Gemma...
Upiłam łyk ciepłej herbaty i rozsiadłam się wygodnie na parapecie. Uwielbiałam przesiadywać w takich kątach, kiedy było mi źle. Gdy byłam mała zawsze ukrywałam się w domu pod schodami. Z czasem wszyscy znali moją kryjówkę, ale nadal kochałam tam być. Teraz jednak nie wróciłabym tam tylko dlatego, że chciałam odpocząć. To było dla mnie zdecydowanie za mało by pozwolić na wspomnienia. Kiedy tylko przypominałam sobie nasze dzieciństwo serce pękało mi na małe kawałeczki. Żałowałam, że nie da się tego powtórzyć i zatrzymać, że nie można wcisnąć takiego guzika stop w życiu.Utkwiłam zeszklone oczy w ciemności na zewnątrz. Mrok był moim przyjacielem, ale ostatnio zaczynał mi przeszkadzać.Odstawiłam kubek z ciepłym napojem na szafkę nocną i objęłam kolana ramionami.
Każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty... Bałam się o własne życie, ale teraz bałam się z zdwojoną siłą. Wiedziałam, że to co najgorsze dopiero przede mną, że nie dam rady i prędzej czy później polegnę. Nie miałam już siły na to by walczyć z samą sobą, a co dopiero z Davidem. Nie miałam siły by spojrzeć Zaynowi w twarz i przyznać, że ma rację.
Oparłam głowę o szybę i pozwoliłam wypłynąć łzą. Usłyszałam ryk samochodu i to jak ktoś wyjeżdża z posesji. Teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia. Nie minęła chwila, a usłyszałam pukanie do drzwi.
Ani drgnęłam, czekając na rozwój akcji. Kiedy tylko moich uszu dobiegło skrzypnięcie drzwi szybko otarłam wierzchem dłoni policzki i wstałam na równe nogi. Widząc jednak Zayna, który właśnie zamykał za sobą drzwi oparłam się o parapet. Starałam się choć zachować odrobinę odwagi by spojrzeć mu w oczy. Uniosła wzrok, ale szybko go spuściłam widząc jak blisko mnie stoi. Zaledwie metr ode mnie. Przyglądał mi się z zmieszaniem jakby starał się rozgryźć o czym myślę. Staliśmy tak w ciszy kilka minut. On skupiony na mnie, ja speszona na jego widok. Starałam się by nie zauważył moich czerwonych oczu od łez. Nie chciałam teraz jego litości.
Zagryzłam wargę ponownie unosząc wzrok. Tym razem jednak zatrzymałam go na jego czekoladowych oczach. Szatyn przeszył mnie wzrokiem po czym podszedł jeszcze bliżej i z zmarszczonym czołem złapał za mój podbródek.
-Płakałaś?- spytał spokojnie. Wyrwałam szybko twarz i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej po czym zaprzeczyłam ruchem głowy.- Nie kłam. Mnie nie oszukasz.- stwierdził z lekkim rozbawieniem, zaraz jednak spoważniał.
-Nie. Nie kłamię...- powiedziałam co było złym wyjściem, bo mój głos niestety załamał się tylko potwierdzając jego przypuszczenia.
-Co się stało?- zapytał, chowając ręce do kieszeni. Chłopak zaczął wędrować po pokoju i oglądać moje pamiątki rodzinne. Czułam się onieśmielona jego obecnością. Od kiedy powiedział mi, że jestem dla niego ważna coś we mnie drgnęło.
-Nic. Naprawdę.- powiedziałam i nim się spostrzegłam Zayn znów stał przy mnie. Dosłownie dzieliły nas centymetry. Nachylił się nade mną i z wściekłością w oczach wysyczał...
-Kłamiesz. Nie jestem głupi. Zachowujesz się inaczej. Harry nie chce nic powiedzieć, mówi że jeśli będziesz chciała to powiesz sama, a ja się martwię. Co jest grane? Skąd on cię przywiózł? Zaczęłaś brać znowu?- spytał podejrzliwie. Zmrużyłam wściekle oczy.
-Nie biorę. A co to jest? Jakieś przesłuchanie? Chyba mam prawo robić co chcę. Byłam się przejść i zgubiłam drogę.- łgałam. Było mi wstyd, że musiałam go oszukiwać, ale nie chciałam mówić mu prawdy, nie chciałam znów go narażać z mojego powodu. Mi też na nim zależało. I to bardzo.
-Jeszcze masz szansę...- wychrypiał przez zaciśnięte zęby. Nie rozumiałam o co mu teraz chodziło. Czyżby o wszystkim wiedział? Milczałam jak zaklęta. -Jak chcesz.- powiedział po czym rzucił coś na łóżko i wyszedł trzaskając drzwiami. Wystraszona zbliżyłam się i zobaczyłam torebeczkę z białym proszkiem. Przerażona zrobiłam krok w tył. To nie było możliwe bym miała w domu narkotyki, bo niby skąd? Przecież nie brałam, nie kłamałam. Byłam z nim szczera.
Może...
Może ktoś mi je podrzucił? Od razu na myśl przyszedł mi ten Martin. W końcu kiedy się ubrałam nie sprawdzałam kieszeni. Oni chcieli mnie zniszczyć i posunęli by się nawet do morderstwa. To był dla nich pikuś. Opadłam wściekła na łóżko po czym wzięłam do ręki torebkę proszku i zaczęłam się nią bawić. Pokusa byłą ogromna, a moje pragnienie jeszcze większe. Wysypałam zawartość opakowania na dłoń po czym zacisnęłam ją w pięść. Zapach był oszałamiający, choć prawie nie było go czuć. Do oczu napłynęły mi łzy, który już po chwili spływały po moich policzkach. Pociągnęłam nosem po czym wstałam i wyrzuciłam wszystko co miałam w dłoni do kosza na śmieci.
***
Zeszłam powoli po schodach w towarzystwie Harry'ego po czym usiadłam w najdalszym kącie pokoju. Byle z dala od chłopaków. To właśnie mój brat zwołał zebranie. Okropnie się bałam, że chodzi o mnie. Wręcz cała się trzęsłam, ale tym razem jednak nie miałam czego się bać. To Kaytlin była źródłem kłopotów. Kiedy tylko wszyscy włącznie z Kay znaleźli się w salonie Harry wstał i oblizał wargi. Przebiegł po nas wzrokiem po czym zatrzymał go na blondynce w ciemnej peruce. Dziewczyna siedziała zgaszona między Paulem, a Liamem jakby ci dwaj byli jej ochroniarzami.
-Jak myślicie po co znowu się spotykamy?- spytał Hazza podkreślając słowo ZNOWU. Od kiedy się wprowadziłam tych zebrań i narad było trzy razy więcej niż normalnie. Nic dziwnego, w końcu ja jestem chora psychicznie i jestem narkomankom, a to w końcu wymaga wielu spotkań z terapeutami takimi jak oni.
Nikt się nie odezwał. Panowała kompletna cisza.
-Otóż po to żeby porozmawiać z naszą Kaytlin, a może inaczej się nazywasz?- otworzyłam szerzej oczy rozumiejąc, że prawda wyszła na jaw.- Co Kaylee? Może byś się odezwała? Daj głos suko.- tego było za wiele. Wściekła wstałam i podeszłam do brata po czym dałam mu w twarz.
-Przestań! Jak możesz!- wrzasnęłam, albo raczej warknęłam na niego. Chłopcy wydobyli z siebie pomruk niezadowolenia, Paul siedział z boku i patrzył na nas z zmarszczonym czołem, a Kaylee cały czas wpatrywała się w swoje buty.
-Wiedziałaś o tym?- spytał mierząc mnie wzrokiem. Założyłam ręce na piersi i przytaknęłam patrząc na niego wściekle. Nie pozwolę jej obrażać, nie pozwolę pomiatać żadną dziewczyną, zwłaszcza kimś kto jest mi teraz bliski. Z Kay naprawdę się polubiłyśmy. Zaczęłam widzieć w niej kogoś więcej niż rozpuszczonego bachora.- Czyli obie jesteście nic nie warte. Okłamywałyście nas! Okłamywałyście mnie i resztę tylko dla własnego dobra!- krzyknął łapiąc za mój nadgarstek i boleśnie go ściskając. Nie dałam jednak po sobie poznać, że mnie to boli.
-Okłamywałyśmy was bo tak właśnie byście zareagowali! Co by to dało, że byśmy powiedziały wam wczoraj czy trzy dni temu?! Ale nawet to, że was okłamałyśmy nie zmienia faktu, że nazwałeś ją niewłaściwie!- chłopak przerwał mi.
-Nie będziesz mnie pouczała smarku. Zjeżdżaj do siebie do pokoju! Jej to już jutro nie będzie, a ja doprowadzę cię do porządku.- wściekła splunęłam mu prosto w twarz. W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie cykaniem zegara. Harry w mgnieniu oka poczerwieniał, puścił mój nadgarstek i zacisnął dłonie w pięści.
-Szkoda, że nie widzisz, że to ktoś inny mnie zmienia nie ty...- powiedziałam zerkając kątem oka na Zayna po czym wyszłam z pokoju. Usiadłam na schodach i nadal nasłuchiwałam rozmowy.
-Harry, Kaylee zostanie tu tak długo jak to będzie konieczne. Nie mam zamiaru odsyłać jej z mojego powodu czy twojej siostry. Ona niczym nie zawiniła. To ja kazałem jej kłamać i to Gemma sprowadziła ją na tę, a nie inną drogę. Możesz mieć jedynie wyrzuty do mnie i do niej. Mam dla ciebie za to inną wiadomość. Nie mam zamiaru nadal znosić twojej siostry. Jutro ma zniknąć. Nieważne gdzie i jak. Ma jej tu nie być.- powiedział. Po moich policzkach popłynęły łzy bólu. Obwiniał mnie za coś czego nie zrobiłam. Co prawda przyczyniłam się do tego jak teraz to wszystko wygląda, ale nie tylko ja byłam winna. Jedynym plusem było to, że obwiniał też siebie. Przynajmniej tyle. Kiedy już myślałam, że koniec zebrania głos zabrał Zayn.
-Gdzie mamy ją odesłać? Przecież rodzice Harry'eg wyjechali. Nie może mieszkać sama, nie jest pełnoletnia. Poza tym...- zawahał się. Od razu pomyślałam, że wstaje by podejść bliżej Paula i mieć z nim kontakt wzrokowy.- Ona nie może być teraz sama. Może i zrobiła wiele błędów, może i zniszczyła nasze jak i swoje życie, ale nie wolno jej skreślać. Nie zasłużyła na to. Nikt nie zasługuje by zostać sam. Dlatego zgłaszam sprzeciw i nie zgadzam się.- zapanowała niezręczna cisza. Zapragnęłam przytulić Zayna i powiedzieć mu to jedno słowo ,,Dziękuję''. Jego wstawiennictwo sprawiło, że pozwolili mi zostać na kolejny tydzień. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie to. - A co do Kay... Myślę, że naprawdę źle postąpiłaś oszukując nas wszystkich, ale każdy zasługuje na drugą szansę, a my nie jesteśmy zwierzętami i mamy rozum. Wiem co znaczy ciągłe prześladowanie i zero prywatności. Każdy z naszej piątki wie, dlatego... Nic się nie stało. Od dziś zero kłamstw, zero sekretów i będzie okey.- jego przemowa wtedy wydała mi się taka piękna, ale jak się okazało miała wiele podtekstów. Choćby ten ,,zero sekretów''. Wiedział, że Kay rozmawiała ze mną i jesteśmy w bliskich stosunkach. Chciał od niej wyciągnąć całą prawdę na mój temat.
- Dobrze. Zostanie, ale pod jednym warunkiem. Jeśli jeszcze raz zrobi coś nieodpowiedniego lub jakieś głupstwo wyleci na bruk. Nie będę pytał was o zdanie po prostu wystawię walizki na zewnątrz.- więcej nic nie usłyszałam.
Po kilku minutach wszyscy się rozeszli. Harry przeszedł obok mnie obojętnie, Liam Louis i Niall nawet mnie nie zauważyli tak byli pochłonięci kłótnią kto trzyma pilota od telewizora, Kaylee-już bez peruki- z przepraszającą miną, a Zayn zatrzymał się na moment spojrzał na mnie wściekle i już chciał odejść kiedy złapałam go za rękę.
Spojrzał tylko na mnie ostro, a ja natychmiastowo puściłam go.
