wybełkotał tylko:
   - Co nie znaczy, że nie masz szlabanu...
  Po piętnastu minutach dojechaliśmy na miejsce, gdzie jak najciszej wsunęliśmy się do domu. Położyłam buty pod wieszakiem na płaszcze i na palcach zaczęłam iść za wujem. Nagle w kuchni zapaliło się światło. Wuj w ostatniej chwili popchnął mnie do cienia, gdzie pośpiesznie założyłam perukę. Mimo wszystko blond kosmyki wciąż wystawały zza czarnych loków. Nie miałam jednak teraz czasu na dokładne chowanie włosów. 
   Usłyszałam jak wuj kłóci się... Chyba z Zaynem.. Oraz Niallem. I niepewnie wsunęłam się do kuchni. Wszyscy umilkli i zaczęli się wgapiać we mnie. Zagryzłam wargę, nie wiedząc jak się zachować. Liam patrzył na mnie dość przyjacielsko.. Choć z litością. Niall jak na kanapkę, Zayn ponuro, a Lou dostrzegał chyba jedynie moje nogi. 
   Z opresji uratował mnie wuj. Objął mnie ramieniem, po czym rzekł:
  - Chłopcy.. To.. To jest nasza nowa pokojówka - Spojrzałam na niego zaskoczona, jednak łapiąc kłamstwo, gorliwie zaczęłam kiwać głową.
   Zayn prychnął, opierając się o ladę. Pozostali nie odezwali się ani słowem. Dopiero Niall rozładował napięcie. 
  - Mam taką samą marynarkę - rzekł, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. 
  Zaśmiałam się lekko, ściągając z siebie płaszcz.
  - To będziesz miał drugą - odparłam, podając mu marynarkę.
  Chłopak spojrzał na mnie uradowany, nakładając na siebie płaszcz. 
  - Nawet mój rozmiar! - wykrzyknął szczęśliwy. 
  Od razu go polubiłam. Jak dziecko, pomyślałam ze śmiechem patrząc na uśmiech blondynka. Może mieć wszystko, a cieszy się ze zwykłej marynarki.
   Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi. Gwałtownie odwróciłam się, wpadając prosto na... Na Stylesa. Chłopak zatrzymał się zdziwiony, mierząc mnie wzrokiem. Usta miał otwarte - tak jak ja. Przez chwilę staliśmy tak, nie wiedząc co powiedzieć. Zupełnie o nim zapomniałam!
  - Harry - usłyszałam wuja. - To twoja nowa pokojówka. 
  Loczek spojrzał na mnie z jeszcze większym zdumieniem. 
  - Hej - bąknęłam, machając palcami. 
_____________________
Od Boddie:  Długi, chyba aż za długie... To przez te opisy, przepraszam xd Za bardzo się rozpisuje xd Postaram się by następny był krótszy :D xd Bo ten nie dosć, że chyba nudny to się tak ciągnieeee... ; /

czwartek, 8 listopada 2012

[5]Twoje tatuaże, palenie i imprezy nie świadczą o tym jaki jesteś!


Gemma...

         Zapragnęłam roześmiać się na głos, ale powstrzymałam się. Rozumiałam Kaylee,a raczej starałam się ją zrozumieć. Bycie gwiazdą i to nie z własnego wyboru musiało być okropne. Za nic w świecie nie oddała bym mojego zwykłego życia na luksusy jakich ona doznawała od małego. Urodziła się celebrytką i zapewne umrze jako celebrytka. Ja nie miałam tego zaszczytu, jak praktycznie wszyscy, ale nie zazdrościłam jej. Starczyło mi, że byłam siostrą Harry'ego Stylesa. 
   Aron zachłysnął się powietrzem patrząc na blondynkę z niedowierzaniem. Jak ją rozpoznałam? To proste. Jeśli komuś bliżej się przyjrzysz to widzisz znaki szczególne, których nikt nie zobaczy. Kaylee charakteryzowała się samą twarzy, już jej oczy były niepowtarzalne, a co tu mówić o czym innych. Dodatkowo drogocenna biżuteria, która o dziwo jeszcze była na jej nadgarstku.
    Obróciłam się napięcie do Arona po czym podeszłam do niego i delikatnie pociągnęłam go na stronę.  Wyglądał na przerażonego, a jednocześnie zadowolonego, że ma w domu kogoś tak znanego.
   -Czemu nie odbierasz ode mnie telefonów?- spytałam kiedy przeniósł na mnie wzrok. Zmrużył gniewnie oczy czekając na dalszą część zdania.- Pożycz mi. Proszę...- powiedziałam tak cicho by dziewczyna słuchającej naszej rozmowy nie wiedziała o co mi chodzi.
   -Czemu mam ci pomagać? Już drugi raz w ciągu dwóch dni dostałem od ciebie w twarz. Gemma, martwię się o ciebie, a ty mi takie cyrki odstawiasz. Miałaś siedzieć w domu, a ty polazłaś do opery i zrobiłaś swojemu bratu problemy. Myślisz, że dam ci pieniądze na TO?- podkreślił ostatnie słowo.
   -Aron błagam cię... Ja już nie daję rady, nie mam nic...- powiedziałam głośno sapiąc. Do oczu napłynęły mi łzy i to nie sztuczne, a prawdziwe.
    -Nie. Gemma powinnaś...- nie dałam mu dokończyć. Obróciłam się w stronę Kaylee wyglądała na zszokowaną i zdemaskowaną. Posłałam jej ciepły uśmiech po czym powoli podeszłam i wyciągnęłam w jej kierunku dłoń. -Gemma Styles.- przedstawiłam się bez namysłu, ale szybko ugryzłam się w język. Po co mówiłam swoje nazwisko?
   -Kaylee Wihton. Ty jesteś siostrą...- wykręciłam oczyma i schowałam ręce do kieszeni spodni. Panowało to straszne zimno i czułam się jak w lodówce.
   -Nie gadajmy o tym. Wolała bym nią nie być.- oświadczyłam. Aron złapał mnie za ramię, które było skaleczone co skutkowało tym, że cicho syknęłam z bólu po czym wyrwałam ją. - Nie dotykaj mnie.- wiedziałam, ze ranie go swoim zachowaniem, ale teraz najważniejsze były narkotyki. Oczy chłopaka powiększyły się kiedy nagle kurtka osunęła się po moim ramieniu ukazując obandażowaną ranę.
   -Kto ci to zrobił?!- wręcz krzyknął na mnie. Wiedziałam, że tak zareaguje. Znał Davida, wiedział gdzie go szukać, ale przecież nie mogłam mu pozwolić by go skrzywdził bo to by tylko pogorszyło sprawę. Widząc jak drżą mu dłonie złapałam za nie i przeplotłam się nimi w pasie. Nie rozumiałam swojego wcześniejszego zachowania, nie chciałam go ranić.
   -Nie przejmuj się, dam radę sama. Poradzę sobie, jestem już duża.- powiedziałam po czym skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy byłam już przy nich obróciłam się jeszcze raz w stronę przyjaciela i posyłając mu lekko uśmiech wyszłam na zewnątrz.

***

         Uchyliłam cicho drzwi i w tym samym momencie światło w pokoju zapaliło się. Czego się spodziewałam? Harry' ego, który siedzi na fotelu jak kiedyś tata i tak samo jak on bawi się plikiem kart w dłoni, ale zastałam co innego. Zamiast niego siedział tam... 
  Zayn. Czytał jakąś gazetę, chyba najświeższą z możliwych, bo kto czyta gazetę o szóstej rano? 
  - Patrz co narobiłaś...- powiedział rzucając mi ją. Przyjrzałam się zdjęciu na którym było widać jak pokazuję ochroniarzowi środkowy palec. Pod spodem był dopisek 
  ,, Czyżby siostra Stylesa była podstawiona? '' 
  Zacisnęłam dłonie w pięści, tym samym zgniatając trochę gazetę. Myśleli, że nasza rodzinka jest taka idealna? Grubo się mylili. Przeczytałam kawałek dalszy i wybuchłam gromkim śmiechem co od razu zostało skarcone przez Zayna. 
   ,, - Zapewniam, że takie wybryki nie są przeze mnie tolerowane. Pozbędziemy się problemu u źródła.'' Właśnie w taki sposób na mój temat wypowiadał się menadżer chłopców, Paul. 
   Rzuciłam gazetę na stół i usiadłam na kanapie zdejmując z stóp moje glany. Sporo czasu je rozwiązywałam, a kiedy szatyn patrzył mi się na ręce trwało to jeszcze dłużej. Nie znosiłam kiedy ktoś bezustannie mi się przyglądał, kontrolował i pilnował jak małego dziecka.
   - Naprawdę się tym przejmujesz?- spytałam kiedy wreszcie mogłam skupić się na rozmowie. Starałam się nie patrzeć w oczy chłopaka, by nie zobaczył moich czerwonych gałek.  Wiedziałam, że sam kiedyś brał i szybko by to rozpoznał.
   -Tak. Do cholery! Chcesz zniszczyć Harry'ego?! Chcesz zniszczyć nas?! Pierw przeszkadzasz w występie, potem pyskujesz Paulowi, a na koniec znikasz gdzieś na całą noc by wrócić rano! Wiesz dlaczego ja tu jestem, a nie kto inny?- spytał. Jego gadka powoli zaczynała mnie przynudzać i miałam dość tego kazania. Chciałam tylko się położyć i zasnąć, by zapomnieć o tym bólu, który nie dawał mi spokoju.
    - Nie! Nie wiesz co przeszłam! Nic nie wiesz, więc daj mi spokój! Nie jestem grzeczną dziewczynką jak zapewne sobie myślisz! Widzisz mnie?!- wrzasnęłam podnosząc się.- Ty jesteś sławny, masz wszystko, ja tak dobrze nie mam! Widzisz te glany, moje oczy i moje pokaleczone ciało?!- wrzasnęłam zdejmując z siebie kurtkę.- Dla mnie ważne jest to co mówi mi serce, a ona każe mi robić to co robię! Od zawsze go słucham i nie zacznę nagle kierować się rozumem!- rysy twarzy chłopaka nagle spoważniały, stały się bardziej ostre.
   -Sugerujesz, że nie mam serca?- spytał krzyżując ręce na klatce piersiowej. Roześmiałam mu się prosto w twarz. Ostatnio robiłam tak coraz częściej, coraz częściej sobie z kogoś drwiłam. Zmieniłam się.
  Bardzo... Nie byłam już tą małą Ice Gem, która wyglądała jak babeczka. Byłam Gemmą, która miała własne zdanie, własne poglądy i broniła ich własnym ciałem.
  -Ja tego nie sugeruję. Ja to stwierdzam! Jesteś bezuczuciowym bad boyem, dla którego ważne jest to co myślą inni! I odpowiem na twojej poprzednie pytanie. Jesteś tu dlatego, że Harry nie ma odwagi spojrzeć mi w twarz i powiedzieć tego co o mnie myśli! A ty... Ty jesteś gnojkiem, który i tak jest postrzegany jako ten zły. Twoje tatuaże, palenie i imprezy nie świadczą o tym jaki jesteś! Takim stworzył cię świat, bo to właśnie ty wyglądałeś na tego złego, Liam na mądrego, Harry na flirciarza, Louis na zabawnego, a Niall na głodomora! Nie jesteście tacy, ale ludzie są prostymi istotami! Biorą wszystko co im dasz!- w ten sposób zakończyłam swój monolog. Nigdy nie pomyślała bym, że stać mnie na to by coś takiego wymyślić, a może to była prawda? Może tak kazało mi powiedzieć serce?
