poniedziałek, 28 stycznia 2013

[25]-Obiecuję ci, że po pobycie tutaj ćpanie to będzie twój najmniejszy problem

Gemma...

       Starałam się jak mogłam by pohamować drżenie rąk, ale nie potrafiłam. Drgawki zwiększały się z każdą sekundą im dalej byłam od wyjścia. Bałam się obrócić, by przypadkiem nie zobaczyć pustego holu. Zastanawiałam się na czym taka terapia polega, ja wygląda klinika i jak na razie nie wyglądało to za dobrze. Kilka okien, jedne drzwi, białe ściany i lekarze w białych fartuchach. Wszystko wyglądało jak z filmu o psychicznie chorych.
   Zacisnęłam dłonie w pięści kiedy poczułam jak jeden z lekarzy mocniej zaciska dłoń na moim ramieniu.  Zaczęłam się szamotać, ale skutkowało to jedynie zwiększeniem z ich strony siły.
   -Nie wyrywaj się, bo będziesz tego żałować.- wysyczał otyły facet z kilkoma włosami na głowie. Spojrzałam na niego i w tym samym momencie kiedy to zrobiłam skręciliśmy w prawo, tak że Zayn stracił mnie z pola widzenia. Momentalnie to odczułam. Pustka w moim wnętrzu narosła, a uczucie przygnębienia stało się dwa razy większe.
   -Witamy w twoim nowym domu.- odezwał się drugi z mężczyzn i wepchnął mnie do jednego z pokoi, zatrzaskując przy tym drzwi. Wyglądało to inaczej niż na zdjęciach w internecie. 
   Jak cela.
   Jedno okno i to tak wysoko,  że nawet jakbym podskakiwała nie dosięgnęła bym. Dodatkowo okratowane. Białe ściany, w kącie metalowe łóżko i cienki materac, który był przesiąknięty zapachem moczu. Odruchowo Zatkałam nos i odkaszlnęłam czując ten odór. Po drugiej stronie stał niewielki stolik i stołek. Wszystko drewniane. Płytko oddychałam rozglądając się po pomieszczeniu z zmieszaniem. Jednak najgorsze było dopiero przede mną.
   Kiedy skierowałam wzrok w prawy, dolny róg dostrzegłam czarną plamę. Tak na prawdę widać było tylko czyjeś oczy, które teraz z przerażeniem przyglądały mi się. Postać wstała powoli i jak dzikus okrążyła pokój cały czas dotykając przy tym plecami ściany. Podążałam wzrokiem za zgrabną sylwetką dziewczyny. Kiedy ta stanęła pod oknem udało mi się dostrzec tatuaże na jej ciele. Od razu na myśl przyszedł mi Zayn i sytuacja, która miała miejsce wczoraj wieczorem. Mimo to na moją twarz nie wpełzł uśmiech. Czarnulka miała podkrążone i czerwone oczy. Usta suche i całe pogryzione, a dłonie trzęsły się jej jakby nigdy nie była na odwyku. Czułam od niej smród alkoholu i narkotyków. Heroiny.
   -Kim jesteś?- odezwał się ciszy i zachrypnięty głos, którego nigdy nie przypisała bym tej kruchej postaci. Podeszłam bliżej niej, ale pożałowałam tego od razu, bo dziewczyna wyprostowała się jak normalny człowiek i tak samo jak ja zrobiła krok w prd. Chciałam się wycofać, ale z drugiej strony nie chciałam pokazywać strachu. Coś czułam, że pobyt w tym ośrodku nie będzie moim najlepszym czasem.
   -Ja...- zawahałam sie.- Ja.. Jestem Gemma.- odparłam stanowczo z wymuszonym luzem.
   -To akurat wiem. Nie da się ciebie nie znać. Pytam się w sensie co bierzesz.- dodała oschłym tonem. Czuć było od niej alkohol i nie zdziwiło by mnie to gdyby nie miejsce w którym się znajdowaliśmy. Klinika odwykowa nie była raczej skupiskiem narkomaństwa, alkoholizmu czy lekomaństwa prawda?
   Serce waliło mi jak oszalałe kiedy szatynka zbliżała się w moją stronę coraz szybciej, kiedy była coraz bliżej aż w końcu   dzieliły nas centymetry. Dziewczyna oblizała suche wargi, a kiedy na jej ustach zawitał uśmiech przeraziłam się jeszcze bardziej. Wyglądała jak drapieżnik, który ma za chwilę na mnie skoczyć i pożreć jak królika, który jest praktycznie żadnym pokarmem dla tak wielkiego zwierzęcia. 
   - Ćpam. Wiem, nic nadzwyczajnego.- stwierdziłam, chcąc zachować pogodny ton o ile było to możliwe. Ciemne oczy dziewczyny zabłyszczały w promieniu słońca, który był zresztą jedynym w tym pomieszczeniu.
   -Obiecuję ci, że po pobycie tutaj ćpanie to będzie twój najmniejszy problem.- powiedziała po czym wycofała się i usiadła na jednym z łóżek, bawiąc się przy tym gumową piłeczką.

***

      Wycofałam się pod ścianę patrząc na nich wszystkich z przerażeniem. Drzwi otworzyły się pierwszy raz od kiedy tu weszłam, czyli od około trzech godzin. Przez ten czas zdołałam poznać dogłębnie historię Kate- mojej współlokatorki- i to jakie miała cudowne życie. O wiele gorsze od mojego.
   Ojciec alkoholik, który po śmierci matki bił ją i wykorzystywał, starszy brat ćpun, który to właśnie dostarczał jej co miesiąc kolejne dawki i przyjaciółka, która wysłała ją do tego piekła. Teraz nienawidziła ich wszystkich, a ja wraz z nią. Nie znałam ich, znałam tylko jedną wersję, ale to było dla mnie wystarczającym dowodem na to, że Bóg nie istnieje, a jeśli nawet jest to ma nas w głębokim poważaniu. Nigdy nie wierzyłam, że jest, ale teraz ta świadomość zwiększyła się.
   - Nie bój się, nic ci nie zrobimy. Pójdziesz z nami.- odezwał się kobiecy głos, który wprawił mnie w osłupienie. Był tak delikatny i spokojny, tak kojący, że zapragnęłam rzucić się w jego kierunku i odejść wraz z nim. Spojrzałam w kierunku Kate, ale ona jak nieprzytomna siedziała w kącie i wpatrywała się w jedno, jedyne okienko. Niechętnie przeniosłam wzrok na kobietę pod drzwiami, która teraz trzymała wyciągniętą w moim kierunku dłoń.  
    Czułam się jakbym płynęła bezwładnie w jej stronę, prowadzona tym głosem. Nim się spostrzegłam byłam za metalowymi drzwiami i stałam na białym korytarzu, który prowadził w dwie strony. Jednym z celi do których prowadził były drewniane drzwi, które były wejściem do świata normalności, drugim zaś czarne, obskurne i całe podrapane ,,wrota'' do miejsca, w którym nie miałam okazji jeszcze być. Tylko czy chciałam tam kiedykolwiek trafić?
    Nie odważyłam się ani razu spojrzeć na kobietę po mojej prawej stronie, która głęboko oddychała i prowadziła mnie do zniszczonych bram piekieł.  Szłąm wpatrzona przed siebie co chwilę przywołując twarze przyjaciół. W mojej głowie roiło się od pytań. Jednym z nich było to co będzie robił Harry po moim odejściu, czy go to w ogóle interesuje i czy Zayn nie zrobił tego przypadkiem aby się mnie pozbyć. W końcu niańczenie szesnastolatki, która ćpa nie należy do najciekawszych zajęć, a on miał na głowie o wiele lepsze jak na przykład rozdawanie autografów, koncerty i akcje charytatywne. Moje myśli sprawiały mi ból, ale nie mogłam ich tak po prostu odgonić. A co z Kay? Co jeśli ten Martin wciągnie ją w jeszcze większe bagno? Jeśli David będzie chciał zapłaty i poszukując mnie skrzywdzi ją? Tak wiele spraw, a tak mało czasu. 
   Ni z tego, ni z owego moje gardło zaczęło płonąc od środka. Rozchyliłam wargi chcąc nabrać powietrza, ale było za późno.  Upadłam na kolana podtrzymana przez kobietę w rudych włosach, która w ogóle nie przejęła się moim stanem. Kiedy uniosłam wzrok ona już na mnie patrzyła. Uśmiechała się cynicznie i krzyczała coś.  Po chwili przy mnie znalazło się dwóch mężczyzn tych samo co rano, z sal, które były mniej opancerzone wyszli pacjenci i zaczęli coś szeptać między sobą, a ja poczułam jak mnie podnoszą.  Nie byli jednak za delikatni. Podciągnęli mnie za łokcie i unieśli ku górze tak, że moje nogi ciągnęły się daleko za głową.  
   Więcej nic nie pamiętam, no może prócz tego jak drzwi, których tak się bałam otworzyły się. Potem dostałam czymś ciężkim w głowę, albo mi się tak wydawało, i odpłynęłam. 

Zayn...

            Oblizałem spierzchnięte wargi i trzaskając drzwiami wyszedłem z domu. Dziwnie się czułem, mieszkając w domu Gemmy i to bez niej. Postanowiłem więc wyprowadzić się jak najprędzej z tego mieszkania. To nie wypadało po prostu nadużywać jej gościnności. Powiem szczerze, że dalej uważam iż była i wtedy i wczorajszego wieczoru nieźle wzięta. Nie żebym nie był przystojny, czy jakiś skromny, ale ona nie mogła z własnej woli rzucić się na mnie. Mało brakowało, a dał bym jej się sprowokować. Ani ona, ani ja nie chcieliśmy tego, a już zwłaszcza ja. 
   Ale co miałem jej powiedzieć?
  Nie pociągasz mnie ty, tylko twoje ciało? Chyba by mnie za drzwi wyrzuciła i po drodze nieźle sprała za te słowa. Już na pierwszy rzut oka Gemma nie była grzeczną dziewczynką i zapewne nie było by jej żal takie dupka jak ja. Sam siebie za takiego uważałem. Nie byłem jej wart, ale David tym bardziej.
   - Zayn dawaj!- usłyszałem zza pleców krzyk Perrie. Westchnąłem tylko i chowając klucz pod doniczkę złapałem za walizkę.  Przeszedłem kilka metrów tyłem po czym z udawanym uśmiechem na twarzy obróciłem się w jej stronę. Blondynka stała przy drzwiach auta z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Zmierzyła mnie od stóp do głów, a kiedy otwierałem drzwi od strony pasażera zrobiła do samo od kierowcy i zgrabnie wślizgnęła się do środka. Kiedy tylko drzwiczki auta zatrzasnęły się z moich ust znikł uśmiech, a zastąpił go grymas wściekłości. Nienawidziłem siebie za to, że dawałem sobą manipulować i Perrie, i Martinowi, i Gemmie. Jeśli tej ostatniej potrafiłem przebaczyć, bo pozostałej dwójce wcale. 
   -Świetny z ciebie aktor. Byle tak dalej.- wyszeptała dziewczyna jakby ktoś nas podsłuchiwał. Szybko przeniosłem na nią wzrok i zmierzyłem zimnym spojrzeniem.
   -Dla niej zrobię wszystko, a ty doskonale o tym wiesz.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby, czując jak moje dłonie zaciskają się w pięści, gniotąc tym samym materiał tapicerki fotela.
   - Kiedyś tak samo mówiłeś o mnie. Przejdzie ci tygrysie, a teraz siedź grzecznie i zapnij pasy, bo jedziemy się zabawić.

_______
Od Akwamaryn:    Przepraszam, że taki krótki, ale nie wiedziałam jak mam to zakończyć, a nie chciałam tez a dużo zdradzać. Myślę, że informacji macie w sam raz i jakoś przeżyjecie z tak małą dawką;) Mam dla was jeszcze sporo pomysłów ;P 
PS. Kate pojawiła się w postaciach 

  

czwartek, 24 stycznia 2013

[24] - Myślisz, że poszedłem z tobą do łóżka, bo nie jesteś mi obojętna?

Harry...
   Wpatrywałem się w leżącą obok mnie dziewczynę, kręcąc głową z niedowierzaniem.
   Przeleciałem Kaylee Wihton. Córkę milionera, jeśli nie miliardera, najsławniejszą nastolatkę na świecie. Dziewczynę, którą pragną tysiące, którą ubóstwią niemal wszyscy. Dziecko świata show bisnesu, którą wykreowały media, tak, że na sama zaczęła się w sobie gubić. Ale jest idolką mnóstwa dziewczyn, zakompleksione nastolatki próbują się do niej upodobnić, licząc, że staną się 'kimś'. Ma wszystko i więcej. Wystarczy, że coś powie i już to ma. Jest chlebem powszednim dla tabloidów, nie ma dnia bez plotek o niej. Nie ma człowieka, której by jej nie znał.
    A ja przeleciałem. Spałem z nią. I to ona to zaczęła, to ona pierwsza się na mnie rzuciła. I sądzę, że całkiem świadomie. Wiedziała co robi. Musiała wiedzieć. A jednak mnie pocałowała, a potem popchnęła na łóżko, pozbywając mnie ubrań. A ja, głupi, zamiast do przerwać, zamiast ją od siebie odepchnąć... Pozwoliłem jej na wszystko. Nie umiałem się przeciwstawić, pierwszy raz nie umiałem powiedzieć 'nie'. Ba, sam w pewnym momencie przejąłem inicjatywę, sprawiając jej przyjemność. Nie potrafiłem się pohamować...
    Jezu, jak ktoś się o tym dowie... Gdyby ktoś tu wszedł, któryś z chłopców... Choćby Niall... I zobaczył mnie w łóżku z Kaylee, w dodatku od obydwu jedzie alkoholem... Byłby wściekły i na pewno natychmiast pobiegłby pod resztę. Bo w końcu to byłaby moja wina, Kay jest na to zbyt niewinna. Żeby zaciągnąć kogoś do łóżka?! Nie, to nie w jej stylu. Zresztą się nienawidzimy...
    Prawda? Nienawidzę jej, a ona mnie. Wyzywamy się i kłócimy. Nie możemy siebie znieść.
    Ale przecież cię pocałowała, odezwał się głos z tyłu głowy.
    Bo była pijana. Albo przynajmniej po prostu straciła nad sobą kontrolę. Ja też. To wszystko to wielka pomyłka, nie powinienem w ogóle nawet tu do niej przychodzić. To był mój błąd. A jej, że się na mnie rzuciła. Tylko nie mówcie, że ostrzegała... Jestem facetem, jeśli chodzi o sex to nie mam oporów.
    Jeszcze raz spojrzałem na jej spokojną twarz. Uśmiechała się lekko, głęboko oddychając. Włosy lśnił lekko w promieniach słońca, tworząc jakby aureolę wokół jej głowy. Na policzki wstąpiły jej delikatne rumieńce, gęste rzęsy rzucały nieduży cień na buzię. Miała odsłonięte ramiona, lecz piersi jak i reszta ciała ukryte była pod kołdrą. Palce łagodnie zaciskał się na pościeli.
    Nagle złość zastąpiła czułość. I... I jakieś ciepło. Przekrzywiłem głowę, mimowolnie się uśmiechając i przyglądając dziewczynie. Była śliczna, to prawda. Musiałem to przyznać. Była śliczna. I leżała tu koło mnie, niczego nie świadoma. Jeszcze.
    Podniosłem dłoń, chcąc dotknąć jej twarz, jednak natychmiast się powstrzymałem.
    Co ja w ogóle robię?! Powinienem stąd wychodzić i to jak najszybciej. Jakby ktoś tu teraz wszedł... Nie miałbym się nawet jak wytłumaczyć.
    Pokręciłem głową, wściekły na siebie, a potem odrzuciłem od siebie kołdrę. Delikatnie, by jej nie zbudzić, wstałem, wciągając na siebie bokserki, a do rąk biorąc koszulkę i spodnie. Następnie, jak najciszej ruszyłem do drzwi. Uważając, by podłoga nie skrzypnęła, położyłem dłoń na klamce, zagryzając wargę.
    - Tchórz - usłyszałem nagle.
   Niemal podskoczyłem, wystraszony. Odwróciłem się w stronę Kaylee, ciężko wzdychając. Dziewczyna leżała, na brzuchu, oparta na łokciach. Przodem do mnie. Dłonie i końcówki włosów zwisały jej zza brzeg łóżka. Nogi skręciła w kostkach, machając nimi do przodu i tyłu. Luźny bandaż wciąż trzymał się jej łydki. Spoglądała na mnie z wyrzutem, złością. I pogardą. Coś mnie ukuło w serce, zaraz jednak pozbyłem się tego uczucia.
    - Tchórz - powtórzyła.
   Pokręciłem głową.
    - To się nie powinno wydarzyć. Nigdy - odparłem. - Popełniliśmy błąd. Pomyślałaś co by było, gdyby ktoś tu wszedł?! Gdyby ktoś nas zauważył?! Rozumiesz jak zareagowałby świat, na wieść, że spaliśmy ze sobą?!
    - Wcześniej nie miałeś żadnych uprzedzeń - odparła ze złością. - Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie przeleciałeś.
    Spojrzałem na nią uważnie, by po chwili zaśmiać się z kpiną. Trochę wysiloną.
    - Nie mów, że liczyłaś, że między nami coś naprawdę... - Aż zaniemówiłem. Znów pokręciłem głową. - Naprawdę jest. Myślisz, że poszedłem z tobą do łóżka, bo nie jesteś mi obojętna?
   Dziewczyna zaczerwieniła się, spuszczając wzrok. Zaraz jednak podniosła go, oskarżycielsko patrząc mi w oczy.
   - Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, czemu się ze mną przespałeś? - zapytała, jakby z urazą. Zagryzłem wargę, pilnując się by spojrzenie nie uciekło w kierunku nagich piersi Kaylee. Na marne. Dziewczyna prychnęła. - Typowy facet. Cycki, tyłek, seks.
     Przez chwilę wpatrywałem się w nią, zastanawiając się nad odpowiedzią. Postąpiłem egoistycznie? Może. Trochę. Ale czy kiedykolwiek dałem jej choć powód do podejrzeń, że mi na niej zależy? Chyba nie sądziła, że przespałem się z nią z miłości?
   - Typowa kobieta - powiedziałem wreszcie. - W każdym facecie widzi kandydata do wielkiej miłości.
   Po czym nie czekając na jej reakcje, wyszedłem, trzaskając drzwiami, a następnie, niemal dygocząc ze złości, skierowałem się w stronę swojego pokoju. Czułem jednocześnie satysfakcje i ból. Satysfakcje, że wszystko zostało 'wyjaśnione' i że zrobiłem jej przykrość. A ból...
    Boże... Przecież to bezsensu. Pokręciłem głową. Nie może mnie przecież jednocześnie boleć i cieszyć to, że zadaje jej przykrość. Nie powinienem się nią w ogóle przejmować. Jest mi obojętna. I tyle.
   Kaylee...
    Przeklęłam głośno, obracając się na plecy i przyciskając poduszkę do twarzy. Jeszcze pachniała perfumami Harry`ego. Przycisnęłam ją mocniej do siebie, wchłaniając jego zapach, ale kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego co robię, natychmiast ją od siebie odrzuciłam. Ramionami zasłoniłam buzię, ciężko oddychając. 
    Co się ze mną dzieje?! Co ja kurwa zrobiłam?! Już pomijając moją nocną przygodę... Co ja mu powiedziałam?! Przecież nic do niego nie czuje! Nie czułam i nie będę! On jest mi obojętny. Mam go w dupie. 
    Niemal zaśmiałam się, myśląc jak bardzo dosłownie to zabrzmiało. Mam go w dupie. Jezu! Za co?! 
    Nic między nami nie ma. Kocham Martina. Mimo wszystko. Kocham go już od 2 lat i żaden pieprzony Harry tego nie zmieni. Zresztą sam powiedział, że jestem mu obojętna i jedyne moje ciało go kręci. Jedynie... Mnie pożąda. I tyle. Koniec kropka. Ja też go pożądam. Tak, przyznaje - ale tylko jeśli chodzi o sex i te sprawy. Nasza relacja jest oparta na pragnieniu fizycznym. Żadnych uczuć. Żadnej miłości. Tylko sex. Żadnej miłości. 
    Tylko dlaczego to mnie tak boli, a na samą myśl o Harrym czuje przyjemne ciepło i przechodzą mnie dreszcze? 
    Przecież nic do niego nie czuję. A on do mnie. 
***
     Wyszłam z łazienki, rozczesując palcami mokre włosy. Siedziałam pod prysznicem przynajmniej półtorej godziny. Musiałam od tego odpocząć, rozluźnić się. Nie zeszłam na obiad. Niallowi powiedziałam, że źle się czuje. I choć spoglądał na mnie trochę podejrzliwie, nie próbował mnie namawiać. Więcej dla niego. Ciekawa byłam tylko, jak zareagował Harry - bo co do tego, że blondyn opowiedział wszystkim o moim złym samopoczuciu nie wątpiłam. Ale nikt się nie dobijał, nie pukał, nie próbował ze mną pogadać... Dali mi spokój. Albo po prostu mają mnie w dupie. Jestem tu, bo muszę, gadają do mnie bo wypada, ale tak naprawdę mają mnie gdzieś. A im dłużej nie będę się im pokazywać na oczy - tym lepiej.
    Pokuśtykałam do swojego pokoju, jak najszybciej mogłam skacząc na jednej nodze. Cholernie bolała mnie ta kostka. A nawet nie wiedziałam co się z nią stało. Zwichnięta - to już mi lekarz powiedział. Ale w jaki sposób? Nie pamiętałam. Nic. Pustka. Denerwujące i to bardzo.
    Wślizgnęłam się do pokoju, zbierając włosy na ramię. Dochodziła druga. Za godzinę miał być obiad, na który również zamierzałam nie iść. No chyba, że chłopcy - Harry - gdzieś pojadą. Lecz z tego co wiem, dzisiejszy dzień mieli dla siebie.
   - Jak tam noc z Loczkiem? - usłyszałam. Podskoczyłam lekko, choć dobrze znałam ten głos i rozpoznałabym go wszędzie. Martin.
    Leżał na łóżku, dłonie splecione miał na karku. Przyglądał mi się z urazą i złością. Starał się wyglądać na wyluzowanego, lecz nie  potrafił ukryć zdenerwowania. Oddychał powoli, usta miał zaciśnięte włosy. Zwykle nienaganna fryzura, teraz była ułożona... Dość niechlujnie.
    Przylgnęłam do drzwi, jakbym bała się, że coś mi zrobi. Co oczywiście było głupie. Mimo wszystko Martin by mnie nie skrzywdził. Tak myślę.
   - Dobrze - odparłam zgryźliwie. - Jest świetny w łóżku.
   Brunet podniósł brew do góry.
  - Naprawdę? Jakoś to inaczej brzmiało rano - odpowiedział kpiącym tonem.
   Zaniemówiłam. Skąd wie...? Harry go nienawidzi. Nie powiedziałby mu. Ani on ani ktokolwiek inny z chłopców. Zresztą po zachowaniu Hazzy mogłam wywnioskować, że nikomu nie powiedział. Bo... Bo się wstydził. Brzydziłam go. Jak chyba każdego w tym domu.
   - Widzę, że masz naprawdę wspaniałe życie, skoro nad ranem siedzisz i podsłuchujesz swoich współlokatorów - powiedziałam w miarę pogodnym tonem, kuśtykając do komody.
   Martin skrzywił się,
   - Trudno było was nie słuchać. Jęczałaś na cały dom.
   Przełknęłam z trudem ślinę. Nie mogłam być aż tak głośno. Bez przesady. Na pewno nie było aż tak głośno. On tak mówi by mnie zdenerwować. Na pewno. W końcu głupio się przyznać, że podglądało się czyiś seks.
   - Zazdrosny? - spytałam, siląc się na spokój.
   Oparłam się o komodę, uśmiechając się lekko i walcząc z wielką gulą w gardle. Przed oczami wciąż miałam całującego mnie Hazze, uśmiechającego się do mnie... I jego zielone oczy. A zaraz po tym tą kpinę i pogardę, gdy wychodził, zostawiając mnie samą. Coś zabolało mnie w sercu. Pokręciłam głową. Co się ze mną dzieję?! Uspokój się Kaylee, idiotko...
   - O kogo? O tego pedała z gniazdem na głowie? Nie... Raczej nie - odparł prychając.
   - Nie nazywaj go tak! - przerwałam mu ostro. - Jest o wiele lepszy niż takie gówno jak ty.
   Martin spojrzał na mnie zdziwiony, a ja spuściłam wzrok zmieszana. Nie... Nie zrobiłam tego. Nie zjechałam Martina, dlatego że nazwał Harry`ego 'pedałem'. Przecież to by było idiotyczne. Jeszcze niedawno sama tak o nim mówiłam. Po imieniu. Więc dlaczego teraz tak bardzo zraniło i zdenerwowało mnie przezwanie go przez Martina? I w ogóle jak mogłam powiedzieć do tego bruneta 'gówno'? Kochałam go. A Harry`ego nienawidziłam.  Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
   Ale jednak wkurzył mnie. I to bardzo. Poczułam się urażona, choć i tak nie miałam czym.
   - Gówno, tak? - wycedził Martin. - A co ty takiego osiągnęłaś, że możesz nazywać mnie 'gównem'? Sama nie jesteś lepsza. Ćpanie jest obrzydliwie. ' Jak można tak siebie niszczyć?!', co kurwa? Niedawno sama nawet nie chciałaś na nie patrzeć, a teraz wpieprzasz garść za garściami. 'Kluby nocne to dom dla dziwek', czyli idealnie odnalazłaś się w tym otoczeniu. 'Nigdy nie tknę alkoholu', a teraz chlejesz, ci się nosem wylewa, kurwa.   - Wstał, podchodząc do mnie. - Puszczasz się na prawo i lewo, każdemu włazisz do łóżka! Harry to debil i facet... Myślisz, że jak pokażesz mu gołe cycki to odmówi? - Prychnął. - Żałosne. Z takim ciałem, powiedzmy prawdę, wyrwiesz każdego i każdy natychmiast cię zacznie pieprzyć. Nie udawaj głupią i nie gadaj, jaka jesteś biedna, jeśli jedyne co potrafisz to zaciągać do łóżka. Zero miłości, tylko seks. Oj, biedna.
    Dzieliło nas kilka centymetrów, jeśli nie milimetrów. Płytko oddychałam, wściekła na Martina. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści, mimowolnie wyprostowałam się. Wciąż patrzyłam chłopakowi w oczy. Nie chciałam wyjść na tchórz, już i tak się poniżyłam. Miał rację, ale nigdy bym mu jej nie przyznała. Nigdy bym mu nie dała tej satysfakcji.
    - A ty...? - powiedziałam cicho, ostro. - Poleciałeś na cycki czy na wnętrze?
   Martin uśmiechnął się lekko, kpiąco, przybliżając o kolejne parę milimetrów. Czułam jego oddech na swoich policzkach. I pierwszy raz poczułam obrzydzenie na myśl, że mógłby mnie pocałować.
    - W wieku trzynastu lat jeszcze nie miałaś cycków i wierzyłaś, że przyniósł cię bocian - odparł, równie cicho. - Teraz masz niezłą dupę i nauczyłaś się jak to wykorzystywać. I sam nie wiem czy to dobrze czy źle.
    Zacisnęłam zęby, płytko oddychając.
    Nie wiem ile tak staliśmy. Kilka sekund, kilka minut. Spoglądając sobie w oczy, ze złością i bólem. Nie mogłam nawet zabrać głębokiego wdechu, był zbyt blisko. Przeszkadzało mi to, czułam się niekomfortowo. Nie wiarygodne... Ale czułam się przy nim niekomfortowo. Pierwszy raz od dwóch lat. Od czasu kiedy naprawdę go pokochałam.
    Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, a po chwili Harry`ego.
   - Zaszczycilibyście nas swoją obecnością na obiedzie? - zapytał. Głos drżał mu ze złości.
   Przez chwilę panowała cisza, słychać było jedynie nierówny oddech Harry`ego.
   Wreszcie Martin, nie odrywając ode mnie wzroku, odsunął się, odpowiadając:
   - Tak... Już schodzimy.
    Po czym dłonią wskazał, bym szła pierwsza. Kiwnęłam głową, 'dziękując', a następnie, starając się nie spoglądać na Hazze, pokuśtykałam na korytarz, a stamtąd po schodach do jadalni. Harry w połowie drogi wyminął mnie, szturchając przy tym lekko. Zadrżałam, zagryzając wargę.
    Kurwa, co jest?
_____________
Od Boddie: Boże! Kompletnie mi się nie podoba. Jego pisanie zajęło mi gdzieś tak 4 godziny. Pisałam na wymuszenie i dopiero pod koniec coś ruszyło. Jeszcze nigdy z takim trudem nie pisałam rozdziału... I wyszedł beznadziejny. Nudny i wgl... Masakra... ;/

niedziela, 20 stycznia 2013

[23]Twój, że jesteś rozkapryszoną smarkulą, a mój, że ja to w tobie kocham


Gemma...

      Nienawidziłam siebie. Nienawidziłam tego co stało się ze mną przez ostatni tydzień. Stałam się inna. Taka jaka byłam na początku. Krucha, delikatna, płaczliwa... Kiedyś chciałam od tego uciec, chciałam choć raz spojrzeć komuś w oczy i nie odwrócić wzroku, choć raz zaśmiać się z kogoś cynicznie, choć raz splunąć komuś w twarz bez wyrzutów sumienia. Teraz chciałam do tego wrócić. Znów móc być twarda, ironiczna i pełna pogardy, ale Zayn sprawił, że stało się inaczej. Odmienił mnie w zaledwie tydzień. A najgorsze było to, że dałam mu na to przyzwolenia, bo liczyłam że to coś zmieni, że Harry zobaczy we mnie normalnego człowieka, że ktokolwiek stanie się moim przyjacielem. Tymczasem byłam na dnie. Już niżej nie mogłam się stoczyć.
  Byłam jak chusteczka na wietrze, która to wzlatuje, to spada w dół.
  Martin mnie upokorzył, David zeszmacił, a Harry... A Harry patrzył na to jedynie ze zmieszaniem, jakby to co się stało było jedną z najnormalniejszych rzeczy. Nawet pozwolił mnie wyrzucić z domu. Czułam się strasznie. Dlatego chciałam być zimna, oschła...
 Jak kiedyś... Kiedy nie miałam przyjaciół i miałam to w głęboki poważaniu. Kiedy liczyłam tylko na siebie, nie na nikogo innego.
  - Gemma?- rozbrzmiał głos gdzieś w oddali. Zacisnęłam szczękę, obracając się przy tym na drugi bok i spoglądając na twarz Arona. Stał w drzwiach sypialni rodziców i patrzył na mnie z strachem. Jakby właśnie zobaczył człowieka bez głowy, albo z wyjętymi flakami. Na sobie miał wytarte dżinsy, jakiś stary podkoszulek i sztruksową kurtkę, którą nosił od przeszło trzech lat. Tym razem jednak wyglądał inaczej. Nie bał się mnie, lecz o mnie. Brakowało mi go przez ostatni tydzień, kiedy to praktycznie mnie zostawił na pastwę losu. 
  -Czego?- zapytałam ostro i usiadłam na łóżku. Nie mogłam okazać słabości, nie teraz, nie przy nim. On jeszcze nigdy nie widział jak płaczę i niech tak zostanie. 
  Jakby nagle odetchnął, bo na jego usta wstąpił delikatny uśmiech, taki spokojny... 
  -Wpuścił mnie ten facet... Kto to?- zapytał, opierając się o framugę drzwi.
  -Czy to ważne? On tu był, a ciebie nie było. Zostawiłeś mnie.- wysyczałem to ostatnie przez zęby po czym podniosłam się. Spojrzałam na niego wściekle. Wracałam dawna ja. Tylko czy ja oby na pewno tego chciałam?
   -Nie mogłem. Miałem parę...- przerwałam mu gestem dłoni i podeszłam do szafki nocnej.
   -Tak, tak... Parę spraw. Skąd ja to znam. A wiesz co się działo przez ten tydzień?- tym razem to on mi przerwał, wiedząc że chciałam ciągnąc dalej.
   -Nie muszę zajmować się tylko tobą, poza tym miałaś świetną opiekę.- wysyczał ironicznie. Już chciałam się wtrącić kiedy dokończył.- Zresztą umiesz o siebie zadbać.- coraz bardziej kipiałam od środka. Wiem, byłam samolubna. Myślałam tylko o sobie, ale taka byłam kiedyś i chyba trochę tego pisaku we mnie pozostało.
   -Pieprz się...- wyszeptałam i zacisnęłam powieki chcąc powstrzymać łzy. Kiedy usłyszałam kroki otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam Arona, który stał dosłownie kilka centymetrów ode mnie z napiętymi mięśniami.
  -Przepraszam...- wyszeptał łapiąc moje dłonie. Szybko je wyrwałam po czym patrząc mu w oczy dodałam:
  -Nie potrzebuję ciebie. Jesteś śmieciem! Dupkiem! Rozumiesz to?! Nie potrzebuję ciebie, twojej opieki, bo kiedy cię potrzebuję ty masz inne rzeczy na głowie! Jesteś tylko wtedy kiedy jest dobrze! A jak się sypie, jak się wali... To spieprzasz to swoich laleczek! Ja nie jestem szmacianą lalką, którą możesz rzucić w kąt! Jestem człowiekiem, a ty sukinsynem!- krzyknęłam po czym pchnęłam go mocno w tył. Chłopak zmrużył oczy dokładnie w tym momencie kiedy do pokoju wszedł Zayn. Wyglądał na wystraszonego i jakby trochę roztargnionego. Przeniósł wzrok ze mnie na Arona po czym wyprosił go z domu. 
  -Wszystko gra?- spytał kiedy zatrzasnęły się drzwi frontowe. Pokiwałam tylko przecząco głową po czym opadłam na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach.

***

    Podkuliłam kolana pod brodę i utkwiłam wzrok w Zaynie. Właśnie szukała w stercie płyt czegoś sensownego. W końcu usiadł koło mnie zrezygnowany i okrył kocem.
  -Chyba jesteśmy skazani na jakiś serial. Tu są tylko dokumentalne filmy... Twoi rodzice chyba nie lubią kina akcji.- stwierdził opierając się o sofę.
  -Zayn...- zaczęłam, kładąc głowę na jego ramię. Szatyn spojrzał na mnie pytając i oblizał wargi. Milczałam długo, ale on nie nalegał. Czekał wytrwale chcąc poznać to co ciśnie mi się na usta. - Przepraszam...- wyszeptałam, wplatając palce w jego włosy i zatapiając się w jego usta. Robiłam to brutalnie chcąc nakłonić go do odwzajemnienia, ale na marne. W końcu odsunął mnie od siebie delikatnie i spojrzał w oczy.
  -Chcesz wiedzieć jak to boli?- spytał cicho. - Wiesz jaki jest twój i mój problem?- zadawał pytania po czym dalej ciągnął.- Twój, że jesteś rozkapryszoną smarkulą, a mój, że ja to w tobie kocham.- dodał przyciągając i składając na moich ustach delikatny pocałunek. 
   Czułam się jak w bajce kiedy podniósł mnie i pozwolił owinąć siebie nogami w pasie, po czym zaniósł do sypialni moich rodziców. Powoli i delikatnie ułożył mnie na ogromnym łożu z baldachimem po czym bez skrupułów zaczął pozbawiać odzieży. Nasze pocałunku stawały się coraz bardziej namiętne, czułam jak na policzki wstępują mi rumieńce i jak przyspiesza oddech. Pierwszy raz w życiu robiłam to w pełni świadomie, pierwszy raz chciałam tego naprawdę, bo wierzyłam, że to ten jedyny, na którego czekałam od dawna. Jego usta przeniosły się na moja szyję, potem dekolt, następnie ramiona i coraz niżej. Nagle zatrzymał się, uniósł wzrok po czym wstał. Spojrzałam zaskoczona kiedy zaczął wciągać na siebie spodnie. Podniosłam się i utkwiłam wzrok w jego nagiej, wytatuowanej klatce piersiowej.
  -Nie. Za szybko.Zdecydowanie. Gemma!- wrzasnął ostro nakazując tym samym spojrzeć sobie w twarz.- Nie manipulują mną...- wysyczał i przykląkł przy mnie. Położył dłonie na moje nagie kolana po czym nachylił się i ucałował w czoło.
  -Ja... Ja... Zayn...- dukałam.- Przepraszam.- ten tylko zaśmiał się cicho.
  -Ostatnio tylko przepraszasz. Tylko to od ciebie słyszę, a wiesz co chciałbym usłyszeć?- spojrzałam na niego pytająco kiedy poruszył niemo ustami. Wykręciłam oczyma i zakryłam się pierzyną. - Gem idź na odwyk. Chcą to z tobą zrobić, ale kiedy będziesz świadoma w stu procentach. Po narkotykach nawet po wielu dniach bez nich, jesteś nieświadoma swoich czynów. Nie chcę cię wykorzystywać, bo mi na tobie zależy.
   -Ja prze...- zaczęłam, ale ugryzłam się w język.- Pójdę. Zawieziesz mnie,ale najpierw... Pojedziemy do chłopaków i Kay... Chcę im powiedzieć.

***
   Zapukałam w drzwi po czym bez zastanowienia weszłam do środka. Uśmiechnęłam się na widok Nialla, który od razu gdy mnie zobaczył rzucił mi się na szyję. Odwzajemniłam uśmiech i uścisk, ale tak naprawdę chciałam zobaczyć kogo innego. Weszłam do salonu czując jak Zayn depcze mi po piętach. Szedł za mną nie odstępując mnie na krok. Stanęłam w przejściu, widząc Kaylee leżącą na kanapie z nogą na poduszce na stole. Przerażona wepchnęłam się między nią, a Liama i spojrzałam na kostkę w bandażu.
  -Co się stało?- zapytałam przenosząc wzrok na Liama. Wiedziałam, że Kay nic mi nie powie, a Liam... On nie potrafił kłamać.
  -Mieliśmy mały wypadek.- znów spojrzałam na Kay, która patrzyła na mnie i przegryzała wargę. Przyjrzałam jej się uważniej. Niby taka sama jak zawsze, a jednak inna. Oczy miała podkrążone i czerwone, chyba od płaczu, usta suche i jakby puste. Czułam od niej zapach... Podniosłam się gwałtownie i mrużąc oczy zrobiłam kilka kroków w tył tym samym wpadając na Zayna, który raptownie objął mnie w pasie i złapał.
   -Bierzesz?! Pogięło cię?!- wrzasnęłam zła na siebie, ale jednocześnie na nią. Na siebie byłam zła, że do tego doprowadziłam, a na nią, że tak łatwo się dała nałogowi. Milczała jak zaklęta nawet na mnie nie patrząc.
  - Daj jej spokój.- odezwał się głos za moimi plecami. Obróciłam się na jego dźwięk i raptownie poczułam jak Zayn lekko odpycha mnie w tył, tak że stałam teraz za nim zamiast przed nim. - Chyba wystarczająco dużo przeszła.- zacisnęłam zęby ze wściekłości.
  -Może mam ją pogłaskać po głowie i powiedzieć ,,Oj skarbie to nic takiego, bierz dalej, to jest super!''.  Pewnie! Rób tak!- wysyczałam mrużąc oczy. Martin spoważniał podszedł i nachylając się nad ramieniem Zayna spojrzał mi w oczy. Nie ugięłam się ani na chwilę, ciągle spoglądałam mu w twarz z nienawiścią. ,,Nie dam mu się przestraszyć.''- pomyślałam i zobaczyłam jak szatyn popycha Martina. Gdyby nie zjawił się Harry, który kaszlnięciem zwrócił na siebie uwagę, zapewne doszło by do bójki.
   Loczek nawet nie zerknął na Kaylee. Przeszedł obok niej bez jakiegoś większego zainteresowania po czym zasiadł na jednym z foteli.
  -Miło...- wyszeptałam do samej siebie. Przebiegłam wzrokiem po wszystkich zebranych. Marzyłam by uciec z tego miejsca. Atmosfera była napięta, każdy na każdego patrzył jak na wroga, a na mnie najchętniej by nie patrzyli w ogóle bo nie wiedzieli jak to robić, po tym co zobaczyli. - Chciałam wam tylko oznajmić, że jadę do kliniki odwykowej. Wszystko już jest ustalone i na początek będę tam przebywać miesiąc. - powiedziałam szybko po czym spojrzałam na Kay. Wyglądała na zaskoczoną i trochę zmieszaną moim wyborem w końcu właśnie dowiedziałam się, że bierze.
   -To gratuluję, a teraz możecie się wynosić. To już nie jest wasz dom.- warknął Martin. Oblizałam wargi i podeszłam bliżej niego.
   -Twój też nie! Jesteś tu bo ich szantażujesz! Jesteś skończonym tchórzem! Nie dorobiłeś się niczego na swoim to musisz niszczyć zespół... Zachowujesz się jak szczeniak!- wrzasnęłam i poczułam jak Zayn łapie mnie za ramiona. Dopiero teraz zrozumiałam, ze próbowałam rzucić się na bruneta z pięściami. Ale nie żałowałam tego. Chętnie bym go zabiła na miejscu.
   Ten tylko zaśmiał się pod nosem i wychrypiał:
   -Chcesz skończyć jak ostatnio?  Mogę ci to załatwić.- uniósł brwi w górę i w dół i nagle jak gdyby nigdy nic z nosa zaczęła cieknąć mu krew, wargę miał rozciętą, a to wszystko za sprawką Zayna. Chłopak wręcz rzucił go na kanapę obok Kaylee i łapiąc za koszulkę zaczął nim szarpać.
  -Trzymaj się od niej z daleka...- wysyczał tylko i już się zamachiwał kiedy Kay zareagowała. Zatrzymała dłoń szatyna i spojrzała na niego gniewnie.
  -Zostaw go Zayn!- warknęła patrząc na niego wściekle.
  -O! A więc jesteś po jego stronie?! Świetnie! Już ci wisi, że zgwałcił Gemme? Masz gdzieś jej uczucia? Prawdziwa z ciebie przyjaciółka...- odparł Zayn po czym wyszarpnął dłoń i podszedł do mnie.
  -To nie tak...- wyszeptała tylko blondynka patrząc w moją stronę. Wiedziała jaki Malik jest agresywny i że potrafi unieść się emocjami, ale żeby naskoczyć na Kay?
  -A jak? Zresztą... Nie tłumacz mi się. Gem idziemy...- powiedział i już wypychał mnie z domu, ale zaparłam się nogami.
  -Czekaj w aucie...- wyszeptałam po czym wyminęłam go, Liama, Nialla i Martina. Usiadłam koło niskiej blondynki po czym ją przytuliłam. - Nie przejmuj się Zaynem. On się martwi... Możesz... Mam do ciebie prośbę. Odwiedź mnie niedługo w klinice.

____
Od Akwamaryn: Jeśli początek jako tako mi się podoba, to dalsza część w ogóle. Ostatnie dialogi trochę beznadziejne i jak dla mnie powinnam to wszystko usunąć w cholerę!
      

środa, 16 stycznia 2013

[22] - Nie potrzebujesz ich do życia, ty ich potrzebujesz by umrzeć, by się zabić.