-Przejdziemy się?- spytałam obejmując się ramionami i oblizując spierzchnięte wargi. Zayn bez słowa założył na siebie kurtkę po czym wyszedł z domu, a ja za nim. Nie wiedziałam nawet co chcę mu powiedzieć, jak mu dziękować. Bałam się, ze powie mi, że nadal robi to dla Harry'ego lub chce się mnie pozbyć z domu bez wyrzutów sumienia i świadomości, że umieram za rogiem.
Liczyłam jednak, że mnie rozumie, że wie jak to jest być odsuniętym na drugi plan.
Chodziliśmy po ulicach Londynu bez większego celu. Wyciągnęłam go z domu, a teraz milczałam. Nie umiałam z siebie wydusić ani jednego słowa, które opisało by moją wdzięczność.
Pogoda była dziś cudowna. Nie padało, słońce świeciło, wiał lekki wiaterek. Mieliśmy godzinę około piętnastej.
-Dziękuję.- wydukałam w końcu kiedy ulice opustoszały, bo wszyscy wrócili do pracy po przerwie śniadaniowej. On jednak nie odpowiedział. Nadal szedł przed siebie myśląc nad czymś intensywnie. Chyba prowadził mnie do pobliskiego parku, ale nie byłam pewna, nigdy nie byłam w tej części miasta. W końcu spojrzał na mnie kątem oka, ale się nie odezwał. Chyba czekał aż będę kontynuować. - Dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Wiem, że nie zasługuję i pewnie teraz będziesz chciał coś w zamian, ale ja nic nie mam. Nie biorę. Przyrzekam ci to.- powiedziałam na jednym wydech. Zayn zatrzymał się i obrócił twarzą do mnie. Zrobiłam to samo tyle, że ja podnosiłam jeszcze wysoko głowę by widzieć jego twarz. Był o wiele większy ode mnie, a ja drobna jak ziarenko.
- Co te narkotyki robiły u ciebie w takim razie?- wspomnienia wróciły. Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja w klubie, moja niewiedza była strasznie denerwująca, ale jeszcze bardziej rany jakie w mojej psychice zostawił ten incydent. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie spuściłam jednak wzrok. Nadal patrzyłam mu w oczy starając się je powstrzymać.
-Nie wiem...- skłamałam, chcąc go uchronić. Chyba takie kłamstwo jest dozwolone.
-Kłamiesz.- skwitował łapiąc mnie za ramiona i mocno ściskając.Potrząsnął mną po czym podniósł mój pod brudek. W jego oczach widziałam przeraźliwy ból, strach i cierpienie. Walczył z sobą, a ja...
A ja walczyłam by mu nie ulec. By nie dać się po raz kolejny zmanipulować, ale byłam zbyt słaba. W tej chwili liczył się dla mnie jedynie spokój duszy i umysłu. Po moich policzkach popłynęły łzy, rękoma złapałam jego szyi po czym przysunęłam się bliżej by sprawić, że dzieliły nas centymetry. Delikatnie musnęłam swoimi wargami jego ust, a kiedy odwzajemnił po prostu oddałam się przyjemności. Poczułam jak jego dłonie zsunęły się na moje biodra by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej.
Jego usta smakowały jak lek, którego potrzebowałam. Smakowały wanilią i cynamonem. Były moim ukojeniem i spokojem. Nie umiałam się od niego oderwać. Napawałam się chwilą tak długo jak to było tylko możliwe.
Po tym czasie, który dla mnie był niewiarygodnie krótki odsunęłam go od siebie i odpychając wyszeptałam:
-Przepraszam... Nie mogę...
_______
Od Akwamaryn: Początek trochę wymuszony. Potem było już tylko lepiej. Pisałam pod natchnieniem, zwłaszcza ostatnią scenę. Myślę, że wyszedł niezły. Mi się podoba, mam nadzieję, ze wam też;)
- Dobrze. Zostanie, ale pod jednym warunkiem. Jeśli jeszcze raz zrobi coś nieodpowiedniego lub jakieś głupstwo wyleci na bruk. Nie będę pytał was o zdanie po prostu wystawię walizki na zewnątrz.- więcej nic nie usłyszałam.