    Zayn stał oszołomiony wpatrując się we mnie z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Rozgryzłam go. Wiedziałam już wszystko. Teraz byłam pewna i wiedziałam, że rozstanie z Perrie było ustawione, a on gdzieś głęboko w środku chciał z nią nadal być.

***

         Gdzieś z tyłu głowy czułam strach, a jednocześnie ból. Wiedziała, że długo tak nie pociągnę i mogę liczyć tylko na siebie. Jeśli w ciągu tygodnia nie uzbieram dwudziestu tysięcy to... 
   To wolę nie myśleć jak skończę. Tylko skąd miałam wziąć taką sumę?  Harry mi nie da, reszta chłopaków jest na mnie wściekła, Aron stanowczo mi odmówił, zresztą sam nie ma pieniędzy by zapłacić za czynsz, a co dopiero mnie sponsorować. Nagle coś wpadło mi do głowy, a raczej ktoś.
   Kaylee.
  Ona na pewno ma pieniądze. Starczy ją przycisnąć, albo nawet ładnie poprosić, a co jeśli będzie wypytywać? Jeśli spyta się na co mi te pieniądze? Łganie tak na prawdę nic mnie nie kosztowało i mogłam jej kłamać w żywe oczy, ale czy ona na to zasłużyła? Nie naraziła mi się. 
   Ona była moim jedynym wyjściem.
  Wybrałam numer Arona, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Sama nie widziałam. Z jednej strony palący ból w gardle i suchość, a z drugiej poczucie winy, którego tak dawno nie czuła.
   Co wybrać?
   Co jest ważniejsze?
   Po ułożeniu sobie w głowie odpowiedź wybrałam numer Arona i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrał od razu.
  -Potrzebuję numeru do Keylee..

_____
Od Akwamaryn:  O Boże... Jestem załamana! Jakimś cudem chyba usunęłam rozdział Boddie, a ona się nad nim tak na pracowała. Mogę się założyć, że to moja wina, bo ja to jestem taka jakaś inna! Zabiję się! grr... A co do samego rozdziału to... No nie podoba mi się początek. Potem lepiej, ale i tak mi się nie podoba.

niedziela, 4 listopada 2012

[ 4] - Możesz spotkać tu różnych złych ludzi... Takich, którzy mogą ci coś zrobić. A my bardzo nie chcemy by ci się stała krzywda, prawda?

Kaylee...
  Paul wepchnął mnie do jakiegoś małego pomieszczenia i, jeszcze raz mówiąc bym była cicho, zatrzasnął drzwi. Po chwili rozległ się dźwięk przekręcanego klucza, a ja wręcz sapnęłam ze złości. Zamknął mnie na klucz! Jak jakiegoś psa, albo trzyletnie dziecko... Zresztą, dla niego byłam psem. Któremu wystarczyło dać miskę z jedzeniem, jakaś zabawkę i można go zostawić. Za to między innymi tak nienawidziłam wujka. Za tą obojętność i oschłość wobec mnie. Nigdy nie obchodziło go co czuje, nigdy nie dzwonił, nie pytał... Bo najważniejsza była kariera chłopców i oni sami. Oraz pieniądze - jak najwięcej pieniędzy. 
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Róż, róż, róż. I to jest garderoba chłopców? - pomyślałam, podnosząc brew ku górze. Śliczna. Tapeta na ścianach - różowa. Mięciutki, puchowy dywanik - różowy. Połowa ubrań - różowa. Aż bolały oczy. 
    Panował tu całkowity chaos - wszędzie leżały porozrzucane ubrania, - i damskie, i męskie - buty i nawet peruki. Kartony po butach, reklamówki, jakieś papierki. Nawet talerz. Jakieś krzesło. Różowe, oczywiście. Kopnęłam butem jakaś małą, czarną, próbując się dostać do 'głębi' pomieszczenia. Byłam ciekawa do kogo należą te damskie ciuchy. Nagle coś przykuło mój wzrok. 
