Harry...
Wpatrywałem się w leżącą obok mnie dziewczynę, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Przeleciałem Kaylee Wihton. Córkę milionera, jeśli nie miliardera, najsławniejszą nastolatkę na świecie. Dziewczynę, którą pragną tysiące, którą ubóstwią niemal wszyscy. Dziecko świata show bisnesu, którą wykreowały media, tak, że na sama zaczęła się w sobie gubić. Ale jest idolką mnóstwa dziewczyn, zakompleksione nastolatki próbują się do niej upodobnić, licząc, że staną się 'kimś'. Ma wszystko i więcej. Wystarczy, że coś powie i już to ma. Jest chlebem powszednim dla tabloidów, nie ma dnia bez plotek o niej. Nie ma człowieka, której by jej nie znał.
A ja przeleciałem. Spałem z nią. I to ona to zaczęła, to ona pierwsza się na mnie rzuciła. I sądzę, że całkiem świadomie. Wiedziała co robi. Musiała wiedzieć. A jednak mnie pocałowała, a potem popchnęła na łóżko, pozbywając mnie ubrań. A ja, głupi, zamiast do przerwać, zamiast ją od siebie odepchnąć... Pozwoliłem jej na wszystko. Nie umiałem się przeciwstawić, pierwszy raz nie umiałem powiedzieć 'nie'. Ba, sam w pewnym momencie przejąłem inicjatywę, sprawiając jej przyjemność. Nie potrafiłem się pohamować...
Jezu, jak ktoś się o tym dowie... Gdyby ktoś tu wszedł, któryś z chłopców... Choćby Niall... I zobaczył mnie w łóżku z Kaylee, w dodatku od obydwu jedzie alkoholem... Byłby wściekły i na pewno natychmiast pobiegłby pod resztę. Bo w końcu to byłaby moja wina, Kay jest na to zbyt niewinna. Żeby zaciągnąć kogoś do łóżka?! Nie, to nie w jej stylu. Zresztą się nienawidzimy...
Prawda? Nienawidzę jej, a ona mnie. Wyzywamy się i kłócimy. Nie możemy siebie znieść.
Ale przecież cię pocałowała, odezwał się głos z tyłu głowy.
Bo była pijana. Albo przynajmniej po prostu straciła nad sobą kontrolę. Ja też. To wszystko to wielka pomyłka, nie powinienem w ogóle nawet tu do niej przychodzić. To był mój błąd. A jej, że się na mnie rzuciła. Tylko nie mówcie, że ostrzegała... Jestem facetem, jeśli chodzi o sex to nie mam oporów.
Jeszcze raz spojrzałem na jej spokojną twarz. Uśmiechała się lekko, głęboko oddychając. Włosy lśnił lekko w promieniach słońca, tworząc jakby aureolę wokół jej głowy. Na policzki wstąpiły jej delikatne rumieńce, gęste rzęsy rzucały nieduży cień na buzię. Miała odsłonięte ramiona, lecz piersi jak i reszta ciała ukryte była pod kołdrą. Palce łagodnie zaciskał się na pościeli.
Nagle złość zastąpiła czułość. I... I jakieś ciepło. Przekrzywiłem głowę, mimowolnie się uśmiechając i przyglądając dziewczynie. Była śliczna, to prawda. Musiałem to przyznać. Była śliczna. I leżała tu koło mnie, niczego nie świadoma. Jeszcze.
Podniosłem dłoń, chcąc dotknąć jej twarz, jednak natychmiast się powstrzymałem.
Co ja w ogóle robię?! Powinienem stąd wychodzić i to jak najszybciej. Jakby ktoś tu teraz wszedł... Nie miałbym się nawet jak wytłumaczyć.
Pokręciłem głową, wściekły na siebie, a potem odrzuciłem od siebie kołdrę. Delikatnie, by jej nie zbudzić, wstałem, wciągając na siebie bokserki, a do rąk biorąc koszulkę i spodnie. Następnie, jak najciszej ruszyłem do drzwi. Uważając, by podłoga nie skrzypnęła, położyłem dłoń na klamce, zagryzając wargę.
- Tchórz - usłyszałem nagle.
Niemal podskoczyłem, wystraszony. Odwróciłem się w stronę Kaylee, ciężko wzdychając. Dziewczyna leżała, na brzuchu, oparta na łokciach. Przodem do mnie. Dłonie i końcówki włosów zwisały jej zza brzeg łóżka. Nogi skręciła w kostkach, machając nimi do przodu i tyłu. Luźny bandaż wciąż trzymał się jej łydki. Spoglądała na mnie z wyrzutem, złością. I pogardą. Coś mnie ukuło w serce, zaraz jednak pozbyłem się tego uczucia.
- Tchórz - powtórzyła.
Pokręciłem głową.
- To się nie powinno wydarzyć. Nigdy - odparłem. - Popełniliśmy błąd. Pomyślałaś co by było, gdyby ktoś tu wszedł?! Gdyby ktoś nas zauważył?! Rozumiesz jak zareagowałby świat, na wieść, że spaliśmy ze sobą?!
- Wcześniej nie miałeś żadnych uprzedzeń - odparła ze złością. - Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie przeleciałeś.
Spojrzałem na nią uważnie, by po chwili zaśmiać się z kpiną. Trochę wysiloną.
- Nie mów, że liczyłaś, że między nami coś naprawdę... - Aż zaniemówiłem. Znów pokręciłem głową. - Naprawdę jest. Myślisz, że poszedłem z tobą do łóżka, bo nie jesteś mi obojętna?
Dziewczyna zaczerwieniła się, spuszczając wzrok. Zaraz jednak podniosła go, oskarżycielsko patrząc mi w oczy.
- Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, czemu się ze mną przespałeś? - zapytała, jakby z urazą. Zagryzłem wargę, pilnując się by spojrzenie nie uciekło w kierunku nagich piersi Kaylee. Na marne. Dziewczyna prychnęła. - Typowy facet. Cycki, tyłek, seks.
Przez chwilę wpatrywałem się w nią, zastanawiając się nad odpowiedzią. Postąpiłem egoistycznie? Może. Trochę. Ale czy kiedykolwiek dałem jej choć powód do podejrzeń, że mi na niej zależy? Chyba nie sądziła, że przespałem się z nią z miłości?
- Typowa kobieta - powiedziałem wreszcie. - W każdym facecie widzi kandydata do wielkiej miłości.
Po czym nie czekając na jej reakcje, wyszedłem, trzaskając drzwiami, a następnie, niemal dygocząc ze złości, skierowałem się w stronę swojego pokoju. Czułem jednocześnie satysfakcje i ból. Satysfakcje, że wszystko zostało 'wyjaśnione' i że zrobiłem jej przykrość. A ból...
Boże... Przecież to bezsensu. Pokręciłem głową. Nie może mnie przecież jednocześnie boleć i cieszyć to, że zadaje jej przykrość. Nie powinienem się nią w ogóle przejmować. Jest mi obojętna. I tyle.
A ja przeleciałem. Spałem z nią. I to ona to zaczęła, to ona pierwsza się na mnie rzuciła. I sądzę, że całkiem świadomie. Wiedziała co robi. Musiała wiedzieć. A jednak mnie pocałowała, a potem popchnęła na łóżko, pozbywając mnie ubrań. A ja, głupi, zamiast do przerwać, zamiast ją od siebie odepchnąć... Pozwoliłem jej na wszystko. Nie umiałem się przeciwstawić, pierwszy raz nie umiałem powiedzieć 'nie'. Ba, sam w pewnym momencie przejąłem inicjatywę, sprawiając jej przyjemność. Nie potrafiłem się pohamować...
Jezu, jak ktoś się o tym dowie... Gdyby ktoś tu wszedł, któryś z chłopców... Choćby Niall... I zobaczył mnie w łóżku z Kaylee, w dodatku od obydwu jedzie alkoholem... Byłby wściekły i na pewno natychmiast pobiegłby pod resztę. Bo w końcu to byłaby moja wina, Kay jest na to zbyt niewinna. Żeby zaciągnąć kogoś do łóżka?! Nie, to nie w jej stylu. Zresztą się nienawidzimy...
Prawda? Nienawidzę jej, a ona mnie. Wyzywamy się i kłócimy. Nie możemy siebie znieść.
Ale przecież cię pocałowała, odezwał się głos z tyłu głowy.
Bo była pijana. Albo przynajmniej po prostu straciła nad sobą kontrolę. Ja też. To wszystko to wielka pomyłka, nie powinienem w ogóle nawet tu do niej przychodzić. To był mój błąd. A jej, że się na mnie rzuciła. Tylko nie mówcie, że ostrzegała... Jestem facetem, jeśli chodzi o sex to nie mam oporów.
Jeszcze raz spojrzałem na jej spokojną twarz. Uśmiechała się lekko, głęboko oddychając. Włosy lśnił lekko w promieniach słońca, tworząc jakby aureolę wokół jej głowy. Na policzki wstąpiły jej delikatne rumieńce, gęste rzęsy rzucały nieduży cień na buzię. Miała odsłonięte ramiona, lecz piersi jak i reszta ciała ukryte była pod kołdrą. Palce łagodnie zaciskał się na pościeli.
Nagle złość zastąpiła czułość. I... I jakieś ciepło. Przekrzywiłem głowę, mimowolnie się uśmiechając i przyglądając dziewczynie. Była śliczna, to prawda. Musiałem to przyznać. Była śliczna. I leżała tu koło mnie, niczego nie świadoma. Jeszcze.
Podniosłem dłoń, chcąc dotknąć jej twarz, jednak natychmiast się powstrzymałem.
Co ja w ogóle robię?! Powinienem stąd wychodzić i to jak najszybciej. Jakby ktoś tu teraz wszedł... Nie miałbym się nawet jak wytłumaczyć.
Pokręciłem głową, wściekły na siebie, a potem odrzuciłem od siebie kołdrę. Delikatnie, by jej nie zbudzić, wstałem, wciągając na siebie bokserki, a do rąk biorąc koszulkę i spodnie. Następnie, jak najciszej ruszyłem do drzwi. Uważając, by podłoga nie skrzypnęła, położyłem dłoń na klamce, zagryzając wargę.
- Tchórz - usłyszałem nagle.
Niemal podskoczyłem, wystraszony. Odwróciłem się w stronę Kaylee, ciężko wzdychając. Dziewczyna leżała, na brzuchu, oparta na łokciach. Przodem do mnie. Dłonie i końcówki włosów zwisały jej zza brzeg łóżka. Nogi skręciła w kostkach, machając nimi do przodu i tyłu. Luźny bandaż wciąż trzymał się jej łydki. Spoglądała na mnie z wyrzutem, złością. I pogardą. Coś mnie ukuło w serce, zaraz jednak pozbyłem się tego uczucia.
- Tchórz - powtórzyła.
Pokręciłem głową.
- To się nie powinno wydarzyć. Nigdy - odparłem. - Popełniliśmy błąd. Pomyślałaś co by było, gdyby ktoś tu wszedł?! Gdyby ktoś nas zauważył?! Rozumiesz jak zareagowałby świat, na wieść, że spaliśmy ze sobą?!
- Wcześniej nie miałeś żadnych uprzedzeń - odparła ze złością. - Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie przeleciałeś.
Spojrzałem na nią uważnie, by po chwili zaśmiać się z kpiną. Trochę wysiloną.
- Nie mów, że liczyłaś, że między nami coś naprawdę... - Aż zaniemówiłem. Znów pokręciłem głową. - Naprawdę jest. Myślisz, że poszedłem z tobą do łóżka, bo nie jesteś mi obojętna?
Dziewczyna zaczerwieniła się, spuszczając wzrok. Zaraz jednak podniosła go, oskarżycielsko patrząc mi w oczy.
- Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, czemu się ze mną przespałeś? - zapytała, jakby z urazą. Zagryzłem wargę, pilnując się by spojrzenie nie uciekło w kierunku nagich piersi Kaylee. Na marne. Dziewczyna prychnęła. - Typowy facet. Cycki, tyłek, seks.
Przez chwilę wpatrywałem się w nią, zastanawiając się nad odpowiedzią. Postąpiłem egoistycznie? Może. Trochę. Ale czy kiedykolwiek dałem jej choć powód do podejrzeń, że mi na niej zależy? Chyba nie sądziła, że przespałem się z nią z miłości?
- Typowa kobieta - powiedziałem wreszcie. - W każdym facecie widzi kandydata do wielkiej miłości.
Po czym nie czekając na jej reakcje, wyszedłem, trzaskając drzwiami, a następnie, niemal dygocząc ze złości, skierowałem się w stronę swojego pokoju. Czułem jednocześnie satysfakcje i ból. Satysfakcje, że wszystko zostało 'wyjaśnione' i że zrobiłem jej przykrość. A ból...
Boże... Przecież to bezsensu. Pokręciłem głową. Nie może mnie przecież jednocześnie boleć i cieszyć to, że zadaje jej przykrość. Nie powinienem się nią w ogóle przejmować. Jest mi obojętna. I tyle.
Kaylee...
Przeklęłam głośno, obracając się na plecy i przyciskając poduszkę do twarzy. Jeszcze pachniała perfumami Harry`ego. Przycisnęłam ją mocniej do siebie, wchłaniając jego zapach, ale kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego co robię, natychmiast ją od siebie odrzuciłam. Ramionami zasłoniłam buzię, ciężko oddychając.
Co się ze mną dzieje?! Co ja kurwa zrobiłam?! Już pomijając moją nocną przygodę... Co ja mu powiedziałam?! Przecież nic do niego nie czuje! Nie czułam i nie będę! On jest mi obojętny. Mam go w dupie.
Niemal zaśmiałam się, myśląc jak bardzo dosłownie to zabrzmiało. Mam go w dupie. Jezu! Za co?!
Nic między nami nie ma. Kocham Martina. Mimo wszystko. Kocham go już od 2 lat i żaden pieprzony Harry tego nie zmieni. Zresztą sam powiedział, że jestem mu obojętna i jedyne moje ciało go kręci. Jedynie... Mnie pożąda. I tyle. Koniec kropka. Ja też go pożądam. Tak, przyznaje - ale tylko jeśli chodzi o sex i te sprawy. Nasza relacja jest oparta na pragnieniu fizycznym. Żadnych uczuć. Żadnej miłości. Tylko sex. Żadnej miłości.
Tylko dlaczego to mnie tak boli, a na samą myśl o Harrym czuje przyjemne ciepło i przechodzą mnie dreszcze?
Przecież nic do niego nie czuję. A on do mnie.
***
Wyszłam z łazienki, rozczesując palcami mokre włosy. Siedziałam pod prysznicem przynajmniej półtorej godziny. Musiałam od tego odpocząć, rozluźnić się. Nie zeszłam na obiad. Niallowi powiedziałam, że źle się czuje. I choć spoglądał na mnie trochę podejrzliwie, nie próbował mnie namawiać. Więcej dla niego. Ciekawa byłam tylko, jak zareagował Harry - bo co do tego, że blondyn opowiedział wszystkim o moim złym samopoczuciu nie wątpiłam. Ale nikt się nie dobijał, nie pukał, nie próbował ze mną pogadać... Dali mi spokój. Albo po prostu mają mnie w dupie. Jestem tu, bo muszę, gadają do mnie bo wypada, ale tak naprawdę mają mnie gdzieś. A im dłużej nie będę się im pokazywać na oczy - tym lepiej.
Pokuśtykałam do swojego pokoju, jak najszybciej mogłam skacząc na jednej nodze. Cholernie bolała mnie ta kostka. A nawet nie wiedziałam co się z nią stało. Zwichnięta - to już mi lekarz powiedział. Ale w jaki sposób? Nie pamiętałam. Nic. Pustka. Denerwujące i to bardzo.
Wślizgnęłam się do pokoju, zbierając włosy na ramię. Dochodziła druga. Za godzinę miał być obiad, na który również zamierzałam nie iść. No chyba, że chłopcy - Harry - gdzieś pojadą. Lecz z tego co wiem, dzisiejszy dzień mieli dla siebie.
- Jak tam noc z Loczkiem? - usłyszałam. Podskoczyłam lekko, choć dobrze znałam ten głos i rozpoznałabym go wszędzie. Martin.
Leżał na łóżku, dłonie splecione miał na karku. Przyglądał mi się z urazą i złością. Starał się wyglądać na wyluzowanego, lecz nie potrafił ukryć zdenerwowania. Oddychał powoli, usta miał zaciśnięte włosy. Zwykle nienaganna fryzura, teraz była ułożona... Dość niechlujnie.
Przylgnęłam do drzwi, jakbym bała się, że coś mi zrobi. Co oczywiście było głupie. Mimo wszystko Martin by mnie nie skrzywdził. Tak myślę.
- Dobrze - odparłam zgryźliwie. - Jest świetny w łóżku.
Brunet podniósł brew do góry.
- Naprawdę? Jakoś to inaczej brzmiało rano - odpowiedział kpiącym tonem.
Zaniemówiłam. Skąd wie...? Harry go nienawidzi. Nie powiedziałby mu. Ani on ani ktokolwiek inny z chłopców. Zresztą po zachowaniu Hazzy mogłam wywnioskować, że nikomu nie powiedział. Bo... Bo się wstydził. Brzydziłam go. Jak chyba każdego w tym domu.
- Widzę, że masz naprawdę wspaniałe życie, skoro nad ranem siedzisz i podsłuchujesz swoich współlokatorów - powiedziałam w miarę pogodnym tonem, kuśtykając do komody.
Martin skrzywił się,
- Trudno było was nie słuchać. Jęczałaś na cały dom.
Przełknęłam z trudem ślinę. Nie mogłam być aż tak głośno. Bez przesady. Na pewno nie było aż tak głośno. On tak mówi by mnie zdenerwować. Na pewno. W końcu głupio się przyznać, że podglądało się czyiś seks.
- Zazdrosny? - spytałam, siląc się na spokój.
Oparłam się o komodę, uśmiechając się lekko i walcząc z wielką gulą w gardle. Przed oczami wciąż miałam całującego mnie Hazze, uśmiechającego się do mnie... I jego zielone oczy. A zaraz po tym tą kpinę i pogardę, gdy wychodził, zostawiając mnie samą. Coś zabolało mnie w sercu. Pokręciłam głową. Co się ze mną dzieję?! Uspokój się Kaylee, idiotko...
- O kogo? O tego pedała z gniazdem na głowie? Nie... Raczej nie - odparł prychając.
- Nie nazywaj go tak! - przerwałam mu ostro. - Jest o wiele lepszy niż takie gówno jak ty.
Martin spojrzał na mnie zdziwiony, a ja spuściłam wzrok zmieszana. Nie... Nie zrobiłam tego. Nie zjechałam Martina, dlatego że nazwał Harry`ego 'pedałem'. Przecież to by było idiotyczne. Jeszcze niedawno sama tak o nim mówiłam. Po imieniu. Więc dlaczego teraz tak bardzo zraniło i zdenerwowało mnie przezwanie go przez Martina? I w ogóle jak mogłam powiedzieć do tego bruneta 'gówno'? Kochałam go. A Harry`ego nienawidziłam. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
Ale jednak wkurzył mnie. I to bardzo. Poczułam się urażona, choć i tak nie miałam czym.
- Gówno, tak? - wycedził Martin. - A co ty takiego osiągnęłaś, że możesz nazywać mnie 'gównem'? Sama nie jesteś lepsza. Ćpanie jest obrzydliwie. ' Jak można tak siebie niszczyć?!', co kurwa? Niedawno sama nawet nie chciałaś na nie patrzeć, a teraz wpieprzasz garść za garściami. 'Kluby nocne to dom dla dziwek', czyli idealnie odnalazłaś się w tym otoczeniu. 'Nigdy nie tknę alkoholu', a teraz chlejesz, ci się nosem wylewa, kurwa. - Wstał, podchodząc do mnie. - Puszczasz się na prawo i lewo, każdemu włazisz do łóżka! Harry to debil i facet... Myślisz, że jak pokażesz mu gołe cycki to odmówi? - Prychnął. - Żałosne. Z takim ciałem, powiedzmy prawdę, wyrwiesz każdego i każdy natychmiast cię zacznie pieprzyć. Nie udawaj głupią i nie gadaj, jaka jesteś biedna, jeśli jedyne co potrafisz to zaciągać do łóżka. Zero miłości, tylko seks. Oj, biedna.
Dzieliło nas kilka centymetrów, jeśli nie milimetrów. Płytko oddychałam, wściekła na Martina. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści, mimowolnie wyprostowałam się. Wciąż patrzyłam chłopakowi w oczy. Nie chciałam wyjść na tchórz, już i tak się poniżyłam. Miał rację, ale nigdy bym mu jej nie przyznała. Nigdy bym mu nie dała tej satysfakcji.
- A ty...? - powiedziałam cicho, ostro. - Poleciałeś na cycki czy na wnętrze?
Martin uśmiechnął się lekko, kpiąco, przybliżając o kolejne parę milimetrów. Czułam jego oddech na swoich policzkach. I pierwszy raz poczułam obrzydzenie na myśl, że mógłby mnie pocałować.
- W wieku trzynastu lat jeszcze nie miałaś cycków i wierzyłaś, że przyniósł cię bocian - odparł, równie cicho. - Teraz masz niezłą dupę i nauczyłaś się jak to wykorzystywać. I sam nie wiem czy to dobrze czy źle.
Zacisnęłam zęby, płytko oddychając.
Nie wiem ile tak staliśmy. Kilka sekund, kilka minut. Spoglądając sobie w oczy, ze złością i bólem. Nie mogłam nawet zabrać głębokiego wdechu, był zbyt blisko. Przeszkadzało mi to, czułam się niekomfortowo. Nie wiarygodne... Ale czułam się przy nim niekomfortowo. Pierwszy raz od dwóch lat. Od czasu kiedy naprawdę go pokochałam.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, a po chwili Harry`ego.
- Zaszczycilibyście nas swoją obecnością na obiedzie? - zapytał. Głos drżał mu ze złości.
Przez chwilę panowała cisza, słychać było jedynie nierówny oddech Harry`ego.
Wreszcie Martin, nie odrywając ode mnie wzroku, odsunął się, odpowiadając:
- Tak... Już schodzimy.
Po czym dłonią wskazał, bym szła pierwsza. Kiwnęłam głową, 'dziękując', a następnie, starając się nie spoglądać na Hazze, pokuśtykałam na korytarz, a stamtąd po schodach do jadalni. Harry w połowie drogi wyminął mnie, szturchając przy tym lekko. Zadrżałam, zagryzając wargę.
Kurwa, co jest?
_____________
Od Boddie: Boże! Kompletnie mi się nie podoba. Jego pisanie zajęło mi gdzieś tak 4 godziny. Pisałam na wymuszenie i dopiero pod koniec coś ruszyło. Jeszcze nigdy z takim trudem nie pisałam rozdziału... I wyszedł beznadziejny. Nudny i wgl... Masakra... ;/
Pokuśtykałam do swojego pokoju, jak najszybciej mogłam skacząc na jednej nodze. Cholernie bolała mnie ta kostka. A nawet nie wiedziałam co się z nią stało. Zwichnięta - to już mi lekarz powiedział. Ale w jaki sposób? Nie pamiętałam. Nic. Pustka. Denerwujące i to bardzo.
Wślizgnęłam się do pokoju, zbierając włosy na ramię. Dochodziła druga. Za godzinę miał być obiad, na który również zamierzałam nie iść. No chyba, że chłopcy - Harry - gdzieś pojadą. Lecz z tego co wiem, dzisiejszy dzień mieli dla siebie.
- Jak tam noc z Loczkiem? - usłyszałam. Podskoczyłam lekko, choć dobrze znałam ten głos i rozpoznałabym go wszędzie. Martin.
Leżał na łóżku, dłonie splecione miał na karku. Przyglądał mi się z urazą i złością. Starał się wyglądać na wyluzowanego, lecz nie potrafił ukryć zdenerwowania. Oddychał powoli, usta miał zaciśnięte włosy. Zwykle nienaganna fryzura, teraz była ułożona... Dość niechlujnie.
Przylgnęłam do drzwi, jakbym bała się, że coś mi zrobi. Co oczywiście było głupie. Mimo wszystko Martin by mnie nie skrzywdził. Tak myślę.
- Dobrze - odparłam zgryźliwie. - Jest świetny w łóżku.
Brunet podniósł brew do góry.
- Naprawdę? Jakoś to inaczej brzmiało rano - odpowiedział kpiącym tonem.
Zaniemówiłam. Skąd wie...? Harry go nienawidzi. Nie powiedziałby mu. Ani on ani ktokolwiek inny z chłopców. Zresztą po zachowaniu Hazzy mogłam wywnioskować, że nikomu nie powiedział. Bo... Bo się wstydził. Brzydziłam go. Jak chyba każdego w tym domu.
- Widzę, że masz naprawdę wspaniałe życie, skoro nad ranem siedzisz i podsłuchujesz swoich współlokatorów - powiedziałam w miarę pogodnym tonem, kuśtykając do komody.
Martin skrzywił się,
- Trudno było was nie słuchać. Jęczałaś na cały dom.
Przełknęłam z trudem ślinę. Nie mogłam być aż tak głośno. Bez przesady. Na pewno nie było aż tak głośno. On tak mówi by mnie zdenerwować. Na pewno. W końcu głupio się przyznać, że podglądało się czyiś seks.
- Zazdrosny? - spytałam, siląc się na spokój.
Oparłam się o komodę, uśmiechając się lekko i walcząc z wielką gulą w gardle. Przed oczami wciąż miałam całującego mnie Hazze, uśmiechającego się do mnie... I jego zielone oczy. A zaraz po tym tą kpinę i pogardę, gdy wychodził, zostawiając mnie samą. Coś zabolało mnie w sercu. Pokręciłam głową. Co się ze mną dzieję?! Uspokój się Kaylee, idiotko...
- O kogo? O tego pedała z gniazdem na głowie? Nie... Raczej nie - odparł prychając.
- Nie nazywaj go tak! - przerwałam mu ostro. - Jest o wiele lepszy niż takie gówno jak ty.
Martin spojrzał na mnie zdziwiony, a ja spuściłam wzrok zmieszana. Nie... Nie zrobiłam tego. Nie zjechałam Martina, dlatego że nazwał Harry`ego 'pedałem'. Przecież to by było idiotyczne. Jeszcze niedawno sama tak o nim mówiłam. Po imieniu. Więc dlaczego teraz tak bardzo zraniło i zdenerwowało mnie przezwanie go przez Martina? I w ogóle jak mogłam powiedzieć do tego bruneta 'gówno'? Kochałam go. A Harry`ego nienawidziłam. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
Ale jednak wkurzył mnie. I to bardzo. Poczułam się urażona, choć i tak nie miałam czym.
- Gówno, tak? - wycedził Martin. - A co ty takiego osiągnęłaś, że możesz nazywać mnie 'gównem'? Sama nie jesteś lepsza. Ćpanie jest obrzydliwie. ' Jak można tak siebie niszczyć?!', co kurwa? Niedawno sama nawet nie chciałaś na nie patrzeć, a teraz wpieprzasz garść za garściami. 'Kluby nocne to dom dla dziwek', czyli idealnie odnalazłaś się w tym otoczeniu. 'Nigdy nie tknę alkoholu', a teraz chlejesz, ci się nosem wylewa, kurwa. - Wstał, podchodząc do mnie. - Puszczasz się na prawo i lewo, każdemu włazisz do łóżka! Harry to debil i facet... Myślisz, że jak pokażesz mu gołe cycki to odmówi? - Prychnął. - Żałosne. Z takim ciałem, powiedzmy prawdę, wyrwiesz każdego i każdy natychmiast cię zacznie pieprzyć. Nie udawaj głupią i nie gadaj, jaka jesteś biedna, jeśli jedyne co potrafisz to zaciągać do łóżka. Zero miłości, tylko seks. Oj, biedna.
Dzieliło nas kilka centymetrów, jeśli nie milimetrów. Płytko oddychałam, wściekła na Martina. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści, mimowolnie wyprostowałam się. Wciąż patrzyłam chłopakowi w oczy. Nie chciałam wyjść na tchórz, już i tak się poniżyłam. Miał rację, ale nigdy bym mu jej nie przyznała. Nigdy bym mu nie dała tej satysfakcji.
- A ty...? - powiedziałam cicho, ostro. - Poleciałeś na cycki czy na wnętrze?
Martin uśmiechnął się lekko, kpiąco, przybliżając o kolejne parę milimetrów. Czułam jego oddech na swoich policzkach. I pierwszy raz poczułam obrzydzenie na myśl, że mógłby mnie pocałować.
- W wieku trzynastu lat jeszcze nie miałaś cycków i wierzyłaś, że przyniósł cię bocian - odparł, równie cicho. - Teraz masz niezłą dupę i nauczyłaś się jak to wykorzystywać. I sam nie wiem czy to dobrze czy źle.
Zacisnęłam zęby, płytko oddychając.
Nie wiem ile tak staliśmy. Kilka sekund, kilka minut. Spoglądając sobie w oczy, ze złością i bólem. Nie mogłam nawet zabrać głębokiego wdechu, był zbyt blisko. Przeszkadzało mi to, czułam się niekomfortowo. Nie wiarygodne... Ale czułam się przy nim niekomfortowo. Pierwszy raz od dwóch lat. Od czasu kiedy naprawdę go pokochałam.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, a po chwili Harry`ego.
- Zaszczycilibyście nas swoją obecnością na obiedzie? - zapytał. Głos drżał mu ze złości.
Przez chwilę panowała cisza, słychać było jedynie nierówny oddech Harry`ego.
Wreszcie Martin, nie odrywając ode mnie wzroku, odsunął się, odpowiadając:
- Tak... Już schodzimy.
Po czym dłonią wskazał, bym szła pierwsza. Kiwnęłam głową, 'dziękując', a następnie, starając się nie spoglądać na Hazze, pokuśtykałam na korytarz, a stamtąd po schodach do jadalni. Harry w połowie drogi wyminął mnie, szturchając przy tym lekko. Zadrżałam, zagryzając wargę.
Kurwa, co jest?
_____________
Od Boddie: Boże! Kompletnie mi się nie podoba. Jego pisanie zajęło mi gdzieś tak 4 godziny. Pisałam na wymuszenie i dopiero pod koniec coś ruszyło. Jeszcze nigdy z takim trudem nie pisałam rozdziału... I wyszedł beznadziejny. Nudny i wgl... Masakra... ;/
Nie, włąśnie że nie.Jest bardzo fajny. Ogolnie macie orginalne opowiadanie. Mi się baaaardzo podoba ;D Zrobie spam, mogę? fuck-gravity1d-jb.blogspot.com Zapraszam i liczę na kom. ;D
OdpowiedzUsuń