Kaylee...
Przejechałam palcami po, teraz pustym, popiersiu z czarnego materiału. Zagryzłam wargę ze złości, zdenerwowania i smutku. Jak mogłam tego nie zauważyć?! Ten naszyjnik... To miało być moje oczko w głowie, moje serce, najważniejsza rzec na świecie... Jedyna rzecz po matce... Jedna pamiątka. Nic innego po niej nie zostało, nie miałam. Dała mi to prosto do rąk, kilka minut przed swoją śmiercią. Zawołała mnie i włożyła do rąk, mówiąc, że mam to chronić... Że w tym będzie jej część, jej duch, który zawsze będzie mnie chronił. Miałam go ubrać na swój ślub, poprosiła mnie o to. ' Będę wtedy z tobą, tak, jakbym żyła. I będę cię wspierać', powiedziała. ' W tym najważniejszym dniu w twoim życiu, chcę być przy tobie, kotku", tak mówiła. A teraz... Wszystko zepsułam. Wszystko! Tylko dlatego, że jej zaufałam... Przynajmniej próbowała odzyskać... Ale co to dało? Gówno. Ten dupek tylko zaczął się do niej dobierać. A naszyjnika i tak nie oddał. Przeprosiła, choć tyle. Ale co to zmieniło? Nic.
Poczułam jak trzęsie mi się broda. Straciła naszyjnik, straciłam JĄ. Jedną rzec po niej. Wszystko spieprzyłam, wszystko.
Obróciłam się tyłem do popiersia, opierając o komodę. Z moich oczu zaczęły kapać łzy, a z gardła wydobył się szloch. Tak bardzo mi jej brakowało. Brakowało mi jej ciepła, miłości, troski... Tata chciał tylko na mnie zarobić. Potrzebował mnie do rozszerzenia konta, to tyle. Ale chyba zaczęło go to przerastać. W momencie, gdy zrobili ze mnie dziwkę, zaczął się mnie wstydzić. Mama by do tego nie dopuściła. Ale mamy już tu nie ma.
Podeszłam do wielkiego, drewnianego łoża, dłonią chwytając jedną z jego kolumn. Wierzchem drugiej ręki wytarłam mokre policzki. Jeszcze nigdy nie czułam się tak samotna. Zawsze miałam kogoś przy sobie. Zawsze. Choćby służące. Tu pierwszy raz poczułam się tak źle, tak samotnie. Wuj był teraz pochłonięty sprawą z dilerami, tak samo chłopcy. Wiem jak to teraz zabrzmiało - jakbym chciała, by wszyscy wokół mnie skakali, bo tak było od małego. Ale to nie prawda. Po prostu... Potrzebowałam czułości...
Boże... Zachowuje się tak dziecinnie, pomyślałam, zła na siebie.
Nagle w tym samym momencie, co usiadłam na łóżku, rozległo się pukanie w drzwi balkonowe. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
- Aron, nie teraz! - zawołałam. - Idź sobie, proszę!
To nie ciebie teraz potrzebuje, dodałam w myślach.
- Nie jestem Aron, kotku - usłyszałam czyiś rozbawiony głos.
Natychmiast otworzyłam oczy, wstając i w jakimś niekontrolowanym odruchu cofając się za kolumnę łoża. Rozpoznałabym ten głos wszędzie, wszędzie. Nigdy nie zapomnę, nigdy.
- David - szepnęłam, lecz nie wystarczająco cicho.
- Dokładnie - odpowiedział. - David. Pamiętasz? Jakże wspaniale. A teraz wpuszczaj mnie do środka.
Pokręciłam głową, z trudem przełykając ślinę. Nie ukrywam, że bałam się tego człowieka. Po tym co pokazał w tej uliczce, po tym co robił Gemmie... Bałam się. I to bardzo.
Zaczęłam się cofać do drzwi, najciszej jak potrafiłam. Nie mógł mnie widzieć - zasłony były zaciągnięte. Ale mógł usłyszeć. Skrzypienie drzwi nie było głośne, ale nie dla niego.
- Spróbuj stąd wyjść i komuś powiedzieć o mnie, a będziesz mnie jeszcze błagać o litość - usłyszałam jego wściekły głos. Zawahałam się. Niepotrzebnie. Już po kilku sekundach ciągnął milszym głosem. - Kocie... Myślałem, że zależy ci na tym naszyjniku.
I nie wiem po co to zrobiłam. Przecież nie miałam pewności, że on go naprawdę posiada, a nie sprzedał za narkotyki. Tylko, jak słyszałam o tym naszyjniku... Przestawałam myśleć logicznie. Liczyło się tylko to, by go odzyskać. Bym znów miała przy sobie mamę.
Natychmiast podeszłam do balkonu i pewnym ruchem otworzyłam jego drzwi. David stał za nimi, uśmiechając się i spoglądając na mnie pożądliwie.
- Gdzie on jest? - zapytałam ostro.
Mężczyzna zaśmiał się, podnosząc brew.
- Księżniczka zdecydowała się otworzyć. Jak miło. Już miałem nadzieję, że wejdę bardziej tradycyjnym sposobem i rozbije ci okno.
Wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Oddaj naszyjnik.
David przekrzywił głowę, przyglądając mi się z rozbawieniem.
- Tak, oczywiście. Bo przecież przyszedłem tu z dobroci serca, by ot tak po prostu dać ci tą biżuterię. Nie potrzebuje go, świetnie zarabiam na latającym dywanie i Dżinie z lampy - odparł.
Zacisnęłam zęby ze złości. Po cholerę tu wychodziłam? Do niego? I znów wrócił strach. Boże, jestem taka głupia, skarciłam się w myślach. Trzeba być naprawdę idiotą, by zaufać komuś takiemu. Jednak wycofanie się teraz nie wchodziło w grę. Ucieczka tylko umocniłaby go w przekonaniu, że jestem tchórzliwa i można mną łatwo zmanipulować.
- Czego chcesz? - zapytałam, chowając rękę. - Po co tu przyszedłeś?
David wzruszył ramionami.
- A tak jakoś. Nudziło mi się, a ty wydawałaś się bardzo ciekawą osóbką.
Zmarszczyłam brwi. Chyba zaczęłam rozumieć. Zaplotłam ręce na piersi, również przekrzywiając głowę.
- Ciekawą... Czy bogatą? - odparłam z przekąsem. - Bo jeśli tak to muszę cię zmartwić. Nie jestem bogata, a ten naszyjnik zdobyłam od pewnej dziewczyny, która mi go dała za spłacenie długów za narkotyki.
David cicho się zaśmiał.
- Zaczynamy pyskować?
Wzruszyłam ramionami. Mężczyzna, wciąż się uśmiechając, wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Idziemy na spacer? Seks na łonie natury wydaje się ciekawszy niż tradycyjny, nie sądzisz?
Podniosłam do góry brew, spoglądając z obrzydzeniem na jego rękę. Tylko jakimś cudem powstrzymałam się, by nie odskoczyć. Teraz nie mogłam. Gdzieś z tyłu umysłu miałam nadzieję, że poprzez uchylone drzwi słychać naszą rozmowę i ktoś zaraz tu wejdzie, pomagając mi. Ale była przecież druga w nocy, wszyscy albo spali albo mieli te swoje 'narady' w salonie. Nikt nie mógł mi pomóc. Pierwszy raz musiałam poradzić sobie sama. Poczułam jednocześnie radość i strach.
- Niestety, ale mam już inne plany. Umówiłam się z paroma osobami na dziką orgię w domu One Direction. Zresztą... Nie kręci mnie rozprawiczanie ćpunów.
Z twarzy Davida znikł uśmiech, szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek, po czym wręcz rzucił na barierkę. Zacisnęłam usta, by nie jęknąć z bólu. On sam oparł się całym ciałem o mnie, tak, że nie zostawiał mi wolnej przestrzeni. Czułam jego śmierdzący oddech na swoich policzkach, ustach. Dzieliło nas parę milimetrów. Mimo strachu, spojrzałam mu w oczy, płytko oddychając. Nie mogłam okazać strachu, nie teraz.
- Spytam jeszcze raz. I lepiej byś tym razem odpowiedziała grzecznie, suko - wysyczał. - Idziemy na spacer?
I znów, jakiś niekontrolowany odruch kazał mi to zrobić - naplułam mu w twarz. W tym samym momencie poczułam strach i podziw dla samej siebie. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale chyba i tak tego nie żałowałam. Co z tego, że mógł mnie wypchnąć z tej barierki? Krzyknęła bym wtedy tak głośno, ze ktoś musiałby mnie usłyszeć.
- A ja ci odpowiem jeszcze raz - odparłam cicho i ostro. - Nie kręci mnie rozprawiczanie ćpunów.
Twarz Davida stała się czerwona ze złości, jego usta wygięły się w grymas wściekłości. Zamachnął się i... Uderzył mnie w twarz. Poczułam jak z ust zaczyna mi się lać krew. Oblizałam ją, wolno obracając głowę. Wciąż nie czułam strachu, ba, chciałam go upokorzyć jak nigdy. Pytanie czy to dobrze czy nie?
- Idziesz ze mną. I jeśli będziesz grzeczna, może nie zerżnę cię tak boleśnie, jasne, suko? - wychrypiał.
Nie odpowiedziałam, choć bardzo chciałam. Nie bałam się, ale zdawałam sobie sprawę, że on nie żartuje i naprawdę może mi coś zrobić. Nawet zabić. I chyba nie byłabym jego pierwszą ofiarą.
David odsunął się ode mnie o zaledwie parę centymetrów, po czym oplótł mnie ramieniem, dłonią zakrywając usta, a następnie... Wypchnął. Otworzyłam szeroko oczy, obiema dłońmi chwytają się jego koszulki i tym samym przytulając do mężczyzny. Gdyby nie jego ręka, krzyczałabym jak debilka. Tymczasem David w locie chwycił się gałęzi drzewna, zatrzymując upadek. Był silny, muszę przyznać. Byliśmy jakieś trzy metry nad ziemią. Chcąc nie chcąc przylgnęłam do niego, zamykając oczy - miałam lęk wysokości. Jednak już po kilku sekundach znajdowałam się na ziemi. Natychmiast odepchnęłam od siebie Davida, jednak ten od razu chwycił mnie mocno za ramię, brutalnie przyciągając do siebie. Drugą ręką zasłaniał mi usta i choć szarpałam się, nie puścił aż do wyjścia poza bramę. Boże, pomyślałam, starając się rozluźnić jego uścisk. Jeśli przeżyje, muszę powiedzieć chłopcom, by załatwili sobie lepszą ochronę. On tak po prostu sobie tu wchodził i wychodził! A oni nawet tego nie zauważyli. Boże...
Dopiero na ulicy, David mnie oswobodził, wciąż jednak trzymając moje ramię i pchając od przodu. Spojrzałam z pogardą na jego rękę.
- Serio boisz się, że ci ucieknę? - zapytałam, podnosząc brew do góry. - Serio?
David najpierw spojrzał na mnie, później na swoją dłoń, aż wreszcie puścił.
- Dziękuje - odparłam, rozmasowując sobie rękę.
Szliśmy w ciszy. Nie wiem ile, na pewno długo. Ciekawiło mnie dokąd mnie bierze i po co. Nie posiadałam przy sobie nawet grosza, więc czy nie lepiej było mnie odstawić, a wejść po prostu do pokoju i wykraść wszystko co miałam? Po cholerę gdziekolwiek mnie brał. Przelecieć mógł mnie nawet na tym balkonie, a i tak ci ochroniarze by nic nie zauważyli. Dosłownie - ślepi i głusi.
Wreszcie doszliśmy do jakiegoś klubu. Dudniała z niego muzyka i śmierdziało alkoholem, papierosami i... Nie myślcie, że jestem wulgarna, ale naprawdę śmierdziało stamtąd seksem. Serio. Zatrzymałam się, niepewna. Po co mnie tu zabrał?
- Chcesz ze mną potańczyć? - zapytałam, spoglądając na niego.
David wzruszył ramionami.
- Tak, bo przecież od zawsze pragnąłem z tobą zatańczyć - odparł z przekąsem, ciągnąc mnie w stronę wejścia.
Pokazał jakiś papierek ochroniarzowi, który natychmiast nas wpuścił. Znów zaczęłam się szarpać, lecz na marne - tylko mocniej mnie do siebie docisnął.
Panował tam okropny zaduch i ciasnota. Ciągle ktoś się o mnie ocierał, a do Davida wrzeszczeli " cześć" itp. Kobiety spoglądały na mnie ze współczuciem lub podziwem, a faceci z pożądaniem. Wszyscy ubrani byli w skąpe stroje - raz nawet zobaczyłam nagą kobietę. Zawstydzona odwróciłam wzrok, przy czym usłyszałam cichy śmiech Davida, który obejmował mnie wciąż ramieniem, prowadząc przez tłum. Wszędzie lał się alkohol, na rurach tańczyły jakieś kobiety. Pewien pijany facet wdrapał się do jednej z tancerek i zaczął się do niej dobierać. Kobieta strzeliła go w twarz, a on zatoczył się i upadł między tłum. Zrobiło mi się jej strasznie żal, zwłaszcza widząc minę owej dziewczyny. Obrzydzenie, złość, smutek i pogardę - ale do samej siebie. Najchętniej bym jej pomogła, ale nie potrafiłam, nie mogłam. Raz wyłapałam jej spojrzenie i posłałam jej współczujący uśmiech, który odwzajemniła.
Nagle David popchnął mnie na jeden ze stołku, sam przysiadając naprzeciw.
- Zacznijmy od twojego ubioru - powiedział, po czym chwycił moją sukienkę sprzątaczki, urywając materiał. Teraz zamiast do kolan, ledwo zakrywała mi pupę. Następnie zniknęły ramiona, sukienka utrzymywała się jedynie na biuście. Fartuch również został oderwany. - Teraz o wiele lepiej. Dwa. Masz zachowywać się... Naturalnie, ale jak na ten klub.
- Czyli wyzywająco? - przerwałam mu.
Kiwnął głową.
- Czyli wyzywająco - odpowiedział. - Trzy. Wypij i zjedz.
Podsunął mi pod nos kieliszek i jakąś niebieską tabletkę. Zmarszczyłam brwi, z obrzydzeniem spoglądając na obie rzeczy, po czym pokręciłam głową.
- Zjesz to po dobroci, albo sam ci to wepchnę - rzekł groźnie David.
Wreszcie, chcąc nie chcąc podniosłam tabletkę.
- Co to? - zapytałam wręcz obojętnie.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Coś, co pozwoli ci się wyluzować - odparł z uśmiechem.
Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Chcesz mnie zgwałcić, kiedy nie będę miała tego świadomości? - zapytałam.
David zaśmiał się, a ja łyknęłam tabletkę, popijając piwem. Natychmiast barman znów dolał mi do kieliszka, a ja po raz kolejny wypiłam wszystko duszkiem. Będzie co będzie, pomyślałam, okręcając się na krześle i spoglądając w tłum. I tak mam już przerąbane.
Poczułam jak trzęsie mi się broda. Straciła naszyjnik, straciłam JĄ. Jedną rzec po niej. Wszystko spieprzyłam, wszystko.
Obróciłam się tyłem do popiersia, opierając o komodę. Z moich oczu zaczęły kapać łzy, a z gardła wydobył się szloch. Tak bardzo mi jej brakowało. Brakowało mi jej ciepła, miłości, troski... Tata chciał tylko na mnie zarobić. Potrzebował mnie do rozszerzenia konta, to tyle. Ale chyba zaczęło go to przerastać. W momencie, gdy zrobili ze mnie dziwkę, zaczął się mnie wstydzić. Mama by do tego nie dopuściła. Ale mamy już tu nie ma.
Podeszłam do wielkiego, drewnianego łoża, dłonią chwytając jedną z jego kolumn. Wierzchem drugiej ręki wytarłam mokre policzki. Jeszcze nigdy nie czułam się tak samotna. Zawsze miałam kogoś przy sobie. Zawsze. Choćby służące. Tu pierwszy raz poczułam się tak źle, tak samotnie. Wuj był teraz pochłonięty sprawą z dilerami, tak samo chłopcy. Wiem jak to teraz zabrzmiało - jakbym chciała, by wszyscy wokół mnie skakali, bo tak było od małego. Ale to nie prawda. Po prostu... Potrzebowałam czułości...
Boże... Zachowuje się tak dziecinnie, pomyślałam, zła na siebie.
Nagle w tym samym momencie, co usiadłam na łóżku, rozległo się pukanie w drzwi balkonowe. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
- Aron, nie teraz! - zawołałam. - Idź sobie, proszę!
To nie ciebie teraz potrzebuje, dodałam w myślach.
- Nie jestem Aron, kotku - usłyszałam czyiś rozbawiony głos.
Natychmiast otworzyłam oczy, wstając i w jakimś niekontrolowanym odruchu cofając się za kolumnę łoża. Rozpoznałabym ten głos wszędzie, wszędzie. Nigdy nie zapomnę, nigdy.
- David - szepnęłam, lecz nie wystarczająco cicho.
- Dokładnie - odpowiedział. - David. Pamiętasz? Jakże wspaniale. A teraz wpuszczaj mnie do środka.
Pokręciłam głową, z trudem przełykając ślinę. Nie ukrywam, że bałam się tego człowieka. Po tym co pokazał w tej uliczce, po tym co robił Gemmie... Bałam się. I to bardzo.
Zaczęłam się cofać do drzwi, najciszej jak potrafiłam. Nie mógł mnie widzieć - zasłony były zaciągnięte. Ale mógł usłyszeć. Skrzypienie drzwi nie było głośne, ale nie dla niego.
- Spróbuj stąd wyjść i komuś powiedzieć o mnie, a będziesz mnie jeszcze błagać o litość - usłyszałam jego wściekły głos. Zawahałam się. Niepotrzebnie. Już po kilku sekundach ciągnął milszym głosem. - Kocie... Myślałem, że zależy ci na tym naszyjniku.
I nie wiem po co to zrobiłam. Przecież nie miałam pewności, że on go naprawdę posiada, a nie sprzedał za narkotyki. Tylko, jak słyszałam o tym naszyjniku... Przestawałam myśleć logicznie. Liczyło się tylko to, by go odzyskać. Bym znów miała przy sobie mamę.
Natychmiast podeszłam do balkonu i pewnym ruchem otworzyłam jego drzwi. David stał za nimi, uśmiechając się i spoglądając na mnie pożądliwie.
- Gdzie on jest? - zapytałam ostro.
Mężczyzna zaśmiał się, podnosząc brew.
- Księżniczka zdecydowała się otworzyć. Jak miło. Już miałem nadzieję, że wejdę bardziej tradycyjnym sposobem i rozbije ci okno.
Wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Oddaj naszyjnik.
David przekrzywił głowę, przyglądając mi się z rozbawieniem.
- Tak, oczywiście. Bo przecież przyszedłem tu z dobroci serca, by ot tak po prostu dać ci tą biżuterię. Nie potrzebuje go, świetnie zarabiam na latającym dywanie i Dżinie z lampy - odparł.
Zacisnęłam zęby ze złości. Po cholerę tu wychodziłam? Do niego? I znów wrócił strach. Boże, jestem taka głupia, skarciłam się w myślach. Trzeba być naprawdę idiotą, by zaufać komuś takiemu. Jednak wycofanie się teraz nie wchodziło w grę. Ucieczka tylko umocniłaby go w przekonaniu, że jestem tchórzliwa i można mną łatwo zmanipulować.
- Czego chcesz? - zapytałam, chowając rękę. - Po co tu przyszedłeś?
David wzruszył ramionami.
- A tak jakoś. Nudziło mi się, a ty wydawałaś się bardzo ciekawą osóbką.
Zmarszczyłam brwi. Chyba zaczęłam rozumieć. Zaplotłam ręce na piersi, również przekrzywiając głowę.
- Ciekawą... Czy bogatą? - odparłam z przekąsem. - Bo jeśli tak to muszę cię zmartwić. Nie jestem bogata, a ten naszyjnik zdobyłam od pewnej dziewczyny, która mi go dała za spłacenie długów za narkotyki.
David cicho się zaśmiał.
- Zaczynamy pyskować?
Wzruszyłam ramionami. Mężczyzna, wciąż się uśmiechając, wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Idziemy na spacer? Seks na łonie natury wydaje się ciekawszy niż tradycyjny, nie sądzisz?
Podniosłam do góry brew, spoglądając z obrzydzeniem na jego rękę. Tylko jakimś cudem powstrzymałam się, by nie odskoczyć. Teraz nie mogłam. Gdzieś z tyłu umysłu miałam nadzieję, że poprzez uchylone drzwi słychać naszą rozmowę i ktoś zaraz tu wejdzie, pomagając mi. Ale była przecież druga w nocy, wszyscy albo spali albo mieli te swoje 'narady' w salonie. Nikt nie mógł mi pomóc. Pierwszy raz musiałam poradzić sobie sama. Poczułam jednocześnie radość i strach.
- Niestety, ale mam już inne plany. Umówiłam się z paroma osobami na dziką orgię w domu One Direction. Zresztą... Nie kręci mnie rozprawiczanie ćpunów.
Z twarzy Davida znikł uśmiech, szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek, po czym wręcz rzucił na barierkę. Zacisnęłam usta, by nie jęknąć z bólu. On sam oparł się całym ciałem o mnie, tak, że nie zostawiał mi wolnej przestrzeni. Czułam jego śmierdzący oddech na swoich policzkach, ustach. Dzieliło nas parę milimetrów. Mimo strachu, spojrzałam mu w oczy, płytko oddychając. Nie mogłam okazać strachu, nie teraz.
- Spytam jeszcze raz. I lepiej byś tym razem odpowiedziała grzecznie, suko - wysyczał. - Idziemy na spacer?
I znów, jakiś niekontrolowany odruch kazał mi to zrobić - naplułam mu w twarz. W tym samym momencie poczułam strach i podziw dla samej siebie. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale chyba i tak tego nie żałowałam. Co z tego, że mógł mnie wypchnąć z tej barierki? Krzyknęła bym wtedy tak głośno, ze ktoś musiałby mnie usłyszeć.
- A ja ci odpowiem jeszcze raz - odparłam cicho i ostro. - Nie kręci mnie rozprawiczanie ćpunów.
Twarz Davida stała się czerwona ze złości, jego usta wygięły się w grymas wściekłości. Zamachnął się i... Uderzył mnie w twarz. Poczułam jak z ust zaczyna mi się lać krew. Oblizałam ją, wolno obracając głowę. Wciąż nie czułam strachu, ba, chciałam go upokorzyć jak nigdy. Pytanie czy to dobrze czy nie?
- Idziesz ze mną. I jeśli będziesz grzeczna, może nie zerżnę cię tak boleśnie, jasne, suko? - wychrypiał.
Nie odpowiedziałam, choć bardzo chciałam. Nie bałam się, ale zdawałam sobie sprawę, że on nie żartuje i naprawdę może mi coś zrobić. Nawet zabić. I chyba nie byłabym jego pierwszą ofiarą.
David odsunął się ode mnie o zaledwie parę centymetrów, po czym oplótł mnie ramieniem, dłonią zakrywając usta, a następnie... Wypchnął. Otworzyłam szeroko oczy, obiema dłońmi chwytają się jego koszulki i tym samym przytulając do mężczyzny. Gdyby nie jego ręka, krzyczałabym jak debilka. Tymczasem David w locie chwycił się gałęzi drzewna, zatrzymując upadek. Był silny, muszę przyznać. Byliśmy jakieś trzy metry nad ziemią. Chcąc nie chcąc przylgnęłam do niego, zamykając oczy - miałam lęk wysokości. Jednak już po kilku sekundach znajdowałam się na ziemi. Natychmiast odepchnęłam od siebie Davida, jednak ten od razu chwycił mnie mocno za ramię, brutalnie przyciągając do siebie. Drugą ręką zasłaniał mi usta i choć szarpałam się, nie puścił aż do wyjścia poza bramę. Boże, pomyślałam, starając się rozluźnić jego uścisk. Jeśli przeżyje, muszę powiedzieć chłopcom, by załatwili sobie lepszą ochronę. On tak po prostu sobie tu wchodził i wychodził! A oni nawet tego nie zauważyli. Boże...
Dopiero na ulicy, David mnie oswobodził, wciąż jednak trzymając moje ramię i pchając od przodu. Spojrzałam z pogardą na jego rękę.
- Serio boisz się, że ci ucieknę? - zapytałam, podnosząc brew do góry. - Serio?
David najpierw spojrzał na mnie, później na swoją dłoń, aż wreszcie puścił.
- Dziękuje - odparłam, rozmasowując sobie rękę.
Szliśmy w ciszy. Nie wiem ile, na pewno długo. Ciekawiło mnie dokąd mnie bierze i po co. Nie posiadałam przy sobie nawet grosza, więc czy nie lepiej było mnie odstawić, a wejść po prostu do pokoju i wykraść wszystko co miałam? Po cholerę gdziekolwiek mnie brał. Przelecieć mógł mnie nawet na tym balkonie, a i tak ci ochroniarze by nic nie zauważyli. Dosłownie - ślepi i głusi.
Wreszcie doszliśmy do jakiegoś klubu. Dudniała z niego muzyka i śmierdziało alkoholem, papierosami i... Nie myślcie, że jestem wulgarna, ale naprawdę śmierdziało stamtąd seksem. Serio. Zatrzymałam się, niepewna. Po co mnie tu zabrał?
- Chcesz ze mną potańczyć? - zapytałam, spoglądając na niego.
David wzruszył ramionami.
- Tak, bo przecież od zawsze pragnąłem z tobą zatańczyć - odparł z przekąsem, ciągnąc mnie w stronę wejścia.
Pokazał jakiś papierek ochroniarzowi, który natychmiast nas wpuścił. Znów zaczęłam się szarpać, lecz na marne - tylko mocniej mnie do siebie docisnął.
Panował tam okropny zaduch i ciasnota. Ciągle ktoś się o mnie ocierał, a do Davida wrzeszczeli " cześć" itp. Kobiety spoglądały na mnie ze współczuciem lub podziwem, a faceci z pożądaniem. Wszyscy ubrani byli w skąpe stroje - raz nawet zobaczyłam nagą kobietę. Zawstydzona odwróciłam wzrok, przy czym usłyszałam cichy śmiech Davida, który obejmował mnie wciąż ramieniem, prowadząc przez tłum. Wszędzie lał się alkohol, na rurach tańczyły jakieś kobiety. Pewien pijany facet wdrapał się do jednej z tancerek i zaczął się do niej dobierać. Kobieta strzeliła go w twarz, a on zatoczył się i upadł między tłum. Zrobiło mi się jej strasznie żal, zwłaszcza widząc minę owej dziewczyny. Obrzydzenie, złość, smutek i pogardę - ale do samej siebie. Najchętniej bym jej pomogła, ale nie potrafiłam, nie mogłam. Raz wyłapałam jej spojrzenie i posłałam jej współczujący uśmiech, który odwzajemniła.
Nagle David popchnął mnie na jeden ze stołku, sam przysiadając naprzeciw.
- Zacznijmy od twojego ubioru - powiedział, po czym chwycił moją sukienkę sprzątaczki, urywając materiał. Teraz zamiast do kolan, ledwo zakrywała mi pupę. Następnie zniknęły ramiona, sukienka utrzymywała się jedynie na biuście. Fartuch również został oderwany. - Teraz o wiele lepiej. Dwa. Masz zachowywać się... Naturalnie, ale jak na ten klub.
- Czyli wyzywająco? - przerwałam mu.
Kiwnął głową.
- Czyli wyzywająco - odpowiedział. - Trzy. Wypij i zjedz.
Podsunął mi pod nos kieliszek i jakąś niebieską tabletkę. Zmarszczyłam brwi, z obrzydzeniem spoglądając na obie rzeczy, po czym pokręciłam głową.
- Zjesz to po dobroci, albo sam ci to wepchnę - rzekł groźnie David.
Wreszcie, chcąc nie chcąc podniosłam tabletkę.
- Co to? - zapytałam wręcz obojętnie.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Coś, co pozwoli ci się wyluzować - odparł z uśmiechem.
Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Chcesz mnie zgwałcić, kiedy nie będę miała tego świadomości? - zapytałam.
David zaśmiał się, a ja łyknęłam tabletkę, popijając piwem. Natychmiast barman znów dolał mi do kieliszka, a ja po raz kolejny wypiłam wszystko duszkiem. Będzie co będzie, pomyślałam, okręcając się na krześle i spoglądając w tłum. I tak mam już przerąbane.
***
Nie pamiętam dokładnie co robiłam. Wiem, że dużo piłam, że nauczyłam się palić, nie krztusząc się przy tym. Wiem, że podsuwany mi najróżniejsze tabletki, które brałam bez oporów i wiem, że David najpierw przez chwilę mnie pilnował, a później zostawił. Pamiętałam, że wielu dobierało się do mnie i wiem, że im na to pozwalałam. Nie miałam nic przeciwko temu, a nawet sama do tego dążyłam. Tańczyłam na barze, to też pamiętam. Straciłam hamulce. David chyba mnie obserwował... Lecz on też nie miał co do mnie hamulców - pilnował jedynie by ktoś mnie nie przeleciał lub bym nie wpakowała siebie lub jego w kłopoty. W końcu uchodziłam tu za 'jego' sukę.
Pamiętam, że obraz zaczął mi się zamazywać już chyba po pół godzinie. Może mniej może więcej. Chłopcy bawili się mną, gadając sprośne żarty, a mi... A mi się to podobało. Zainteresowanie chłopców, ich pożądliwe ręce i usta na moim ciele. Byłam obiektem zainteresowań, o tak. Teraz się siebie za to brzydzę, lecz wtedy... Wtedy pragnęłam ich wszystkich, a oni mnie. I prawie im się tu udało.
Prawie.
________________________
Od Boddie: Długi, nawet długi ;D I mi się podoba, nawet bardzo, bardzo ^^ Nie wiem czy nie mój najlepszy :D Ale ocenę jego pozostawiam już wam ;p :D
Dobra, czytelniczkę ever już zdobyliście. czytałam dość dużo, dość dużo opowiadań o 1D, gdzie schemat był dość pospolity; mianowicie chłopak z zespołu zakochuje się w dziewczynie, jego była coś kręci, przeszkody i na końcu są razem. ale to jest coś innego, narkotyki i takie kłopoty, jak ćpanie zazwyczaj się nie pojawiają. a ja w takich lubię, niezależnie od tego kto głównych bohaterem. I teraz krytyka, która będzie mało.
OdpowiedzUsuń"krzyknęła bym" - podczas kłótni, bo ja wiem, szarpaniny z Davidem. nie pisze to się przypadkiem razem?
I będę cię wspierać', powiedziała. ' W tym najważniejszym dniu w twoim życiu, chcę być przy tobie, kotku" - ech, powtórzenia. może to celowe, ale tutaj jakoś prysł czas. czas teraźniejszy i przyszły, ale bez najmniejszej różnicy. xd
"jej, ją" - nałogowo używasz tego słowa na początku xd a no i 'niej' wyłapałam.
"Nagle w tym samym momencie, co usiadłam na łóżku" - nie lepiej "Usiadłam na łóżku, gdy"? ;p gdy wymówiłam w tym zdaniu "co", odpowiedziałam sobie "czego", więc ;d
"czyiś" - w momencie "rozbawiony głos". piszę się "czyjś".
"Nigdy nie zapomnę, nigdy." - wcisnąć między "nigdy nie" "go"?
"Jakże wspaniale" - bez "jakże" byłoby super, a i z nim jest ekstra xd
"naszyjnik" to, "naszyjnik" tamto. czyżby zaimki zjadła królicza nora?
" Fartuch również został" - wybacz, nie mogłam tego nie napisać. jedno skojarzenie. jedna myśl. "Oddaj fartucha!" XD
"hamulców","hamulce" - kolejna faza! w następnym rozdziale proszę o wyjaśnienie, czy rzeczony samochód się rozbił XD a poza tym powtórzenia, ale wam zaliczę.
Ostatni trzy "***".
pierwsze skojarzenie: party hard! XDD przepraszam, mimo ponurego nastroju opowiadania jakoś... no wiesz, jakoś... ja to mam fazy na wszystkie słowa, zwłaszcza, że moja wypowiedź ma już z kilometr.
"Pamiętam, że obraz zaczął mi się zamazywać już chyba po pół godzinie." - Mamma Mia!
Boddie, mój komentarz... ciekawe, czy przebije rozdział, aha! XD dziękować za zajęcie wieczoru w chorobie i życzę weny. xd
Cieszymy się bardzo, że spodobało Ci się opowiadanie :D A za krytykę też bardzo Ci dziękuje, bo wiem co mam źle, co mam poprawić i nad czym popracować :D Więc dziękuje Ci za wszystkie wymienione błędy :) :D A co do tego ostatniego "***".. Haha, Twój komentarz mnie w sumie rozwalił :D To odnośnie tego *** :D xD
UsuńI jeszcze raz dziękuje Ci za krytykę i rady :D <3
Coraz odważniej Ci to wychodzi! W sumie nie wiedziałam, że możliwe jest aby podobało mi się jeszcze bardziej. A jednak! Jestem pod ogromnym wrażeniem, znowu! Proszę o następny rozdział, nie każcie mi długo czekać ;)
OdpowiedzUsuń