Kaylee...
    Wbiegłam do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi i opierając się o nie, by następnie zjechać po nich na ziemię. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu, lecz nawet nie próbowałam. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam dać upust swoim emocją, pozbyć się z siebie jakichkolwiek uczuć. Na chętniej położyłabym się spać i już nigdy nie obudziła. Miałam tego wszystkiego dość. Mediów, plotek, Davida, Martina, Harry`ego... Siebie, taty... Za to, że traktował mnie jak reklamę, za to, że zapoznał mnie z tym dupkiem... Wszystko.. Wszystko to co było mi bliskie przez dwa lata, wszystko to co kochałam, miałam, czemu ufałam i przy czym czułam się naprawdę sobą... Wszystko to okazało się kłamstwem, kolejną głupią reklamą, zbudowaną moim kosztem. Straciłam zaufanie do kogokolwiek. 
    Naprawdę myślałam, że Martin mnie kocha, że potrzebuje... Ale nie po to by zdobyć sławę. Sądziłam, że go znam, że jestem jego a on mój. I nawet ot okazało się kłamstwem! Byłam tym otoczona - plotkami, oszustwami. Wymarzyłam sobie jakąś pieprzoną miłość, cudowną jak w bajce.. A to przecież nie dzieje się w życiu, nie w moim. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam szczerej osoby, takiej, której zależało by na mnie, nie na moich pieniądzach czy sławie. 
    Nagle poczułam okropne pieczenie w gardle. Odruchowo złapałam się za nie, lekko pocierając. Pociągnęłam nosem, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Nigdy czegoś takiego nie odczuwałam. To było zupełnie nowe, ale chyba nie żałowałam. Okropnie bolało. I ta suchość... Czułam, że nawet woda nie ukoi tego. Zaraz po tym pojawił się ból klatki piersiowej i szum w głowie. Przymknęłam oczy, ciężko oddychając. Potrzebowałam czegoś, ale nie mogłam zrozumieć czego. I ten szum... Na niczym nie potrafiłam skupić wzroku czy myśli. Ból mnie od tego odciągał.
    Oblizałam spierzchnięte wargi, łapczywie łapiąc powietrze.
    Co do diaska...?
    I nagle zrozumiałam. Wśród tego szumu, wśród tego zlepku rozmów, wspomnień, odczuć... Plątaniny kolorów i emocji... Pojawił się jeden wyraźny obraz, jedna wyraźna potrzeba.
   Narkotyki.
   Tak bardzo ich wtedy zapragnęłam. Tak bardzo znów chciałam odpłynąć w ten świat... Zapomnieć choć na chwilę o rzeczywistości,zginąć w swoim własnym świecie... Do którego nikt nie będzie miał wstępu. Chciałam tak jak przedtem stracić świadomość, zapaść w sen... Z którego najchętniej nigdy bym się nie obudziła. Który będzie należał do mnie i który odciągnie mnie od tych wszystkich kłamstw, oszustw... Po prostu miałam tego dość. Choć raz chciałam poczuć się w pełni bezpieczna. Pewnie uznacie mnie za idiotkę i kretynkę, ale właśnie narkotyki dawały mi to poczucie. Złudne, ale jednak.
    Wciąż trzymając się za gardło, sięgnęłam drugą rękę do klamki, otwierając drzwi. Wiedziałam kto będzie miał dragi.
     Z trudem podniosłam się i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę byłego pokoju Zayna. Teraz najeżającego do Martina. Nie musiałam się martwić czy będzie w pokoju czy nie. Jeśli pozwolił mnie obmacywać obcym ludziom, narkotyki powinien mi dać bez problemu.
      Uchyliłam drzwi, a nie widząc nigdzie chłopaka, otworzyłam je szerzej, wsuwając się do pomieszczenia.
     Panował dobijający półmrok. Tylko wąski pas światła zza zasłoniętych zasłon, nieco oświetlało całość. Na środku znajdowało się ogromne łóżko z ciemnego drewna z baldachimem. Biała pościel zapadała się pod ciężarem torby podróżnej Martina. Obok stała nieduża komoda z czarną lampom. Naprzeciw, na ścianie wisiał piękny obraz przedstawiający Londyn nocą. Po lewej od drzwi można było dojrzeć ogromną szafę z tego samego drewna co łóżko.
    Nie zastanawiając się długo dopadłam torby, po czym gwałtownym ruchem otworzyłam ją. Zaczęłam rozgrzebywać jej zawartość i choć czułam odór alkoholu i ledwo dostrzegalny zapach drag, nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Przeklęłam cicho, odrzucając torbę w kąt. Ręce trzęsły mi się, z trudem przychodziło mi utrzymanie czegokolwiek. Gardło nie przestawało piec, choć modliłam się w duchu by wszystko to ustało. Chociaż na chwilę.
     Zsunęłam się z łóżka, otwierając kolejne szuflady komody i przetrząsając ich zawartość. Wyjmowałam całe półki, rozrzucając po pokoju jej wnętrze. Nagle coś wypadło na moje kolana. Już chciałam to odrzucić, gdy rozpoznałam czyjąś twarz. Gemma. Zdziwiona podniosłam jak się okazało szkicownik przeglądając jego strony. Gemma, Gemma, Gemma, Gemma... Wszędzie Gemma. I wszędzie jeden podpis - Zayn Malik. Uśmiechnęłam się lekko, przeglądając szkice. Niesamowite, pomyślałam. Jak on ją kocha...
    Nagle zza ostatniej strony coś wypadło. Zmarszczyłam brwi, podnosząc nieduże opakowanie i aż zaniemówiłam. Taki rysownik był ostatnim miejscem, w którym szukałabym drag. Choćby dlatego, że należał on do Zayna.
     Położyłam szkicownik na łóżku, nie odrywając wzrok od narkotyków. Potrzebowałam ich, ale... Ale teraz bałam się ich wziąć. Z własnej woli, nie zmuszona. Przełknęłam z trudem ślinę, po czym wysypałam na dłoń biały proszek. Przez chwilę przyglądałam się mu, bawiąc się nim palcami. Następnie wzięłam głęboki oddech, by za chwilę przez nos 'wessać' biały proszek. Oparłam głowę o ramę łóżka, głęboko oddychając.
     Zrobiłam to. Z własnej woli zabrałam narkotyki. Nikt mnie do tego nie namówił. Ani David ani Martin... Nikt. Ulgę zastąpiła złość na samą siebie. Wpadłam, pomyślałam wręcz wściekła. Zrobiłam krok w stronę nałogu. Trzeba było przywalić głową w  ścianę, wyskoczyć z balkonu, cokolwiek... Ale nie to. Boże... Harry ma rację. Jestem beznadziejna. Powinnam się choć starać to zwalczyć, a nie bezmyślnie rzucić się do poszukiwania drag, a potem żałować po fakcie. Teraz najbardziej pragnęłam by znalazł się obok mnie Loczek opieprzający mnie o wzięcie. Te wszytskie słowa, przezwiska, które do mnie kierował.. Były prawdziwe. Nazywał mnie po imieniu - suka. Sama, z własnej głupoty wzięłam i wpadłam. Sama zaczęłam się zabijać. Mając przy sobie żywy przykład skutków ćpania - wzięłam. Boże...
     Potarłam twarz dłonią. Głowa chwiała mi się na obie strony, ledwo mogłam na czymś skupić wzrok. Co prawda pieczenie znikło, kłucie w klatce piersiowej znikło, szum zelżał... Lecz wciąż pozostawał. Czaszka pękała mi z bólu. A przecież wszystko powinno zniknąć... Prawda?
    Nagle poczułam na swoim czole coś zimnego. Wystraszona otworzyłam szeroko oczy, siląc się by dostrzec jakikolwiek kształt. Dopiero po chwili dotarły do mnie jakieś głosy, a z kolorowych plam wyłonił się jakiś kształt.
    - Kay... Kay, wszystko okey? Kay! - usłyszałam.
    Znałam ten głos. Nie wiem skąd, ale znałam. Przełknęłam z trudem ślinę, kiwając głową. Ta zachybotała się bezsensu, opadając na ramie. Lewe albo prawe... Ale czy to ma znaczenie?
    Zamrugałam, by pozbyć się kolorowych kółeczek przed oczami.
    - Martin.. - wyszeptałam z trudem.
   Sama nie wiem co czułam: strach czy ulgę. Mimo mojego stanu, pamiętałam co zrobił Gemmie. Nie chciałam tego samego. Ale przecież on by mi tego nie zrobił... Nie on, nie mi.
    - Kay... Kaylee! - Znów rozbrzmiał jego głos. Poczułam jak kładzie dłonie na moich policzkach, a ta z powrotem zaczęła być w pionie. - Kaylee, spójrz na mnie!
    Chciałam powiedzieć, że patrzę ,ale teraz nawet tego nie byłam pewna. Co chwila traciłam ostrość i zamiast jego twarzy wyskakiwały mi plamki. W pewnym momencie przestałam orientować się, kiedy mam otwarte oczy, a kiedy nie. Jęknęłam cicho, gdy Martin najprawdopodobniej uderzył mnie lekko w twarz.
    Niespodziewanie w pokoju rozbrzmiał drugi głos. Udało mi się zauważyć, że był wściekły. Po chwili moja głowa znów opadła na ramię. Usłyszałam jakiś szelest, a po tym ostrą wymianę zdań. Znaczy... Tak mi się zdawało, że ostrą. Słyszałam tylko pojedyncze słowa.
    Cicho krzyknęłam, gdy coś bardzo ciężko spadło na moje nogi - przy tym bardzo boleśnie na kostkę. Sapnęłam lekko, znów odzyskując ostrość. Zdążyłam jednak zauważyć jedynie loki. Włosy przysłoniły mi całą widoczność i przez chwilę byłam wściekła na tego kogoś za przysłonięcie mi widoku, akurat wtedy, kiedy coś widzę.
