Kaylee...
Paul wepchnął mnie do jakiegoś małego pomieszczenia i, jeszcze raz mówiąc bym była cicho, zatrzasnął drzwi. Po chwili rozległ się dźwięk przekręcanego klucza, a ja wręcz sapnęłam ze złości. Zamknął mnie na klucz! Jak jakiegoś psa, albo trzyletnie dziecko... Zresztą, dla niego byłam psem. Któremu wystarczyło dać miskę z jedzeniem, jakaś zabawkę i można go zostawić. Za to między innymi tak nienawidziłam wujka. Za tą obojętność i oschłość wobec mnie. Nigdy nie obchodziło go co czuje, nigdy nie dzwonił, nie pytał... Bo najważniejsza była kariera chłopców i oni sami. Oraz pieniądze - jak najwięcej pieniędzy.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Róż, róż, róż. I to jest garderoba chłopców? - pomyślałam, podnosząc brew ku górze. Śliczna. Tapeta na ścianach - różowa. Mięciutki, puchowy dywanik - różowy. Połowa ubrań - różowa. Aż bolały oczy.
Panował tu całkowity chaos - wszędzie leżały porozrzucane ubrania, - i damskie, i męskie - buty i nawet peruki. Kartony po butach, reklamówki, jakieś papierki. Nawet talerz. Jakieś krzesło. Różowe, oczywiście. Kopnęłam butem jakaś małą, czarną, próbując się dostać do 'głębi' pomieszczenia. Byłam ciekawa do kogo należą te damskie ciuchy. Nagle coś przykuło mój wzrok.
Peruki.
I to nie byle jakie. Peruki, stworzone idealnie dla chłopców - takie same fryzury jak posiadali oni, takie same kolory... Ciekawe, pomyślałam, opierając nogę o najniższy szczebel regału, czy teraz, na koncercie, mają prawdziwe czy sztuczne włosy. Mając nogi położone na półkach, sięgnęłam po najbliższa fryzurę - po loki Harry`ego. Pisnęłam lekko, gdy nagle wszystko zaczęło się chwiać, a następnie przewaliło się na mnie. Upadek zamortyzowała kupka garniturów chłopaków. Z trudem ściągnęłam z siebie najpierw cała szafkę, a następnie perukę a`la Niall.
Odrzucając jasne włosy chłopaka, coś mignęło mi przed oczami. Spojrzałam jeszcze raz w tym kierunku i zaniemówiłam.
Okno. Małe, wąskie, ale idealne dla tak drobnej osoby jak ja. Mogłam się przecisnąć. I to bez problemu. Zagryzłam wargę, myśląc jak bardzo wścieknie się wuj, gdy odkryje, ze jego siostrzenica uciekła ze swego więzienia. Zaczęlam układać pod ścianą wszytskie te pudła, a następnie, targana dziwnym impulsem, nałożyłam na głowę brązową perukę - 'włosy' splecione w kłos i sięgające do pasa. Na siebie narzuciłam czyjąś marynarkę - o kilka rozmiarów za dużą jak na mnie - po czym poczęłam wspinać się na stosik. Pisnęłam cicho, gdy wszystko zaczęło się chybotać i wskoczyłam do okna, wraz z upadkiem mojej 'drabiny'.
***
Chodziłam powoli po uliczkach Londynu, rozkoszując się samotnością. Samotnością! Jak ja dawno nie byłam sama! Właściwie.. Ja nigdy nie byłam sama. Zawsze ktoś mi towarzyszył - zawsze. Albo ochroniarze, albo Lucy, albo fani, albo paparazzi... Denerwowało mnie to. Wystarczyło, że poszłabym na zakupy by pod jednym sklepem zebrała się tak duża grupka osób, że aż blokowała ulice. A teraz? Żaden przechodzień nawet na mnie nie spojrzał. Żaden samochód się nie zatrzymał. Dla każdego byłam obojętna - każdego! Jakie to piękne uczucie! Nikt mnie nie rozpoznawał - nikt. Pierwszy raz od piętnastu lat.
Skręciłam w jakaś uliczkę, zatrzymując się raptownie. Niepewnie spojrzałam w stronę ciemnej pustki. Nie świeciły tu żadne latarnie, a w dodatku śmierdziało stęchlizną. Nie byłam pewna czy iść dalej - przyznam, ogarnął mnie strach. Nie znałam drogi powrotnej, ale tym nie przejmowałam się dotychczas zbytnio. Rozkoszowałam się smakiem prywatności. Teraz jednak straciłam pewność i - nie widziałam czubka nosa.
Zaraz się mimo wszystko zaśmiałam ze swojej głupoty, robiąc kilka kroków do przodu.
- A co tu robi taka śliczna, młoda dziewczyna? - usłyszałam.
Momentalnie zesztywniałam, bojąc się nawet wziąć wdech. Paznokcie wbiłam we wnętrze dłoni. Normalnie zaczęła bym uciekać, lecz teraz miałam na sobie szpilki, a w dodatku ten ktoś mógł być nawet za mną.
Z trudem przełknęłam ślinę i wręcz cicho pisnęłam, gdy czyjaś ręka objęła mnie w pasie i przyciągnęła do siebie. Ciepły oddech otulał moje policzki. Skrzywiłam się czując papierosy.
- Zgubiłaś się, mała? - ciągnął mężczyzna.
Spróbowałam się wyswobodzić, lecz na marne - od razu zacieśnił uścisk. Zrezygnowana, pokręciłam głową, ale przypominając sobie, że owa osoba nie może tego dostrzec, odparłam słabo:
- Szukam wujka.
Nie widziałam, lecz wyczułam, że mężczyzna się uśmiecha.
- Tutaj? Wujek chyba powinien ci powiedzieć, że jest to bardzo niebezpieczna okolica. Możesz spotkać tu różnych złych ludzi... Takich, którzy mogą ci coś zrobić. A my bardzo nie chcemy by ci się stała krzywda, prawda? - Kpił sobie ze mnie. On też traktował mnie jak jakieś dziecko. Zresztą, sama się tak zachowywałam. Pozwalałam z siebie żartować. Nagle strach zastąpiła wściekłość, chęć udowodnienie, że wcale nie jestem taka słaba i delikatna.
- Złych ludzie? - zapytałam o wiele głośniej. - Czyli gwałciciele, pedofile, złodzieje, mordercy, pijacy, .ćpuni... Albo ktoś kto ma wszystkie te cechy. Wiesz, jeśli chcesz mnie zgwałcić to się pośpiesz. O ile oczywiście masz czym to zrobić. Człowiek, gdy podczas głodu jest zdolny do wszystkiego, nawet do odgryzienia sobie fiuta. Smakował?
Mężczyzna się lekko zaśmiał.
- Nie pyskuj, bo nie będziesz miała z tego przyjemności. A czy smakuje to zaraz ty mi powiesz - odparł, po czym potarł moją szyję głową. - Jak się tu znalazłaś?
- Gówno cię to obchodzi - odpowiedziałam ostro.
Facet znów się zaśmiał, a po chwili poczułam jak rozluźnia uścisk, by złapać mnie za nadgarstek i wypchnąć z zaułka. Zdziwiona, nawet nie zareagowałam. Tymczasem on wyciągnął pudełko papierosów, po czym zabrał jednego. Spojrzał na mnie pytająco, wskazując na paczuszkę. Pokręciłam głową, cofając się o krok. Mężczyzna po raz kolejny cicho się zaśmiał.
- Nie palisz? - Zmierzył mnie wzrokiem. - Choć można było się tego po tobie spodziewać. Panienka z dobrego domu, co?
Zaciągnął się dymem, chowając zapalniczkę do kieszeni. Już miałam pokręcić głową, lecz chłopak mi przerwał:
- Nie kłam, że nie - Po czym coś mi rzucił. Ze zdziwieniem zauważyłam moją bransoletkę. - Z kamieni szlachetnych. Nie kłam, pochodzisz z takiego domu, że musisz wiedzieć, że to brzydko. Jestem Aron.
- Kay... - Ledwo zdążyłam się ugryź w język. - Kaytlin.
Przyjrzałam się bardziej mężczyźnie. Była bardzo wysoki i, muszę to powiedzieć, przystojny. Czarne, krótkie włosy zasłaniała czapka. Nie wyglądał na zbudowanego, lecz zdążyłam się już przekonać, że tak nie jest. Na jego twarzy widniał trzydniowy zarost, a brązowe oczy patrzyły na mnie dość przyjaźnie. Ubrany był w podkoszulek na ramiączkach i wytarte jeansy.
Nagle Aron wyrzucił niedopałek, przydeptując go i kiwnął na mnie głową.
- Chodź. Na noc pójdziesz do mnie - powiedział, wkładając ręce w kieszenie.
Natychmiast pokręciłam głową, lecz Aron naciskał.
- Nie trafisz teraz do domu, po ciemku. Zresztą, czuję, że i tak nie wiesz gdzie iść. No chodź, Kaytlin. Obiecuje, że nie będę się do ciebie dobierał. Nawet cię nie tknę, a przy mnie będziesz o wiele bezpieczniejsza.
Przez chwilę się wahałam. Nie wiedziałam co zrobić. Niby miał rację - byłam przy nim bezpieczniejsza. Ale, gdyby mnie okłamał.. I zaczął się do mnie dobierać... Nie mogłam mu ufać, zwłaszcza, że przed chwilą mnie macał...Lecz mimo to miałam do wyboru jego lub szczury przy najbliższym śmietniku.
Skręciłam w jakaś uliczkę, zatrzymując się raptownie. Niepewnie spojrzałam w stronę ciemnej pustki. Nie świeciły tu żadne latarnie, a w dodatku śmierdziało stęchlizną. Nie byłam pewna czy iść dalej - przyznam, ogarnął mnie strach. Nie znałam drogi powrotnej, ale tym nie przejmowałam się dotychczas zbytnio. Rozkoszowałam się smakiem prywatności. Teraz jednak straciłam pewność i - nie widziałam czubka nosa.
Zaraz się mimo wszystko zaśmiałam ze swojej głupoty, robiąc kilka kroków do przodu.
- A co tu robi taka śliczna, młoda dziewczyna? - usłyszałam.
Momentalnie zesztywniałam, bojąc się nawet wziąć wdech. Paznokcie wbiłam we wnętrze dłoni. Normalnie zaczęła bym uciekać, lecz teraz miałam na sobie szpilki, a w dodatku ten ktoś mógł być nawet za mną.
Z trudem przełknęłam ślinę i wręcz cicho pisnęłam, gdy czyjaś ręka objęła mnie w pasie i przyciągnęła do siebie. Ciepły oddech otulał moje policzki. Skrzywiłam się czując papierosy.
- Zgubiłaś się, mała? - ciągnął mężczyzna.
Spróbowałam się wyswobodzić, lecz na marne - od razu zacieśnił uścisk. Zrezygnowana, pokręciłam głową, ale przypominając sobie, że owa osoba nie może tego dostrzec, odparłam słabo:
- Szukam wujka.
Nie widziałam, lecz wyczułam, że mężczyzna się uśmiecha.
- Tutaj? Wujek chyba powinien ci powiedzieć, że jest to bardzo niebezpieczna okolica. Możesz spotkać tu różnych złych ludzi... Takich, którzy mogą ci coś zrobić. A my bardzo nie chcemy by ci się stała krzywda, prawda? - Kpił sobie ze mnie. On też traktował mnie jak jakieś dziecko. Zresztą, sama się tak zachowywałam. Pozwalałam z siebie żartować. Nagle strach zastąpiła wściekłość, chęć udowodnienie, że wcale nie jestem taka słaba i delikatna.
- Złych ludzie? - zapytałam o wiele głośniej. - Czyli gwałciciele, pedofile, złodzieje, mordercy, pijacy, .ćpuni... Albo ktoś kto ma wszystkie te cechy. Wiesz, jeśli chcesz mnie zgwałcić to się pośpiesz. O ile oczywiście masz czym to zrobić. Człowiek, gdy podczas głodu jest zdolny do wszystkiego, nawet do odgryzienia sobie fiuta. Smakował?
Mężczyzna się lekko zaśmiał.
- Nie pyskuj, bo nie będziesz miała z tego przyjemności. A czy smakuje to zaraz ty mi powiesz - odparł, po czym potarł moją szyję głową. - Jak się tu znalazłaś?
- Gówno cię to obchodzi - odpowiedziałam ostro.
Facet znów się zaśmiał, a po chwili poczułam jak rozluźnia uścisk, by złapać mnie za nadgarstek i wypchnąć z zaułka. Zdziwiona, nawet nie zareagowałam. Tymczasem on wyciągnął pudełko papierosów, po czym zabrał jednego. Spojrzał na mnie pytająco, wskazując na paczuszkę. Pokręciłam głową, cofając się o krok. Mężczyzna po raz kolejny cicho się zaśmiał.
- Nie palisz? - Zmierzył mnie wzrokiem. - Choć można było się tego po tobie spodziewać. Panienka z dobrego domu, co?
Zaciągnął się dymem, chowając zapalniczkę do kieszeni. Już miałam pokręcić głową, lecz chłopak mi przerwał:
- Nie kłam, że nie - Po czym coś mi rzucił. Ze zdziwieniem zauważyłam moją bransoletkę. - Z kamieni szlachetnych. Nie kłam, pochodzisz z takiego domu, że musisz wiedzieć, że to brzydko. Jestem Aron.
- Kay... - Ledwo zdążyłam się ugryź w język. - Kaytlin.
Przyjrzałam się bardziej mężczyźnie. Była bardzo wysoki i, muszę to powiedzieć, przystojny. Czarne, krótkie włosy zasłaniała czapka. Nie wyglądał na zbudowanego, lecz zdążyłam się już przekonać, że tak nie jest. Na jego twarzy widniał trzydniowy zarost, a brązowe oczy patrzyły na mnie dość przyjaźnie. Ubrany był w podkoszulek na ramiączkach i wytarte jeansy.
Nagle Aron wyrzucił niedopałek, przydeptując go i kiwnął na mnie głową.
- Chodź. Na noc pójdziesz do mnie - powiedział, wkładając ręce w kieszenie.
Natychmiast pokręciłam głową, lecz Aron naciskał.
- Nie trafisz teraz do domu, po ciemku. Zresztą, czuję, że i tak nie wiesz gdzie iść. No chodź, Kaytlin. Obiecuje, że nie będę się do ciebie dobierał. Nawet cię nie tknę, a przy mnie będziesz o wiele bezpieczniejsza.
Przez chwilę się wahałam. Nie wiedziałam co zrobić. Niby miał rację - byłam przy nim bezpieczniejsza. Ale, gdyby mnie okłamał.. I zaczął się do mnie dobierać... Nie mogłam mu ufać, zwłaszcza, że przed chwilą mnie macał...Lecz mimo to miałam do wyboru jego lub szczury przy najbliższym śmietniku.
Wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową.
***
Aron otworzył przedtem mną drzwi, a ja uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu. Weszłam do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Od razu zaatakował mnie odór alkoholu i stęchlizny. Wszędzie leżały porozrzucane kartki, puszki, szkło... W kącie leżał zniszczony materac, na na niego narzucony był jakiś koc. Przed nim stał nieduży stoliczek, na którym walały się niedopałki, potłuczone kieliszki i inne.Ściągnęłam z siebie marynarkę, rzucając ją na materac.
- Rozgość się - odparł z przekąsem Aron.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym usiadłam na niedużym stoliczku. Już miałam coś powiedzieć, gdy przeszkodził mi w tym dźwięk telefonu. Szatyn wyciągnął z kieszeni komórkę i marszcząc brwi, patrzył na wyświetlacz. Patrzyłam wyczekująco aż odbierze, jednak nie zapowiadało się by to zrobił. Wreszcie zapytałam:
- Nie odbierzesz?
Aron spojrzał na mnie, jakby dopiero co zauważył, że tu jestem po czym uśmiechnął się lekko.
- Nie będę przy tobie gadał przez telefon. To w końcu niegrzecznie - odpowiedział, odrzucając połączenie.
Następne dwie godziny spędziliśmy na długiej rozmowie. Aron wypytywał mnie o wszystko - szkołę, rodzinę, miejscowość... Starałam się zmieniać temat, lecz chłopak był nieustępliwy... Tak, że, by zachować swoją tożsamość, musiałam mu zacząć kłamać. Nigdy tego nie lubiłam, brzydziłam się tym... Lecz teraz to było zupełnie coś innego. Musiałam.
Nagle na podwórzu dało się słyszeć czyjeś kroki. Aron wstał ze swojego krzesła i rzucił gdzieś niedopałek.. Ja cała zesztywniałam, przeczuwając najgorsze. Oboje czujnie wpatrywaliśmy się w drzwi, które po chwili z hukiem otworzyły się, a w progu stanęła... Jakaś dziewczyna.
Dość wysoka, blond włosy sięgały jej do ramienia. Chuda, bardzo chuda. Najbardziej jednak zaciekawiły mnie jej oczy - ogromne i strasznie niebieskie, na pół twarzy. Wydawało się w dodatku, że nie posiada źrenic.
Dziewczyna utkwiła wzrok w Aronie, po czym podeszła do niego i popchnęła.
- Aron! - wrzasnęła.
Chłopak chwycił jej dłonie i odepchnął od siebie.
- Gemma, uspokój się! - wydarł się na blondynkę.
Nieświadomie wstałam, a obcasy zastukały w podłogę zwracając uwagę 'Gemmy'. Dziewczyna wręcz zachłysnęła się powietrzem widząc mnie. Najpierw na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, wręcz niedowierzanie... Potem zrozumienie. Podeszłą do mnie szybkim krokiem, by następnie pewnym ruchem ściągnąć ze mnie perukę.
Blond włosy opadły mi kaskadą na ramiona, a Aron wydał cichy gwizd.
_________________
Od Boddie: O Boże... Pisze te rozdział 2 raz! I jestem już nim tak zmęczona... Blogger musiał mi go usunąć... Pisanie jednego zajęło mi jakieś 1-2 godziny... Przeklęty Blogger... Mi się w ogóle nie podoba... Ale to dlatego, ze ogólnie jestem zła xd Mam nadzieję, ze przynajmniej Wam się podoba...
- Rozgość się - odparł z przekąsem Aron.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym usiadłam na niedużym stoliczku. Już miałam coś powiedzieć, gdy przeszkodził mi w tym dźwięk telefonu. Szatyn wyciągnął z kieszeni komórkę i marszcząc brwi, patrzył na wyświetlacz. Patrzyłam wyczekująco aż odbierze, jednak nie zapowiadało się by to zrobił. Wreszcie zapytałam:
- Nie odbierzesz?
Aron spojrzał na mnie, jakby dopiero co zauważył, że tu jestem po czym uśmiechnął się lekko.
- Nie będę przy tobie gadał przez telefon. To w końcu niegrzecznie - odpowiedział, odrzucając połączenie.
Następne dwie godziny spędziliśmy na długiej rozmowie. Aron wypytywał mnie o wszystko - szkołę, rodzinę, miejscowość... Starałam się zmieniać temat, lecz chłopak był nieustępliwy... Tak, że, by zachować swoją tożsamość, musiałam mu zacząć kłamać. Nigdy tego nie lubiłam, brzydziłam się tym... Lecz teraz to było zupełnie coś innego. Musiałam.
Nagle na podwórzu dało się słyszeć czyjeś kroki. Aron wstał ze swojego krzesła i rzucił gdzieś niedopałek.. Ja cała zesztywniałam, przeczuwając najgorsze. Oboje czujnie wpatrywaliśmy się w drzwi, które po chwili z hukiem otworzyły się, a w progu stanęła... Jakaś dziewczyna.
Dość wysoka, blond włosy sięgały jej do ramienia. Chuda, bardzo chuda. Najbardziej jednak zaciekawiły mnie jej oczy - ogromne i strasznie niebieskie, na pół twarzy. Wydawało się w dodatku, że nie posiada źrenic.
Dziewczyna utkwiła wzrok w Aronie, po czym podeszła do niego i popchnęła.
- Aron! - wrzasnęła.
Chłopak chwycił jej dłonie i odepchnął od siebie.
- Gemma, uspokój się! - wydarł się na blondynkę.
Nieświadomie wstałam, a obcasy zastukały w podłogę zwracając uwagę 'Gemmy'. Dziewczyna wręcz zachłysnęła się powietrzem widząc mnie. Najpierw na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, wręcz niedowierzanie... Potem zrozumienie. Podeszłą do mnie szybkim krokiem, by następnie pewnym ruchem ściągnąć ze mnie perukę.
Blond włosy opadły mi kaskadą na ramiona, a Aron wydał cichy gwizd.
_________________
Od Boddie: O Boże... Pisze te rozdział 2 raz! I jestem już nim tak zmęczona... Blogger musiał mi go usunąć... Pisanie jednego zajęło mi jakieś 1-2 godziny... Przeklęty Blogger... Mi się w ogóle nie podoba... Ale to dlatego, ze ogólnie jestem zła xd Mam nadzieję, ze przynajmniej Wam się podoba...
No to się zaczyna coś dziać i znów standardowe zakończenie. Wyczekiwanie na kolejny rozdział... to jest nie do wytrzymania! :P
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć tyle weny, co Wy... Mi to jakoś ciężej przychodzi.
Czekam na dalszy rozwój akcji!
Rozdział bardzo przyjemnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńJest pisany prostym językiem (co oczywiście nie jest czymś złym, mi się to podoba) :)
Jestem ciekawa dalszej akcji :)
Więc czekam... :D