niedziela, 17 marca 2013

Zawieszenie!

 Boże... Nigdy nie spodziewałybyśmy się, że tak wyjdzie, że będziemy musiały zawiesić bloga... Zwłaszcza tego, którego darzymy tak wielką sympatią. Mamy ogromną nadzieję jednak że nam to wybaczycie. 
Co przeszkodziło nam w pisaniu?
Chyba to co większości nastolatek w naszym wieku. Nauka, brak czasu i przede wszystkim brak weny.  Postaramy się jednak jak najszybciej do was wrócić, ale musicie przyznać,że ilością komentarzy to wy nie powalacie... To też w jakiś sposób przestało nas motywować. 
Niedługo święta wielkanocne, może wtedy coś wypłynie spod naszych palców.
Ja, czyli Akwamaryn mam jednak bardzo dużo na głowie. Przygotowania do egzaminów III klas, zamieszanie z balem gimnazjalnym i końcem roku. Wszystko się po prostu wali na głowę. 
Boddie zresztą przeżywa podobne chwile co ja. Nauka jej również daje się we znaki, a musicie wiedzieć, że mamy też prywatne życie i czasem po prostu nie mamy sił by cokolwiek napisać.
Myślę, że do wakacji wrócimy, a wy będziecie na nas czekać;) W końcu los Kaylee i Gemmy musi mnieć zakończenie ;)

Całusy <3
Wasze Akwamaryn i Boddie ;)

środa, 27 lutego 2013

[31]-Wypieprzaj.

Gemma...

      Nie mogłam na niego patrzeć. Teraz po prostu chciałam by wyszedł i zostawił mnie w spokoju, dał tu umrzeć do końca. To właśnie on wrzucił mnie do tego bagna, kazał iść na odwyk, a ja głupia myślałam, że mnie kocha, że jednak coś między nami jest. Byłam naiwna i chyba już nigdy sobie nie wybaczę tego błędu. Robił to tylko po to by mnie zabić, by zniszczyć do końca, ale skoro tego chciał to mógł mnie udusić albo poderżnąć mi gardło. Wszystko było by mniej bolesne od gwałtów, bicia i codziennej dawce. Wmawiałam sobie, że tak leczą, że dzięki temu zaraz będę zdrowa i wrócę w jego ramiona, że będę mogła go przytulić i poczuć ciepło jakie mi dawał. Właśnie, dawał... Teraz to minęło. Znikło, a ja chciałam by on znikł razem ze wspomnieniami. Nie wierzyłam, że wpakowałam mu się prawie co do łóżka. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego mnie odepchnął? Co takiego stało mu na przeszkodzie? 
   Spojrzałam na niego załzawionymi oczyma i mocniej ściskając dłonie w pięści przymknęłam lekko powieki. 
   -Gemma... Proszę, wysłuchaj mnie...- szeptał tak cicho, że ledwo go słyszałam. Nie obchodziły mnie jego tłumaczenia, to jak wyglądał i w jakim był stanie. Miałam to w dupie. 
    -Nie!-wrzasnęłam tak głośno jak umiałam.- Ty mnie tam wpakowałeś! Zachciało ci się mnie nawracać to masz! Trafiłam tam bo myślałam, że ci na mnie zależy, a z tego co słyszałam przed momentem to wróciłeś do dziewczyny, która wyrządziła ci tyle krzywd! Myślisz, że przyjdziesz tu, powiesz że ci przykro i ci wybaczę?! Mylisz się i to ostro! Już nigdy z tego nie wyjdę! Zawsze będę Gemmą ćpunką, siostrą Stylesa, idealnego faceta dla każdej nastolatki... Będę tą samą dziwką, która puszcza się na prawo i lewo dla forsy, dla drag... Będę dziewczynę, która marzy o śmierci i samozagładzie, ale jest za tchórzliwa by to zrobić! Dziewczynę, która nie widziała poza tobą świata, bo kochała się bezgranicznie! Mimo wszystko...- wrzeszczałam zalewając się już do cna łzami. Czułam się jak bezużyteczny śmieć, którego wykorzystano i wyrzucono przez okno.- Zrozum Zayn...- jego imię ledwo przeszło mi przez gardło.- Nie zmienisz mnie.- dodałam po czym utkwiłam wzrok w jego oczach, które przepełnione łzami wyglądały jak u zbitego psa.
   -Robiłem to dla ciebie. Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy... Na prawdę uważasz, że to koniec? Że nie ma szans?- zagryzłam dolną wargę słysząc ten łamiący się głos. Bałam się, że brunet zaraz się rozpłacze tak samo jak ja, ale on był twardy. Stał wyprostowany i tylko spoglądając na mnie błagalnie chował dłonie w kieszeniach spodni.
   -Zayn...- wyszeptałam przełykając przy tym ślinę.- Wracaj do Perrie i daj mi spokój.- powiedziałam twardo, starając się nie zaszlochać. 
   Przekręciłam się na prawy bok by nie musieć patrzeć ani na niego, ani na wszystkich za szybą, którzy teraz zapewne patrzyli na mnie z zbolałymi minami. Pragnęłam tylko dwóch rzeczy. Ciszy i uścisku Kaylee.
   Słysząc zamykające się po cichu drzwi wzięłam głęboki wdech po czym z szlochem wypuściłam z siebie powietrze. Nadal nie wierzyłam, że powiedziałam te słowa, że pozwoliłam sobie by coś takiego mu zrobić. Przecież go kochałam. Był dla mnie całym światem i tka po prostu wyrzuciłam go za drzwi? Minęło kilka minut nim zebrałam siły by się podnieść i odłączyć od siebie te wszystkie kable. Nie zważając na to, że mam nagie stopy wybiegłam z pokoju na korytarz. Jednak zamiast Zayna natrafiłam tam na Liama, który teraz patrzył na mnie przez łzy. Tak bardzo ich wszystkich zraniłam, a najgorsze było to, że nie wiedziałam jakim sposobem.
   -Muszę go przeprosić...- wyszeptałam rozglądając się w koło. Korytarz był pusty, ani jednej duszy. Szatyn przycisnął mnie do siebie po czym wziął na ręce. Nie protestowałam kiedy położył mnie na łóżku i zaczął ,,ogarniać'' te wszystkie kable. W końcu jednak się poddał i zawołał pielęgniarkę, ale zanim jeszcze ta zdążyła do nas dotrzeć powiedział zachrypniętym głosem:
   -Będzie na to czas, ale teraz śpij.

***

      Wszystkie te ściany wyglądały jak tam... Kiedy zasłonięto żaluzje czułam się jakbym wróciła do tego koszmaru, jakby znów stała na środku przesiąkniętego zapachem moczu pokoju. Patrzyła w martwy punkt i czekała na kolejną dawkę, może tym razem śmiertelną. Nie umiałam od tego uciec i zdawałam sobie sprawę, że już na zawsze gdzieś nawet głęboko, w mojej pamięci pozostanie ta rana.Nic jej do końca nie zespoi. Moja psychika była w strasznym stanie, tak przynajmniej twierdził terapeuta, który był tu kilka godzin temu i który został przeze mnie brutalnie pobity. Chciał mnie dotknąć... Był za blisko. Bałam się go i dlatego tak zareagowałam. Mimo wszystko nie powinni traktować mnie jak wariatkę. Byłam zwykłym człowiekiem i nie chciałam spędzać w kolejnym szpitalu, kolejnych tygodni.
   Zamrugałam kilak razy powiekami odganiając z moich oczu łzy. Parę głębokich wdechów i byłam gotowa spojrzeć w stronę skąd usłyszałam cichy szmer. Moim oczom ukazała się zgrabna blondynka z ponurym wyrazem twarzy. Jej niebieskie oczy szkliły się i wyglądała jakby płakała godzinami, choć wiedziałam, że pewnie mam jakieś zwidy.  Nie chętnie przeniosłam wzrok z niej na szybę za którą stał Harry. Chłopak zapukał w szkoło po czym usiadł na jednym z krzesełek i zaczął się nam przyglądać. Czyżby myślał, że zaraz zabiję Kaylee? Sądził, ze byłam aż tak nienormalna? Szkoda tylko, że nie pomyślał nigdy, że gdy go show biznes umacniał, mnie osłabiał. Te wszystkie plotki, krzywe spojrzenia, śmiechy za moimi plecami, to wszystko mnie przerastało. Nie byłam dobra do grania grzecznej dziewczynki przed mediami. Chciałam być sobą. To Hazza mnie zniszczył, mnie i moje życie. Sprawił, że wszystko przybrało innym biegł. Gdyby tamtego ranka nie wyjechał z domu na casting, gdyby został i wypił ze mną kakao na śniadanie, jak każdego dnia. Ale on chciał być gwiazdą i teraz widziałam jak się zmienił. To wszystko go popsuło od środka. Stał się pusty, zapatrzony w siebie, bez uczuć. Może tylko udawał, ale nie interesowało mnie to. Był zwykłym tchórzem i chamem. Nie chciałam mieć takiego brata.
   -Cześć...- wyszeptałam tylko  biegnąc spojrzeniem za chłopakiem idącym korytarzem. Kay nie zdążyła nawet odpowiedzieć na moje przywitanie kiedy do środka wszedł szatyn. Aron patrzył na mnie przepraszająco, jakby sądził, że to spojrzenie coś naprawi. Podniosłam się do pozycji siedzącej po czym skrzyżowałam ręce na piersi. Kaylee stałą wpatrzona w chłopaka z otwartą buzią. Zapewne też dawno się nie widzieli, choć chyba wcześniej niż ja z nim.
   -Boże! Wiesz jakiego stracha mi zapędziłaś?! Od tygodnia staram się do ciebie dodzwonić, nie odbierasz, olewasz mnie. Raz odebrał jakiś facet i powiedział, że jeśli dzwonię to to zapewne już nie żyjesz i żebym cię szukał na cmentarzu... Możesz mi to wyjaśnić?- spytał podchodząc do okna i odsłaniając żaluzję.
   -Nie ma co wyjaśniać. Byłam na odwyku. Możesz już sobie iść.- powiedziałam oschle wskazując dłonią drzwi.
   -Nie bądź taka! Znowu robisz z siebie szmatę? Nie sądzisz, że jesteś na to za duża?- powiedział śmiejąc się pod nosem. Czy on na prawdę traktował tę sytuację jak jakiś żart? Przecież ja nie żartowałam. Mówiłam jak najbardziej poważnie.
   -Wypieprzaj.- powiedziałam spokojnie nie spuszczając z niego wzroku. Aron natomiast przeniósł swoje spojrzenie ze mnie na Kay i z uniesioną brwią zadał jej nieme pytanie.
   -Wyjdź...- potwierdziła cicho dziewczyna. Cieszyłam się, że była po mojej stronie. Potrzebowałam jej teraz jak mało kogo. Musiałam jakoś przeprosić Zayna, ale jakoś nie umiałam się przełamać by to zrobić. Nawet kiedy godzinę temu stał przy szybie i spoglądał na mnie nie zaprosiłam go, po prostu odwróciłam wzrok. Chyba byłam zbyt uparta. Nie potrzebowałam do kłopotów jeszcze Arona. I może stwierdzicie, że jestem szmatą skoro tak go traktuję, ale na prawdę zaczynał mnie denerwować. Pojawiał się zawsze w najmniej odpowiednim momencie i udawał, że wszystko jest okey. A tak na prawdę nic nie było okey. Przestał się mną interesować kiedy go potrzebowałam. Był tchórzem.
   Kiedy tylko wyszedł odetchnęłam z ulgą znów spoglądając spod rzęs na moją przyjaciółkę. Byłą wymęczona, ale mimo to wyglądała pięknie. Jakoś inaczej niż normalnie, ale nie umiałam stwierdzić co takiego się w niej zmieniło.
   -Gemma...- zaczęła niepewnie łamiącym się głosem.- Przykro mi... Jak mogłam do tego dopuścić.- te słowa sprawiły, że zapragnęłam znów się rozpłakać. Mimo to powstrzymałam łzy i tylko szeroko się uśmiechnęłam, chcąc zapewnić ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
   -Przywykłam. To nic wielkiego.- powiedziałam pewnym głosem. Nie chciałam by wyczuła, że to wszystko mnie boli. Liczyłam tylko, że Kay nie zna mnie na tyle dobrze, żeby zobaczyć jak wewnętrznie cierpię. Na samą myśl o tym co mnie tam spotkało bolały mnie jajniki, żyły i wszystkie miejsca w których zostałam choćby dotknięta. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona.
   -Nie martw się. Wszystko się ułoży jeszcze, zapomnisz... Rany się zagoją.- machnęłam tylko ręką, która już drżała z nerwów.
   -Przestań... Proszę...- wyszeptałam cicho.- Lepiej pomóż mi. Musze przeprosić Zayna.- powiedziałam sucho. Zaskoczona blondynka zmarszczyła brwi.
   -Nie rozumiem. Myślałam, że jesteś na niego wściekła. Ostatnio traktowałaś go jak powietrze co się zmieniło?- spytała trochę zmieszana, że musi się w to wtapiać. Zapewne wolała by nie wtrącać się w nasze osobiste sprawy, ale wiedziałam też, że mi nie odmówi. Nie potrafiła by.
   -To nie jego wina. Nie było mnie, a on... Przecież ma swoje potrzeby...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
   -Co ty pieprzysz?! Nie możesz go tak usprawiedliwiać! On pewnie się z nią bzykał, a ty mu to wybaczysz?!- krzyczała, ale nie za głośno  by nie zwrócić uwagi Harry'ego który wciąż się nam przyglądał.
   -Kay, muszę. Ja go kocham. Jeśli mówi, że robił to dla mnie, to na pewno to robił. Muszę mu zaufać. Tylko ja... Ja...- dukałam nie wiedząc co tak na prawdę chcę powiedzieć.- Nie wiem czy jestem go warta...
   -Chyba czy on ciebie...-wyszeptała wściekła dziewczyna, wręcz czerwieniąc się na policzkach.- Jak możesz mu tak łatwo wybaczyć? Nie uważasz, że powinien teraz on trochę powalczyć?- wzruszyłam tylko ramionami i spuściłam wzrok. Mimo wszystko musiałam go przeprosić i nie obchodziło mnie co uważali inni. To ja popełniłam błąd obwiniając go o wszystko. W końcu chciał dla mnie jak najlepiej wysyłając mnie na odwyk.
   -Kocham go...

____
Od Akwamaryn: Mam nadzieję, że podoba się wam. Wiem, że długość nie zachwyca i akcja zbytnio też. Początek podoba mi się, ale końcówka moim zdaniem nie wyszła mi. Mimo wszystko oddaję w wasze ręce ten fragment teksu.;)

       

środa, 20 lutego 2013

[30] - Jak myślisz jak zareaguje, kiedy się dowie, że ją zdradziłeś? Wybuchnie śmiechem i zacznie skakać ze szczęścia?

Kaylee...
    Po raz kolejny pokręciłam głową, z trudem łapiąc oddech, poprzez szloch. Chciałam, a jednocześnie nie mogłam przestać patrzeć na posiniaczone, wychudzone i pokaleczone ciało Gemmy. Leżała, bez przytomności w szpitalu, już chyba dzień. Harry, jako jej rodzina, został powiadomiony o tym natychmiast, kiedy akurat wracaliśmy z próby. Teraz patrzył przez okno, lekko kiwając się w przód i tył, jakby dla uspokojenia. Byliśmy tu już około 4 godziny. Pozostali znajdowali się na korytarzu. Lekarz nie pozwolił im wejść, bo podobno byłoby za 'tłoczno'. Spoko, szkoda tylko, że Gemma i tak nie jest przytomna. 
    Siedziałam, trzymając ją za dłoń i ocierając co chwila łzy. W duchu modliłam się by przeżyła. Jej stan był krytyczny. Złamana noga, kilka żeber, cała w siniakach i wciąż na haju. Najprawdopodobniej od kilku dni nie była w ogóle 'świadoma' - co kilka godzin wstrzykiwali jej narkotyki. Kiedy już prawie się otrząsnęła z jednej dawki, dostawała drugą. W dodatku była podczas tego bita. Kiedy ją znaleźli nawet nie zareagowała. Nie poruszyła się, nie spojrzała na nich - nic. Pewnie spodziewała się podania kolejnej dawki, co było już u niej codziennością. 
     Była torturowana, bita, poniżana, na skraju wytrzymałości. Gdyby jej nie znaleźli, teraz leżałaby zakopana pod ziemią. Z trudem oddychała, gdy ją wynosili nie miała siły nawet na podniesienie głowy. I podczas, gdy ja spałam z jej bratem, ona walczyła o życie. Kiedy ja objadałam się ciasteczkami i innymi, ona dostawała kolejną dawkę, podczas której jeszcze znęcali się nad nią. I nawet o niej nie pomyślałam, pewna, że teraz wychodzi na nową drogę. Ciekawe, czy w ogóle zorientowałabym się za dwa miesiące, że nie żyje. Jezu... Praktycznie to moja wina. Mogłam się nią zainteresować. Przecież to moja przyjaciółka. Nie mogę jej stracić. Ona nie zasługuje na taką śmierć, w takim wieku. Kurna, chciałabym by tamci skurwiele przeżyli to samo, bo śmierć dla nich to za mała kara. Zniszczyli jej życie. Kurwa, już nie tyle zniszczyli, co Gemma może teraz umrzeć. 
     Cholera, przecież ona nie zginie. Będzie żyła. I już. Da radę, na pewno. Boże, gdybym się spróbowała z nią skontaktować... Gdybym tam pojechała... Gdybym ją odwiedziła, cokolwiek.. Może inaczej by się to skończyło. Nie może umrzeć przez NICH. 
     Nagle drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Natychmiast podniosłam głowę, ściskając mocniej dłoń Gemmy, jakby w obawie, że gdy odwrócę od niej wzrok, ona ucieknie. Harry nawet nie zareagował, wciąż kiwając się w przód i tył. 
      Do pokoju wszedł Zayn, blady jak ściana, z czerwonymi, przez płacz oczami. Włosy miał w nieładzie, ubranie posiadał zmięte. Ręce trzęsły mu się, oddychał z trudem. Widząc Gemmę, aż zaniemówił, cofnął się o krok, kręcąc głową. Przełknął głośno ślinę, biorąc głęboki wdech, na uspokojenie i podchodząc o dwa kroki. 
     Wstałam, i nagle cały smutek i żal zniknął, a zastąpiła go wściekłość. Po tym wszystkim co zrobił, jak ją zranił, jeszcze tu przychodzi?! Nie dość, że podczas jej nieobecności lizał się z byłą, to jeszcze... To jeszcze ją to umieścił. 
    - Spierdalaj - warknęłam, puszczając Gemmę. 
    Zayn przeniósł wzrok na mnie, Wyglądał, jakby był w obłędzie. Cały się trząsł, spojrzenie latało mu po przedmiotach, ostatecznie zatrzymując się na twarzy blondynki. 
     - Kaylee... - zaczął. 
     - Spierdalaj, powiedziałam! - wrzasnęłam. - Spierdalaj do tej swojej dziwki! Jak w ogóle możesz tu jeszcze przychodzić?! Po tym co jej zrobiłeś! Co, chcesz popatrzyć, jak dzięki tobie walczy o życie?! Bo to jest przecież takie zabawne! Już pomijając to, że.. Że ty ją tam dałeś.. Umieściłeś.. Jesteś skończonym dupkiem! To wszystko przez ciebie! I jeszcze liżesz się z tą szmatą, Perrie! Co, już nie można się przespać z Gemmą, to chodźmy do tej Edwards? Gemma przez ciebie cierpi, nie zauważyłeś?! Była tam torturowania i bita, cały czas dostawała dawki i zamiast od uzależniać się, wpadła w to bardziej! Podczas gdy ty lizałeś się w najlepsze z Perrie! Teraz Gemma wróciła, więc co? Niech zgadnę, rzuciłeś Perrie? Jesteś żałosny. Dupek!
     Zayn podniósł dłonie w geście 'spokojnie', czym tylko bardziej mnie rozzłościł. 
      - Kaylee, proszę... - znów zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
     Podeszłam do niego bliżej, wściekła. Harry dalej nie reagował, wpatrując się w okno, a Zayn lekko się cofnął, zagryzając wargę. Wzrok latał mu ode mnie do Gemmy. Wciąż się cały trząsł i ciężko oddychał.
     - Chcesz ją bardziej zranić?! - przerwałam mu, wciąż wrzeszcząc. - Gdyby nie ty, nie leżałaby tu!
     - Chciałem dobrze! - odpowiedział, równie głośno mulat tym razem już całkowicie skupiając wzrok na mnie.
    Stanęłam, kręcąc głową, po czym wskazując delikatnie na śpiącą dziewczynę.
      - Rozumiem, że dla jej dobra liżesz się też z Perrie? Upokarzasz ją publicznie? - odparłam cicho, po chwili.
     Szatyn spojrzał na mnie zrezygnowany, opuszczając dłonie. Wziął głęboki oddech, oblizując usta.
     - I jeszcze tu przychodzisz, jakbyś nie zranił jej wystarczająco - szepnęłam. - Jak myślisz jak zareaguje, kiedy się dowie, że ją zdradziłeś? Wybuchnie śmiechem i zacznie skakać ze szczęścia? Na twoim miejscu spieprzałabym stąd i zapomniała o niej, bo tylko ją niszczysz. Zamiast jej pomagać, rujnujesz jej życie, ale ona tego nie powie, ponieważ cię kocha. I pewnie nawet ci wybaczy to, ze kiedy  walczyła o życie, w miejscu do którego ją wysłałeś, ty lizałeś się z byłą. Jakby ona była śmieciem. - Pokręciłam głową, zagryzając wargę, by się nie rozpłakać, jednak już po chwili z moich oczu poleciały łzy. Gdy po raz kolejny się odezwałam, głos mi drżał, co chwila przerywany szlochem, jednak o wiele głośniejszy niż przedtem. Znów zaczęłam wrzeszczeć. - Naprawdę myślisz, że...
     Nagle przerwał mi jakiś cichutki, słaby głosik, z drugiego końca pokoju. Zamarłam, przestałam płakać, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Przez chwilę nawet nie oddychałam. Zayn również zamarł, wpatrując się w osobę za moimi plecami. Jego oczy były zaszklone, przestał drżeć, przestał się w ogóle ruszać.
      Powoli odwróciłam się, z trudem łapiąc oddech.
    - Kaylee... Myślę.. Że wystarczy - wychrypiała z trudem Gemma.
    Uparcie wpatrywała się we mnie, jakby celowo ignorując Zayna. Ledwo mrugała. Wiedziałam, jak trudno jest jej unikać wzrokiem mulata. Zacisnęła zęby i dłonie na  pościeli. Aż dziwne, że miała na to sił. Widząc jej wychudzoną i zmarnowaną twarz, po raz kolejny wybuchnęłam płaczem, przyciskając rękę do ust i kręcąc głową. Ona żyje. Gemma żyje. I ma siłę mówić! Jezu.. Spokojnie.
     Nagle ktoś mnie objął od tyłu, jedną ręką przytrzymując obie moje dłonie, jakby bał się, że go uderzę, a drugą obejmując mnie w talii i przyciskając do siebie. Poczułam jego usta na w swoich włosach, kiedy cicho i spokojnie powiedział, bym wyszła. A potem po prostu wyciągnął mnie z pokoju, niemal ciągnąc moje stopy po ziemi. Gemma nadal uparcie wpatrywała się we mnie, nawet gdy Harry wyciągnął mnie z pomieszczenia. Przez szybę widziałam wyraz jej twarzy.Odmalowała się na niej złość, jednak nadal nie odrywała ode mnie spojrzenia. Wiedziałam, że nie jest zła na mnie, ani na Harry`ego, jednak zabolało mnie to. Chciałam do niej wrócić i znów siedzieć przy jej łóżku, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie wyrwałabym się Harry`emu, więc nawet nie próbowałam. Ten ciągle mnie przytulał, tym razem kołysząc się ze mną i mówiąc coś w moje włosy. Najprawdopodobniej próbował mnie pocieszyć. Puścił moją talię, trzymając jednak za nadgarstki i jednocześnie przyciskając do siebie. Drugą dłonią ocierał moje łzy i delikatnie gładząc moje włosy. Wokół słyszałam głos Nialla, który jednak natychmiast został uciszony przez Liama.
     Przez ściany pokoju było słychać krzyki Gemmy. Nie można było zrozumieć do dokładnie mówić, lecz jej głos z powodzeniem roznosił się po korytarzu. W pewnym momencie Harry obrócił mnie przodem do siebie, dociskając do swojego torsu. Załkałam mocniej, dłonie zaciskając na jego koszulce.
***
     Jęknęłam, kręcąc się na czymś miękkim. Przekręciłam głowę w lewo, po czym z cichym sykiem obróciłam się tyłem do źródła światła. W głowie mi huczało, cała byłam obolała, jednak najgorszy ból rozchodził się od brzucha. Odruchowo złapałam się za niego, drugą dłonią pocierając twarz. Najprawdopodobniej zasnęłam, ale i tak wciąż byłam zmęczona. W mojej głowie panował mętlik, natłok myśli, wspomnień i emocji. Wszystko się ze sobą mieszało, a ja nie miałam nawet siły tego uporządkować. Naciągnęłam  kołdrę na głowę, pragnąc odizolować się od światła i nagle wszystko sobie przypomniałam.
     Gemma. Jest w szpitalu, w stanie niemal krytycznym. Była torturowana, w tym szpitalu odwykowym czy coś. I byłam tam u niej. A potem wyciągnął mnie Harry, bo przyszedł Zayn. I...
      Nie, no chyba nie zasnęłam. Przecież nie mogłam zasnąć. Cholera. Gdzie ja w ogóle jestem? I dlaczego nie przy Gemmie, akurat teraz, kiedy mnie potrzebowała? Nie ma co, genialna przyjaciółka, doprawdy.
      Natychmiast wyprostowałam się, odrzucając kołdrę i niemal panicznie rozglądając się dookoła.
     Znajdowałam się w swoim pokoju i najprawdopodobniej było popołudnie. Słońce wisiało już dość wysoko na niebie.
    - Nareszcie wstałaś - przywitał mnie Harry.
    Siedział naprzeciwko mnie, opierając się o kolumnę. Jedną nogę miał spuszczoną za krawędź łóżka i delikatnie nią machał. Drugą posiadał zgiętą i opierał na niej ramię, w którym trzymał szklankę wody. Patrzył na mnie niemal ze złością i lekkim strachem, w którym jednak dopatrzyłam się delikatnej troski. Ubranie posiadał zmięte, włosy w nieładzie. Niesforne loczki opadały mu na oczy, częściowo zasłaniając widok. Mimo to zauważyłam u niego wory, był okropnie blady. Mogłam się założyć, że nie spał całą noc, siedząc tu. Głupota. Był przecież potrzebny siostrze.
     - Zabrałeś mnie od Gemmy? - zapytałam ostro.
    Harry uśmiechnął się lekko, kpiąco.
      - Bez braku przytomności tylko tam zawadzałaś - odparł.
      Jęknęłam. 
     - Mogłeś mnie obudzić, a nie wywozić! - odpowiedziałam z wyrzutem.
     Tym razem chłopak zaśmiał się cicho, również z kpiną. Spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku, nie przestając się delikatnie uśmiechać.
      - Uwierz, sugerowałem by cię spoliczkować, ale chłopcy mi nie pozwolili - powiedział, dodając. - Zresztą ciesz się, że jakoś cię odratowałem od lekarza.
     Podniosłam brew, przekrzywiając głowę.
       - Bali się zapadłam w śpiączkę czy po prostu aż tak dziwnie zasnęłam? - spytałam, również uśmiechając się lekko, jednak bez tej kpiny, którą widziałam u Harry`ego.
      Znowu się taki stał - taki zimny. Wcześniej jakoś okazywał mi choć trochę sympatii - na osobności, ale jednak. Już nie wspominając o sytuacji w szpitalu. Może robił tak przed Gemmą, żeby, nie wiem, choć trochę ją pocieszyć, że przestaliśmy się już kłócić.. Nie wiem. A może po prostu coś go tknęło, po tym jak jego siostra niemal umarła, ale po pewnym czasie znów stał się taki jak wcześniej. Przedtem, gdy byliśmy sami, okazywał mi nawet czułość - wtedy, kiedy leżeliśmy w schowku. W jego oczach było to co kiedyś widziałam u Martina. To samo ciepło. I nie wiem jak by się to skończyło, gdyby nie przeszkodził mu Niall. Może teraz wszystko byłoby inaczej?
      Z twarzy Harry`ego znikł uśmiech.
     - Ty nie zasnęłaś, tylko zemdlałaś - Prawie warknął.
    Spojrzałam na niego zdziwiona, marszcząc brwi i bezskutecznie próbując sobie przypomnieć ową sytuację. Po chwili pokręciłam jednak głową.
    Czyżby był na mnie zły na zemdlenie? Może chodziło mu o to, ze przeze mnie został odciągnięty od Gemmy? Sama byłam na siebie zła za to, że nie ma mnie przy niej. Co prawda wtedy nie miałam na to żadnego wpływu, bo nawet nie pamiętam, kiedy zemdlałam, ale i tak byłam zła.
     - Nie pamiętam - powiedziałam niemal bezgłośnie, spoglądając na niego z lekkim przestrachem.
    Chłopak wzruszył ramionami podając mi szklankę wody oraz jakąś tabletkę. Natychmiast wręcz odskoczyłam, patrząc na niego zszokowana. Już przestałam mieć taką ochotę na ćpanie. Po tym co się stało Gemmie, po tym co przeżyła... Obiecałam sobie, że już nigdy nie wezmę drag do ust. Nigdy.
     Harry westchnął, wpatrując się we mnie, jak w idiotkę.
     - To na ból głowy - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Pewnie go odczuwasz. - Kiwnęłam głową, jednak nie sięgnęłam po tabletkę. Szatyn przekręcił oczami. - Jezu, spokojnie. Nie stracisz po tym przytomności. Nie naćpałbym cię.
     Spojrzałam na niego z ukosa, po chwili wzięłam jednak i szklankę i tabletkę. Przez chwilę obracałam ją w palcach, po czym biorąc głęboki wdech, wrzuciłam do ust. Teraz niemal mnie to brzydziło. Głupie - wiedziałam, że od takiej jednej tabletki nie zginę i tylko mi się polepszy, a jednak, wiedząc co spotkało Gemme, bałam się jej przyjąć. Żałosne, wiem. Przedtem wręcz je wykradałam, byle tylko wziąć, teraz się tego brzydzę.
    Podniosłam szklankę do ust, opadając na poduszki. Harry przyglądał mi się z uwagą, bawiąc się dłońmi. Śledził każdy mój ruch. Ciężko oddychał, miał zaciśnięte zęby. Był zdenerwowany i wściekły. Starając się nie zwracać na niego uwagi, zaczęłam popijać tabletkę.
    - Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży? - wychrypiał wreszcie chłopak.
     Niemal wyplułam wodę, krztusząc się. Poklepałam się po piersi, patrząc na niego z niedowierzaniem i wciąż próbując złapać oddech.Harry przypatrywał się moim 'zmaganiom' bez wyrazu, czekając aż wreszcie odpowiem.
      Nie. On chyba nie mówił na poważnie. No proszę was. Kurna, dziecka mu się zachciało. Żałosne.
     - W czym kurwa? - zapytałam ze złością.
     Jak mógł w ogóle myśleć, że byłam w ciąży?! Wiedziałabym o tym. Nie byłam w niej, na pewno. Jezu, błagam. To było aż za bardzo żałosne.
      - W ciąży - powtórzył spokojnie Harry.
     Przez chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem, po czym...
     Zaczęłam się śmiać. Opadłam głębiej w poduszki, rozlewając wodę i nie mogąc przestać się śmiać. Chłopak wciąż bez ruchu przypatrywał mi się, nic nie mówiąc. Chwilę trwało nim złapałam oddech, jednak co spojrzałam na szatyna, znów zaczynałam się śmiać.
     Bo to było niemożliwe. Nie mogłam być w ciąży. I niby dlaczego miałam być?! Bo zemdlałam?! To ze stresu. Za dużo jak na jeden dzień. Za dużo - odkrycie, że Gemma była torturowana, że jest w stanie krytyczny, jej przebudzenie, Zayn.. Za dużo. Proste i logiczne.
       - Skąd to wiesz?! - wykrztusiłam w końcu. - Robiłeś mi test ciążowy, gdy spałam?!
      Harry spojrzał na mnie bez wyrazu. Bez emocji, zniknęła nawet wściekłość. Tak jakby przybrał jakąś maskę, która odbierała mu wszystkie emocje.
      - Masz wszystkie objawy - odparł cicho.
     Podniosłam brew.
       - To, że zemdlałam nie znaczy...
      - Cholera, ale ty nie tylko zemdlałaś! - wręcz wrzasnął ze złością, zaraz jednak znów uspokoił się i 'ubrał' maskę. - Jesz jak świnia, potem wymiotujesz, masz zmienny nastrój... Wymieniać dalej?
    Wzruszyłam ramionami, przestając się śmiać. Przecież to jeszcze nie oznaczało, że jestem w ciąży. Tak bywa. Dojrzewam.. No i tak bywa.
       - To nie znaczy, że jestem w ciąży - odparłam cicho i nie dając mu nic powiedzieć, równie cicho, dodałam; - Nie jestem, jasne? A teraz wynoś się. - Kiedy nie ruszył się, wręcz wrzasnęłam. - Wynoś się powiedziałam!
      Przez chwilę siedział w miejscu, po chwili jednak westchnął ciężko, odwracając wzrok, po czym wstał i wyszedł, z trzaskiem zamykając drzwi.
      Nie jestem w ciąży, powtórzyłam jak mantrę. Nie jestem. Wiedziałabym. Na pewno nie jestem w ciąży. To głupie w ogóle mnie o to podejrzewać.
     Dotknęłam dłonią brzucha, lekką po nim przejeżdżając, by następnie wbić w niego paznokcie.
     Nie jestem w żadnej jebanej ciąży.
__________________
Od Boddie:  Krótki? Sama nie wiem... Chyba tak przyzwyczaiłam się do długich, że jak wyjdzie mi takiej długości jak ten, to uważam, że jest krótki ;D Bo w sumie najdłuższy też nie jest xd Miałam dać jeszcze jeden wątek, jedną sytuacje, ale jednak zdecydowałam - w sumie wspólnie z Akwamaryn, że dam ją w następnym rozdziale ;D Mam nadzieję, że ten się wam podoba :) Mi nawet tak :D 

czwartek, 14 lutego 2013

[29] ,,Robię to dla Zayna.''

Gemma...

           Uniosłam głowę pośpiesznie ku górze w momencie kiedy ktoś złapał za moje blond włosy. Chciałam zaoszczędzić sobie bólu, ale okazało się to niemożliwe. Przede mną stał ciemnooki blondyn, nieco starszy ode mnie. Usta wykrzywiał mu uśmiech niczym z horroru, a włosy opadały na wysokie i rozumne czoło. Głowa pękała mi od natłoku myśli i doznań. Ciągle słyszałam krzyk, ale już mniej przeraźliwy. Chciałam spojrzeć w stronę z której dobiega, ale stalowy uścisk uniemożliwiał mi to. Do policzków napłynęło mi więcej krwi i poczułam jak się gotuję ze złości. Jeszcze nigdy nie byłam tak słaba i bezsilna. Mogłam jedynie czekać aż mnie puści i pozwoli cokolwiek zaobserwować. W końcu to zrobił.
   Wyprostował się i nie patrząc w moją stronę podszedł do szatynki, która teraz już ledwo szlochała. Po jej policzkach spływały łzy, których nie starała się nawet zamaskować. Ciemne oczy ukryte były pod grzywką, która z kolei rozrzucona była po całej bladej twarzy.
   Blondyn bez wahania wymierzył Kate policzek po czym złapał ją za nadgarstki i jednym ruchem podrzucił do góry. Drobne ciało dziewczyny uderzyło o klatkę piersiową chłopaka po czym bezwładnie się po niej osunęło na ziemie. Nieznajomy uderzył jeszcze leżącą szatynkę w brzuch po czym otarł krwawiącą wargę i stanął w drzwiach.
   Bałam się odezwać, by nie skończyć jak ona, ale tak na prawdę wrzeszczałam od środka, płakałam i nie mogłam poskromić emocji. Wszystko we mnie chciało rzucić się na tego mężczyznę i dać mu po pysku, by nauczył się co tak na prawdę znaczy być facetem. Nie miał prawa jej dotykać, a tym bardziej krzywdzić. Mieli ją wyciągnąć z piekła jakim były dragi, pomóc...
   -Uważaj, bo skończysz jak ona.- powiedział ostro i trzaskając metalowymi drzwiami po prostu znikł. Pisnęłam przerażona po czym ostatkami sił dowlokłam się do przyjaciółki. Leżała w bezruchu na betonowej ziemi i płytko oddychała. Jej klatka piersiowa praktycznie w ogóle nie unosiła się, ale za to sama Kate starała się walczyć z bóle i strachem. Nie umiałam już poskromić łez i w końcu je uwolniłam. Spłynęły powoli po moich podrapanych i czerwonych polikach po czym skapnęły na ciało dziewczyny.
   -Kate nie odchodź... Proszę...- szeptałam, zalewając się łzami. Odgarnęłam włosy z bladej twarzyczki po czym ucałowałam jej czoło. Moja współlokatorka była kompletnie wyziębiona, do tego jeszcze widać było jej przekrwione oczy i wręcz suchość jej skóry. Pobyt tutaj był najgorszym co ją mogło spotkać i nie dziwię się, że nienawidziła rodziny, przyjaciół. Ja powoli też traciłam wiarę w to, że wysłali mnie tu dla mojego dobra, że Zayn nic nie wiedział. Z każdą kolejną godziną bardziej czułam, że to spisek, że nikomu nie mogę już ufać i nawet ja sama nie jestem swoim przyjacielem.
   Nie odezwała się już ani słowem, jej usta ani na moment nie rozchyliły się, czarne oczy patrzyły tylko na mnie prosząco, jakby chciały mi przekazać, bym uciekała. Położyłam sobie głowę nastolatki na kolanach po czym nerwowo zaczęłam głaskać jej policzki. Przeszła przez takie piekło, jakiego jeszcze ja nie zaznałam. Ja byłam na samym początku tej okropnej drogi. U bram piekieł.
     
      Mijały minuty, kwadranse, a może i godziny, a ja nadal siedziałam przy jej martwym już ciele. Wciąż patrzyłam na te błagalne spojrzenie i próbowałam je jakoś rozszyfrować, ale na marne. To było coś strasznego, trzymać na własnych kolanach ciało kobiety, która jeszcze niedawno siedziała i śmiała się z mojej naiwności, z mojej miłości do kogoś kto mnie tu wysłał.
   W końcu drzwi uchyliły się, a w nich stanęło dwóch mężczyzn. Kate mówiła mi jak mieli na imię, ale nie mogłam sobie tego przypomnieć. Chciałam ich prosić, żeby zadzwonili do rodziny i powiedzieli co się tu stało, ale nie mogłam. Bałam się. Jeszcze nigdy nie czułam takiego strachu i przerażenia.
   Jeden z nich podszedł i wyrwał mi Kate, a drugi ją od niego przyjął. Przez ten cały czas uśmiechali się do siebie i cicho śmiali. Ja tylko siedziałam na środku pokoju, wpatrywałam się w nich z przestrachem i starałam się opanować łzy.
   -Idziemy.- powiedział łysy mężczyzna po czterdziestce po czym podszedł i łapiąc mnie za ramię pociągnął ku górze. Nie miałam wystarczająco siły by walczyć, więc po prostu ruszyłam jak mi kazali.
   Kate miała rację. Oni przychodzą jak jesteśmy osłabieni, chcą nas nafaszerować, a idąc tym korytarzem dają nadzieję, że może ucieknę. Tak na prawdę tylko czekają aż się wyrwę by mogli wyjąć spod białego fartucha pistolet i strzelić mi kulkę w łeb. Nie chcą marnować na nas narkotyków. Ciekawe co ona im zrobiła... Może powiedziała, że jest zmęczona, albo może za głośno oddychała?
   Przymknęłam oczy kiedy tylko zobaczyłam te okropne, obdrapane drzwi.
   Zapragnęłam zaśmiać się z ironii losu. Przecież to Kate miała się tam właśnie wybierać, a tym czasem wywozili ją zapewne na cmentarz. O ile kiedykolwiek tam trafi, bo nie wierzyłam by chcieli wyprawić jej godny pogrzeb.
   Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Bałam się kolejnej dawki,a  jednocześnie tego czy nie skończę jak ona.
   ,,Robię to dla Zayna.''
   Powtarzałam sobie w myślach, ale na marne. W końcu nie wytrzymałam tej wędrówki długim korytarzem. Ostatnimi siłami zaczęłam szarpać się i wierzgać, by jak najszybciej uciec z tego wariatkowa. Kiedy tylko jedno z moich ramion zostało puszczone wymierzyłam nim cios w brzuch jednego z osiłków. Niestety tym sposobem pogorszyłam tylko swoją sytuację.
   Szybko mnie obezwładnili i wnieśli do ciemnego pomieszczenia.
   -Ty suko!- krzyknął facet, który dostał ode mnie z łokcia, gładząc przy tym swój brzuch.- Pożałujesz tego!- warknął po czym podszedł do mnie i zamaszystym ruchem uderzył mnie w twarz. Prze moment nic nie czułam, dopiero po chwili po moim policzku rozeszło się mrowienie, a ja pomyślałam nawet że umieram. Twarz bolała mnie niemiłosiernie, a napastnik dopiero się rozgrzewał. Łysy-bo taką ksywkę nadałam mu przez cały mój pobyt tu- przeszedł w koło po czym nerwowo złapał mnie za białą koszulę, którą mi przydzielono kiedy pierwszy raz się tu zjawiłam i z całej siły rzucił mną o ścianę.
   Teraz do obolałego policzka i praktycznie całej twarzy, doszło jeszcze parę połamanych żeber i okropne cierpienie nogi, która najprawdopodobniej została złamana przy uderzeniu. Ból był tak przeszywający, że odebrało mi mowę. Zapowietrzona próbowała nabrać powietrza w płuca, ale na marne. Osunęłam się do pozycji leżącej i zwijając w kłębek starałam się ochronić jak największą przestrzeń mojego ciała.
   -Czy jeszcze się nie nauczyłaś, że z nami się nie zadziera?!- wrzasnął mężczyzna podchodząc i łapiąc mnie za szyję. Przez moment podduszał mnie, choć ja i tak nie mogłam już oddychać. Ledwo udawało mi się utrzymać przytomność i dopiero kiedy coś zostało mi wstrzyknięte dożylnie poczułam ulgę.
   Nagle przepełniło mnie miłe ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy wszystkie troski znikły, a przed twarzą stanęła mi tylko postać Zayna. Jego ciemne oczy, niesamowity uśmiech i ręce, które wyciągał w moim kierunku jakby chciał mnie chronić. Obronić przed całym światem. Wciąż się uśmiechał i mówił coś, ale ja widziałam jedynie jak porusza ustami. Patrzył na mnie wesołym wzrokiem, który po paru minutach przeszedł w ponure spojrzenie, usta wykrzywił grymas, a ręce zostały ukryte gdzieś z tyłu. Spoglądał na mnie teraz z obrzydzeniem i wstrętem, bał się mnie i brzydził.
   Tak bardzo mi go brakowało. Jego ciepła i troski, tego jak mnie przytulał i mówił, że przecież musi być dobrze. Tego jak mogłam wypłakać mu się w rękaw z byle powodu, tego jak się o mnie martwił i groził wszystkim w koło, że ich pozabija. Brakowało mi jego uspokajającego spojrzenia, łagodnego uśmiechu, czułych ramion i miłości, którą mnie darzył. Kochałam go i musiałam to w końcu przyznać. Nie mogłam wciąż mówić, że go nienawidzę, że jest nieważny, kiedy tak na prawdę w moim życiu istniał tylko on.
   On, Kay i Harry. Oczywiście kochałam też resztę chłopców, ale to te trzy osoby były moim oparciem.
   Kay była wyjątkowa, wspaniała i mimo tych problemów w jakie je wciągnęłam, mimo wszystko na pewno teraz trzymała kciuki i czekała na mój powrót. Ona zawsze miała dobre serce, ale nigdy nie doświadczyła co to znaczy prawdziwa przyjaźń i oddanie. Wykreowały ją media i wuj, który tak na prawdę zostawił by ją gdyby przestałą przynosić kasę. To, że była niesamowicie nadziana nie znaczyło, że jest pustą osobą, bo miała naprawdę bogate wnętrze. Umiała mnie wysłuchać i zapewne gdyby miała więcej odwagi broniła by też. Było mi tylko szkoda jej życia, tego że powoli stacza się na dno i to przeze mnie...
   Harry to dupek. Jedno, wielkie zero, ale mimo wszystko był moim bratem i może nie okazywał swoich uczuć jak należy, ale ja przecież też nie obcałowywałam go na każdym kroku. On nie znosił mnie, a ja nie znosiłam jego. Obojgu nam taki plan odpowiadał. Wtedy. Teraz było inaczej. Tak cholernie go potrzebowałam, a on się odwrócił. Nie reagował na moje krzyki, na szlochy i błaganie o pomoc. Nic go nie ruszało, jakby jego serce zamieniło się w głaz, który nie przepuszczał mnie.
     Rozchyliłam wargi wracając do normalności. Zadławiłam się powietrzem przy nagłym oderwaniu od ziemi. Poczułam jak ktoś niesie mnie w powietrzu, słyszałam rozmowy, ale nie reagowałam na swoje imię. Po prostu, poddałam się. Przestałam wierzyć, ze Zayn jest na tyle ważny bym tak cierpiała. Chyba wolałam zginąć.

Dwa dni później...

         Zakryłam  twarz dłonią czując na swoim ciele ciepła wodę. Potrzebowałam tej chwili wytchnienia, tego by na moment choć zapomnieć o tym gdzie się znajduję. Brzydziłam się siebie i swojego ciała, dlatego tek bardzo bałam się spojrzeć w lustro. Nie chciałam oglądać swojego ciała, które na pewno było w kiepskim stanie. Mimo wszystko zrobiłam to. Odsłoniłam twarz i stojąc całkiem nago na jednej z sal utkwiłam wzrok w mojej podobiźnie.
    Pierwsze co rzucało się w oczy to moja twarz. Moje podrapane i czerwone policzki, suche usta i popękane wargi, włosy, które już dawno nie były w tak beznadziejnym stanie i oczy, podpuchnięte oczy.  To ostatnie przerażało mnie najbardziej. Moja twarz była cała posiniaczona, zresztą jak trzy czwarte ciała, ale to właśnie oczy odzwierciedlały to co przeszłam. Przecięty łuk brwiowy, napuchnięte prawe oko i wory pod oczami. Nie spałam od trzech dni, a to przez te narkotyki. Ciągle byłam na ,,haju''. Wciąż miałam mnóstwo energii, a kiedy ona znikała zaraz dostawałam kolejny zastrzyk.
   Przez te tydzień zdążyłam schudnąć o dziesięć kilo i z każdym dniem gubiłam większą ilość kilogramów. Chodziłam jak trup.  Prawa noga była złamana, a przynajmniej tak myślałam, bo nie mogłam na niej stanąć bez choćby syknięcia z bólu.
   Gdyby ktoś zobaczył teraz moje ręce zapewne wsadziłby mnie do szpitala  lub na odwyk. Nadgarstki pocięte, żyły widoczne i ramiona pokaleczone. Starałam się jak najwięcej bronić, ale z czasem to robiło się zbędne, bo i tak w końcu skończę na cmentarzu jak wszyscy.
  -Koniec.- odezwał się głos zza ściany po czym do środka wszedł  Łysy. Zmierzył mnie wzrokiem i okrywając mnie jakąś szmatą wyprowadził na zewnątrz. Kiedy tylko usłyszałam jak zatrzaskują się za mną drzwi, opadłam na materac w kącie. Mogłam w tym pokoju siedzieć wiecznie, byle nie patrzeć na innych i nie czuć na swoim ciele tych łapsk.

     ***

       Zaśmiałam się nerwowo patrząc w małe okienko. Nie wiem czemu tak się bałam, ale po prostu się bałam. Miał przyjść ktoś do mnie, a ja nie chciałam mu się pokazywać. Wolałam siedzieć tu i udawać, że czuję się źle. Zresztą i tak chyba nie wypuścili by mnie do niego. Raczej nie. Na pewno. Przecież zaraz by się wydało co jest grane. Musieli albo kłamać, ale wymyślić coś co skłoni mojego gościa do zmienienia zdania.
   - Tak, to tylko rutynowe sprawdzenia.- usłyszałam głos zza drzwi. Żołądek podszedł mi do gardła kiedy usłyszałam jak otwierają się drzwi obok. Szybko przywołałam wspomnienie sprzed ostatniej wędrówki po dawkę. Właśnie tam był normalny pokój, tam siedzieli ci kompletni uzależnieni. 
   Modliłam się, bo tylko na tyle było mnie teraz stać, by ktoś tu wszedł, by ten ktoś zobaczył mnie i pomógł. Minęło kilka minut, a potem kroki jakby gdzieś znikły. Oparłam głowę o ścianę po czym z westchnieniem utkwiłam wzrok w zakratowanym okienku.
   -Otwierać wszystkie sale! Natychmiast! Ręce na szyję!- wrzeszczał ktoś po drugiej stronie. Zamrugałam kilka razy powiekami, kiedy otworzyły się drzwi od mojego ,,pokoju''. Niechętnie spojrzałam w tamtym kierunku i bez reakcji wróciłam do dawnej pozycji. Nie miałam siły, by skakać z radości, czy nawet w stać. 
   -Zabrać ich do szpitala.Centrala? Tu komisarz Thomas Adams. Proszę o przesłanie przynajmniej pięciu karetek do kliniki odwykowej w centrum.- oblizałam spierzchnięte wargi i poddając sie silnym ramionom, które wzięły mnie na ręce usnęłam.

________
Od Akwamaryn: Tak wiem... Buuu! Zabiłaś Kate! Buuu... Przepraszam. Jakoś mnie naszło i to zrobiłam. Ten rozdział miał być ogólnie inaczej napisany, a końcowa część miałaśbyć dopiero w kolejnym moim, ale nie ważne. Jestem padnięta i chyba dzisiaj już nic z siebie nie wykrzeszę. No, ale mam nadzieję, że wam się podoba;)

niedziela, 10 lutego 2013

[28] - Gnojek, dupek i skurwiel.

Kaylee...
   Siedziałam po turecku na łóżku wpatrując się w zdjęcia Zayna i niejakiej Perrie. Było ich tysiące, a na każdym to samo - szczęśliwa, 'zakochana' para, całująca i przytulająca się. Harry opierał się o komodę, ręce miał splecione na piersi, a wzrok utkwiony w ziemi. Opowiedział mi, że Zayn miał przed Gemmą dziewczynę - Perrie z Little Mix. Bardzo ją kochał, to była jego pierwsza prawdziwa miłość. Mógłby dla niej zrobić wszystko.Czego nie można powiedzieć o niej. Wykorzystywała go i manipulowała nim. Ale nie tylko Zayn dał się omamić - pozostała czwórka również bardzo polubiła dziewczynę, traktowali ją jak młodszą siostrę. Kochali ją, tak po przyjacielsku. A ona tylko się nimi zabawiała, byle tylko wypromować swój zespół. Zayn był z nią bodajże pół roku, nim wreszcie zrozumiał. A potem miłość zamieniła się w 'nienawiść'. Jak widać nie na długo. 
     Wściekła zacisnęłam dłonie na magazynie, zaczynając czytać. 
    - 'Czyżby mały romans Zayna z młodszą siostrę Harrry`ego, Gemmą, miał na celu tylko pocieszenie chłopaka po stracie Perrie? Malik bardzo ją kochał i okazywał jej to na każdym kroku. Po zerwaniu załamał się, co widać na zdjęciach zrobionych parę dni po oficjalnym zakończeniu związku. Od tego czasu minęły dwa miesiące i wszyscy myśleli, że już o sobie zapomnieli. Zwłaszcza widząc Zayna z Gemmą. Widząc, że zamieszkali razem, że za ten romans chłopak został wyrzucony z One Direction. To mogło być coś poważnego. Lecz najwyraźniej Malik nigdy nie przestał kochać Edwards i gdy tylko Gemma znikła, wrócił do niej. Nie wiadomo co się dzieje z dziewczyną ani gdzie jest. Może wyjechała nie chcąc patrzeć na 'zdradę' Zayna? A może pojechała do rodziców, a chłopak korzystając z okazji wrócił do Perrie, dawnej miłości? Kochają się, to na pewno. Gemma była tylko zabawką, tylko pocieszeniem po blondynce z Little Mix. I co na to Harry Styles, brat dziewczyny i przyjaciel Zayna?' - przeczytałam. 
     Szatyn pokręcił głową, podnosząc wzrok na mnie. Wzruszyłam ramionami w geście poddania, nie wiedząc co powiedzieć. Nie sądziłam, że Zayn może tak być. Taki.. Pusty. Naprawdę myślałam, że ją kocha, że zależy mu na Gemmie. Bo jej na nim zależało cholernie i trzeba było być głupim, by tego nie widzieć, choćby w jej gestach, spojrzeniach. Teraz, kiedy poszła do klinki, straciła z nim kontakt, ale przecież zrobiła to dla niego. Jak mógł to tak perfidnie wykorzystać? Co jeśli ten magazyn miał rację - dziewczyna była dla niego tylko pocieszeniem? 
     Nagle w przypływie złości wyciągnęłam komórkę, wybierając numer.
    - Co robisz? - spytał Harry. 
    - Dzwonię do Zayna - odparłam, naciskając zieloną słuchawkę. 
   Chłopak pokręcił głową..
    - To nie jest dob... - zaczął.
    - Halo? - usłyszałam głos mulata. 
   Ze złości wstałam, zaczynając chodzić po pokoju, a Harry`ego zbywając machnięciami dłonią.
     - Zayn? - wysyczałam. - Jak tam u ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy. 
   Na chwilę zapadła cisza. Już miałam go ponaglić, kiedy się odezwał. 
    - Posłuchaj, wiem jak to wygląda... Ale to nie jest tak jak myślisz. 
   Prychnęłam. 
    - Nie poniżaj się - warknęłam. - Wiesz, naprawdę myślałam, że zależy ci na Gemmie... Że ją kochasz. 
    - Bo ją kocham! - wrzasnął chłopak.
     Z jego głosu wynikało, że był równie wściekły co ja. Harry stał spokojnie, jakby cała ta sytuacja była mu niemal obojętna. Wpatrywał się w ziemię, zatopiony we własnych myślach. Chyba mnie nawet nie słuchał. 
    - Ładnie to okazujesz - wychrypiałam. - Kochasz ją, więc całujesz inną? Całkiem logiczne. 
    Zayn westchnął.
    - Posłuchaj. To... Trochę bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. 
    Wzruszyłam ramionami, jakby był tu, koło mnie, gestykulując zawzięcie.
    - Wykorzystujesz Gemmę, po prostu. Gnojek.
    - Kay, cholera! - Po raz kolejny wrzasnął Zayn. - Nie wykorzystuje jej, kocham ją! Nie Perrie, Gemme!
   Oparłam się o parapet, niemal drżąc ze złości.
    - W takim razie chyba pomyliły ci się osoby - odparłam cicho, siląc się na spokój. - Gemma poszła dla ciebie do klinki, poszła na odwyk. Zależy jej na tobie. Cholernie mocno. Jak wielkim trzeba być skurwielem by wykorzystywać czyjąś miłość? I jeszcze nie widzieć w tym nic złego? - Nie pozwoliłam przerwać Zaynowi, podnosząc głos. - Ty jesteś tępy czy chamski? Takich jak ty trzeba kastrować. Jak myślisz, jak ona się poczuje, gdy się o tym dowie? A uwierz, dowie się, bo nie będzie siedziała w tym zakładzie całe życie, bo myśli, że ma dla kogo walczyć! Jeśli tak ją kochasz powinieneś czekać na nią w domu, modlić się za nią, tęsknić i trzymać za nią kciuki. A ty liżesz się z byłą?! Tuż przed nosem fotografów?! - Zaśmiałam się gorzko. - Choć właściwie, to myślę, że sam do nich zadzwoniłeś i kazałeś im przyjechać. Gnojek, dupek i skurwiel. Pa.
    Rozłączyłam się, rzucając telefon na łóżku. Harry nie zareagował, nawet nie drgnął, wciąż wpatrzony w ten sam punkt. Ja zaklęłam, a po chwili z jękiem złapałam się za brzuch. Zagryzłam wargę z bólu, zaczynając go masować. Chłopak natychmiast podniósł głowę, przyglądając mi się badawczo. Zrobił ruch, jakby chciał do mnie doskoczyć, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. Uśmiechnęłam się delikatnie, uspokajając szatyna i z trudem przełykając ślinę.
***
    Po raz kolejny pochyliłam się nad toaletą, wymiotując kolejną zawartość mojego żołądka, po czym słabo osunęłam się na ziemię, opierając o ścianę. Nie miałam sił wstać, byłam padnięta. Wszystko mnie bolało. Siedziałam przy tym kiblu już chyba półtorej godziny. Przedtem, powstrzymując wymioty, wyprosiłam Harry`ego, mówiąc, że muszę odpocząć, że to przez stres i Zayna, a następnie poleciałam do łazienki. Od tamtego momentu stąd nie wychodzę. Co kilka minut wymiotuję, albo coś podchodzi mi do gardła, lecz ostatecznie wycofuje się. Brzuch nie przestawał boleć. Nie przestawałam go masować i najchętniej zażyłabym tabletkę, ale bałam się, że i ją zwymiotuje. 
    Oblizałam suche wargi, sięgając po ogromną miskę i próbując wstać. W tym momencie mój wzrok padł na paczkę podpaskę, leżących w otwartej kosmetyczce. W myślach przypomniałam sobie datę i odliczyłam dni od mojej ostatniej miesiączki. Pięćdziesiąt cztery dni. Powinnam dostać trzy dni temu, pomijając tamten miesiąc.
      Och, Boże. Uspokój się. To się zdarza. A nawet gdyby... Gdyby wystąpiły jakieś problemy, to litości, nie pojawia się one dzień po.. Seksie. A wymiotujesz, bo pewnie jesteś chora. To normalne, spokojnie.
    Jedną ręką trzymając się za brzuch, a drugą niosąc miskę, wyszłam z łazienki, by natychmiast tego pożałować.
    - Martin... - wychrypiałam z rezygnacją. - Ile tu siedzisz?
    Chłopak opierał się o kolumnę mojego łóżka, patrząc, tak jak przedtem Harry, w ziemię. Nie podniósł wzorku, gdy weszłam.
     - Wystarczająco długo, by zauważyć, że nie możesz oderwać się od kibla - odpowiedział oschle, lecz z ukrywaną troską.
      - A jednak, jak widzisz, nie dość, że wstałam od niego, to jeszcze wyszłam z łazienki. Znając cię siedzisz tu już godzinę, więc wiesz, że wymiotuje dość długo i jestem padnięta. Także... Czy mogłabym cię prosić o opuszczenie mojego pokoju?
      Martin prychnął, spoglądając na mnie z wyrzutem.
      - Nawet domyślam się czym jesteś tak zmęczona - powiedział ze złością.
      - Martin...
      - Zamierzacie pieprzyć się co noc? - zapytał, wręcz drżąc ze złości. Pokręciłam głową zmęczona. Nie miałam sił się z nim kłócić. - Ile jeszcze będziesz mu dawała dupy? Serio tylko na to cię stać? Przecież on tylko chce od ciebie seksu i...
       - A ty nie? - przerwałam mu, coraz bardziej zdenerwowana. - Tobie nie zależy tylko na seksie, co? - Pokręciłam głową. -  Tyle, że Harry nie wmawiał mi, że mnie kocha, by zarobić. On nie kłamie, nie oszukuje... Nie wykorzystuje ludzi to swoich celów, nie rani i nie szantażuje nikogo. Troszczy się o innych, a za bliskich oddałby życie. A to, że się z nim kocham... To moja, nasza sprawa. Moje życie i mogę z nim robić co chce. Nie będziesz mi ustalał co mogę, a tym bardziej zastraszał, jasne?
      Martin zaśmiał się cicho, krótko przypatrując mi się uważnie. Przez chwilę panowała cisza. Wpatrywałam się mu prosto w oczy, w duszy prosząc by poszedł i modląc się, bym nie zwymiotowała. Wreszcie chłopak oderwał się od kolumny, powoli do mnie podchodząc. Serce zabiło mi mocniej, pojawił się motyli w brzuchu, zapragnęłam by podszedł bliżej, zatęskniłam za nim... Za MOIM Martinem, a nie tym uformowanym przez Davida i media. Moim, który zawsze by mnie był i dbał o mnie. Który nigdy nie pozwoliłby mnie skrzywdzić, który się o mnie troszczył, rozśmieszał, pocieszał... Był wsparciem. Który mnie po prostu kochał.
       - Nie przyszedłem tu by zrobić coś w stylu ' zrób to, a nikt się nie dowie, że z nim sypiasz' - zaczął cicho, spokojnie, podchodząc coraz bliżej. - Może i jestem dupkiem, który wywalił z zespołu Zayna Malika, ale nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego tobie. Szanuje twoją prywatność. Rób co chcesz, twoje życie. Ale chcę byś wiedziała jedno. - Przystanął przede mną, pochylając się do mnie. Dzieliło nas parę milimetrów, zaczęłam oddychać szybciej, kiedy spojrzał mi w oczy, kontynuując. - Nigdy nie udawałem, że cię kocham. Nie udawałem i nie udaje. Pokochałem cię od pierwszego spotkania i to się nie zmieniło. Walczyłem, żeby cię zdobyć, walczyłem, póki mi się to nie udało. I teraz nie pozwolę sobie ciebie odebrać.
     Spuściłam wzrok, nie odpowiadając. Nie wiedziałam czy mu wierzyć. I... I nie chciałam pokazać mu, że mi mimo wszystko również wciąż na nim zależy. Że tęsknie za nim, za jego pocałunkami... Dotykiem, miłością... Choćby udawaną... Za nim. Po prostu za nim. Mógł kłamać. Bo po co miałby mówić prawdę? I dlaczego miałabym w nią uwierzyć? Po tym wszystkim...? Może znowu chciał mnie owinąć wokół palca? Bałam się spojrzeć mu w oczy, a jednocześnie bardzo tego pragnęłam. Zobaczyć z bliska jego brązowe tęczówki... Był tak blisko, czułam jego oddech na sobie. Mogłabym musnąć wargami jego usta, gdybym stanęła na palcach. Ale przecież nie mogłam. Nie mogłam mu pokazać, że wciąż mi na nim zależy. Wykorzystał by to. Bo nie ma pewności, że on nie kłamie. Jak mogę mu teraz zaufać, po tym wszystkim? 
      Pokręciłam głową, nie podnosząc wzroku.
     - Wyjdź, proszę - szepnęłam.
     Przez chwilę się nie ruszał i już myślałam, że będę musiała ponowić 'prośbę', kiedy wreszcie, nie odpowiadając, ominął mnie, leciutko muskając ramieniem. Nie poruszyłam się, nie uniosłam głowy, słysząc trzask drzwi. Nie wiem ile tak stałam, przetwarzając całą sytuacje.
***
     Sięgnęłam po pączka, już któregoś z kolei i trzymając go w ustach, zabrałam jeszcze niedużą babeczkę, po czym udałam się za kurtynę. Uchyliłam ją lekko, nadgryzając pączka i przyglądając się chłopakom. Byliśmy na próbie i właśnie ćwiczyli Kiss you. Teraz choreograf dawał im jakieś cenne rady. Im i tancerkom. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jak Liam obejmuje Danielle, całując ją w głowę. Ta wtuliła się do niego, Lou zrobił 'aww', Harry zaczął cmokać, Niall zaczął całować Loczka po włosach, gadając coś o skrytym zakochaniu, a wuj począł się wydzierać. Zaśmiałam się cicho, widząc całą scenę, po czym po raz kolejny skierowałam się do bufetu. 
      Jeszcze nigdy tak dużo nie jadłam. Zawsze dbałam o figurę, a nawet jeśli nie, to po prostu tyle nie mieściłam. A teraz wsysałam wszystko co było na tych stolikach i jeszcze nie było mi mało. Kilka pączków, babeczek już nie było, o kiszone ogórki poprosiłam dokładkę. Wszystko to popiłam sokiem jabłkowym, który teraz nalewałam do szklanki. W głowie wciąż miałam moją rozmowę z Martinem i choć uporczywie próbowałam się jej pozbyć - nie potrafiłam. I muszę przyznać, że choć do Zayna było mu daleko, nie śpiewał najgorzej. Nie posiadał tak mocnego głosu jak Malik, nie umiał wyciągnąć, ale kurczę, miał talent. Słysząc go, poprzednie plany dania go na playback, zniknęły. 
     Nagle ktoś dźgną mnie lekko w żebra, a ja podskoczyłam wystraszona. Natychmiast odwróciłam się, mając zamiar wrzasnąć na 'dźgacza', kiedy Harry objął mnie, całując w usta. Wystraszona odepchnęłam go od siebie, odskakując - czyli odchodząc pół kroku, po czym oparłam się o bufet. 
    - Harry, nie tu! - szepnęłam wystraszona, rozglądając się bojaźliwie. 
    Chłopak przybliżył się, ręce kładąc na mojej talii. Był tak blisko, że stykaliśmy się piersiami, a ja nie miałam sił go odepchnąć. 
      Po raz kolejny pocałował mnie w usta, mimo protestów z mojej strony, po czym z wargami na moich wargach, wymruczał:
     - Smakujesz pączkiem. 
      Przewróciłam oczami, lekko się szarpiąc.
     - Ktoś może nas zobaczyć! Harry! - zaczęłam rozpaczliwie. 
     Chłopak pokręcił głową, muskając moje usta. 
     - Nie... Wszyscy poszli do garderoby. A potem pewnie pójdą do McDonalda, bo Niall tam pobiegnie. Jak zawsze. I jak zawsze wuj z resztą chłopaków pobiegną za nim, żeby go stamtąd wyciągnąć i pojechać do domu. Jak zawsze. 
       - Harry.. - jęknęłam, próbując się wyswobodzić z jego objęć. 
      Wreszcie szatyn odsunął się ode mnie, trzymając jednak moje ręce i patrząc na mnie z rezygnacją. Westchnął ciężko, ciągnąc mnie gdzieś. 
       - No dobrze, dobrze. Chodź. 
        Spojrzałam na niego zdziwiona, pytając gdzie - nie odpowiedział jednak. Wciąż trzymając się za dłonie, skręciliśmy w jakiś ciasny korytarzy, przedzielony na dwie strony czymś w rodzaju kurtyny. Harry odsunął ją, popychając mnie na przód, po czym przyszpilił  do ściany, całując namiętnie. Nawet nie zdążyłam zauważyć, gdzie jesteśmy. Zaśmiałam się tylko cicho, ręce wsuwając we włosy Loczka. 
      - Naprawdę chcesz się kochać nawet tu? - wymruczałam, kiedy chłopak an chwilę się ode mnie oderwał, na parę milimetrów.
       - Czemu nie? Może być ciekawie - padła odpowiedź. 
     Przyciągnęłam mnie do siebie, jedną rękę mając na moim karku, a drugą kładąc w talii. A raczej na biodrach. Całował mnie coraz namiętniej, lekko przejeżdżając mi językiem po wargach, zębach... Ręce wsunął pod bluzkę, ściągając ją. Zostałam w staniku.
      Nagle 'ściana' za mną zniknęła, a ja wpadłam do jakiegoś pomieszczenia, ciągnąc za sobą Harry`ego. Krzyknęłam cicho, potykając się o coś i upadając. Szatyn zaczął się śmiać, spadając na mnie i wręcz 'zabierając' oddech. Coś na nas upadło, powodując większa lawinę śmiechu u Harry`ego. Ja jęknęłam, kiedy coś drewnianego uderzyło mnie w szyję. 
      - Co do cholery..? - wysapałam, próbując się uwolnić. 
      Harry podniósł drewniany kijek, śmiejąc się coraz głośniej i całując mnie w czubek nosa. 
      - Musiałaś nacisnąć klamkę i wpadliśmy do schowka - wyjaśniła, odgarniając mi z twarzy włosy i uśmiechając się szeroko. 
        - Och - wydobyłam z siebie tylko. 
      Loczek przestał się śmiać, patrząc mi w  oczy. Stopniowo z jego ust zaczął schodzić również uśmiech. Spoglądał na mnie, delikatnie gładząc moje włosy. W jakimś niekontrolowanym odruchu, pogłaskałam go po policzku, przechylając głowę. Panowały ciemności i widziałam tylko zarysy jego twarzy.  I oczy. Te duże, zielone tęczówki. Zagryzłam wargę, delikatnie wsuwając dłoń w jego włosy. Harry uśmiechnął się niemal niewidocznie, spuszczając wzrok. Jakby wstydliwie. A przecież robiliśmy razem gorsze rzeczy. Gdy podniósł go, sprawiał wrażenie niepewnego, jakby się przed czymś wahał. Nie pośpieszałam go, czekałam aż sam zacznie. Z trudem przełknął ślinę, znów patrząc mi w oczy. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona. Bo... Było w nich coś dziwnego.. Takiego innego. Coś jak... Jakby... Nie wiem... 
       Nie, zdaje mi się. Za dużo sobie wyobrażam i...
     - Co wy robicie? - Usłyszałam nagle Nialla. 
     Harry jak porażony zeskoczył ze mnie, a ja podniosłam się do pozycji siedzące, pozbywając się z nóg mopów i środków czyszczących. Blondyn przyglądał nam się ze zdziwieniem, niepewny co powinien zrobić. Spoglądał to na mnie, to na Harrry`ego, szczególnie intensywnie wpatrując się w mój biust i marszcząc brwi. Poczułam jak się czerwienie - o Loczku nie wspominając. 
     Wreszcie odkaszlnęłam, sięgając po bluzkę. 
     - Widzisz... Bo... - zaczęłam. Wreszcie wstałam, strzepując z siebie pyłki i inne oraz patrząc z wyrzutem na szatyna. - To wszystko przez niego. Wepchnął mnie tu, ściągnął mi bluzkę i próbował zamknąć. Ale potknęłam się o wiadro i pociągnęłam go za sobą. Właśnie w tym momencie. 
     - Okey... -  odpowiedział Niall, z dystansem. Pokiwał głową, wciąż przyglądając nam się badawczo. Wreszcie wskazał an bluzkę. - Po co ci ją ściągnął. 
    Wymieniliśmy spojrzenia z szatynem. Ten wstał, stając obok mnie. 
      - Chciałem na nią wylać farbę. A wiadomo, lepiej wylać na ciało niż ubranie.. Trudniej schodzi - wyjaśnił Harry. 
     Niall pokiwał głową, lecz już nie wypytywał. Ja szybko wciągnęłam an siebie bluzkę, uśmiechając się krzywo i patrząc wszędzie tylko nie na blondyna. Jak i Harry. 
      - Szukają was... I ten... Jedziemy już - rzucił jeszcze tylko Horan, znikając za kurtyną. 
      Gdy tylko znikł, Harry wybuchnął śmiechem, a ja z westchnieniem ulgi oparłam się o półki. Uderzyłam lekko Hazze, kręcąc głową z uśmiechem. 
      - Nie uwierzył... - powiedziałam. 
     Chłopak wzruszył ramionami. 
      - Wiem - odparł. - Mamy przejebane. 
__________________
Od Boddie:   Ajj, zasłodziłam tam, z tą sytuacją z Martinem xd I ten opis jak to ona go kocha xd Zdarza się xd ;D Mam nadzieje, że wytrwaliście i się Wam podoba :)

środa, 6 lutego 2013

[27]Czułam zimny dotyk, narkotyk w mojej krwi i zapach śmierci, która była coraz bliżej mnie.

Gemma...

       Pierwsze co zobaczyłam po przebudzeniu to ciemność. Przez moment pomyślałam nawet, że jeszcze się nie obudziłam, a śni mi się jakaś piwnica. Niestety, ale to była rzeczywistość. 
   Przymknęłam powieki i zagryzłam spierzchnięte od braku wody wargi. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy i choć nie wiedziałam co się stało byłam przerażona. Cała się trzęsłam i nie potrafiłam tego powstrzymać. Czułam jak pali mnie gardło z pragnienia narkotyku i jak coś zimnego dotyka moich pleców. 
  Obróciłam głowę w lewo starając się powstrzymać płacz odsłoniłam twarz. Uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie rozumiejąc jak się tu znalazłam i kto mnie tu dowlekł. Wspomnienia urywały się w momencie kiedy zaczęła palić mnie gardło, a rudowłosa dziewczyna śmiała mi się prosto w twarz. 
   Oblizałam wargi i zamrugałam kilka razy powiekami, by wyostrzył się obraz. Na darmo. Przede mną znajdowała się tylko rozlana plama, jakby za mgłą. Wiedziałam, ze to wina narkotyków, że mój wzrok z dnia, na dzień stawał się coraz słabszy, a ja już od dawna powinnam nosić okulary. Mimo to buntowałam się.
   -Nareszcie  wstałaś.- wychrypiał oschle mężczyzna  siedzący na krześle obok.  Chciałam podciągnąć się do pozycji siedzącej, ale okazało się to nie możliwe.  Skórzane pasy uniemożliwiały mi jakikolwiek ruch. Wściekła zacisnęłam zęby, kiedy pieczenie w gardle narosło. - Już myślałem, że będę musiał zostać po godzinach.- dodał niechętnie wstając z krzesła i kładąc swoją szorstką dłoń na mój nagi brzuch. Jakimś sposobem miałam na sobie jedynie jakąś szmatkę, która ledwo sięgała mi za piersi. Jedynym plusem mojego położenia było to, iż miałam na sobie spodnie więc nie mogłam podejrzewać ich o gwałt.Zresztą to nie była by żadna nowość. W końcu już wiele razy miałam taką sytuację.
   -Wypuśćcie mnie!- wrzasnęłam kiedy mężczyzna schylił się nade mną tak nisko, że czułam na sobie jego oddech. Oddech o zapachu alkoholu. Wściekła uderzyłam stopami o stół, na którym leżałam po czym splunęłam mu prosto w twarz. Brunet zmrużył oczy prostując się jak struna i mrucząc coś pod nosem po czym wyjął zza pleców strzykawkę.
   -Ty suko! Już ja cię nauczę dobrych manier! Zapamiętasz mnie na zawsze!- warknął wstrzykując mi coś dożylnie.
   Przez chwilę wszystko było okey. Nic się nie działo, czułam się normalnie. Nawet uśmiechnęłam się chcąc pokazać mężczyźnie, że to nic nie dało, ale zaraz tego żałowałam. Ciemnooki zaśmiał się pod nosem, siadając z powrotem na swoje miejsce i wyjmując z kieszeni szlugę, którą zapalił.
    Momentalnie straciłam wszystkie zmysły prócz czucia. Gdyby ktoś patrzył z boku zapewne zobaczył by narkomankę, która leży na stole operacyjnym i której oczy wywrócone są do góry białkami.
   Głęboko oddychał, nie chcąc krzyczeć z bólu jaki mi towarzyszył. Czułam się jakby ktoś podpalił mnie żywce, lub wyrwał mi serce i się nim bawił, a przy tym głośno śmiał i jeszcze obcinał mi kończyny bez znieczulenia. Pieczenie w gardle ustało, ale ból głowy stał się dwa razy bardziej uporczywy.
   Zawyłam z bólu, kiedy ktoś położył dłoń na moim brzuchu. Lodowatą dłoń. Byłam cała rozpalona, wręcz płonęłam od środka i od zewnątrz. Przeważnie gdy brałam narkotyki, to dawały mi one przyjemność, teraz jednak były dla mnie utrapieniem. Czułam jak śmiertelna dawka rozchodzi się po moim ciele i rozpuszcza w krwi.
    Nagle straciłam czucie w palcach u nóg, potem całych stopach i dolnej partii ciała. Uświadomiłam sobie, że zapewne tak wygląda śmierć, że odchodzę do piekła, bo nie zasługuję na niebo czy choćby czyściec. Nigdy nie wierzyłam w Boga i choć zostałam ochrzczona uważałam to za największy błąd rodziców. No może nie większy niż ja sama. Zadarłam głowę ku tyłowi kiedy zimne ręce przeniosły się na moją szyję.
   Zayn...
   Wspomnienia...
    Po moim policzku popłynęła samotna łza, kiedy ktoś rozluźnił mój stanik. Czemu pomyślałam akurat o Zaynie? Przecież nawet z nim nie spałam. Wysłał mnie i tu i skazał na to piekło, ale to nic nie znaczyło. I tak go kochałam, a kiedy jest miłość to można przetrwać wszystko.
   Krzyknęłam jeszcze raz. Tym razem głośniej, z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy i pomoże. Nic nie widziałam prócz ciemności, nic nie słyszałam prócz ciszy, tylko czułam...
   Czułam zimny dotyk, narkotyk w mojej krwi i zapach śmierci, która była coraz bliżej mnie.

***

          Szczelnie opatuliłam się ramionami, biorąc przy tym głęboki wdech.  Czułam na sobie spojrzenie Kate, ale nie śmiałam spojrzeć w jej kierunku. Nie teraz kiedy po moich policzkach płynęły łzy i kiedy cała drżałam ze strachu. Jeszcze nigdy tak się nie bałam, nawet kiedy byłam u Davida. Serce waliło mi jakby miało zaraz wyskoczyć, a oddech jeszcze bardziej przyspieszył. Miałam nadzieję, że Kaylee spełni moją prośbę i odwiedzi mnie,a  wtedy wszystko bym jej powiedziała. Ona na pewno by mnie stąd zabrała. Była taka dobra... Całkowite moje przeciwieństwo. Przy niej czułam się jak taki diabełek, który tylko czeka by podstawić komuś nogę. 
     Otarłam policzki wierzchem dłoni po czym oparłam się o ścianę i utkwiłam wzrok w okienku. Czułam się jak w więzieniu i nie rozumiałam jak oni wszyscy mogli tu wytrzymać. Wariowałam w tej ciemności i ciasnocie. Ile tu byłam? Sama nie wiem... Maksymalnie dwa dni. Nie umiałam tego stwierdzić, a i tak tylko jasne niebo w tym małym otworze uświadamiało mi, że mamy dzień, a nie noc. Nie mam pojęcia ile czasu spałam przed wstrzyknięciem, a ile po.
     Bo chyba spałam...
    W każdym razie nie byłam świadoma tego co się dzieje. Nie orientuję się nawet kiedy odzyskałam świadomość i jasny tok myślenia. 
   -Co oni mi wstrzyknęli?- spytałam odchylając lekko głowę w stronę lokatorki. Kątem oka dostrzegłam jak Kate wstaje i przechodzi w kąt pokoju. Dziewczyna nie wyglądała już tak źle jak wtedy kiedy opuszczałam to pomieszczenie.
   -Nie wiem... Pewnie coś co cię odurzyło i zapewne jeszcze chwilę potrwa zanim otrząśniesz się do końca. Nikt nie wie co nam dają, ale jestem pewna, że nie są to leki. Zaraz tu przyjdą i wezmą mnie. Jak zwykle.- dodała opierając się niechętnie o ścianę. Na jej usta wstąpił uśmiech, ale nie teki normalny. Był on przepełniony nie tylko radością, ale też bólem i strachem przed jutrem. Jakby uśmiechała się przez łzy.
    -Czemu nie próbujesz uciec?- spytałam unosząc wzrok nieco wyżej i spoglądając jej prosto w oczy.  Szatynka objęła się ramionami po czym spojrzała na mnie nieco zaskoczona i rozbawiona tym co właśnie powiedziałam. Podeszła bliżej mnie po czym usiadła na przeciwko.
     -A ty? Gdyby wzięli cię teraz po kolejną dawkę... Uciekłabyś? Miałbyś siłę?Nie sądzę.- powiedziała nie pozwalając dojść mi do słowa.- Każdy kolejny zastrzyk osłabia nas. Pierwszy jest najsilniejszy, by trzymał nas najdłużej w nieświadomości. Kolejne są słabsze, ale potrzebujemy ich bardziej niż pierwszego. Uzależniają nas od tego narkotyku i dlatego chodzimy tam chętnie. Niedługo nie będziesz chciałam wybrać drzwi na prawo tylko na lewo. Zamiast wolności wybierzesz zamknięcie i dostęp do narkotyków.  Mamy tu to o co musieliśmy walczyć na wolności. Dragi... Cudownie prawda? Nawet jeśli uda ci się wyrwać Lucasowi i Tylerowi to nie uciekniesz do światła tylko do ciemności.- powiedziałam po czym wstała, otrzepała się i podeszła do drzwi oczekując na przyjście dwóch osiłków. Resztkami sił udało mi się przeczołgać w kąt pokoju. Starałam się nie zasnąć, ale okazało się do zbyt silne. W końcu ustąpiłam zmęczeniu.

      Zatopiłam swoje palce w włosach bruneta i pogłębiając pocałunek otworzyłam oczy. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie sądziłam, że przygląda mi się tak uparcie. Zaśmiał się pod nosem kiedy odsunęłam go od siebie i oparta na łokciach utkwiłam speszony wzrok gdzieś za jego plecami. Mimo wszystko nadal przypatrywał się mi, śledząc każdy krok, ruch, gest, nawet mimikę twarzy. Oblizałam wargę, co on skwitował jeszcze większym śmiechem.
   -Czy ja mam coś na twarzy?- spytała idealna kopia mnie zbliżając się niebezpiecznie blisko Zayna. Zmrużyłam wojowniczo oczy nie spuszczając z niego wzroku. Mierzyliśmy się tak przez kilka minut w ciszy, aż w końcu powiedział.
   - Tak. Oczy...- powiedział łapiąc mnie za ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem i już rozchylałam wargi by coś powiedzieć, kiedy dodał.- Chciałbym by nigdy nie były czerwone od płaczu czy narkotyków, by nigdy nie przepełniał ich ból czy cierpienie, by nigdy nie patrzyły na nikogo z pogardą i by nigdy nie wiedziały co to znaczy strach.- powiedział nieco poważniej. Momentalnie posmutniałam, wszystko w koło znikło, a mnie z snu wybudził przeraźliwy wrzask... Wrzask jaki niosła za sobą śmierć.

________
Od Akwamaryn: Nie należy on do moich najdłuższych, najlepszy też nie jest, ale jestem z niego zadowolona. Powinnam uczyć się z fizyki i angielskiego, ale co tam... Rozdział ważniejszy;)  Mam nadzieję, ze wam się podoba. Nie będę nic zdradzać, ale mam dla was niezłą niespodziankę w kolejnym o której nie wiem nawet Boddie;P

sobota, 2 lutego 2013

[26] - Naprawdę masz w dupie to, że umierasz?

Kaylee...
    Leżałam na swoim łóżku, ściskając poduszkę i bawiąc się trzema tabletkami w mojej dłoni.
    " Chciałam wam tylko oznajmić, że jadę do kliniki odwykowej.". Wciąż miałam w pamięci te słowa, ten wyraz twarzy i jej wzrok, gdy na mnie patrzyła. Z taką złością, smutkiem i jakby pogardą... Ona walczyła o życie, kiedy ja niemal celowo je sobie odbierałam. Nie czułam teraz potrzeby, nie paliło mnie w gardle ani nie bolała głowa. Te tabletki były przeciwbólowe, na kostkę. 
     Tak się tłumaczyłam, bo naprawdę kostka nie bolała tak bardzo, bym musiała zażywać leki. Niemal w ogóle nie zauważałam, że jest skręcona czy tam zwichnięta. Po prostu... Sama nie wiem. Chciałam znowu stracić świadomość, utonąć w innej rzeczywistości. Głupie, wiem. Przed oczami wciąż miałam wyraz twarzy Gemmy i chyba tylko to sprawiło, że jeszcze ich nie zażyłam.  
     Wtedy, przed ich przyjściem nie brałam. Byłam czysta. Ale dużo płakałam, przez to moje oczy posiadały kolor czerwony i były napuchnięte. Nie miałam jednak siły jej tego tłumaczyć. Zwłaszcza, że mówiła prawdę. Ćpałam i nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Na to nie ma usprawiedliwienia. Nie ma 'ktoś mnie zmusił' czy 'bo nie wiedziałam'. Bierzesz albo nie. I już.
     Wzięłam głęboki oddech, zagryzając wargę.
     I to nie tak, że byłam po stronie Martina. Nienawidziłam go za to co zrobił. Zależało mi na nim, lecz jednocześnie miałam go za dupka. Przez 2 lata, dopieor teraz poznałam jego prawdziwe oblicze. I należały mu się te ciosy zadane przez Zayna. Powstrzymałam mulata tylko dlatego, że nie chciałam dostarczyć mediom większej ilości plotek i skandali - bo to pewnie, że Martin poskarżyłby się reporterom. On nie znał już prywatności. Otwarcie opowiadał wszystkim o swoim życiu. Pobicie przez Zayna byłoby mimo wszystko nie lada uciechą dla niego - może nawet udałoby mu się napuścić na chłopaka policje. Musiałam go powstrzymać, co nie oznaczało, że byłam po stronie Martina. Brzydziłam się go.
    - Hej, Harry - powiedziałam, nie odrywając wzrok od tabletek. Chłopak wsunął się tu niemal bezszelestnie. Niemal. - Co jest? Mała kontrola?
     Nie odpowiedział. Usłyszałam lekkie skrzypienie szafy i domyśliłam się, że oparł się o nią. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwałam.
     - Więc...? Wyjawisz mi powody swoich odwiedzin? - Przewróciłam się z brzucha na plecy, spoglądając na ukrytą w cieniu posturę Harry`ego. Tabletki wciąż miałam w dłoni i wciąż się nimi bawiłam. - Weź. Widzę cię.
   Szatyn zaśmiał się.
     - Myślisz, że próbuje teraz grać ninje, wierząc, że nie wiesz o mojej obecności? - odparł z kpiną.
   Wzruszyłam ramionami.
    - Uwierz, posądzałam cię o wiele gorsze rzeczy niż zakradanie się do czyjegoś pokoju po nocy.
    Nie widziałam jego twarzy, lecz wiedziałam, że się uśmiechał.
    Spuściłam wzrok na tabletki, po czym sięgnęłam po jedną. Lekko uśmiechnęłam się pokazując ją chłopakowi, po czym wrzuciłam ją sobie do ust. Harry natychmiast do mnie doskoczył, chwytając mnie za nadgarstek i wyjmując mi z dłoni pozostałe dwie tabletki.
    - Pojebało cię?! - wrzasnął, zaraz jednak, przypominając sobie o 'ciszy nocnej', ściszył głos do szeptu.
    - Czemu? - zapytałam obojętnie, opadając na poduszki. Usłyszałam jak Harry prychnął. - Kostka mnie boli.
    Tu chłopak cicho się zaśmiał.
    - Kostka cię boli. Oj. Biedactwo. Zupełnie zapomniałem, że jesteś umierająca. Ten ból musi być nie do wytrzymania.
    - A żebyś wiedział - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
   Harry pokręcił głową, patrząc na mnie z niedowierzaniem, po czym również opadł na poduszki. Tabletki wsunął do kieszeni jeansów. Znów zapadła cisza. Oboje wgapialiśmy się w sufit, pogrążeni we własnych myślach. Po kilku minutach szatyn odezwał się.
   - Wiesz, naprawdę myślałem, że po tym co ci powiedziała Gemma... Po tym jak powiedziała, że jedzie do kliniki... Myślałem, że się zmienisz. Że przestaniesz to robić. A ty uparcie bierzesz. - Spojrzał na mnie. - Czemu? Czemu siebie niszczysz? Okey, jeśli chcesz się zabić to weź się dźgnij. - Zaśmiałam się mimo woli. - To nie jest śmieszne, Kaylee! - powiedział ostro. - Jeśli robisz to, żeby umrzeć to naprawdę, są lepsze metody. Tak, byśmy nie musieli na to patrzeć. Myślisz chociaż trochę o wujku? To go boli. Boli go patrzenie jak się zabijasz. Wszystkich nas boli. Czemu to robisz?
   - Bo jestem sadystką i lubię patrzeć na ból i cierpienie - odparłam, nie panując nad tym co mówię. Najpierw powiedziałam, potem usłyszałam, a na końcu zrozumiałam.
    - Cholera, Kay, to nie są żarty! To cię zabija, a ty tak po prostu sobie z tego kpisz? - zapytał ze złością Harry.
    Wzruszyłam ramionami.
    - Podchodzę do życia na luzie.
   Harry uderzył pięścią w pościel, a ja się cicho zaśmiałam.
    - Przepraszam - powiedziałam. - To ta tabletka.
    Szatyn pokręcił głową, spoglądając na mnie ze złością i niedowierzaniem.
   - Serio? Serio?! To ta tabletka?!
    Znów wzruszyłam ramionami.
    - Zdarza się - odpowiedziałam obojętnie.
    Harry przekręcił się na bok, patrząc mi prosto w oczy.
   - Naprawdę masz w dupie to, że umierasz? To nie może być dla ciebie takie obojętne. Śmierć dla nikogo nie może być obojętna.
    - W takim razie jestem wyjątkiem - odpowiedziałam, nie odwracając wzroku.
    Chłopak po raz kolejny prychnął, kręcąc głową.
    - Nie prawda. Nikt nie chce umrzeć, chyba, że jest chory psychicznie - Już otworzyłam usta, by powiedzieć, że może i jestem, lecz nie dał mi przerwać. - Jesteś żałosna. Myślisz, że masz trudne życie, olbrzymie problemy i jesteś taka biedna, bo to, bo tamto? Ludzie mają w życiu o wiele gorzej. Ciebie uwielbiają miliony, przynoszą ci śniadanie do łóżka na złotych tacach, masz wszystko i więcej. I bierzesz bo..? Bo to jest fajne? Fajne jest bycie ćpunem? Bo chcesz, żeby każdemu było cię żal, żeby roztkliwiali się nad twoim losem? Po co ci to? I tak jesteś znana. Wielu ludzi marzyłoby o takim życiu. Możesz mieć wszystko co zapragniesz, żyjesz jak w bajce... Po co to niszczysz? Po co stwarzasz sobie problemy? Gemma już kilka razy była na krawędzi, teraz próbuje walczyć. Myślisz o niej? Myślisz o wujku? Boli go to, boli go, że próbujesz odebrać sobie życie. Robisz to dla frajdy, bo kręci cię życie ćpunów, prostytutek?
    Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok, a Harry westchnął ciężko.
    - Tak myślałem.
   Zapadła cisza. Czułam na sobie spojrzenie szatyna. Miał rację - w połowie. Nie kręciło mnie branie, nie chciałam grać biednej, pokrzywdzonej dziewczynki. Ale zabijałam się. Wiedziałam, ze to mnie niszczy, a jednak nie chciałam przestać. Dążyłam do zagłady. Głupota, wiem. Ale może tego właśnie chciałam?  Harry`emu tylko wydawało się, że mam wszystko, każdemu się tak wydawało. A tak naprawdę nie posiadałam nic.
   Chłopak zaczął się podnosić, lecz powstrzymałam go przed odejściem. Nie podnosząc wzroku, zaczęłam mówić.
   - Pieniądze to nie wszystko. Mam gdzieś kasę. Chętnie ci wszystko oddam. To, że mam najdroższe przedmioty nie oznacza, że jestem szczęśliwa. To tylko rzeczy. Nie dają ciepła czy miłości - Tu spojrzałam na niego. - Wiesz, nigdy tego nie doświadczyłam, nie naprawdę. Nie doświadczyłam przyjaźni czy miłości. Choćby tej rodzinnej. Matki nie mam, ojciec ma mnie w dupie. Jestem mu potrzebna tylko do zarabiania. Można mnie nazwać jego maszyną do zarabiania. Mam tylko przynosić kasę. Poprzez skandale, plotki... Ludzie myślą, że mnie znają, bo co? Bo napisze post na Tweeterze, co lubię jeść, jaki jest mój ulubiony kolor, co sądzę o tym czy o tym? Że powiem coś w wywiadzie? Sam wiesz dobrze, że mówię to co mi każą, zachowuje się tak jak mi każą... Ja nie mam życia, ale inni mają moje życie. Rozumiesz? Nie jestem człowiekiem, nie dla nich. - Zaśmiałam się gorzko. - Nie zdziwiłabym się, gdyby ojciec mi powiedział, że powstałam z pomyłki, bo zapomnieli włożyć kondom. Martin okazał się skurwielem. Liczyła się dla niego kasa. Nie wiem co to miłość. Nie wiem nawet czy ona istnieje, bo póki co doświadczyłam tylko kłamstw. Jeśli myślisz, że mam idealne życie to się bardzo mylisz. Naprawdę, wolałabym chyba głodować, żebrać o jedzenie, ale mieć rodzinę. Taką prawdziwą, w której jest ciepło, miłość. Chciałabym umieć komuś zaufać, wiedząc, że to co powiem nie zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Nawet nie mogę być sobą, tylko osobą którą wykreowały media.
    Harry słuchał mnie w milczeniu. Powoli złość na jego twarzy zastąpił smutek i współczucie. Pokręciłam głową, widząc jego spojrzenie.
    - Nie. Tylko się nie lituj. To jeszcze gorsze - powiedziałam ledwo słyszalnie.
    Chłopak uśmiechnął się delikatnie, z trudem, lecz uśmiech ten natychmiast znikł. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, patrząc sobie w oczy. Księżyc oświetlał rysy szatyna, a poświata wokół jego głowy wyglądała trochę jak aureola.Z jego twarzy znikł wyraz współczucia, a pojawiło się... Sama nie wiem. Coś jakby zdziwienie, może zamyślenie. Przyglądał mi się uważnie, niby oglądający każdy szczegół mojej twarzy. Nagle uświadomiłam sobie, że wciąż trzymam go za koszulkę - odkąd powstrzymałam Harry`ego przed odejściem. Puściłam ją, wolno odsuwając dłoń i zagryzając wargę. Nie wiem czemu poczułam się skrępowana. Może przez jego wzrok? Nikt tak na mnie nie patrzył. I nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. To chyba mnie tak krępowało.
    Nagle Harry delikatnie pochylił się w moją stronę, jego spojrzenie zatrzymało się na moich ustach. Mój oddech natychmiast przyśpieszył, lecz ani drgnęłam. A on się znowu przybliżył. Dzieliło nas już tylko parę centymetrów, czułam jego wodę do golenia. Taką samą ma Martin, pomyślałam, zaraz jednak wściekła na siebie za przypomnienie sobie o chłopaku, odgoniłam go z umysłu.
    Nieświadomie podparłam się na łokciach, 'wyciągając' głowę w stronę Harry`ego. Przymknęłam oczy, kiedy lekko musnął ustami moje, a następnie mocniej przycisnął wargi do moich warg. Jedną rękę położyłam mu na karku, na drugą chwyciłam koszulkę, przyciągając go do siebie. On za to przycisnął mnie  całym ciałem, jedną z dłoni wsuwając w moje włosy. Opadł na łózko, a na niego, całując szatyna coraz namiętniej. Jedną ręką wciąż trzymałam jego podkoszulek, a drugą zaczęłam zjeżdżać na dół. Musnęłam jego kości biodrowe, by wsunąć dłoń do kieszeni spodni. Wygrzebałam stamtąd dwie tabletki, a następnie wyciągnęłam palce, po czym oderwałam się od szatyna. Mimo wszystko i tak dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
    - Po co tu przyszedłeś? - szepnęłam oskarżycielsko, po chwili dodając z kpiną. - Ręka już nie daje rady?
    Harry uśmiechnął się lekko, odpowiadając.
    - Pomyślałem, że się stęskniłaś.
   Powstrzymałam go przed kolejnym pocałunkiem, teraz mówiąc ze złością.
    - A może pomyślałeś, że ostatniej nocy było fajnie, więc można to powtórzyć? - Z ust chłopaka znikł uśmiech. - Nie jestem dziwką, nie możesz ze mnie 'korzystać', kiedy ci się podoba. Uważasz, że nadaje się tylko do seksu?
    Harry również spojrzał na mnie ze złością.
   - W takim razie po co wczoraj się ze mną przespałaś?
   - Na pewno nie po to, by dziś to powtórzyć - syknęłam, a po chwili dodałam, wzruszając ramionami. - A zresztą byłam na haju.
    Chłopak gorzko się zaśmiał.
    - Rozumiem, że ty byle z kim do łóżka nie chodzisz? -  W jego głosie wyczułam sarkazm.
   'Uderzyłam' nim o materac, schodząc z szatyna i wrzucając do ust dwie tabletki. Harry mechanicznie sięgnął do kieszeni, a gdy nic w niej nie wyczuł, sapnął ze złości, prostując się.
    - Naprawdę pocałowałaś mnie tylko po to by zdobyć dragi?! - Niemal wrzasnął.
   Wzruszyłam ramionami, a moją twarz wykrzywił złośliwy uśmieszek.
    - Cóż, dla narkotyków mogę się poświęcić.
   Harry prychnął.
     - Jak można być aż tak pustym?! - Mówił cicho, ale szybko i z wyrzutem. Patrzył na mnie z gniewem i urazą. Jakbym go zraniła. - Naprawdę najbardziej zależy ci na narkotykach?! A co z osobami, które cię kochają?! - Po czym dodał spokojniej. - Które ty kochasz...?
    Wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok.
      - Ja nikogo nie kocham - szepnęłam. - I nikt nie kocha mnie.
     - A  twoi fani?
    Tym razem ja prychnęłam, spoglądając na Harry`ego. Siedział, ciężko oddychając i wpatrując się we mnie jednocześnie ze złością, jak i bólem. Włosy miał w nieładzie, kosmyki loków niesfornie spadały mu do oczu, co chwila je odgarniał. Na jego twarz wstąpił rumieniec, niby pod wpływem chwilowych pieszczot, niby ze złości, wstydu, że go podeszłam. Ubranie posiadał pomięte, ale cóż się dziwić - trochę po nim 'poskakałam'.
     - To jest raczej ślepe uwielbienie - odparłam. - Miłość to coś poważnego, to coś wielkiego. Do tego trzeba kogoś poznać. Inaczej jest to tylko fascynacja.
    Harry uśmiechnął się lekko, trochę kpiąco.
     - Zadziwiająca mądrość. Może jednak te tabletki tak nie otumaniają.
   Spojrzałam na niego ostro, zaraz jednak złagodniałam.
      - Mówiłam, że są na kostkę - powiedziałam figlarnie.
    Chłopak zaśmiał się. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, uśmiechając się. Zagryzłam wargę, zawstydzona - prawdę mówiąc nawet nie wiem czym. Może jego wzrokiem. Takim... Pożądliwym.
    Nagle Harry wyciągnął w moim kierunku dłoń, odgarniając mi z twarzy blond kosmyki. Zesztywniałam, pod tym gestem, zaraz jednak siląc się na wesoły ton, zaczepiłam:
     - A to co było?
   Nie zareagował. Pogładził końcówki moich włosów, po czym, jakby zdając sobie sprawę z tego co zrobił, prędko zabrał rękę. Po chwili zagryzł wargę, przechylając głowę. Ślicznie wygląda, jak go tak księżyc oświetla, pomyślałam nagle, po czym zaśmiałam się w duchu z własnej głupoty. Litości, jaki idiotyzm... Zaczynam się zachowywać dziwnie. Chłopak jak chłopak, po prostu. Ma oczy, usta, nos... Nic konkretnego. Zwykły chłopak. Tylko dlaczego w jego obecności czuje się tak niezwykle?
    - A więc pocałunki nic dla ciebie nie znaczą? - zapytał cicho, zduszonym głosem.
    Pokręciłam głową.
     - Już nie.Kiedyś uznawałam to za takie pieczętowanie miłości, a teraz... Okazało się, że i to było kolejnym kłamstwem, zrodzonym dla pieniędzy. Teraz już nie wierzę w nic. Ani w miłość, ani w przyjaźń.
      - Może Martin jednak naprawdę cię kocha? - odezwał się po chwili ciszy Harry.
      Prychnęłam, zaczynając bawić się pościelą.
      - Gdyby mnie kochał, starałby się i okazywałby mi to. A on mnie teraz ignoruje. Dostał czego chciał, więc nie jestem mu potrzebna. Potrafi już sam o siebie zadbać i nie potrzebne są mu skandale na nasz temat, czy moja kasa. - Wzruszyłam ramionami. - Zdarza się.
     Harry zaśmiał się cicho.
      - Zdarza się? - powtórzył. - Tak po prostu?
      Uśmiechnęłam się delikatnie.
      - Tak po prostu.
      Chłopak pokręcił głową, jakby w niedowierzaniu. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, siedząc w milczeniu. Chciałam, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku. Zatęskniłam za nim, za jego ciałem, jego miękkimi wargami i...
       Kurde, Kay, opanuj się. 'Miękkimi wargami'. Boże. No po prostu nie. Zaczynam wariować. To tylko chłopak, spokojnie. Zwyczajny chłopak, jak każdy. Przystojny, owszem, ale nic nie znaczący. Bo przecież nie może, ja kocham Martina. Mimo wszystko. A przynajmniej media go kochają, a więc ja też muszę. Bo w końcu jesteśmy tacy 'idealni'.
       - Po co przyszedłeś? - odezwałam się, jednocześnie odganiając myśli.
       - Przecież wiesz - padła odpowiedź.
     Wzruszyłam ramionami, przekrzywiając głowę.
       - Ale chcę usłyszeć - odparłam, nieco ciszej niż zamierzałam.
      Harry odwrócił wzrok, zacisnął zęby, był napięty. Nie wyglądał na zawstydzonego, raczej rozzłoszczonego. Dłoń zacisnął na pościeli i raczej nie zamierzał odpowiadać. Podniosłam brew, a następnie, zaczynając bawić się poduszką, zaczęłam.
        - Bądźmy szczerzy. Chciałeś mnie po prostu przelecieć, po  to tu przyszedłeś. Bo mnie pragniesz. Nie zaprzeczaj, przecież widzę - Nie dałam sobie przerwać. - A ja... Dobra, prawdę mówiąc, ja ciebie też. Ale oprócz tego nic do siebie nie czujemy... Prawda? - Harry dopiero po chwili kiwnął niepewnie głową, z trudem przełykając ślinę. - Prawda. Ani ty do mnie, ani.. Ani ja do ciebie. - Zagryzłam wargę, odwracając wzrok i kontynuując trochę z trudem. - Więc może... No... - Wzięłam głęboki oddech, po czym, wbijając wzrok w oczy Harry, powiedziałam: - Seks bez zobowiązań?
       Chłopak spojrzał na mnie zszokowany, otwierając i zamykając ust z których nic się nie wydobywało. Wpatrywałam się w niego, czekając, aż wreszcie wyduka coś sensownego. Nie mógł odmówić. Przecież po to tu przychodził. Może i sam zbierał się na odwagę to zaproponować? Nie chciał się ze mną wiązać.  Za nim zresztą też nie...
        Chyba.
         Nie, na pewno. Na pewno nie. Nic do niego nie czuje. A on do mnie. I jest dobrze. Dobrze.
       Podniosłam brew, wyczekująco. Wreszcie Harry spuścił wzrok, kręcąc głową w niedowierzaniu. Gdy go podniósł, wyglądał trochę na zmieszanego, trochę na... podekscytowanego? Domyślając się, że szybko raczej nic nie powie, a z jego twarzy wyczytując zgodę, przybliżyłam się, całując szatyna, który natychmiast oddał, pogłębiając.
***
       Zeszłam w szlafroku do kuchni, uśmiechając się do siedzących w niej Nialla i Liama. Blondyn jak zawsze coś podgryzał, popijając kakao, a Liam czytał coś w zdenerwowaniu. Jakieś czasopismo. Podeszłam do lodówki, wyjmując z niej sok i pijąc z kartonu. Zamknęłam biodrem drzwiczki i w tym momencie do pomieszczenia wszedł Harry w bokserkach. Umówiliśmy się, że najpierw zejdę ja, a po chwili on. Żeby nie było podejrzeń. I że będziemy dla siebie wciąż cięci, więc nie zdziwiłam się, gdy wyrwał mi karton, rzucając jakąś zgryźliwą uwagę. Za to Niall spojrzał na niego nieco zdziwiony widząc, jak chłopak pije po mnie z pudełka sok, nie przejmując się, że przed chwilą dotykało to moich ust. 
     Podniosłam ciepłą jeszcze bułeczkę z talerza, przysiadając przed Liamem i nadgryzając ją. 
    - Co tam czytasz ? - zapytałam pogodnie. 
    - Komu tym razem Wihton dała dupy? - rzucił jednocześnie Harry. 
   Spojrzałam na niego, odwracając się do chłopaków i próbując ukryć uśmiech. Loczek stał do mnie tyłem, jednak wyczułam, że również się szczerzy. 
     - Przynajmniej miałam partnera, Styles. Powinieneś kiedyś spróbować, ręka nie daje takich doznań - odparłam, powstrzymując śmiech. Za to szatynowi się nie udało i za nim jeszcze skończyłam mówić 'przynajmniej' zatrzęsły mu się ramiona. 
     Niall spojrzał na nas zdziwiony, podnosząc brew, lecz nie odezwał się. Liam nie zauważył. Rzucił gazetę na stół, wzburzony. 
     - Poczytajcie sobie - powiedział tylko, wstając i odchodząc. 
     Zdziwiona podniosłam magazyn, a Harry stanął obok mnie, gryząc bułkę i patrząc mi przez ramię. 
    " Powrót zakochanych! Zayn Malik i Perrie Edwards znów razem?!" - brzmiał nagłówek. Na pierwszej stronie czasopisma znajdował się mulat, tuląc do siebie blondynkę, która szczerzyła się do aparatów.
___________________
Boddie:  Chyba mój najdłuższy o.O Maskara, jak się potrafię rozpisać o.O Chciałam jeszcze pododawać opisy, bardziej szczegółowe tej nocnej rozmowy Hazzy i Kay, ale pomyślałam, że tego już nie przetrwacie ;D Zwłaszcza, że jak dla mnie jest troszkę nudny... Bo w sumie nic w nim szczególnego się nie dzieje i wgl.. Ale mam nadzieję, że się Wam podoba :) I nie macie mi za złe zbytniego rozpisania się xd