Gemma...
Uniosłam głowę pośpiesznie ku górze w momencie kiedy ktoś złapał za moje blond włosy. Chciałam zaoszczędzić sobie bólu, ale okazało się to niemożliwe. Przede mną stał ciemnooki blondyn, nieco starszy ode mnie. Usta wykrzywiał mu uśmiech niczym z horroru, a włosy opadały na wysokie i rozumne czoło. Głowa pękała mi od natłoku myśli i doznań. Ciągle słyszałam krzyk, ale już mniej przeraźliwy. Chciałam spojrzeć w stronę z której dobiega, ale stalowy uścisk uniemożliwiał mi to. Do policzków napłynęło mi więcej krwi i poczułam jak się gotuję ze złości. Jeszcze nigdy nie byłam tak słaba i bezsilna. Mogłam jedynie czekać aż mnie puści i pozwoli cokolwiek zaobserwować. W końcu to zrobił.
Wyprostował się i nie patrząc w moją stronę podszedł do szatynki, która teraz już ledwo szlochała. Po jej policzkach spływały łzy, których nie starała się nawet zamaskować. Ciemne oczy ukryte były pod grzywką, która z kolei rozrzucona była po całej bladej twarzy.
Blondyn bez wahania wymierzył Kate policzek po czym złapał ją za nadgarstki i jednym ruchem podrzucił do góry. Drobne ciało dziewczyny uderzyło o klatkę piersiową chłopaka po czym bezwładnie się po niej osunęło na ziemie. Nieznajomy uderzył jeszcze leżącą szatynkę w brzuch po czym otarł krwawiącą wargę i stanął w drzwiach.
Bałam się odezwać, by nie skończyć jak ona, ale tak na prawdę wrzeszczałam od środka, płakałam i nie mogłam poskromić emocji. Wszystko we mnie chciało rzucić się na tego mężczyznę i dać mu po pysku, by nauczył się co tak na prawdę znaczy być facetem. Nie miał prawa jej dotykać, a tym bardziej krzywdzić. Mieli ją wyciągnąć z piekła jakim były dragi, pomóc...
-Uważaj, bo skończysz jak ona.- powiedział ostro i trzaskając metalowymi drzwiami po prostu znikł. Pisnęłam przerażona po czym ostatkami sił dowlokłam się do przyjaciółki. Leżała w bezruchu na betonowej ziemi i płytko oddychała. Jej klatka piersiowa praktycznie w ogóle nie unosiła się, ale za to sama Kate starała się walczyć z bóle i strachem. Nie umiałam już poskromić łez i w końcu je uwolniłam. Spłynęły powoli po moich podrapanych i czerwonych polikach po czym skapnęły na ciało dziewczyny.
-Kate nie odchodź... Proszę...- szeptałam, zalewając się łzami. Odgarnęłam włosy z bladej twarzyczki po czym ucałowałam jej czoło. Moja współlokatorka była kompletnie wyziębiona, do tego jeszcze widać było jej przekrwione oczy i wręcz suchość jej skóry. Pobyt tutaj był najgorszym co ją mogło spotkać i nie dziwię się, że nienawidziła rodziny, przyjaciół. Ja powoli też traciłam wiarę w to, że wysłali mnie tu dla mojego dobra, że Zayn nic nie wiedział. Z każdą kolejną godziną bardziej czułam, że to spisek, że nikomu nie mogę już ufać i nawet ja sama nie jestem swoim przyjacielem.
Nie odezwała się już ani słowem, jej usta ani na moment nie rozchyliły się, czarne oczy patrzyły tylko na mnie prosząco, jakby chciały mi przekazać, bym uciekała. Położyłam sobie głowę nastolatki na kolanach po czym nerwowo zaczęłam głaskać jej policzki. Przeszła przez takie piekło, jakiego jeszcze ja nie zaznałam. Ja byłam na samym początku tej okropnej drogi. U bram piekieł.
Mijały minuty, kwadranse, a może i godziny, a ja nadal siedziałam przy jej martwym już ciele. Wciąż patrzyłam na te błagalne spojrzenie i próbowałam je jakoś rozszyfrować, ale na marne. To było coś strasznego, trzymać na własnych kolanach ciało kobiety, która jeszcze niedawno siedziała i śmiała się z mojej naiwności, z mojej miłości do kogoś kto mnie tu wysłał.
W końcu drzwi uchyliły się, a w nich stanęło dwóch mężczyzn. Kate mówiła mi jak mieli na imię, ale nie mogłam sobie tego przypomnieć. Chciałam ich prosić, żeby zadzwonili do rodziny i powiedzieli co się tu stało, ale nie mogłam. Bałam się. Jeszcze nigdy nie czułam takiego strachu i przerażenia.
Jeden z nich podszedł i wyrwał mi Kate, a drugi ją od niego przyjął. Przez ten cały czas uśmiechali się do siebie i cicho śmiali. Ja tylko siedziałam na środku pokoju, wpatrywałam się w nich z przestrachem i starałam się opanować łzy.
-Idziemy.- powiedział łysy mężczyzna po czterdziestce po czym podszedł i łapiąc mnie za ramię pociągnął ku górze. Nie miałam wystarczająco siły by walczyć, więc po prostu ruszyłam jak mi kazali.
Kate miała rację. Oni przychodzą jak jesteśmy osłabieni, chcą nas nafaszerować, a idąc tym korytarzem dają nadzieję, że może ucieknę. Tak na prawdę tylko czekają aż się wyrwę by mogli wyjąć spod białego fartucha pistolet i strzelić mi kulkę w łeb. Nie chcą marnować na nas narkotyków. Ciekawe co ona im zrobiła... Może powiedziała, że jest zmęczona, albo może za głośno oddychała?
Przymknęłam oczy kiedy tylko zobaczyłam te okropne, obdrapane drzwi.
Zapragnęłam zaśmiać się z ironii losu. Przecież to Kate miała się tam właśnie wybierać, a tym czasem wywozili ją zapewne na cmentarz. O ile kiedykolwiek tam trafi, bo nie wierzyłam by chcieli wyprawić jej godny pogrzeb.
Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Bałam się kolejnej dawki,a jednocześnie tego czy nie skończę jak ona.
,,Robię to dla Zayna.''
Powtarzałam sobie w myślach, ale na marne. W końcu nie wytrzymałam tej wędrówki długim korytarzem. Ostatnimi siłami zaczęłam szarpać się i wierzgać, by jak najszybciej uciec z tego wariatkowa. Kiedy tylko jedno z moich ramion zostało puszczone wymierzyłam nim cios w brzuch jednego z osiłków. Niestety tym sposobem pogorszyłam tylko swoją sytuację.
Szybko mnie obezwładnili i wnieśli do ciemnego pomieszczenia.
-Ty suko!- krzyknął facet, który dostał ode mnie z łokcia, gładząc przy tym swój brzuch.- Pożałujesz tego!- warknął po czym podszedł do mnie i zamaszystym ruchem uderzył mnie w twarz. Prze moment nic nie czułam, dopiero po chwili po moim policzku rozeszło się mrowienie, a ja pomyślałam nawet że umieram. Twarz bolała mnie niemiłosiernie, a napastnik dopiero się rozgrzewał. Łysy-bo taką ksywkę nadałam mu przez cały mój pobyt tu- przeszedł w koło po czym nerwowo złapał mnie za białą koszulę, którą mi przydzielono kiedy pierwszy raz się tu zjawiłam i z całej siły rzucił mną o ścianę.
Teraz do obolałego policzka i praktycznie całej twarzy, doszło jeszcze parę połamanych żeber i okropne cierpienie nogi, która najprawdopodobniej została złamana przy uderzeniu. Ból był tak przeszywający, że odebrało mi mowę. Zapowietrzona próbowała nabrać powietrza w płuca, ale na marne. Osunęłam się do pozycji leżącej i zwijając w kłębek starałam się ochronić jak największą przestrzeń mojego ciała.
-Czy jeszcze się nie nauczyłaś, że z nami się nie zadziera?!- wrzasnął mężczyzna podchodząc i łapiąc mnie za szyję. Przez moment podduszał mnie, choć ja i tak nie mogłam już oddychać. Ledwo udawało mi się utrzymać przytomność i dopiero kiedy coś zostało mi wstrzyknięte dożylnie poczułam ulgę.
Nagle przepełniło mnie miłe ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy wszystkie troski znikły, a przed twarzą stanęła mi tylko postać Zayna. Jego ciemne oczy, niesamowity uśmiech i ręce, które wyciągał w moim kierunku jakby chciał mnie chronić. Obronić przed całym światem. Wciąż się uśmiechał i mówił coś, ale ja widziałam jedynie jak porusza ustami. Patrzył na mnie wesołym wzrokiem, który po paru minutach przeszedł w ponure spojrzenie, usta wykrzywił grymas, a ręce zostały ukryte gdzieś z tyłu. Spoglądał na mnie teraz z obrzydzeniem i wstrętem, bał się mnie i brzydził.
Tak bardzo mi go brakowało. Jego ciepła i troski, tego jak mnie przytulał i mówił, że przecież musi być dobrze. Tego jak mogłam wypłakać mu się w rękaw z byle powodu, tego jak się o mnie martwił i groził wszystkim w koło, że ich pozabija. Brakowało mi jego uspokajającego spojrzenia, łagodnego uśmiechu, czułych ramion i miłości, którą mnie darzył. Kochałam go i musiałam to w końcu przyznać. Nie mogłam wciąż mówić, że go nienawidzę, że jest nieważny, kiedy tak na prawdę w moim życiu istniał tylko on.
On, Kay i Harry. Oczywiście kochałam też resztę chłopców, ale to te trzy osoby były moim oparciem.
Kay była wyjątkowa, wspaniała i mimo tych problemów w jakie je wciągnęłam, mimo wszystko na pewno teraz trzymała kciuki i czekała na mój powrót. Ona zawsze miała dobre serce, ale nigdy nie doświadczyła co to znaczy prawdziwa przyjaźń i oddanie. Wykreowały ją media i wuj, który tak na prawdę zostawił by ją gdyby przestałą przynosić kasę. To, że była niesamowicie nadziana nie znaczyło, że jest pustą osobą, bo miała naprawdę bogate wnętrze. Umiała mnie wysłuchać i zapewne gdyby miała więcej odwagi broniła by też. Było mi tylko szkoda jej życia, tego że powoli stacza się na dno i to przeze mnie...
Harry to dupek. Jedno, wielkie zero, ale mimo wszystko był moim bratem i może nie okazywał swoich uczuć jak należy, ale ja przecież też nie obcałowywałam go na każdym kroku. On nie znosił mnie, a ja nie znosiłam jego. Obojgu nam taki plan odpowiadał. Wtedy. Teraz było inaczej. Tak cholernie go potrzebowałam, a on się odwrócił. Nie reagował na moje krzyki, na szlochy i błaganie o pomoc. Nic go nie ruszało, jakby jego serce zamieniło się w głaz, który nie przepuszczał mnie.
Rozchyliłam wargi wracając do normalności. Zadławiłam się powietrzem przy nagłym oderwaniu od ziemi. Poczułam jak ktoś niesie mnie w powietrzu, słyszałam rozmowy, ale nie reagowałam na swoje imię. Po prostu, poddałam się. Przestałam wierzyć, ze Zayn jest na tyle ważny bym tak cierpiała. Chyba wolałam zginąć.
Dwa dni później...
Zakryłam twarz dłonią czując na swoim ciele ciepła wodę. Potrzebowałam tej chwili wytchnienia, tego by na moment choć zapomnieć o tym gdzie się znajduję. Brzydziłam się siebie i swojego ciała, dlatego tek bardzo bałam się spojrzeć w lustro. Nie chciałam oglądać swojego ciała, które na pewno było w kiepskim stanie. Mimo wszystko zrobiłam to. Odsłoniłam twarz i stojąc całkiem nago na jednej z sal utkwiłam wzrok w mojej podobiźnie.
Pierwsze co rzucało się w oczy to moja twarz. Moje podrapane i czerwone policzki, suche usta i popękane wargi, włosy, które już dawno nie były w tak beznadziejnym stanie i oczy, podpuchnięte oczy. To ostatnie przerażało mnie najbardziej. Moja twarz była cała posiniaczona, zresztą jak trzy czwarte ciała, ale to właśnie oczy odzwierciedlały to co przeszłam. Przecięty łuk brwiowy, napuchnięte prawe oko i wory pod oczami. Nie spałam od trzech dni, a to przez te narkotyki. Ciągle byłam na ,,haju''. Wciąż miałam mnóstwo energii, a kiedy ona znikała zaraz dostawałam kolejny zastrzyk.
Przez te tydzień zdążyłam schudnąć o dziesięć kilo i z każdym dniem gubiłam większą ilość kilogramów. Chodziłam jak trup. Prawa noga była złamana, a przynajmniej tak myślałam, bo nie mogłam na niej stanąć bez choćby syknięcia z bólu.
Gdyby ktoś zobaczył teraz moje ręce zapewne wsadziłby mnie do szpitala lub na odwyk. Nadgarstki pocięte, żyły widoczne i ramiona pokaleczone. Starałam się jak najwięcej bronić, ale z czasem to robiło się zbędne, bo i tak w końcu skończę na cmentarzu jak wszyscy.
-Koniec.- odezwał się głos zza ściany po czym do środka wszedł Łysy. Zmierzył mnie wzrokiem i okrywając mnie jakąś szmatą wyprowadził na zewnątrz. Kiedy tylko usłyszałam jak zatrzaskują się za mną drzwi, opadłam na materac w kącie. Mogłam w tym pokoju siedzieć wiecznie, byle nie patrzeć na innych i nie czuć na swoim ciele tych łapsk.
Przymknęłam oczy kiedy tylko zobaczyłam te okropne, obdrapane drzwi.
Zapragnęłam zaśmiać się z ironii losu. Przecież to Kate miała się tam właśnie wybierać, a tym czasem wywozili ją zapewne na cmentarz. O ile kiedykolwiek tam trafi, bo nie wierzyłam by chcieli wyprawić jej godny pogrzeb.
Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Bałam się kolejnej dawki,a jednocześnie tego czy nie skończę jak ona.
,,Robię to dla Zayna.''
Powtarzałam sobie w myślach, ale na marne. W końcu nie wytrzymałam tej wędrówki długim korytarzem. Ostatnimi siłami zaczęłam szarpać się i wierzgać, by jak najszybciej uciec z tego wariatkowa. Kiedy tylko jedno z moich ramion zostało puszczone wymierzyłam nim cios w brzuch jednego z osiłków. Niestety tym sposobem pogorszyłam tylko swoją sytuację.
Szybko mnie obezwładnili i wnieśli do ciemnego pomieszczenia.
-Ty suko!- krzyknął facet, który dostał ode mnie z łokcia, gładząc przy tym swój brzuch.- Pożałujesz tego!- warknął po czym podszedł do mnie i zamaszystym ruchem uderzył mnie w twarz. Prze moment nic nie czułam, dopiero po chwili po moim policzku rozeszło się mrowienie, a ja pomyślałam nawet że umieram. Twarz bolała mnie niemiłosiernie, a napastnik dopiero się rozgrzewał. Łysy-bo taką ksywkę nadałam mu przez cały mój pobyt tu- przeszedł w koło po czym nerwowo złapał mnie za białą koszulę, którą mi przydzielono kiedy pierwszy raz się tu zjawiłam i z całej siły rzucił mną o ścianę.
Teraz do obolałego policzka i praktycznie całej twarzy, doszło jeszcze parę połamanych żeber i okropne cierpienie nogi, która najprawdopodobniej została złamana przy uderzeniu. Ból był tak przeszywający, że odebrało mi mowę. Zapowietrzona próbowała nabrać powietrza w płuca, ale na marne. Osunęłam się do pozycji leżącej i zwijając w kłębek starałam się ochronić jak największą przestrzeń mojego ciała.
-Czy jeszcze się nie nauczyłaś, że z nami się nie zadziera?!- wrzasnął mężczyzna podchodząc i łapiąc mnie za szyję. Przez moment podduszał mnie, choć ja i tak nie mogłam już oddychać. Ledwo udawało mi się utrzymać przytomność i dopiero kiedy coś zostało mi wstrzyknięte dożylnie poczułam ulgę.
Nagle przepełniło mnie miłe ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy wszystkie troski znikły, a przed twarzą stanęła mi tylko postać Zayna. Jego ciemne oczy, niesamowity uśmiech i ręce, które wyciągał w moim kierunku jakby chciał mnie chronić. Obronić przed całym światem. Wciąż się uśmiechał i mówił coś, ale ja widziałam jedynie jak porusza ustami. Patrzył na mnie wesołym wzrokiem, który po paru minutach przeszedł w ponure spojrzenie, usta wykrzywił grymas, a ręce zostały ukryte gdzieś z tyłu. Spoglądał na mnie teraz z obrzydzeniem i wstrętem, bał się mnie i brzydził.
Tak bardzo mi go brakowało. Jego ciepła i troski, tego jak mnie przytulał i mówił, że przecież musi być dobrze. Tego jak mogłam wypłakać mu się w rękaw z byle powodu, tego jak się o mnie martwił i groził wszystkim w koło, że ich pozabija. Brakowało mi jego uspokajającego spojrzenia, łagodnego uśmiechu, czułych ramion i miłości, którą mnie darzył. Kochałam go i musiałam to w końcu przyznać. Nie mogłam wciąż mówić, że go nienawidzę, że jest nieważny, kiedy tak na prawdę w moim życiu istniał tylko on.
On, Kay i Harry. Oczywiście kochałam też resztę chłopców, ale to te trzy osoby były moim oparciem.
Kay była wyjątkowa, wspaniała i mimo tych problemów w jakie je wciągnęłam, mimo wszystko na pewno teraz trzymała kciuki i czekała na mój powrót. Ona zawsze miała dobre serce, ale nigdy nie doświadczyła co to znaczy prawdziwa przyjaźń i oddanie. Wykreowały ją media i wuj, który tak na prawdę zostawił by ją gdyby przestałą przynosić kasę. To, że była niesamowicie nadziana nie znaczyło, że jest pustą osobą, bo miała naprawdę bogate wnętrze. Umiała mnie wysłuchać i zapewne gdyby miała więcej odwagi broniła by też. Było mi tylko szkoda jej życia, tego że powoli stacza się na dno i to przeze mnie...
Harry to dupek. Jedno, wielkie zero, ale mimo wszystko był moim bratem i może nie okazywał swoich uczuć jak należy, ale ja przecież też nie obcałowywałam go na każdym kroku. On nie znosił mnie, a ja nie znosiłam jego. Obojgu nam taki plan odpowiadał. Wtedy. Teraz było inaczej. Tak cholernie go potrzebowałam, a on się odwrócił. Nie reagował na moje krzyki, na szlochy i błaganie o pomoc. Nic go nie ruszało, jakby jego serce zamieniło się w głaz, który nie przepuszczał mnie.
Rozchyliłam wargi wracając do normalności. Zadławiłam się powietrzem przy nagłym oderwaniu od ziemi. Poczułam jak ktoś niesie mnie w powietrzu, słyszałam rozmowy, ale nie reagowałam na swoje imię. Po prostu, poddałam się. Przestałam wierzyć, ze Zayn jest na tyle ważny bym tak cierpiała. Chyba wolałam zginąć.
Dwa dni później...
Zakryłam twarz dłonią czując na swoim ciele ciepła wodę. Potrzebowałam tej chwili wytchnienia, tego by na moment choć zapomnieć o tym gdzie się znajduję. Brzydziłam się siebie i swojego ciała, dlatego tek bardzo bałam się spojrzeć w lustro. Nie chciałam oglądać swojego ciała, które na pewno było w kiepskim stanie. Mimo wszystko zrobiłam to. Odsłoniłam twarz i stojąc całkiem nago na jednej z sal utkwiłam wzrok w mojej podobiźnie.
Pierwsze co rzucało się w oczy to moja twarz. Moje podrapane i czerwone policzki, suche usta i popękane wargi, włosy, które już dawno nie były w tak beznadziejnym stanie i oczy, podpuchnięte oczy. To ostatnie przerażało mnie najbardziej. Moja twarz była cała posiniaczona, zresztą jak trzy czwarte ciała, ale to właśnie oczy odzwierciedlały to co przeszłam. Przecięty łuk brwiowy, napuchnięte prawe oko i wory pod oczami. Nie spałam od trzech dni, a to przez te narkotyki. Ciągle byłam na ,,haju''. Wciąż miałam mnóstwo energii, a kiedy ona znikała zaraz dostawałam kolejny zastrzyk.
Przez te tydzień zdążyłam schudnąć o dziesięć kilo i z każdym dniem gubiłam większą ilość kilogramów. Chodziłam jak trup. Prawa noga była złamana, a przynajmniej tak myślałam, bo nie mogłam na niej stanąć bez choćby syknięcia z bólu.
Gdyby ktoś zobaczył teraz moje ręce zapewne wsadziłby mnie do szpitala lub na odwyk. Nadgarstki pocięte, żyły widoczne i ramiona pokaleczone. Starałam się jak najwięcej bronić, ale z czasem to robiło się zbędne, bo i tak w końcu skończę na cmentarzu jak wszyscy.
-Koniec.- odezwał się głos zza ściany po czym do środka wszedł Łysy. Zmierzył mnie wzrokiem i okrywając mnie jakąś szmatą wyprowadził na zewnątrz. Kiedy tylko usłyszałam jak zatrzaskują się za mną drzwi, opadłam na materac w kącie. Mogłam w tym pokoju siedzieć wiecznie, byle nie patrzeć na innych i nie czuć na swoim ciele tych łapsk.
***
Zaśmiałam się nerwowo patrząc w małe okienko. Nie wiem czemu tak się bałam, ale po prostu się bałam. Miał przyjść ktoś do mnie, a ja nie chciałam mu się pokazywać. Wolałam siedzieć tu i udawać, że czuję się źle. Zresztą i tak chyba nie wypuścili by mnie do niego. Raczej nie. Na pewno. Przecież zaraz by się wydało co jest grane. Musieli albo kłamać, ale wymyślić coś co skłoni mojego gościa do zmienienia zdania.
- Tak, to tylko rutynowe sprawdzenia.- usłyszałam głos zza drzwi. Żołądek podszedł mi do gardła kiedy usłyszałam jak otwierają się drzwi obok. Szybko przywołałam wspomnienie sprzed ostatniej wędrówki po dawkę. Właśnie tam był normalny pokój, tam siedzieli ci kompletni uzależnieni.
Modliłam się, bo tylko na tyle było mnie teraz stać, by ktoś tu wszedł, by ten ktoś zobaczył mnie i pomógł. Minęło kilka minut, a potem kroki jakby gdzieś znikły. Oparłam głowę o ścianę po czym z westchnieniem utkwiłam wzrok w zakratowanym okienku.
-Otwierać wszystkie sale! Natychmiast! Ręce na szyję!- wrzeszczał ktoś po drugiej stronie. Zamrugałam kilka razy powiekami, kiedy otworzyły się drzwi od mojego ,,pokoju''. Niechętnie spojrzałam w tamtym kierunku i bez reakcji wróciłam do dawnej pozycji. Nie miałam siły, by skakać z radości, czy nawet w stać.
-Zabrać ich do szpitala.Centrala? Tu komisarz Thomas Adams. Proszę o przesłanie przynajmniej pięciu karetek do kliniki odwykowej w centrum.- oblizałam spierzchnięte wargi i poddając sie silnym ramionom, które wzięły mnie na ręce usnęłam.
________
Od Akwamaryn: Tak wiem... Buuu! Zabiłaś Kate! Buuu... Przepraszam. Jakoś mnie naszło i to zrobiłam. Ten rozdział miał być ogólnie inaczej napisany, a końcowa część miałaśbyć dopiero w kolejnym moim, ale nie ważne. Jestem padnięta i chyba dzisiaj już nic z siebie nie wykrzeszę. No, ale mam nadzieję, że wam się podoba;)
Dobrze! ( Nie z tym, że zabiłaś Kkaty) Dobrze, że robią coś z tym syfem zwanym odwykiem. Boże ja poprostu kocham to opowiadanie! ;3
OdpowiedzUsuńAlex i Jednorożec Stefan. ;D