    A potem uniosłam się w powietrze. Pisnęłam - szczerze, nie wiem czemu, coś mnie chyba zabolało. Poczułam.. Jezu, wiem jak to zabrzmi, ale poczułam się, jakbym latała. Możecie się śmiać - ale odczuwałam jedynie leciutki wiaterek i ból w kostce.
    Na końcu w ogóle straciłam przytomność.
***
    Jęknęłam cicho, przekręcając głowę. Bolało. Wszystko mnie bolało. Szum ustał, pozostał jednak okropny ból. Jakby ktoś nadmuchał mi ją, do tego stopnia, że groziło pęknięcie. Albo jak balon. O. Jak balon, który ktoś nadmuchał jak najsilniej, a teraz przykładał szpilkę by pękł.
     Jezu. Zawsze nienawidziłam moich porównań. W każdym przypadku były pozbawione sensu.
    Podniosłam dłoń, pocierając twarz i biorąc głęboki oddech. Gardło. Wreszcie. Przeszło. To cholerne palące uczucie przeszło. Ale co musiałam dla tego zrobić? Ile musiałam poświęcić? I w co musiałam wpaść? Nienawidziłam siebie za to, nienawidziłam tego, że tak łatwo uległam. Przedtem Davidowi, teraz sobie. To on mnie w to wprowadził.
     Boże, pomyślałam, może zamiast użalać się nad sobą, wzięłabym się za siebie i nie dopuściła do kolejnego takiego zajścia?
      Zakryłam dłońmi twarz, ciężko wzdychając. Następnie zamrugałam parę razy, nie odrywając rąk do buzi, by ostatecznie spróbować się poruszyć. Dopiero teraz zaczęły docierać do mnie głosy - zaczynając od kroków i kończąc na rozmowach. Przez chwilę próbowałam dojść do wniosku, kto jeszcze znajduje się w pomieszczeniu. Niall - to na pewno. Wszędzie było go słychać. Jego i Lou, który wciąż nie przestawał sypać żartami. Chyba wuj. I chyba rozmawiał z jakimś człowiekiem, dla mnie obcym. Albo paroma... Choć nie, to właśnie Liam. Tak, na pewno Liam. A może Harry? Zayn? Nie, Zayna tu nie ma.
    Martin!
    Gwałtownie zabrałam dłonie z twarzy, już z trudem podnosząc się na łokciach i z roztargnieniem rozglądając się wokół. Cicho zasyczałam z bólu. Kostka, moja kostka...
   - Kay! - usłyszałam wrzask Nialla, a po chwili blondyn znalazł się przy kanapie. Czy tam łóżku.
   Klęczał, przyglądając mi się z obawą i lekkim strachem. Uśmiechnęłam się do niego blado. Zaraz po nim podeszli do mnie pozostali - Liam, Lou... No i Martin. Ten ostatni z niepewnością, jakby bojąc się, że na niego naskoczę, warcząc i wyzywając. Pod oczami zauważyłam kręgi, cerę posiadał ziemistą, a włosy w nieładzie. Ubranie pogniecione, koszula na lewą stronę... Nie spał od dłuższego czasu.
   Ile ja byłam w takim razie nieprzytomna?
   - Odzyskałaś przytomność? - rozbrzmiał za mną głos Harry`ego. - Szkoda, już zamawiałem trumnę.
   Spojrzałam na niego ze złością, nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, gdyż w tym momencie wuj wszedł do salonu, a widząc siedząca mnie, wydał cichy okrzyk radości, po czym rzucił się w moją stronę, tuląc do siebie. Zaśmiałam się cicho, odwzajemniając uścisk. Po chwili mężczyzna puścił mnie na długość ramion, mówiąc:
   - Jeszcze jeden taki numer, a będziesz błagać by ktoś się przyjął pod dach, Kaylee!
    Również cicho się zaśmiałam, w myślach odpowiadając; ' Nigdy'.
  ***
    Siedziałam na balkonie, w ręce trzymając butelkę wódki i co chwila popijając z niej parę łyków. Tępo gapiłam się w przestrzeń, ciemną, ponurą przestrzeń. Nie widziałam nic, kompletnie nic, ale coś nie pozwalało mi się ruszyć i iść stąd. Moje ruchy ograniczały się do podniesienia butelki do ust. Wpatrywałam się w ogród, choć i tak nie dostrzegałam nawet konturów roślin. Nie wiem nawet czemu tam poszłam. Od razu po rozmowie w salonie, zabrawszy wcześniej ukradkiem wódkę, skierowałam się tu. Najchętniej bym stąd uciekła - z tego całego świata. Z dala od tego wszystkiego. I..
   Wiem, to jest żałosne. Ale najchętniej poszłabym do Samanthy. Do miejsce w którym to wszystko się zaczęło. W którym poznałam smak narkotyków, alkoholu, seksu... Ale też i wolności. Mogłam być tam sobą, a nie czyjąś marionetkę. Może to brzmi, jakbym polubiła to miejsce... Co oczywiście jest nie prawdą, bo napawało mnie złością i obrzydzeniem... Ale dopiero tam poczułam się naprawdę sobą.
    Upiłam kolejny łyk z butelki, po czym lekko drgnęłam, wyczuwając ruch w powietrzu. W ciemności zalśniła para zielonych oczu. Harry. Nawet nie usłyszałam jak tu wchodzi.
    Chłopak zabrał butelkę z mojej dłoni, sam upijając z niej łyka.
   - Nie boisz się, że ktoś nas tu zobaczy? - zapytałam ironicznym tonem. - Razem?
   Loczek prychnął.
   - Nie to jest teraz moim największym problemem - odparł. Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko odgłosami nocnego trybu życia innych mieszkańców Londynu, od których oddzielały nas wysokie świerki. - Po co to zrobiłaś? - Niemal szepnął Harry.
    Uśmiechnęłam się lekko, wzruszając ramionami.
   - Po co zabrałam? - powtórzyłam głupio. - Bo potrzebowałam. Bo chciałam. Bo bardzo bolało i musiałam je wziąć...
    - Nie - przerwał mi Harry, ostro i ze złością. - Powiedz prawdę, albo chociaż nie udawaj głupią.
   Spojrzałam na niego zdziwiona. Przecież mówiłam.
   Pokręciłam głową, choć wątpiłam by to zauważył. Było zbyt ciemno, nawet jeśli siedzieliśmy od siebie parę centymetrów. Jedyne co widziałam to jego zielone tęczówki, wpatrujące się we mnie ze złością i urazą.
   - Zapytam jeszcze raz... - powiedział Harry przez zaciśnięte zęby. - Po co się zabijasz? - Przez chwilę znów zapanowała cisza. Spuściłam wzrok, nie pewna co mam odpowiedzieć. A Harry ciągnął. - Chcesz to ci powiem. Zabrałaś, by odlecieć. Nie potrzebujesz ich do życia, ty ich potrzebujesz by umrzeć, by się zabić. Umiesz funkcjonować bez nich, ale za bardzo podoba ci się efekt brania by skończyć, prawda? Lubisz to. Przyznaj. Lubisz zatracać się w innym świecie - Tutaj znów na chwilę przerwał. By kilkudziesięciu sekundach ciszy, zaczął ciągnąć, jakby zadławionym głosem. - Chcesz umrzeć, proszę bardzo. Nie będę przeszkadzał. Ale nie na moich oczach. Nie chcę oglądać jak kolejna... - Przerwał, próbując opanować drżenie głosu. - Kolejna... Osoba z tego domu powoli dążyła do zagłady. Dlaczego  nie widzisz jak to cię niszczy?
    Nie odpowiedziałam, wstydząc się spojrzeć mu w twarz. Miał rację. We wszystkim. Zabijam się... Bo mi się to podoba. Biorę, bo... Bo lubię. Lubię, kiedy odpływam, kiedy zapominam o tym świecie. Jestem żałosna, wiem. Żaden normalny człowiek nie zachowywałby się w taki sposób. Ale najgorsze było w tym wszystkim to, że swoim zachowaniem raniłam wszystkich wokół. Musieli to oglądać. To jak powoli się staczam.
   Harry wstał, podając mi przedtem butelkę, po czym wyszedł z balkonu. Zacisnęłam powieki, a następnie wiedziona jakimś niepohamowanym impulsem, wybiegłam za nim.
   - Harry... - zawołałam cicho za nim. Chłopak odwrócił się, spoglądając na mnie z bólem. Przez drzwi przedostawało się światło, oświetlając jego postać, tak, że widziałam kontury ciała chłopaka. Zagryzłam wargę, po czym wyszeptałam. - Chcę zrobić coś bardzo głupiego. Proszę, nie pozwól  na to.
   Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
  - Co? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
   Wzięłam głęboki oddech, zamykając oczy. Zacisnęłam dłonie w pięści, a następnie...
   Wręcz rzuciłam się mu na szyję, wbijając w jego usta. Całkiem świadomie. Wiedziałam co robię, zdawałam sobie z tego sprawę. I chciałam tego... Tak. Chciałam tego.
   A on całkiem świadomie oddał. Najpierw cofnął się zdziwiony, by po chwili, kiedy już spodziewałam się odepchnięcia, oddał, obejmując mnie i przyciskając od siebie. Pogłębiał go, lekko przejeżdżając językiem po mojej wardze, a potem zębach.
   Nie wiem ile to trwało, ale wiedziona takim samym impulsem jak poprzednio, złapałam go za brzeg bluzy, popychając na łóżko.
______________
Od Boddie:  Tak, wiem, wiem... Masakryczne długie xd Początek jest okropny, okropny i beznadziejny. W ogóle nie wiedziałam jak opisać jej pragnienie, a potem odczucia po zażyciu narkotyków... I znając mnie pewnie opisałam coś zupełnie innego, i wgl nie na temat... Końcówka mi się nawet podoba ;D a Wam??