Gemma...
Nie mogłam na niego patrzeć. Teraz po prostu chciałam by wyszedł i zostawił mnie w spokoju, dał tu umrzeć do końca. To właśnie on wrzucił mnie do tego bagna, kazał iść na odwyk, a ja głupia myślałam, że mnie kocha, że jednak coś między nami jest. Byłam naiwna i chyba już nigdy sobie nie wybaczę tego błędu. Robił to tylko po to by mnie zabić, by zniszczyć do końca, ale skoro tego chciał to mógł mnie udusić albo poderżnąć mi gardło. Wszystko było by mniej bolesne od gwałtów, bicia i codziennej dawce. Wmawiałam sobie, że tak leczą, że dzięki temu zaraz będę zdrowa i wrócę w jego ramiona, że będę mogła go przytulić i poczuć ciepło jakie mi dawał. Właśnie, dawał... Teraz to minęło. Znikło, a ja chciałam by on znikł razem ze wspomnieniami. Nie wierzyłam, że wpakowałam mu się prawie co do łóżka. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego mnie odepchnął? Co takiego stało mu na przeszkodzie?
Spojrzałam na niego załzawionymi oczyma i mocniej ściskając dłonie w pięści przymknęłam lekko powieki.
-Gemma... Proszę, wysłuchaj mnie...- szeptał tak cicho, że ledwo go słyszałam. Nie obchodziły mnie jego tłumaczenia, to jak wyglądał i w jakim był stanie. Miałam to w dupie.
-Nie!-wrzasnęłam tak głośno jak umiałam.- Ty mnie tam wpakowałeś! Zachciało ci się mnie nawracać to masz! Trafiłam tam bo myślałam, że ci na mnie zależy, a z tego co słyszałam przed momentem to wróciłeś do dziewczyny, która wyrządziła ci tyle krzywd! Myślisz, że przyjdziesz tu, powiesz że ci przykro i ci wybaczę?! Mylisz się i to ostro! Już nigdy z tego nie wyjdę! Zawsze będę Gemmą ćpunką, siostrą Stylesa, idealnego faceta dla każdej nastolatki... Będę tą samą dziwką, która puszcza się na prawo i lewo dla forsy, dla drag... Będę dziewczynę, która marzy o śmierci i samozagładzie, ale jest za tchórzliwa by to zrobić! Dziewczynę, która nie widziała poza tobą świata, bo kochała się bezgranicznie! Mimo wszystko...- wrzeszczałam zalewając się już do cna łzami. Czułam się jak bezużyteczny śmieć, którego wykorzystano i wyrzucono przez okno.- Zrozum Zayn...- jego imię ledwo przeszło mi przez gardło.- Nie zmienisz mnie.- dodałam po czym utkwiłam wzrok w jego oczach, które przepełnione łzami wyglądały jak u zbitego psa.
-Robiłem to dla ciebie. Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy... Na prawdę uważasz, że to koniec? Że nie ma szans?- zagryzłam dolną wargę słysząc ten łamiący się głos. Bałam się, że brunet zaraz się rozpłacze tak samo jak ja, ale on był twardy. Stał wyprostowany i tylko spoglądając na mnie błagalnie chował dłonie w kieszeniach spodni.
-Zayn...- wyszeptałam przełykając przy tym ślinę.- Wracaj do Perrie i daj mi spokój.- powiedziałam twardo, starając się nie zaszlochać.
Przekręciłam się na prawy bok by nie musieć patrzeć ani na niego, ani na wszystkich za szybą, którzy teraz zapewne patrzyli na mnie z zbolałymi minami. Pragnęłam tylko dwóch rzeczy. Ciszy i uścisku Kaylee.
Słysząc zamykające się po cichu drzwi wzięłam głęboki wdech po czym z szlochem wypuściłam z siebie powietrze. Nadal nie wierzyłam, że powiedziałam te słowa, że pozwoliłam sobie by coś takiego mu zrobić. Przecież go kochałam. Był dla mnie całym światem i tka po prostu wyrzuciłam go za drzwi? Minęło kilka minut nim zebrałam siły by się podnieść i odłączyć od siebie te wszystkie kable. Nie zważając na to, że mam nagie stopy wybiegłam z pokoju na korytarz. Jednak zamiast Zayna natrafiłam tam na Liama, który teraz patrzył na mnie przez łzy. Tak bardzo ich wszystkich zraniłam, a najgorsze było to, że nie wiedziałam jakim sposobem.
-Muszę go przeprosić...- wyszeptałam rozglądając się w koło. Korytarz był pusty, ani jednej duszy. Szatyn przycisnął mnie do siebie po czym wziął na ręce. Nie protestowałam kiedy położył mnie na łóżku i zaczął ,,ogarniać'' te wszystkie kable. W końcu jednak się poddał i zawołał pielęgniarkę, ale zanim jeszcze ta zdążyła do nas dotrzeć powiedział zachrypniętym głosem:
-Będzie na to czas, ale teraz śpij.
Wszystkie te ściany wyglądały jak tam... Kiedy zasłonięto żaluzje czułam się jakbym wróciła do tego koszmaru, jakby znów stała na środku przesiąkniętego zapachem moczu pokoju. Patrzyła w martwy punkt i czekała na kolejną dawkę, może tym razem śmiertelną. Nie umiałam od tego uciec i zdawałam sobie sprawę, że już na zawsze gdzieś nawet głęboko, w mojej pamięci pozostanie ta rana.Nic jej do końca nie zespoi. Moja psychika była w strasznym stanie, tak przynajmniej twierdził terapeuta, który był tu kilka godzin temu i który został przeze mnie brutalnie pobity. Chciał mnie dotknąć... Był za blisko. Bałam się go i dlatego tak zareagowałam. Mimo wszystko nie powinni traktować mnie jak wariatkę. Byłam zwykłym człowiekiem i nie chciałam spędzać w kolejnym szpitalu, kolejnych tygodni.
Zamrugałam kilak razy powiekami odganiając z moich oczu łzy. Parę głębokich wdechów i byłam gotowa spojrzeć w stronę skąd usłyszałam cichy szmer. Moim oczom ukazała się zgrabna blondynka z ponurym wyrazem twarzy. Jej niebieskie oczy szkliły się i wyglądała jakby płakała godzinami, choć wiedziałam, że pewnie mam jakieś zwidy. Nie chętnie przeniosłam wzrok z niej na szybę za którą stał Harry. Chłopak zapukał w szkoło po czym usiadł na jednym z krzesełek i zaczął się nam przyglądać. Czyżby myślał, że zaraz zabiję Kaylee? Sądził, ze byłam aż tak nienormalna? Szkoda tylko, że nie pomyślał nigdy, że gdy go show biznes umacniał, mnie osłabiał. Te wszystkie plotki, krzywe spojrzenia, śmiechy za moimi plecami, to wszystko mnie przerastało. Nie byłam dobra do grania grzecznej dziewczynki przed mediami. Chciałam być sobą. To Hazza mnie zniszczył, mnie i moje życie. Sprawił, że wszystko przybrało innym biegł. Gdyby tamtego ranka nie wyjechał z domu na casting, gdyby został i wypił ze mną kakao na śniadanie, jak każdego dnia. Ale on chciał być gwiazdą i teraz widziałam jak się zmienił. To wszystko go popsuło od środka. Stał się pusty, zapatrzony w siebie, bez uczuć. Może tylko udawał, ale nie interesowało mnie to. Był zwykłym tchórzem i chamem. Nie chciałam mieć takiego brata.
-Cześć...- wyszeptałam tylko biegnąc spojrzeniem za chłopakiem idącym korytarzem. Kay nie zdążyła nawet odpowiedzieć na moje przywitanie kiedy do środka wszedł szatyn. Aron patrzył na mnie przepraszająco, jakby sądził, że to spojrzenie coś naprawi. Podniosłam się do pozycji siedzącej po czym skrzyżowałam ręce na piersi. Kaylee stałą wpatrzona w chłopaka z otwartą buzią. Zapewne też dawno się nie widzieli, choć chyba wcześniej niż ja z nim.
-Boże! Wiesz jakiego stracha mi zapędziłaś?! Od tygodnia staram się do ciebie dodzwonić, nie odbierasz, olewasz mnie. Raz odebrał jakiś facet i powiedział, że jeśli dzwonię to to zapewne już nie żyjesz i żebym cię szukał na cmentarzu... Możesz mi to wyjaśnić?- spytał podchodząc do okna i odsłaniając żaluzję.
-Nie ma co wyjaśniać. Byłam na odwyku. Możesz już sobie iść.- powiedziałam oschle wskazując dłonią drzwi.
-Nie bądź taka! Znowu robisz z siebie szmatę? Nie sądzisz, że jesteś na to za duża?- powiedział śmiejąc się pod nosem. Czy on na prawdę traktował tę sytuację jak jakiś żart? Przecież ja nie żartowałam. Mówiłam jak najbardziej poważnie.
-Wypieprzaj.- powiedziałam spokojnie nie spuszczając z niego wzroku. Aron natomiast przeniósł swoje spojrzenie ze mnie na Kay i z uniesioną brwią zadał jej nieme pytanie.
-Wyjdź...- potwierdziła cicho dziewczyna. Cieszyłam się, że była po mojej stronie. Potrzebowałam jej teraz jak mało kogo. Musiałam jakoś przeprosić Zayna, ale jakoś nie umiałam się przełamać by to zrobić. Nawet kiedy godzinę temu stał przy szybie i spoglądał na mnie nie zaprosiłam go, po prostu odwróciłam wzrok. Chyba byłam zbyt uparta. Nie potrzebowałam do kłopotów jeszcze Arona. I może stwierdzicie, że jestem szmatą skoro tak go traktuję, ale na prawdę zaczynał mnie denerwować. Pojawiał się zawsze w najmniej odpowiednim momencie i udawał, że wszystko jest okey. A tak na prawdę nic nie było okey. Przestał się mną interesować kiedy go potrzebowałam. Był tchórzem.
Kiedy tylko wyszedł odetchnęłam z ulgą znów spoglądając spod rzęs na moją przyjaciółkę. Byłą wymęczona, ale mimo to wyglądała pięknie. Jakoś inaczej niż normalnie, ale nie umiałam stwierdzić co takiego się w niej zmieniło.
-Gemma...- zaczęła niepewnie łamiącym się głosem.- Przykro mi... Jak mogłam do tego dopuścić.- te słowa sprawiły, że zapragnęłam znów się rozpłakać. Mimo to powstrzymałam łzy i tylko szeroko się uśmiechnęłam, chcąc zapewnić ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Przywykłam. To nic wielkiego.- powiedziałam pewnym głosem. Nie chciałam by wyczuła, że to wszystko mnie boli. Liczyłam tylko, że Kay nie zna mnie na tyle dobrze, żeby zobaczyć jak wewnętrznie cierpię. Na samą myśl o tym co mnie tam spotkało bolały mnie jajniki, żyły i wszystkie miejsca w których zostałam choćby dotknięta. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona.
-Nie martw się. Wszystko się ułoży jeszcze, zapomnisz... Rany się zagoją.- machnęłam tylko ręką, która już drżała z nerwów.
-Przestań... Proszę...- wyszeptałam cicho.- Lepiej pomóż mi. Musze przeprosić Zayna.- powiedziałam sucho. Zaskoczona blondynka zmarszczyła brwi.
-Nie rozumiem. Myślałam, że jesteś na niego wściekła. Ostatnio traktowałaś go jak powietrze co się zmieniło?- spytała trochę zmieszana, że musi się w to wtapiać. Zapewne wolała by nie wtrącać się w nasze osobiste sprawy, ale wiedziałam też, że mi nie odmówi. Nie potrafiła by.
-To nie jego wina. Nie było mnie, a on... Przecież ma swoje potrzeby...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
-Co ty pieprzysz?! Nie możesz go tak usprawiedliwiać! On pewnie się z nią bzykał, a ty mu to wybaczysz?!- krzyczała, ale nie za głośno by nie zwrócić uwagi Harry'ego który wciąż się nam przyglądał.
-Kay, muszę. Ja go kocham. Jeśli mówi, że robił to dla mnie, to na pewno to robił. Muszę mu zaufać. Tylko ja... Ja...- dukałam nie wiedząc co tak na prawdę chcę powiedzieć.- Nie wiem czy jestem go warta...
-Chyba czy on ciebie...-wyszeptała wściekła dziewczyna, wręcz czerwieniąc się na policzkach.- Jak możesz mu tak łatwo wybaczyć? Nie uważasz, że powinien teraz on trochę powalczyć?- wzruszyłam tylko ramionami i spuściłam wzrok. Mimo wszystko musiałam go przeprosić i nie obchodziło mnie co uważali inni. To ja popełniłam błąd obwiniając go o wszystko. W końcu chciał dla mnie jak najlepiej wysyłając mnie na odwyk.
-Kocham go...
____
Od Akwamaryn: Mam nadzieję, że podoba się wam. Wiem, że długość nie zachwyca i akcja zbytnio też. Początek podoba mi się, ale końcówka moim zdaniem nie wyszła mi. Mimo wszystko oddaję w wasze ręce ten fragment teksu.;)
-Muszę go przeprosić...- wyszeptałam rozglądając się w koło. Korytarz był pusty, ani jednej duszy. Szatyn przycisnął mnie do siebie po czym wziął na ręce. Nie protestowałam kiedy położył mnie na łóżku i zaczął ,,ogarniać'' te wszystkie kable. W końcu jednak się poddał i zawołał pielęgniarkę, ale zanim jeszcze ta zdążyła do nas dotrzeć powiedział zachrypniętym głosem:
-Będzie na to czas, ale teraz śpij.
***
Wszystkie te ściany wyglądały jak tam... Kiedy zasłonięto żaluzje czułam się jakbym wróciła do tego koszmaru, jakby znów stała na środku przesiąkniętego zapachem moczu pokoju. Patrzyła w martwy punkt i czekała na kolejną dawkę, może tym razem śmiertelną. Nie umiałam od tego uciec i zdawałam sobie sprawę, że już na zawsze gdzieś nawet głęboko, w mojej pamięci pozostanie ta rana.Nic jej do końca nie zespoi. Moja psychika była w strasznym stanie, tak przynajmniej twierdził terapeuta, który był tu kilka godzin temu i który został przeze mnie brutalnie pobity. Chciał mnie dotknąć... Był za blisko. Bałam się go i dlatego tak zareagowałam. Mimo wszystko nie powinni traktować mnie jak wariatkę. Byłam zwykłym człowiekiem i nie chciałam spędzać w kolejnym szpitalu, kolejnych tygodni.
Zamrugałam kilak razy powiekami odganiając z moich oczu łzy. Parę głębokich wdechów i byłam gotowa spojrzeć w stronę skąd usłyszałam cichy szmer. Moim oczom ukazała się zgrabna blondynka z ponurym wyrazem twarzy. Jej niebieskie oczy szkliły się i wyglądała jakby płakała godzinami, choć wiedziałam, że pewnie mam jakieś zwidy. Nie chętnie przeniosłam wzrok z niej na szybę za którą stał Harry. Chłopak zapukał w szkoło po czym usiadł na jednym z krzesełek i zaczął się nam przyglądać. Czyżby myślał, że zaraz zabiję Kaylee? Sądził, ze byłam aż tak nienormalna? Szkoda tylko, że nie pomyślał nigdy, że gdy go show biznes umacniał, mnie osłabiał. Te wszystkie plotki, krzywe spojrzenia, śmiechy za moimi plecami, to wszystko mnie przerastało. Nie byłam dobra do grania grzecznej dziewczynki przed mediami. Chciałam być sobą. To Hazza mnie zniszczył, mnie i moje życie. Sprawił, że wszystko przybrało innym biegł. Gdyby tamtego ranka nie wyjechał z domu na casting, gdyby został i wypił ze mną kakao na śniadanie, jak każdego dnia. Ale on chciał być gwiazdą i teraz widziałam jak się zmienił. To wszystko go popsuło od środka. Stał się pusty, zapatrzony w siebie, bez uczuć. Może tylko udawał, ale nie interesowało mnie to. Był zwykłym tchórzem i chamem. Nie chciałam mieć takiego brata.
-Cześć...- wyszeptałam tylko biegnąc spojrzeniem za chłopakiem idącym korytarzem. Kay nie zdążyła nawet odpowiedzieć na moje przywitanie kiedy do środka wszedł szatyn. Aron patrzył na mnie przepraszająco, jakby sądził, że to spojrzenie coś naprawi. Podniosłam się do pozycji siedzącej po czym skrzyżowałam ręce na piersi. Kaylee stałą wpatrzona w chłopaka z otwartą buzią. Zapewne też dawno się nie widzieli, choć chyba wcześniej niż ja z nim.
-Boże! Wiesz jakiego stracha mi zapędziłaś?! Od tygodnia staram się do ciebie dodzwonić, nie odbierasz, olewasz mnie. Raz odebrał jakiś facet i powiedział, że jeśli dzwonię to to zapewne już nie żyjesz i żebym cię szukał na cmentarzu... Możesz mi to wyjaśnić?- spytał podchodząc do okna i odsłaniając żaluzję.
-Nie ma co wyjaśniać. Byłam na odwyku. Możesz już sobie iść.- powiedziałam oschle wskazując dłonią drzwi.
-Nie bądź taka! Znowu robisz z siebie szmatę? Nie sądzisz, że jesteś na to za duża?- powiedział śmiejąc się pod nosem. Czy on na prawdę traktował tę sytuację jak jakiś żart? Przecież ja nie żartowałam. Mówiłam jak najbardziej poważnie.
-Wypieprzaj.- powiedziałam spokojnie nie spuszczając z niego wzroku. Aron natomiast przeniósł swoje spojrzenie ze mnie na Kay i z uniesioną brwią zadał jej nieme pytanie.
-Wyjdź...- potwierdziła cicho dziewczyna. Cieszyłam się, że była po mojej stronie. Potrzebowałam jej teraz jak mało kogo. Musiałam jakoś przeprosić Zayna, ale jakoś nie umiałam się przełamać by to zrobić. Nawet kiedy godzinę temu stał przy szybie i spoglądał na mnie nie zaprosiłam go, po prostu odwróciłam wzrok. Chyba byłam zbyt uparta. Nie potrzebowałam do kłopotów jeszcze Arona. I może stwierdzicie, że jestem szmatą skoro tak go traktuję, ale na prawdę zaczynał mnie denerwować. Pojawiał się zawsze w najmniej odpowiednim momencie i udawał, że wszystko jest okey. A tak na prawdę nic nie było okey. Przestał się mną interesować kiedy go potrzebowałam. Był tchórzem.
Kiedy tylko wyszedł odetchnęłam z ulgą znów spoglądając spod rzęs na moją przyjaciółkę. Byłą wymęczona, ale mimo to wyglądała pięknie. Jakoś inaczej niż normalnie, ale nie umiałam stwierdzić co takiego się w niej zmieniło.
-Gemma...- zaczęła niepewnie łamiącym się głosem.- Przykro mi... Jak mogłam do tego dopuścić.- te słowa sprawiły, że zapragnęłam znów się rozpłakać. Mimo to powstrzymałam łzy i tylko szeroko się uśmiechnęłam, chcąc zapewnić ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Przywykłam. To nic wielkiego.- powiedziałam pewnym głosem. Nie chciałam by wyczuła, że to wszystko mnie boli. Liczyłam tylko, że Kay nie zna mnie na tyle dobrze, żeby zobaczyć jak wewnętrznie cierpię. Na samą myśl o tym co mnie tam spotkało bolały mnie jajniki, żyły i wszystkie miejsca w których zostałam choćby dotknięta. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona.
-Nie martw się. Wszystko się ułoży jeszcze, zapomnisz... Rany się zagoją.- machnęłam tylko ręką, która już drżała z nerwów.
-Przestań... Proszę...- wyszeptałam cicho.- Lepiej pomóż mi. Musze przeprosić Zayna.- powiedziałam sucho. Zaskoczona blondynka zmarszczyła brwi.
-Nie rozumiem. Myślałam, że jesteś na niego wściekła. Ostatnio traktowałaś go jak powietrze co się zmieniło?- spytała trochę zmieszana, że musi się w to wtapiać. Zapewne wolała by nie wtrącać się w nasze osobiste sprawy, ale wiedziałam też, że mi nie odmówi. Nie potrafiła by.
-To nie jego wina. Nie było mnie, a on... Przecież ma swoje potrzeby...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
-Co ty pieprzysz?! Nie możesz go tak usprawiedliwiać! On pewnie się z nią bzykał, a ty mu to wybaczysz?!- krzyczała, ale nie za głośno by nie zwrócić uwagi Harry'ego który wciąż się nam przyglądał.
-Kay, muszę. Ja go kocham. Jeśli mówi, że robił to dla mnie, to na pewno to robił. Muszę mu zaufać. Tylko ja... Ja...- dukałam nie wiedząc co tak na prawdę chcę powiedzieć.- Nie wiem czy jestem go warta...
-Chyba czy on ciebie...-wyszeptała wściekła dziewczyna, wręcz czerwieniąc się na policzkach.- Jak możesz mu tak łatwo wybaczyć? Nie uważasz, że powinien teraz on trochę powalczyć?- wzruszyłam tylko ramionami i spuściłam wzrok. Mimo wszystko musiałam go przeprosić i nie obchodziło mnie co uważali inni. To ja popełniłam błąd obwiniając go o wszystko. W końcu chciał dla mnie jak najlepiej wysyłając mnie na odwyk.
-Kocham go...
____
Od Akwamaryn: Mam nadzieję, że podoba się wam. Wiem, że długość nie zachwyca i akcja zbytnio też. Początek podoba mi się, ale końcówka moim zdaniem nie wyszła mi. Mimo wszystko oddaję w wasze ręce ten fragment teksu.;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz