sobota, 2 lutego 2013

[26] - Naprawdę masz w dupie to, że umierasz?

Kaylee...
    Leżałam na swoim łóżku, ściskając poduszkę i bawiąc się trzema tabletkami w mojej dłoni.
    " Chciałam wam tylko oznajmić, że jadę do kliniki odwykowej.". Wciąż miałam w pamięci te słowa, ten wyraz twarzy i jej wzrok, gdy na mnie patrzyła. Z taką złością, smutkiem i jakby pogardą... Ona walczyła o życie, kiedy ja niemal celowo je sobie odbierałam. Nie czułam teraz potrzeby, nie paliło mnie w gardle ani nie bolała głowa. Te tabletki były przeciwbólowe, na kostkę. 
     Tak się tłumaczyłam, bo naprawdę kostka nie bolała tak bardzo, bym musiała zażywać leki. Niemal w ogóle nie zauważałam, że jest skręcona czy tam zwichnięta. Po prostu... Sama nie wiem. Chciałam znowu stracić świadomość, utonąć w innej rzeczywistości. Głupie, wiem. Przed oczami wciąż miałam wyraz twarzy Gemmy i chyba tylko to sprawiło, że jeszcze ich nie zażyłam.  
     Wtedy, przed ich przyjściem nie brałam. Byłam czysta. Ale dużo płakałam, przez to moje oczy posiadały kolor czerwony i były napuchnięte. Nie miałam jednak siły jej tego tłumaczyć. Zwłaszcza, że mówiła prawdę. Ćpałam i nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Na to nie ma usprawiedliwienia. Nie ma 'ktoś mnie zmusił' czy 'bo nie wiedziałam'. Bierzesz albo nie. I już.
     Wzięłam głęboki oddech, zagryzając wargę.
     I to nie tak, że byłam po stronie Martina. Nienawidziłam go za to co zrobił. Zależało mi na nim, lecz jednocześnie miałam go za dupka. Przez 2 lata, dopieor teraz poznałam jego prawdziwe oblicze. I należały mu się te ciosy zadane przez Zayna. Powstrzymałam mulata tylko dlatego, że nie chciałam dostarczyć mediom większej ilości plotek i skandali - bo to pewnie, że Martin poskarżyłby się reporterom. On nie znał już prywatności. Otwarcie opowiadał wszystkim o swoim życiu. Pobicie przez Zayna byłoby mimo wszystko nie lada uciechą dla niego - może nawet udałoby mu się napuścić na chłopaka policje. Musiałam go powstrzymać, co nie oznaczało, że byłam po stronie Martina. Brzydziłam się go.
    - Hej, Harry - powiedziałam, nie odrywając wzrok od tabletek. Chłopak wsunął się tu niemal bezszelestnie. Niemal. - Co jest? Mała kontrola?
     Nie odpowiedział. Usłyszałam lekkie skrzypienie szafy i domyśliłam się, że oparł się o nią. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwałam.
     - Więc...? Wyjawisz mi powody swoich odwiedzin? - Przewróciłam się z brzucha na plecy, spoglądając na ukrytą w cieniu posturę Harry`ego. Tabletki wciąż miałam w dłoni i wciąż się nimi bawiłam. - Weź. Widzę cię.
   Szatyn zaśmiał się.
     - Myślisz, że próbuje teraz grać ninje, wierząc, że nie wiesz o mojej obecności? - odparł z kpiną.
   Wzruszyłam ramionami.
    - Uwierz, posądzałam cię o wiele gorsze rzeczy niż zakradanie się do czyjegoś pokoju po nocy.
    Nie widziałam jego twarzy, lecz wiedziałam, że się uśmiechał.
    Spuściłam wzrok na tabletki, po czym sięgnęłam po jedną. Lekko uśmiechnęłam się pokazując ją chłopakowi, po czym wrzuciłam ją sobie do ust. Harry natychmiast do mnie doskoczył, chwytając mnie za nadgarstek i wyjmując mi z dłoni pozostałe dwie tabletki.
    - Pojebało cię?! - wrzasnął, zaraz jednak, przypominając sobie o 'ciszy nocnej', ściszył głos do szeptu.
    - Czemu? - zapytałam obojętnie, opadając na poduszki. Usłyszałam jak Harry prychnął. - Kostka mnie boli.
    Tu chłopak cicho się zaśmiał.
    - Kostka cię boli. Oj. Biedactwo. Zupełnie zapomniałem, że jesteś umierająca. Ten ból musi być nie do wytrzymania.
    - A żebyś wiedział - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
   Harry pokręcił głową, patrząc na mnie z niedowierzaniem, po czym również opadł na poduszki. Tabletki wsunął do kieszeni jeansów. Znów zapadła cisza. Oboje wgapialiśmy się w sufit, pogrążeni we własnych myślach. Po kilku minutach szatyn odezwał się.
   - Wiesz, naprawdę myślałem, że po tym co ci powiedziała Gemma... Po tym jak powiedziała, że jedzie do kliniki... Myślałem, że się zmienisz. Że przestaniesz to robić. A ty uparcie bierzesz. - Spojrzał na mnie. - Czemu? Czemu siebie niszczysz? Okey, jeśli chcesz się zabić to weź się dźgnij. - Zaśmiałam się mimo woli. - To nie jest śmieszne, Kaylee! - powiedział ostro. - Jeśli robisz to, żeby umrzeć to naprawdę, są lepsze metody. Tak, byśmy nie musieli na to patrzeć. Myślisz chociaż trochę o wujku? To go boli. Boli go patrzenie jak się zabijasz. Wszystkich nas boli. Czemu to robisz?
   - Bo jestem sadystką i lubię patrzeć na ból i cierpienie - odparłam, nie panując nad tym co mówię. Najpierw powiedziałam, potem usłyszałam, a na końcu zrozumiałam.
    - Cholera, Kay, to nie są żarty! To cię zabija, a ty tak po prostu sobie z tego kpisz? - zapytał ze złością Harry.
    Wzruszyłam ramionami.
    - Podchodzę do życia na luzie.
   Harry uderzył pięścią w pościel, a ja się cicho zaśmiałam.
    - Przepraszam - powiedziałam. - To ta tabletka.
    Szatyn pokręcił głową, spoglądając na mnie ze złością i niedowierzaniem.
   - Serio? Serio?! To ta tabletka?!
    Znów wzruszyłam ramionami.
    - Zdarza się - odpowiedziałam obojętnie.
    Harry przekręcił się na bok, patrząc mi prosto w oczy.
   - Naprawdę masz w dupie to, że umierasz? To nie może być dla ciebie takie obojętne. Śmierć dla nikogo nie może być obojętna.
    - W takim razie jestem wyjątkiem - odpowiedziałam, nie odwracając wzroku.
    Chłopak po raz kolejny prychnął, kręcąc głową.
    - Nie prawda. Nikt nie chce umrzeć, chyba, że jest chory psychicznie - Już otworzyłam usta, by powiedzieć, że może i jestem, lecz nie dał mi przerwać. - Jesteś żałosna. Myślisz, że masz trudne życie, olbrzymie problemy i jesteś taka biedna, bo to, bo tamto? Ludzie mają w życiu o wiele gorzej. Ciebie uwielbiają miliony, przynoszą ci śniadanie do łóżka na złotych tacach, masz wszystko i więcej. I bierzesz bo..? Bo to jest fajne? Fajne jest bycie ćpunem? Bo chcesz, żeby każdemu było cię żal, żeby roztkliwiali się nad twoim losem? Po co ci to? I tak jesteś znana. Wielu ludzi marzyłoby o takim życiu. Możesz mieć wszystko co zapragniesz, żyjesz jak w bajce... Po co to niszczysz? Po co stwarzasz sobie problemy? Gemma już kilka razy była na krawędzi, teraz próbuje walczyć. Myślisz o niej? Myślisz o wujku? Boli go to, boli go, że próbujesz odebrać sobie życie. Robisz to dla frajdy, bo kręci cię życie ćpunów, prostytutek?
    Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok, a Harry westchnął ciężko.
    - Tak myślałem.
   Zapadła cisza. Czułam na sobie spojrzenie szatyna. Miał rację - w połowie. Nie kręciło mnie branie, nie chciałam grać biednej, pokrzywdzonej dziewczynki. Ale zabijałam się. Wiedziałam, ze to mnie niszczy, a jednak nie chciałam przestać. Dążyłam do zagłady. Głupota, wiem. Ale może tego właśnie chciałam?  Harry`emu tylko wydawało się, że mam wszystko, każdemu się tak wydawało. A tak naprawdę nie posiadałam nic.
   Chłopak zaczął się podnosić, lecz powstrzymałam go przed odejściem. Nie podnosząc wzroku, zaczęłam mówić.
   - Pieniądze to nie wszystko. Mam gdzieś kasę. Chętnie ci wszystko oddam. To, że mam najdroższe przedmioty nie oznacza, że jestem szczęśliwa. To tylko rzeczy. Nie dają ciepła czy miłości - Tu spojrzałam na niego. - Wiesz, nigdy tego nie doświadczyłam, nie naprawdę. Nie doświadczyłam przyjaźni czy miłości. Choćby tej rodzinnej. Matki nie mam, ojciec ma mnie w dupie. Jestem mu potrzebna tylko do zarabiania. Można mnie nazwać jego maszyną do zarabiania. Mam tylko przynosić kasę. Poprzez skandale, plotki... Ludzie myślą, że mnie znają, bo co? Bo napisze post na Tweeterze, co lubię jeść, jaki jest mój ulubiony kolor, co sądzę o tym czy o tym? Że powiem coś w wywiadzie? Sam wiesz dobrze, że mówię to co mi każą, zachowuje się tak jak mi każą... Ja nie mam życia, ale inni mają moje życie. Rozumiesz? Nie jestem człowiekiem, nie dla nich. - Zaśmiałam się gorzko. - Nie zdziwiłabym się, gdyby ojciec mi powiedział, że powstałam z pomyłki, bo zapomnieli włożyć kondom. Martin okazał się skurwielem. Liczyła się dla niego kasa. Nie wiem co to miłość. Nie wiem nawet czy ona istnieje, bo póki co doświadczyłam tylko kłamstw. Jeśli myślisz, że mam idealne życie to się bardzo mylisz. Naprawdę, wolałabym chyba głodować, żebrać o jedzenie, ale mieć rodzinę. Taką prawdziwą, w której jest ciepło, miłość. Chciałabym umieć komuś zaufać, wiedząc, że to co powiem nie zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Nawet nie mogę być sobą, tylko osobą którą wykreowały media.
    Harry słuchał mnie w milczeniu. Powoli złość na jego twarzy zastąpił smutek i współczucie. Pokręciłam głową, widząc jego spojrzenie.
    - Nie. Tylko się nie lituj. To jeszcze gorsze - powiedziałam ledwo słyszalnie.
    Chłopak uśmiechnął się delikatnie, z trudem, lecz uśmiech ten natychmiast znikł. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, patrząc sobie w oczy. Księżyc oświetlał rysy szatyna, a poświata wokół jego głowy wyglądała trochę jak aureola.Z jego twarzy znikł wyraz współczucia, a pojawiło się... Sama nie wiem. Coś jakby zdziwienie, może zamyślenie. Przyglądał mi się uważnie, niby oglądający każdy szczegół mojej twarzy. Nagle uświadomiłam sobie, że wciąż trzymam go za koszulkę - odkąd powstrzymałam Harry`ego przed odejściem. Puściłam ją, wolno odsuwając dłoń i zagryzając wargę. Nie wiem czemu poczułam się skrępowana. Może przez jego wzrok? Nikt tak na mnie nie patrzył. I nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. To chyba mnie tak krępowało.
    Nagle Harry delikatnie pochylił się w moją stronę, jego spojrzenie zatrzymało się na moich ustach. Mój oddech natychmiast przyśpieszył, lecz ani drgnęłam. A on się znowu przybliżył. Dzieliło nas już tylko parę centymetrów, czułam jego wodę do golenia. Taką samą ma Martin, pomyślałam, zaraz jednak wściekła na siebie za przypomnienie sobie o chłopaku, odgoniłam go z umysłu.
    Nieświadomie podparłam się na łokciach, 'wyciągając' głowę w stronę Harry`ego. Przymknęłam oczy, kiedy lekko musnął ustami moje, a następnie mocniej przycisnął wargi do moich warg. Jedną rękę położyłam mu na karku, na drugą chwyciłam koszulkę, przyciągając go do siebie. On za to przycisnął mnie  całym ciałem, jedną z dłoni wsuwając w moje włosy. Opadł na łózko, a na niego, całując szatyna coraz namiętniej. Jedną ręką wciąż trzymałam jego podkoszulek, a drugą zaczęłam zjeżdżać na dół. Musnęłam jego kości biodrowe, by wsunąć dłoń do kieszeni spodni. Wygrzebałam stamtąd dwie tabletki, a następnie wyciągnęłam palce, po czym oderwałam się od szatyna. Mimo wszystko i tak dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
    - Po co tu przyszedłeś? - szepnęłam oskarżycielsko, po chwili dodając z kpiną. - Ręka już nie daje rady?
    Harry uśmiechnął się lekko, odpowiadając.
    - Pomyślałem, że się stęskniłaś.
   Powstrzymałam go przed kolejnym pocałunkiem, teraz mówiąc ze złością.
    - A może pomyślałeś, że ostatniej nocy było fajnie, więc można to powtórzyć? - Z ust chłopaka znikł uśmiech. - Nie jestem dziwką, nie możesz ze mnie 'korzystać', kiedy ci się podoba. Uważasz, że nadaje się tylko do seksu?
    Harry również spojrzał na mnie ze złością.
   - W takim razie po co wczoraj się ze mną przespałaś?
   - Na pewno nie po to, by dziś to powtórzyć - syknęłam, a po chwili dodałam, wzruszając ramionami. - A zresztą byłam na haju.
    Chłopak gorzko się zaśmiał.
    - Rozumiem, że ty byle z kim do łóżka nie chodzisz? -  W jego głosie wyczułam sarkazm.
   'Uderzyłam' nim o materac, schodząc z szatyna i wrzucając do ust dwie tabletki. Harry mechanicznie sięgnął do kieszeni, a gdy nic w niej nie wyczuł, sapnął ze złości, prostując się.
    - Naprawdę pocałowałaś mnie tylko po to by zdobyć dragi?! - Niemal wrzasnął.
   Wzruszyłam ramionami, a moją twarz wykrzywił złośliwy uśmieszek.
    - Cóż, dla narkotyków mogę się poświęcić.
   Harry prychnął.
     - Jak można być aż tak pustym?! - Mówił cicho, ale szybko i z wyrzutem. Patrzył na mnie z gniewem i urazą. Jakbym go zraniła. - Naprawdę najbardziej zależy ci na narkotykach?! A co z osobami, które cię kochają?! - Po czym dodał spokojniej. - Które ty kochasz...?
    Wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok.
      - Ja nikogo nie kocham - szepnęłam. - I nikt nie kocha mnie.
     - A  twoi fani?
    Tym razem ja prychnęłam, spoglądając na Harry`ego. Siedział, ciężko oddychając i wpatrując się we mnie jednocześnie ze złością, jak i bólem. Włosy miał w nieładzie, kosmyki loków niesfornie spadały mu do oczu, co chwila je odgarniał. Na jego twarz wstąpił rumieniec, niby pod wpływem chwilowych pieszczot, niby ze złości, wstydu, że go podeszłam. Ubranie posiadał pomięte, ale cóż się dziwić - trochę po nim 'poskakałam'.
     - To jest raczej ślepe uwielbienie - odparłam. - Miłość to coś poważnego, to coś wielkiego. Do tego trzeba kogoś poznać. Inaczej jest to tylko fascynacja.
    Harry uśmiechnął się lekko, trochę kpiąco.
     - Zadziwiająca mądrość. Może jednak te tabletki tak nie otumaniają.
   Spojrzałam na niego ostro, zaraz jednak złagodniałam.
      - Mówiłam, że są na kostkę - powiedziałam figlarnie.
    Chłopak zaśmiał się. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, uśmiechając się. Zagryzłam wargę, zawstydzona - prawdę mówiąc nawet nie wiem czym. Może jego wzrokiem. Takim... Pożądliwym.
    Nagle Harry wyciągnął w moim kierunku dłoń, odgarniając mi z twarzy blond kosmyki. Zesztywniałam, pod tym gestem, zaraz jednak siląc się na wesoły ton, zaczepiłam:
     - A to co było?
   Nie zareagował. Pogładził końcówki moich włosów, po czym, jakby zdając sobie sprawę z tego co zrobił, prędko zabrał rękę. Po chwili zagryzł wargę, przechylając głowę. Ślicznie wygląda, jak go tak księżyc oświetla, pomyślałam nagle, po czym zaśmiałam się w duchu z własnej głupoty. Litości, jaki idiotyzm... Zaczynam się zachowywać dziwnie. Chłopak jak chłopak, po prostu. Ma oczy, usta, nos... Nic konkretnego. Zwykły chłopak. Tylko dlaczego w jego obecności czuje się tak niezwykle?
    - A więc pocałunki nic dla ciebie nie znaczą? - zapytał cicho, zduszonym głosem.
    Pokręciłam głową.
     - Już nie.Kiedyś uznawałam to za takie pieczętowanie miłości, a teraz... Okazało się, że i to było kolejnym kłamstwem, zrodzonym dla pieniędzy. Teraz już nie wierzę w nic. Ani w miłość, ani w przyjaźń.
      - Może Martin jednak naprawdę cię kocha? - odezwał się po chwili ciszy Harry.
      Prychnęłam, zaczynając bawić się pościelą.
      - Gdyby mnie kochał, starałby się i okazywałby mi to. A on mnie teraz ignoruje. Dostał czego chciał, więc nie jestem mu potrzebna. Potrafi już sam o siebie zadbać i nie potrzebne są mu skandale na nasz temat, czy moja kasa. - Wzruszyłam ramionami. - Zdarza się.
     Harry zaśmiał się cicho.
      - Zdarza się? - powtórzył. - Tak po prostu?
      Uśmiechnęłam się delikatnie.
      - Tak po prostu.
      Chłopak pokręcił głową, jakby w niedowierzaniu. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, siedząc w milczeniu. Chciałam, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku. Zatęskniłam za nim, za jego ciałem, jego miękkimi wargami i...
       Kurde, Kay, opanuj się. 'Miękkimi wargami'. Boże. No po prostu nie. Zaczynam wariować. To tylko chłopak, spokojnie. Zwyczajny chłopak, jak każdy. Przystojny, owszem, ale nic nie znaczący. Bo przecież nie może, ja kocham Martina. Mimo wszystko. A przynajmniej media go kochają, a więc ja też muszę. Bo w końcu jesteśmy tacy 'idealni'.
       - Po co przyszedłeś? - odezwałam się, jednocześnie odganiając myśli.
       - Przecież wiesz - padła odpowiedź.
     Wzruszyłam ramionami, przekrzywiając głowę.
       - Ale chcę usłyszeć - odparłam, nieco ciszej niż zamierzałam.
      Harry odwrócił wzrok, zacisnął zęby, był napięty. Nie wyglądał na zawstydzonego, raczej rozzłoszczonego. Dłoń zacisnął na pościeli i raczej nie zamierzał odpowiadać. Podniosłam brew, a następnie, zaczynając bawić się poduszką, zaczęłam.
        - Bądźmy szczerzy. Chciałeś mnie po prostu przelecieć, po  to tu przyszedłeś. Bo mnie pragniesz. Nie zaprzeczaj, przecież widzę - Nie dałam sobie przerwać. - A ja... Dobra, prawdę mówiąc, ja ciebie też. Ale oprócz tego nic do siebie nie czujemy... Prawda? - Harry dopiero po chwili kiwnął niepewnie głową, z trudem przełykając ślinę. - Prawda. Ani ty do mnie, ani.. Ani ja do ciebie. - Zagryzłam wargę, odwracając wzrok i kontynuując trochę z trudem. - Więc może... No... - Wzięłam głęboki oddech, po czym, wbijając wzrok w oczy Harry, powiedziałam: - Seks bez zobowiązań?
       Chłopak spojrzał na mnie zszokowany, otwierając i zamykając ust z których nic się nie wydobywało. Wpatrywałam się w niego, czekając, aż wreszcie wyduka coś sensownego. Nie mógł odmówić. Przecież po to tu przychodził. Może i sam zbierał się na odwagę to zaproponować? Nie chciał się ze mną wiązać.  Za nim zresztą też nie...
        Chyba.
         Nie, na pewno. Na pewno nie. Nic do niego nie czuje. A on do mnie. I jest dobrze. Dobrze.
       Podniosłam brew, wyczekująco. Wreszcie Harry spuścił wzrok, kręcąc głową w niedowierzaniu. Gdy go podniósł, wyglądał trochę na zmieszanego, trochę na... podekscytowanego? Domyślając się, że szybko raczej nic nie powie, a z jego twarzy wyczytując zgodę, przybliżyłam się, całując szatyna, który natychmiast oddał, pogłębiając.
***
       Zeszłam w szlafroku do kuchni, uśmiechając się do siedzących w niej Nialla i Liama. Blondyn jak zawsze coś podgryzał, popijając kakao, a Liam czytał coś w zdenerwowaniu. Jakieś czasopismo. Podeszłam do lodówki, wyjmując z niej sok i pijąc z kartonu. Zamknęłam biodrem drzwiczki i w tym momencie do pomieszczenia wszedł Harry w bokserkach. Umówiliśmy się, że najpierw zejdę ja, a po chwili on. Żeby nie było podejrzeń. I że będziemy dla siebie wciąż cięci, więc nie zdziwiłam się, gdy wyrwał mi karton, rzucając jakąś zgryźliwą uwagę. Za to Niall spojrzał na niego nieco zdziwiony widząc, jak chłopak pije po mnie z pudełka sok, nie przejmując się, że przed chwilą dotykało to moich ust. 
     Podniosłam ciepłą jeszcze bułeczkę z talerza, przysiadając przed Liamem i nadgryzając ją. 
    - Co tam czytasz ? - zapytałam pogodnie. 
    - Komu tym razem Wihton dała dupy? - rzucił jednocześnie Harry. 
   Spojrzałam na niego, odwracając się do chłopaków i próbując ukryć uśmiech. Loczek stał do mnie tyłem, jednak wyczułam, że również się szczerzy. 
     - Przynajmniej miałam partnera, Styles. Powinieneś kiedyś spróbować, ręka nie daje takich doznań - odparłam, powstrzymując śmiech. Za to szatynowi się nie udało i za nim jeszcze skończyłam mówić 'przynajmniej' zatrzęsły mu się ramiona. 
     Niall spojrzał na nas zdziwiony, podnosząc brew, lecz nie odezwał się. Liam nie zauważył. Rzucił gazetę na stół, wzburzony. 
     - Poczytajcie sobie - powiedział tylko, wstając i odchodząc. 
     Zdziwiona podniosłam magazyn, a Harry stanął obok mnie, gryząc bułkę i patrząc mi przez ramię. 
    " Powrót zakochanych! Zayn Malik i Perrie Edwards znów razem?!" - brzmiał nagłówek. Na pierwszej stronie czasopisma znajdował się mulat, tuląc do siebie blondynkę, która szczerzyła się do aparatów.
___________________
Boddie:  Chyba mój najdłuższy o.O Maskara, jak się potrafię rozpisać o.O Chciałam jeszcze pododawać opisy, bardziej szczegółowe tej nocnej rozmowy Hazzy i Kay, ale pomyślałam, że tego już nie przetrwacie ;D Zwłaszcza, że jak dla mnie jest troszkę nudny... Bo w sumie nic w nim szczególnego się nie dzieje i wgl.. Ale mam nadzieję, że się Wam podoba :) I nie macie mi za złe zbytniego rozpisania się xd    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz