niedziela, 2 grudnia 2012

[11],,Uwolniłem się, bo jestem silny. Uwolniłem się, bo życie jest najważniejsze. Uwolniłem się, bo kocham''

Gemma...

    Cicho sapnęłam, ale dalej szłam posłusznie za Zaynem. Nie był zbyt wystraszony wizytą w tym ślepym zaułku, ja natomiast cała drżałam od środka ze strachu przed Davidem. Już nie raz zabił człowieka i nie raz miał okazję zabić mnie, ale zawsze mi darował. Dlaczego? Dlatego, że nadal mnie kochał, coś czuł. Tylko ja w jego kierunku nie kierowałam nic prócz nienawiści. 
   Przeniosłam wzrok z szatyna na dziewczynę obok mnie. Kaylee, albo raczej Kaytlin szła krok w krok ze mną. Była przygnębiona i może to dziwne, ale czułam żal i smutek. Wiedziałam, że ratowałam tylko swoją dupę, ale taka już była. Nauczono mnie, że niewolno nikomu ufać. Tak naprawdę wychowała mnie ulica, nie rodzice. Oni byli zapatrzeni w swojego utalentowanego synka. Kochałam Harry'ego, bo w końcu był moim bratem, ale i tak miałam mu za złe, że odebrał mi miłość rodziców. Mówi się, ze to młodsi są rozpieszczani. Nie prawda. Ja miałam ciągle pod górkę. Czasem nie wracałam do domu na noc, oni nawet nie pisali smsa z pytaniem czy żyję. Kiedy wracałam do domu naćpana lub napita nawet na mnie nie spojrzeli. Uważali, ze to stan przejściowy.
   Nagle poczułam ostre pieczenie w gardle. Chciałam to powstrzymać, ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że kiedy tylko zobaczę lub wyczuję narkotyk rzucę się na niego jak zwierzę. Nie mogłam tam wejść, nie w tej chwili. David zawsze pachniał jak rzadka odmiana heroiny. Przesiąknął tym.
   -Zayn...- wysyczałam cicho kiedy zbliżaliśmy się do miejsca gdzie zawsze przesiadywał mój diler. Może to piekące uczucie to nie pragnienie narkotyku tylko strach? Może tak on wyglądał? Zapewne gdybym wzięła teraz coś, strapienia i przerażenie uciekły by, ale nic nie miałam. Poza tym... Chciałam się zmienić tak? A może nie?
   Chłopak nie obrócił się w moją stronę, ale wiedziałam że słucha uważnie. Nie wierzyłam, że ten który jeszcze niedawno chciał mojego zgonu, teraz mi pomagał przetrwać. Rozumiał mnie jako jedyny. Nikt nie wiedział jakie to okropne uczucie być w klatce stworzonej z różnorakich narkotyków i nie mieć w koło żadnego klucza lub przepustki. To jak więzienie bez wyjścia, jak świat bez słońca. Ale mi właśnie teraz ujawniło się takie małe przejście w kącie celi. Taki otwór, przez które przebijało się światło. Piękne światło. Tak jasne, które jeszcze nigdy nie widziałam. I choć nie robił tego dla mnie to wiedziałam, że i tak mi pomoże, że nie zrezygnuje.
  -Nie mogę tam wejść... On nas zabije, oni nas... Oni nas zamordują! Nie damy im rady.- szatyn obrócił się napięcie w moją stronę po czym nie zważając na Kaylee wlepił we mnie swoje ciemne oczy. Przyglądał mi się z pogardą i wściekłością. Trwało to ułamek sekund, ale jednak czułam jak wali mi serce.
  -Nie wątp. Dla narkotyku zrobię wszystko...-zaczął, ale mu przerwałam.
  -... ale by uciec od niego mogę nawet zginąć.- dokończyłam, zagryzając dolną wargę nerwowo. Na ustach chłopaka pojawił się delikatny lub wręcz niewidoczny uśmiech, który zaraz znikł pod maską nienawiści. 
   -Chociaż tego cię nauczyły dragi. Jesteś głupia wiesz o tym? Myślisz, że starczy iść i wyrównać rachunki? To nie takie proste jak się wydaje... Pieniądze to drobnostka, długi to nic. Najgorsze jest potem wydostać się z tego gówna i stanąć na równe nogi.  Spojrzeć ludziom w twarz i powiedzieć... ,,Uwolniłem się, bo jestem silny. Uwolniłem się, bo życie jest najważniejsze. Uwolniłem się, bo kocham''. - brakowało mi słów. Cytował słowa narkomanów, którzy w moim i kiedyś jego świecie byli największymi autorytetami, bo potrafili uciec z więzienia.
   Zapadła grobowa cisza i dopiero po kilku chwilach usłyszałam czyjeś kroki.  Ciemność jaka im towarzyszyła wywoływała we mnie drgawki.
   -Przyprowadziłaś kolegę? O! I jeszcze koleżankę...-dodał opierając się o lampę uliczną.
   -Przymknij się na moment...- odparł ostro Zayn. - Mamy całą kwotę.- dodał. Wytrzeszczyłam zaskoczona oczy. Skąd mieli dziesięć tysięcy?
   -Naprawdę sądzisz, że tu chodzi o pieniądze?- odpowiedział David zbliżając się do mnie. Wyminął mnie i Zayna po czym podszedł do Kaylee. Dziewczyna stała wystraszona. Chyba bała się, że ją rozpozna. Ale przecież było ciemno, to było niemożliwe.- Ta mała suka mnie wykorzystała... Ale to nic. Jeszcze się zrewanżuję.- powiedział odgarniając czarny warkocz z ramienia dziewczyny. Zayn przygniótł go do ściany, a blondynka odskoczyła w tył zbliżając się do mnie.
   -Nie dotykaj ani jej, ani Gemmy. Nie są twoją własnością. Nie obchodzi mnie co ci zrobiła, najwidoczniej byłeś tego wart.- nim zdążyłam mrugnąć Zayn dostał w twarz, a z jego nosa pociekła krew.
   -Zostaw go!- wrzasnęłam wściekła po czym podeszłam z całej siły pchnęłam Davida w tył. Ten jednak ani drgnął. Stał z uśmiechem na twarzy.- Czego jeszcze chcesz?! Dostaniesz pieniądze!- krzyknęłam.
   -Chcę ciebie...- wychrypiał mi do ucha. Przymknęłam powieki wiedząc, że Zayn nie słyszał jego słów. Moje dłonie momentalnie zacisnęły się w pieści.
   -Oddaj mi naszyjnik, a zrobię dla ciebie wszystko.- powiedziałam cicho.  Chłopak zaśmiał się pod nosem po czym przygniótł mnie do ściany. Brałam głębokie wdechy by nie wybuchnąć płaczem kiedy jego ręce powędrowały na moje biodra. Spojrzałam na Zayna znacząco, by nie reagował. Stałam koło Kaylee i patrzył na tę scenę zaskoczony i zmieszany.
   -Zrobisz dla mnie wszystko?- spytał głośno. - Jedna noc i naszyjnik jest twój.-dodał wręcz krzycząc. Wzięłam głęboki wdech po czym niechętnie kiwnęłam głową.
   -Ale najpierw oddaj Kaytlin naszyjnik...- powiedziałam stanowczo. I pomyśleć, że gdybym nie ukradła tej pamiątki po jej matce nigdy byśmy tu nie trafili, ona była by bezpieczna, ja może i miałabym nadal długów po uszy, ale za to nie narażałabym nikogo prócz siebie na niebezpieczeństwo.
    David pokręcił przecząco głową po czym mocniej dociskając mnie do ściany zaczął całować moją szyję.
   -Wiem, że jesteś przebiegła... Nie dałbyś mi tego czego chcę.- odparł z rozbawieniem mój oprawca. Do oczu napłynęły mi łzy wstydu. Czułam się poniżona i jak nigdy upokorzona.  Z moich ust mimo moich starań wydobył się szloch, a po policzku pociekły łzy. Gdyby jeszcze obok nie stał Zayn i Kaylee, gdyby to było gdzie indziej, ale on był napalony. Zapomniał kompletnie o ich obecności. Już zabierał się za moje spodnie kiedy nagle coś w niego uderzyło. Chłopak upadł na ziemię, a ja poczułam jak Zayn ciągnie mnie za rękę w stronę auta, które zostawiliśmy kilkanaście metrów dalej. Wepchnął mnie na przednie siedzenie, Kaylee na tylne i z piskiem opon ruszył przed siebie. Zdenerwowana nie mogłam dopiąć pasu bezpieczeństwa, moje dłonie telepały się jak u... jak u narkomanki. Tylko tym razem nie wiedziałam czy to głód czy to przerażenie nimi steruje. Nie miałam nad sobą kontroli. W końcu się poddałam. Puściłam pas, podkuliłam kolana pod brodę, stawiając je przy tym na siedzenie i ukrywając twarz w dłoniach zaczęłam płakać.
   -To tylko naszyjnik...- usłyszałam głos zza moich pleców.
   -To pamiątka. Gdybym... gdybym nie ukradła jej... Boże... Naraziłam cię na niebezpieczeństwo.- odpowiedziałam łkając. Kay zaniemówiła. Zwróciłam wzrok na Zayna. Z całej siły zaciskał dłonie do kierownicy, wpatrywał się w asfalt i nie spuszczał stopy z pedału gazu.
   -Nie ma tego naszyjnika. On już go nie ma...- wyszeptał tylko cicho po czym zatrzymał auto. Byliśmy pod domem. Szybciej niż się spodziewałam. Nikt jednak nie chciał wysiadać pierwszy. W końcu Kaylee się przemogła i ruszyła w stronę domu zostawiając mnie z Zaynem sam na sam. Wyciągnęłam dłoń w kierunku jego wargi z której krew lała się bezustannie, nos wcale nie był w lepszym stanie i jeśli reporterzy by nas złapali zapewne pomyśleli by, że z kimś się pobił. To był cud, ze nas nie dorwali.
   -Przepraszam...- wychrypiałam odruchowo.
   -Przecież to nie twoja wina.- odparł szybko szatyn łapiąc za moją wyciągniętą dłoń. Czułam jak serce szybciej mi wali, głód narkotykowy znikł, wszystko znikło.
   -Moja... Gdybym...- znów mi przerwał, ale tym razem jedynie swoim uśmiechem. Tym razem uśmiechał się wyraźnie, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że jest po mojej stronie. Nachylił się nade mną , tak że nasze twarze dzieliły centymetry po czym wyszeptał:
  -Czasu nie cofniesz, ale zrobiłaś coś czego bym się po tobie nie spodziewał.- po czym odsunął się i odszedł. Siedziałam tak jak przed momentem nie mogąc oderwać wzroku od miejsca gdzie przed momentem on siedział. Poczułam jak przepełnia mnie ciepło, które znałam tylko z bajek, które było mi obce. Może ja śniłam? Może on był tylko snem...

***

        Rozsiadłam się na łóżku i zaczęłam przeglądać album z zdjęciami z dzieciństwa. Chciałam wrócić do tamtych czasów, kiedy wszystko było takie proste i łatwe. Kiedy jeszcze coś znaczyłam dla tego świata.
   -Gemma?- usłyszałam zza uchylonych drzwi. Nie patrząc nawet w ich stronę wyjęłam z albumu jedno zdjęcia i położyłam tuż przed sobą. Usłyszałam czyjeś kroki, kogoś nierówny oddech i już wiedziałam kto to. -I jak było?- spytał Hazza siadając obok mnie i biorąc do dłoni zdjęcie na którym byłam wraz z nim. Zostało ono zrobione w czasie moich trzecich urodzin. Wtedy Harry miał pięć lat. Był takim słodkim chłopczykiem z burzą loków na głowie. Kiedy teraz tak sobie pomyślę o nim to wydaje mi się, że nigdy nie mieliśmy lepszego kontaktu niż wtedy. Potem było już tylko gorzej bo zaczęły się jego występy w szkole.
   -A jak miało być? Widziałeś co on zrobił z Zaynem... I to przeze mnie. Nie odzyskaliśmy naszyjnika. Jedynie straciliśmy pieniądze, a oni i tak nie dadzą mi spokoju. Może powinnam do nich wrócić, przeprosić... Powinnam... powinnam...- do oczu napłynęły mi łzy.- Zniknąć z waszego życia. Przecież to obiecałeś Zaynowi. Jeśli mnie wyciągnie to ja odejdę. Jestem blisko prawda? Jeszcze tylko jeden zakręt, kilka terapii i będę zdrowa. Co ze mną zrobisz?- ciągnęłam dalej.- Wyrzucisz na bruk? Oboje wiemy, że mnie nie uchronisz, nikt mnie nie uchroni... Ja mam kłopoty we krwi.- zaśmiałam się pod nosem cynicznie.- Jestem zwykłą szmatą, którą można przelecieć i zostawić, bo po pijaku nie robi niczego rozsądnie...- w końcu mi przerwał.
  -Nie mów tak... Nie jesteś nią. Jesteś moja kochaną siostrzyczką Ice Gem. Blondyneczką, która zawsze jest uśmiechnięta i nie widzi trosk.- tym razem to ja wcięłam mu się w zdanie.
   -Harry! Ja od dawna nie jestem tą Gemmą, którą znasz! Teraz mój uśmiech na twarzy sprawia tylko zawartość narkotyków w mojej krwi! Nie umiem już żyć! Ja jestem nikim! Ty i chłopcy jesteście moim jedynym ratunkiem!- wykrzyczałam po czym wściekła na siebie za swoje uniesienie wybiegłam z domu. Szłam przed siebie nie wiedząc zbytnio gdzie się kieruję. Chciałam być po prostu sama. Usiadłam na jednej z ławek w parku i ukryłam twarz w dłoniach. Chciałam na moment uciec od tych problemów, od narkotyków, od chłopaków...

____
Od Akwamaryn: Nie wiem jak wam, ale mi się nawet podoba.  Wyszedł dość dobry, bo miałam na niego sporo weny. Jestem ciekawa co Boddie dalej wymyśli;D

1 komentarz:

  1. Napisane stylem, który najczęściej podoba mi się w tego typu opowiadaniach. Osobiście fanką D1 nie jestem, ale pisarstwa i to wystarczy, aby się zauroczyć tym opowiadaniem. Cóż życzyć więcej? Weny, weny przede wszystkim i - oczywiście - mnóstwa rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń