środa, 19 grudnia 2012

[15] -Może warto poszukać czegoś innego, co będzie od dzisiaj twoim tlenem?


Gemma...

      Mocniej zacisnęłam dłonie na białej pościeli starając się pohamować wypełniające już moje oczy łzy. Nienawidziłam płakać, uważałam to za oznakę słabości, nigdy nie płakałam tak dużo jak od czasu wprowadzenia się do chłopców. Zacisnęłam usta w wąską kreskę nie chcąc zdradzić swojego istnienia. Nie spałam od dawna. Leżałam słuchając jak Zayn mi śpiewa. Nigdy nie sądziłam, że umie być tak czuły i to w stosunku do mnie. Jego głos uspokajał mnie, działał jak lek, jak odtrutka na te wszystkie skażenia w moim ciele.  Oddychałam płytko wsłuchując się w każde słowo, na szczęście leżałam plecami do chłopaka więc nie mógł widzieć tego jak powoli uchylam powieki, spod których wypływają gorzkie łzy. 
   Słysząc otwieranie się drzwi momentalnie zamknęłam oczy.
  -Co z nią?- rozniósł się po pomieszczeniu głos mojego brata. Poczułam zapach jego perfum i... papierosów? Niemożliwe... Mój idealny braciszek palił? 
   Alkohol... To też czułam. 
  Dopiero to przywołało wspomnienia. David zabrał Kaylee do ,,Samanthy''. Zapewne dała sobie wcisnąć tę tabletkę. Pewnie wypiła wszystko co jej dał. Była taka naiwna jak kiedyś ja. Pewnie powiedział, że odda naszyjnik, którego i tak już nie ma. Łapał ją na te same chwyty co kiedyś mnie. 
  Harry po nią pojechał... Przyszło mi do głowy i odetchnęłam z ulgą  wiedząc, że tu jest i jeszcze oddycha.
   -Co z nią?! Ona tu umiera, a ty chodzisz sobie na spacerek?! Czy ty myślisz?! Masz siostrę narkomankę! Jej nie można spuszczać z oka choćby na sekundę, a ty idziesz sobie na spacer... Człowieku... W jakim ty świecie żyjesz?!- wydarł się na niego mulat, ale momentalnie umilkł widząc, że obracam się w ich kierunku.
    Położyłam się na plechach po czym podciągnęłam się do pozycji siedzącej i podkuliłam kolana pod brodę, obejmując się ramionami. Harry otarł wierzchem dłoni łzy spływające po moich policzkach, a ja kołysałam się w przód i w tył. Zayn stał z zgaszoną miną przypatrując się mi w ciszy.
   -Chcę jechać do domu...- wychrypiałam nawet nie patrząc na nich. Chciałam zniknąć z ich życia, bo ja nigdy się nie wyleczę. Już zawsze będę narkomanką.
   -Jasne... Zaraz cię...- przerwałam bratu spoglądając na niego spod rzęs. Zapewne wyglądałam jak potwór z rozmazanym tuszem, który spływał razem z łzami.
   -Nie do waszego domu. Chcę do mojego domu. Zawieź mnie...- wyszeptałam tak cicho jak się dało.

***

       Rzuciłam Kay ciuchy, które dowiózł mi Louis z myślą, że trochę posiedzę w szpitalu po czym sama wcisnęłam się na tylne siedzenie.
   -Dokąd jedziemy?- spytała wystraszona szatynka. Już sobie wyobrażałam co musiała przechodzić w tym burdelu dodatkowo nic zapewne nie pamiętała. Może to i lepiej? Nie będzie musiała znać tak bolesnej prawdy. Ja niestety raz odmówiłam zażycia tabletki na ,,brak pamięci''. Tak ją właśnie nazwałam, bo pamiętałam tylko moment jak ją łykałam. Tak, raz odmówiłam i co? Dostałam po twarzy, wrzucili mnie do pokoju razem z jakimś typkiem, który miał wypchane kieszenie banknotami i kazano zarobić jak najwięcej, bo mnie nie wypuszczą. 
   Gorzej. Nie dadzą mi dawki.
   Mogli mnie mordować, ale to nic. Dla mnie to nie było ważne. Ból był tylko maską, a tak na prawdę to wewnętrzne cierpienie zabijało mnie.
  -Do domu. Do miejsca którego nienawidzę...- wychrypiałam. Pomogłam Kay się ubrać, bo dziewczyna ledwo żyłam po czym oparłam głowę o szybę i utkwiłam wzrok w Harrym. Prowadził spokojnie, wyglądał na skupionego, ale wiedziałam że w środku cały płonie ze wściekłości na mnie. Bał się, ale jednocześnie chciał się w końcu pozbyć problemu, którym byłam. 
   Wysiedliśmy powoli z auta, ja o własnych nogach za to Kay z pomocą Harry'ego. No tak, bo to ona była umierająca... Może to zabrzmi jakbym jej miała za złe coś, ale... Nie. Nie miałam. Po prostu nic się nie zmieniło. Nadal byłam niczym dla niego, bo w końcu żyję, chodzę. I co z tego, że może za sekundę dostanę szaleńczego pragnienia. To nie ważne. tak długo walczyłam o czyjąś uwagę i na nic. 
   -Witam...- wyszeptałam pod nosem do białych murów po czym wyjęłam z kieszeni kurtki klucz od domu i weszłam do środka. Sama nie wiedziałam dlaczego mnie tu ciągnęło. Może liczyłam, ze rodzice wrócili? Że przestali się mnie bać, a zaczęli bać o mnie? Weszłam do kuchni i uśmiechnęłam się pod nosem widząc kartkę, którą rzuciłam tu przed kilkoma dniami. Podniosłam go z ziemi po czym podała Kay.
   -Poczytaj sobie co nasi kochani rodzice piszą.- powiedziałam idąc dalej. Zatrzymałam się przy naszym wspólnym zdjęciu. Uważnie mu się przyjrzałam po czym uderzyłam w nie pięścią. Szkło pękło, a zdjęcie padło na ziemię. -Nienawidzę ich!- wrzasnęłam patrząc na Harry'ego. -Zostawili mnie! Jak zwykli tchórze! Uciekli od problemu! Ode mnie! Nienawidzę ich...- wymamrotałam to ostatnie pod nosem po czym jak małe dziecko wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Spojrzałam na liliowe ściany, na jasne meble i zapragnęłam wyrzucić to wszystko przez okno. Już dawno taka nie byłam... Otworzyłam laptopa i włączyłam pierwszą plotkarską stronę. Nie zwróciłam uwagi kiedy do pokoju weszła Kay z Hazzą.
   ,,Harry Styles wynosi z domu publicznego dziwkę! Czyżby coś się święciło?''. Paparazzi. Byli wszędzie, widzieli każdy krok. Zdjęcie ukazywało Harry'ego i Kaytlin pod Samanthą. Ona pół naga, okryta jego marynarką byłą chyba niczego nieświadoma, a on... Jego wściekłość na twarzy mówiła sama przez się.
  Podjechałam wyżej i co zobaczyłam?
  ,, Czyżby zła passa One Direction trwała? Zayn Malik niósł nieprzytomną dziewczynę do szpitala. Czyżby kolejna prostytutka?''. Do oczu napłynęły mi łzy. Zamknęłam laptop z trzaskiem po czym obróciłam się w stronę brata i szatynki.
  -Po co mnie urodziła? Po co urodziła taką szmatę? Nawet jak jestem nieprzytomna to jestem dziwką...- wysyczałam.

***

         Siedziałam na balkonie.Słońce było już wysoko na niebo, po czym wnioskowałam, że mamy południe. Nie widziałam jeszcze tak pięknego Londynu. Oblizałam spierzchnięte wargi czując jak pali mnie w gardle. Starałam się o tym nie myśleć. W końcu już raz wylądowałam w szpitalu przez mój nałóg. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Aron zbytnio się mną nie przejmował. Wydawało mi się nawet, że od czasu kiedy poznał prawdziwą Kaytlin nie miałam z nim kontaktu.  Zaczęłam nucić pod nosem piosenkę, którą śpiewał mi w szpitalu Zayn i właśnie w tym momencie ktoś wszedł na balkon. Kątem oka ujrzałam Zayna, który usiadł obok mnie i zabrał mi telefon. Spojrzał an wyświetlacz po czym uśmiechnął się do siebie.
   -Jednak kochasz braciszka.- powiedział pokazując mi tapetę z Harrym. Wzruszyłam tylko ramionami i oparłam głowę o barierki. - Czemu nie chcesz jechać na odwyk?- spytał patrząc mi w oczy.
   -Zayn ja nie przestanę brać... To jest dla mnie jak... Jak tlen.- powiedziałam przypominając sobie jak kiedyś muzyka była dla mnie tlenem.  
   -Może warto poszukać czegoś innego, co będzie od dzisiaj twoim tlenem?- spytał unosząc jedną brew wyżej i kierując moja twarz tak bym spojrzała w jego oczy.  
   - Pierw muszę pozbyć się tego, który zatruwa mnie, a to nie jest łatwe. Chcesz się mnie pozbyć? Dlatego mnie leczysz?- spytałam wyrywając twarz z jego dłoni i zatrzymując wzrok na jabłonce w ogrodzie.
    -Na początku tak było...Potem chciałem odpokutować swoje winy, a teraz... Teraz zależy mi na tym byś była zdrowa. Zależy mi na tobie... Na prawdę. Kiedy tylko się pojawiłaś czułem kłopoty... Czułem to jaka jesteś.- zapragnęłam powiedzieć ,,Czułeś to bo penis ci stanął?'', ale powstrzymałam się od zgryźliwej uwagi.- I nie myliłem się. Jesteś dobra, tylko złą drogę obrałaś.

______

Od Akwamaryn: Mogło być lepiej. Podoba mi się i byłby dłuższy gdyby pojawił się na niego pomysł,. którego niestety nie było już później.

1 komentarz:

  1. doczekać się nie mogłam, ot co! a czy mogło być lepiej, czy gorzej to się okaże.
    " Mocniej zacisnęłam dłonie na białej pościeli starając się pohamować wypełniające już moje oczy łzy." - zaczyna się dobrze, ale kończy... cóż. można ułożyć to zdanie składniej? można. a więc; yoda mistrz układał zdanie to xD
    i
    to tyle.
    jestem pod wrażeniem, zawsze trochę zajmowała mi krytyka, ale teraz, będąc chora już faktycznie trzeci tydzień na jakąś okropną grypę, uświadomiłam sobie, że życzenia Wesołych Świąt to za mało. życzyć takich notek! i wreszcie się okazało, czy oni mają jakieś telefony. tak się dziwiłam, jak się kontaktują ;O

    OdpowiedzUsuń