   Peruki. 
   I to nie byle jakie. Peruki, stworzone idealnie dla chłopców - takie same fryzury jak posiadali oni, takie same kolory... Ciekawe, pomyślałam, opierając nogę o najniższy szczebel regału, czy teraz, na koncercie, mają prawdziwe czy sztuczne włosy. Mając nogi położone na półkach, sięgnęłam po najbliższa fryzurę - po loki Harry`ego. Pisnęłam lekko, gdy nagle wszystko zaczęło się chwiać, a następnie przewaliło się na mnie. Upadek zamortyzowała kupka garniturów chłopaków. Z trudem ściągnęłam z siebie najpierw cała szafkę, a następnie perukę a`la Niall.  
    Odrzucając jasne włosy chłopaka, coś mignęło mi przed oczami. Spojrzałam jeszcze raz w tym kierunku i zaniemówiłam. 
    Okno. Małe, wąskie, ale idealne dla tak drobnej osoby jak ja. Mogłam się przecisnąć. I to bez problemu. Zagryzłam wargę, myśląc jak bardzo wścieknie się wuj, gdy odkryje, ze jego siostrzenica uciekła ze swego więzienia. Zaczęlam układać pod ścianą wszytskie te pudła, a następnie, targana dziwnym impulsem, nałożyłam na głowę brązową perukę - 'włosy' splecione w kłos i sięgające do pasa. Na siebie narzuciłam czyjąś marynarkę - o kilka rozmiarów za dużą jak na mnie - po czym poczęłam wspinać się na stosik. Pisnęłam cicho, gdy wszystko zaczęło się chybotać i wskoczyłam do okna, wraz z upadkiem mojej 'drabiny'. 
***
   Chodziłam powoli po uliczkach Londynu, rozkoszując się samotnością. Samotnością! Jak ja dawno nie byłam sama! Właściwie.. Ja nigdy nie byłam sama. Zawsze ktoś mi towarzyszył - zawsze. Albo ochroniarze, albo Lucy, albo fani, albo paparazzi... Denerwowało mnie to. Wystarczyło, że poszłabym na zakupy by pod jednym sklepem zebrała się tak duża grupka osób, że aż blokowała ulice. A teraz? Żaden przechodzień nawet na mnie nie spojrzał. Żaden samochód się nie zatrzymał. Dla każdego byłam obojętna - każdego! Jakie to piękne uczucie! Nikt mnie nie rozpoznawał - nikt. Pierwszy raz od piętnastu lat.
   Skręciłam w jakaś uliczkę, zatrzymując się raptownie. Niepewnie spojrzałam w stronę ciemnej pustki. Nie świeciły tu żadne latarnie, a w dodatku śmierdziało stęchlizną. Nie byłam pewna czy iść dalej - przyznam, ogarnął mnie strach. Nie znałam drogi powrotnej, ale tym nie przejmowałam się dotychczas zbytnio. Rozkoszowałam się smakiem prywatności. Teraz jednak straciłam pewność i - nie widziałam czubka nosa.
     Zaraz się mimo wszystko zaśmiałam ze swojej głupoty, robiąc kilka kroków do przodu.
   - A co tu robi taka śliczna, młoda dziewczyna? - usłyszałam.
    Momentalnie zesztywniałam, bojąc się nawet wziąć wdech. Paznokcie wbiłam we wnętrze dłoni. Normalnie zaczęła bym uciekać, lecz teraz miałam na sobie szpilki, a w dodatku ten ktoś mógł być nawet za mną.
    Z trudem przełknęłam ślinę i wręcz cicho pisnęłam, gdy czyjaś ręka objęła mnie w pasie i przyciągnęła do siebie. Ciepły oddech otulał moje policzki. Skrzywiłam się czując papierosy.
   - Zgubiłaś się, mała? - ciągnął mężczyzna.
   Spróbowałam się wyswobodzić, lecz na marne - od razu zacieśnił uścisk. Zrezygnowana, pokręciłam głową, ale przypominając sobie, że owa osoba nie może tego dostrzec, odparłam słabo:
    - Szukam wujka.
    Nie widziałam, lecz wyczułam, że mężczyzna się uśmiecha.
     - Tutaj? Wujek chyba powinien ci powiedzieć, że jest to bardzo niebezpieczna okolica. Możesz spotkać tu różnych złych ludzi... Takich, którzy mogą ci coś zrobić. A my bardzo nie chcemy by ci się stała krzywda, prawda? - Kpił sobie ze mnie. On też traktował mnie jak jakieś dziecko. Zresztą, sama się tak zachowywałam. Pozwalałam z siebie żartować. Nagle strach zastąpiła wściekłość, chęć udowodnienie, że wcale nie jestem taka słaba i delikatna.
      - Złych ludzie? - zapytałam o wiele głośniej. - Czyli gwałciciele, pedofile, złodzieje, mordercy, pijacy, .ćpuni... Albo ktoś kto ma wszystkie te cechy. Wiesz, jeśli chcesz mnie zgwałcić to się pośpiesz. O ile oczywiście masz czym to zrobić. Człowiek, gdy podczas głodu jest zdolny do wszystkiego, nawet do odgryzienia sobie fiuta. Smakował?
      Mężczyzna się lekko zaśmiał.
     - Nie pyskuj, bo nie będziesz miała z tego przyjemności. A czy smakuje to zaraz ty mi powiesz - odparł, po czym potarł moją szyję głową. - Jak się tu znalazłaś?
      - Gówno cię to obchodzi - odpowiedziałam ostro.
    Facet znów się zaśmiał, a po chwili poczułam jak rozluźnia uścisk, by złapać mnie za nadgarstek i wypchnąć z zaułka. Zdziwiona, nawet nie zareagowałam. Tymczasem on wyciągnął pudełko papierosów, po czym zabrał jednego. Spojrzał na mnie pytająco, wskazując na paczuszkę. Pokręciłam głową, cofając się o krok. Mężczyzna po raz kolejny cicho się zaśmiał.
      - Nie palisz? - Zmierzył mnie wzrokiem. - Choć można było się tego po tobie spodziewać. Panienka z dobrego domu, co?
     Zaciągnął się dymem, chowając zapalniczkę do kieszeni. Już miałam pokręcić głową, lecz chłopak mi przerwał:
      - Nie kłam, że nie - Po czym coś mi rzucił. Ze zdziwieniem zauważyłam moją bransoletkę. - Z kamieni szlachetnych. Nie kłam, pochodzisz  z takiego domu, że musisz wiedzieć, że to brzydko. Jestem Aron.
     - Kay... - Ledwo zdążyłam się ugryź w język. - Kaytlin.
 Przyjrzałam się bardziej mężczyźnie. Była bardzo wysoki i, muszę to powiedzieć, przystojny. Czarne, krótkie włosy zasłaniała czapka. Nie wyglądał na zbudowanego, lecz zdążyłam się już przekonać, że tak nie jest. Na jego twarzy widniał trzydniowy zarost, a brązowe oczy patrzyły na mnie dość przyjaźnie. Ubrany był w podkoszulek na ramiączkach i wytarte jeansy.
     Nagle Aron wyrzucił niedopałek, przydeptując go i kiwnął na mnie głową.
    - Chodź. Na noc pójdziesz do mnie - powiedział, wkładając ręce w kieszenie.
   Natychmiast pokręciłam głową, lecz Aron naciskał.
    - Nie trafisz teraz do domu, po ciemku. Zresztą, czuję, że i tak nie wiesz gdzie iść. No chodź, Kaytlin. Obiecuje, że nie będę się do ciebie dobierał. Nawet cię nie tknę, a przy mnie będziesz o wiele bezpieczniejsza.
    Przez chwilę się wahałam. Nie wiedziałam co zrobić. Niby miał rację - byłam przy nim bezpieczniejsza. Ale, gdyby mnie okłamał.. I zaczął się do mnie dobierać... Nie mogłam mu ufać, zwłaszcza, że przed chwilą mnie macał...Lecz mimo to miałam do wyboru jego lub szczury przy najbliższym śmietniku.
   Wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową. 
***
   Aron otworzył przedtem mną drzwi, a ja uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu. Weszłam do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Od razu zaatakował mnie odór alkoholu i stęchlizny. Wszędzie leżały porozrzucane kartki, puszki, szkło... W kącie leżał zniszczony materac, na na niego narzucony był jakiś koc.  Przed nim stał nieduży stoliczek, na którym walały się niedopałki, potłuczone kieliszki i inne.Ściągnęłam z siebie marynarkę, rzucając ją na materac.
    - Rozgość się - odparł z  przekąsem Aron. 
   Uśmiechnęłam się do niego, po czym usiadłam na niedużym stoliczku. Już miałam coś powiedzieć, gdy przeszkodził mi w  tym dźwięk telefonu. Szatyn wyciągnął z kieszeni komórkę i marszcząc brwi, patrzył na wyświetlacz. Patrzyłam wyczekująco aż odbierze, jednak nie zapowiadało się by to zrobił. Wreszcie zapytałam:
    - Nie odbierzesz?
    Aron spojrzał na mnie, jakby dopiero co zauważył, że tu jestem po czym uśmiechnął się lekko.
   - Nie będę przy tobie gadał przez telefon. To w końcu niegrzecznie - odpowiedział, odrzucając połączenie.
    Następne dwie godziny spędziliśmy na długiej rozmowie. Aron wypytywał mnie o wszystko - szkołę, rodzinę, miejscowość... Starałam się zmieniać temat, lecz chłopak był nieustępliwy... Tak, że, by zachować swoją tożsamość, musiałam mu zacząć kłamać. Nigdy tego nie lubiłam, brzydziłam się tym... Lecz teraz to było zupełnie coś innego. Musiałam.
    Nagle na podwórzu dało się słyszeć czyjeś kroki. Aron wstał ze swojego krzesła i rzucił gdzieś niedopałek.. Ja cała zesztywniałam, przeczuwając najgorsze. Oboje czujnie wpatrywaliśmy się w drzwi, które po chwili z hukiem otworzyły się, a w progu stanęła... Jakaś dziewczyna.
    Dość wysoka, blond włosy sięgały jej do ramienia. Chuda, bardzo chuda. Najbardziej jednak zaciekawiły mnie jej oczy - ogromne i strasznie niebieskie, na pół twarzy. Wydawało się w dodatku, że nie posiada źrenic.
   Dziewczyna utkwiła wzrok w Aronie, po czym podeszła do niego i popchnęła.
   - Aron! - wrzasnęła.
  Chłopak chwycił jej dłonie i odepchnął od siebie.
   - Gemma, uspokój się! - wydarł się na blondynkę.
 Nieświadomie wstałam, a obcasy zastukały w podłogę zwracając uwagę 'Gemmy'. Dziewczyna wręcz zachłysnęła   się powietrzem widząc mnie. Najpierw na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, wręcz niedowierzanie... Potem zrozumienie. Podeszłą do mnie szybkim krokiem, by następnie pewnym ruchem ściągnąć ze mnie perukę.
   Blond włosy opadły mi kaskadą na ramiona, a Aron wydał cichy gwizd.
_________________
Od Boddie:  O Boże... Pisze te rozdział 2 raz! I jestem już nim tak zmęczona... Blogger musiał mi go usunąć... Pisanie jednego zajęło mi jakieś 1-2 godziny... Przeklęty Blogger... Mi się w ogóle nie podoba... Ale to dlatego, ze ogólnie jestem zła xd Mam nadzieję, ze przynajmniej Wam się podoba...