Po kilku minutach wszyscy się rozeszli. Harry przeszedł obok mnie obojętnie, Liam Louis i Niall nawet mnie nie zauważyli tak byli pochłonięci kłótnią kto trzyma pilota od telewizora, Kaylee-już bez peruki- z przepraszającą miną, a Zayn zatrzymał się na moment spojrzał na mnie wściekle i już chciał odejść kiedy złapałam go za rękę.
Spojrzał tylko na mnie ostro, a ja natychmiastowo puściłam go.
-Przejdziemy się?- spytałam obejmując się ramionami i oblizując spierzchnięte wargi. Zayn bez słowa założył na siebie kurtkę po czym wyszedł z domu, a ja za nim. Nie wiedziałam nawet co chcę mu powiedzieć, jak mu dziękować. Bałam się, ze powie mi, że nadal robi to dla Harry'ego lub chce się mnie pozbyć z domu bez wyrzutów sumienia i świadomości, że umieram za rogiem.
Liczyłam jednak, że mnie rozumie, że wie jak to jest być odsuniętym na drugi plan.
Chodziliśmy po ulicach Londynu bez większego celu. Wyciągnęłam go z domu, a teraz milczałam. Nie umiałam z siebie wydusić ani jednego słowa, które opisało by moją wdzięczność.
Pogoda była dziś cudowna. Nie padało, słońce świeciło, wiał lekki wiaterek. Mieliśmy godzinę około piętnastej.
-Dziękuję.- wydukałam w końcu kiedy ulice opustoszały, bo wszyscy wrócili do pracy po przerwie śniadaniowej. On jednak nie odpowiedział. Nadal szedł przed siebie myśląc nad czymś intensywnie. Chyba prowadził mnie do pobliskiego parku, ale nie byłam pewna, nigdy nie byłam w tej części miasta. W końcu spojrzał na mnie kątem oka, ale się nie odezwał. Chyba czekał aż będę kontynuować. - Dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Wiem, że nie zasługuję i pewnie teraz będziesz chciał coś w zamian, ale ja nic nie mam. Nie biorę. Przyrzekam ci to.- powiedziałam na jednym wydech. Zayn zatrzymał się i obrócił twarzą do mnie. Zrobiłam to samo tyle, że ja podnosiłam jeszcze wysoko głowę by widzieć jego twarz. Był o wiele większy ode mnie, a ja drobna jak ziarenko.
- Co te narkotyki robiły u ciebie w takim razie?- wspomnienia wróciły. Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja w klubie, moja niewiedza była strasznie denerwująca, ale jeszcze bardziej rany jakie w mojej psychice zostawił ten incydent. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie spuściłam jednak wzrok. Nadal patrzyłam mu w oczy starając się je powstrzymać.
-Nie wiem...- skłamałam, chcąc go uchronić. Chyba takie kłamstwo jest dozwolone.
-Kłamiesz.- skwitował łapiąc mnie za ramiona i mocno ściskając.Potrząsnął mną po czym podniósł mój pod brudek. W jego oczach widziałam przeraźliwy ból, strach i cierpienie. Walczył z sobą, a ja...
A ja walczyłam by mu nie ulec. By nie dać się po raz kolejny zmanipulować, ale byłam zbyt słaba. W tej chwili liczył się dla mnie jedynie spokój duszy i umysłu. Po moich policzkach popłynęły łzy, rękoma złapałam jego szyi po czym przysunęłam się bliżej by sprawić, że dzieliły nas centymetry. Delikatnie musnęłam swoimi wargami jego ust, a kiedy odwzajemnił po prostu oddałam się przyjemności. Poczułam jak jego dłonie zsunęły się na moje biodra by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej.
Jego usta smakowały jak lek, którego potrzebowałam. Smakowały wanilią i cynamonem. Były moim ukojeniem i spokojem. Nie umiałam się od niego oderwać. Napawałam się chwilą tak długo jak to było tylko możliwe.
Po tym czasie, który dla mnie był niewiarygodnie krótki odsunęłam go od siebie i odpychając wyszeptałam:
-Przepraszam... Nie mogę...
_______
Od Akwamaryn: Początek trochę wymuszony. Potem było już tylko lepiej. Pisałam pod natchnieniem, zwłaszcza ostatnią scenę. Myślę, że wyszedł niezły. Mi się podoba, mam nadzieję, ze wam też;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz